Znaleziono 0 artykułów
09.08.2023

Pojechałam sama na urlop z dzieckiem i to były najważniejsze wakacje mojego życia

09.08.2023
Fot. Getty Images

Mają dzieci, ale pracując codziennie do 17, wspólny czas nadrabiają weekendami, najczęściej cała rodziną. Wtedy jednak trudno o pogłębiony kontakt jeden na jeden. Dopiero wakacje sam na sam z dzieckiem stał się dla nich sposobem do pogłębienie więzi i wzmocnienie swojego rodzicielstwa. Wsłuchujemy się w historię Kasi i Marysi.

Wyjazd z siedmiolatką: Jak odkryć w sobie chęć zabawy

Moja córka Ola kończy właśnie 7 lat, po wakacjach idzie do szkoły, to nowe środowisko, nowa rola i nowe wyzwania. Zwłaszcza, że od jakiegoś czasu w jej życiu zachodzi sporo zmian – tata, z którym spędzała sporo czasu, wyprowadza się na Mazury i będzie widywał się z nią tylko jeden weekend w miesiącu. O pewnego czasu w naszym domu mieszka mój nowy partner, który też ma dziecko z poprzedniego związku. W tej zawierusze trudno byłoby się odnaleźć dorosłemu, a co dopiero dziecku. Wspólne wakacje wydawały się najlepszym sposobem, żeby spędzić razem wartościowy czas i sprawić, żeby poczuła się silna, kochana i bezpieczna. Był tylko jeden warunek – Ola chciała mieć mnie na wyłączność. I choć nie powiedziała tego wprost, za każdym razem, kiedy w zabawie wszczynała awanturę, bo czuła się zazdrosna, albo kiedy wieszała się na mnie, „żeby się przytulić”, mimo że była już duża, czułam, że przynajmniej na kilka dni potrzebuje mnie tylko dla siebie.

W czerwcu, zamiast wynajmować z przyjaciółmi dom wakacyjny, gdzie dzieci „będą bawić się same”, a dorośli „znajdą przestrzeń dla siebie”, spakowałam nas w jedną walizkę i kupiłam dwa bilety lotnicze. 
Tak, czułam obciążenie, bo wydawało mi się, że samodzielny wyjazd z małym dzieckiem to nie wakacje, ale wycieczka, na której trzeba planować i przewidywać. Spodziewałam się, że to, co będzie mnie pociągało, czyli szwendanie się bez celu, muzea czy dziwne regionalne potrawy, może wywołać protest: „Bleee”, „Nuda” albo najgorsze „Nie, chcę do domu”.

Byłam przygotowana logistycznie – na długą podróż zapakowałam blok i kredki, do tego audiobook z „Harrym Potterem”. Szybko jednak okazało się, że Ola po każdym rozdziale zdejmuje słuchawki, bo koniecznie chce opowiedzieć mi, co się wydarzyło. Zaczęłyśmy więc słuchać wspólnie. Nie powiem, wciągnęłam się.
Na plaży nie było leżenia plackiem – Ola oczekiwała, że pomogę jej w budowaniu zamku, że będziemy razem szukać muszelek i właściwie nie wychodzić z wody. Nagle z mamy miałam zamienić się w jej koleżankę. Okazało się, że nie umiem, przynajmniej nie tak od razu. Spinałam się, brakowało mi pomysłów, miałam gonitwę myśli w głowie, wydawało mi się, że marnuję cenny czas. „Ale właściwie czas na co?”, pytałam samą siebie. „Gdzie tym razem miałabym się teraz spieszyć i czym zajmować?” Najtrudniej było uciec przed samą sobą i nawykami.

Po jakichś dwóch dniach zaczęłam zwalniać i luzować. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz śpiewałam albo próbowałam robić gwiazdę na piasku, a Ola przypomniała mi, jakie to miłe. Program „plaża – obiad – plaża – sen”, ku mojemu zdziwieniu, okazał się wystarczający dla nas obydwu, a dodatkowa atrakcja – oceanarium, zafascynowała mnie równie mocno, jak córkę. Spędziłyśmy w nim cały dzień.
Owszem, nie miałam czasu dla siebie – na przykład na czytanie książki. Rozmowy z dorosłymi przez ten tydzień ograniczały się do powierzchownej wymiany zdań z napotkanymi ludźmi albo telefonów, ale tylko od czasu do czasu, ograniczających się zazwyczaj do: „Co słychać?” i odpowiedzi na to pytanie.
Po pewnym czasie poddałam się rytmowi bez wyznaczonych zadań, ram czasowych i poczucia, że coś powinnam. Wstawałyśmy, kiedy naprawdę byłyśmy wyspane, jadłyśmy, kiedy naprawdę doskwierał nam głód. Nasze rytmy zgrały się, przypominając mi pierwsze miesiące Oli, w których budziłyśmy się razem na karmienie, żeby po chwili zasnąć i znów obudzić się w tym samym celu rano.

Okazało się, że żadna z nas nie potrzebuje ani dodatkowych atrakcji, ani planowania. Tu i teraz było wspaniałe.
Przesypując pasek w dłoniach, wpatrywałam się w dziewczynkę, której momentami w ogóle nie poznawałam. „Jak to się stało, że ona zapamiętuje tyle szczegółów? Kiedy stała się tak podobna do mojej babci? Czy za dziesięć lat będzie chciała pojechać ze mną na takie wakacje?” – zastanawiałam się. To były najważniejsze wakacje mojego życia. Bardzo się cieszę, że udało mi się otworzyć na tak cudowny, wspólny czas.

Mama z dwunastolatkiem: Jak poznać lepiej swojego syna

Jak zwykle mieliśmy jechać na wakacje na rodzinną działkę w pełnym składzie – ja, mój maż, syn i córka. Ale na miesiąc przed wyjazdem okazało się, że ważny projekt w pracy męża przeciąga się i nie ma szans, żeby pojechał z nami. A córka znalazła w tym czasie obóz żeglarski, na który miała pojechać z paczką przyjaciół. Wyszło na to, że pierwszy tydzień wakacji na Mazurach spędzę sama z dwunastoletnim synem. Niby nic nadzwyczajnego, ale nigdy jeszcze nie pojechaliśmy razem tylko we dwoje. A działkę znaliśmy za to aż za dobrze. Patrzyłam na Janka i czułam, że nie jest zachwycony.

„To jest trudny wiek” – myślałam. „To normalne, że z rodzicami przestaje się rozmawiać, a jego granice prywatności są manifestowane zatrzaskiwaniem drzwi”. W pierwszym odruchu pomyślałam też, że zorganizuję mu jakieś towarzystwo. Zaproponowałam, żeby wziął ze sobą kolegę i to byłby dobry plan, ale kalendarze jego znajomych zostały już zapełnione. Widziałam w oczach Janka rozczarowanie i zrozumiałam, że muszę stanąć na wysokości zadania – zorganizować ten czas tak, żeby poczuł, że robimy coś razem i to nie są jakieś tam wakacje, ale wyjazd dla mnie i dla niego.
Żeby przełamać impas, powiedziałam: – Wynajmiemy kajaki. Nie było reakcji.
Druga próba: – Może zamiast siedzieć jak zwykle na miejscu, pokręcimy się po okolicy, na przykład zobaczymy Wilczy Szaniec – zaproponowałam. – OK i aquapark – odpowiedział. I okazało się, że jesteśmy w domu. Jeszcze przed wyjazdem na mapie zaczęliśmy dodawać pinezki – leśniczówka, restauracja Stara Kuźnia, niezłe miejsce na nocleg z polecenia koleżanki. Znaleźliśmy zakurzony przewodnik i dodaliśmy kolejne: piramida w Rapie, ruiny pałacu w Sztynorcie, Mosty w Stańczykach. Zrobiła się z tego trasa utkana z atrakcji. 
Żeby dobrze się przygotować, bo Janek bardzo chciał nocować w namiocie, skompletowaliśmy sprzęt. Przygotowania zajęły tydzień, ale były dobrym wstępem do wakacji. Widziałam, że jest podekscytowany, ja też cieszyłam się, że zrywam z rutyną i przekraczam jakieś granice.
Zaczynam żałować, że nie jadę z wami – usłyszałam od męża. A Janek niby żartem odpowiedział, że może zabierzemy go następnym razem. Zobaczyłam, jak nagle ze znudzonego nastolatka mój syn zmienia się w sprawczego chłopaka, który ma pomysł i zamierza go zrealizować. A ja byłam napędem tego planu.

Trudne momenty? Oczywiście były. Na przykład kiedy wsiedliśmy do samochodu, a Janek spytał, czy mam ochotę posłuchać jego muzyki. To była hip-hopowa kompilacja, której teksty wbiły mnie w podłogę. Popatrzyłam na niego, ale nic nie powiedziałam, czując, że to jakiś rodzaj testu. 
Kiedy kilka dni później, też w trakcie dłuższej jazdy autem, zaczął się otwierać i mówić o swojej szkole, spodziewałam się opowieści o zdradzonych przyjaźniach i niespełnionych miłościach, ale odkryłam u syna coś zupełnie innego – wypalenie i brak poczucia sensu. Dowiedziałam się, że stracił serce do judo, które jeszcze rok temu uwielbiał, i zaczęłam głośno zastanawiać się nad zmianą szkoły, a on szybko podchwycił pomysł.
Sama też musiałam zmierzyć się z ciekawością i pytaniami, które nie były ani oczywiste, ani wygodne – o relacje z moimi rodzicami, a jego dziadkami, o okres mojego buntu, o relację z jego tatą. 
Taka mocna rozmowa, prywatna i bezpośrednia, właściwie nie mogłaby wydarzyć się w żadnych innych warunkach, na pewno nie z resztą rodziny krążącą gdzieś w okolicy.
Bardzo się cieszę, że tego lata posypały nam się wcześniejsze plany. Bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać lepiej mojego syna.

Fot. Katarzyna Ciejka

Nowy numer „Vogue Polska Travel" jest dostępny w sprzedaży razem z podwójnym lipcowo-sierpniowym numerem „Vogue Polska". Głównym partnerem „Vogue Polska Travel"  jest Audi Polska.

Basia Czyżewska
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Pojechałam sama na urlop z dzieckiem i to były najważniejsze wakacje mojego życia
Proszę czekać..
Zamknij