Issey Miyake za jednego ze swoich mistrzów uznawał Isamu Noguchiego. Zaprojektowany przez tego rzeźbiarza Most Pokoju w Hiroszimie był dla projektanta mody rodzajem artystycznej szkoły, uświadomił mu, że design może dawać nadzieję, wyzwalać wiarę w świat, który nie będzie znał lęku przed nuklearnym zagrożeniem.
Issey Miyake urodził się w roku 1938 w Hiroszimie. Gdy 6 sierpnia 1945 r. na miasto została zrzucona amerykańska bomba atomowa Little Boy, miał siedem lat, ale pierwszy raz otwarcie opowiedział o tamtym doświadczeniu dopiero w roku 2009 na łamach „New York Timesa”. Nie chciał być przez całe życie traktowany jako ten, który ocalał z katastrofy.
Kiedy zaczynał pracę jako projektant, postanowił, że będzie tworzył modę przyszłości. Do dziś wszystkie jego projekty pozostają ściśle związane z poetyką futuryzmu. Ale wcale się nie starzeją, choć przecież nic tak szybko nie dezaktualizuje się, jak nasze wyobrażenia o kolejnych dekadach, stuleciach.
Aktualność projektów Isseya Miyakego bierze się być może stąd, że nie podporządkowywał swoich prac technologicznym snom o przyszłości, a przeciwnie – technika służyła mu zawsze budowaniu obiektów o charakterze uniwersalnym, niezwiązanych ściśle z jakąkolwiek konkretną kulturą, określonym językiem czy tradycją. Konstruowana przez niego wizja przyszłości nie odnosiła się ani do konkretnego czasu, ani miejsca.
Pomysł na taki właśnie charakter swojej pracy zaczerpnął Miyake ze sztuki. A konkretnie z twórczości podziwianego przez niego rzeźbiarza Isamu Noguchiego. Tę relację japoński projektant pokazał na wystawie „Issey Miyake & Isamu Noguchi: Arizona”, której był zarówno uczestnikiem, jak i kuratorem (zorganizowanej w roku 1997 w MIMOCA – Marugame Genichiro Inokuma Museum of Contemporary Art).
Zwrócił uwagę – nie tylko jako projektant, lecz także jako kuratory wystawy – na szczególną cechę sztuki Noguchiego – pozostaje uniwersalna, a przy tym jej twórca zanurza się w tradycji sztuki japońskiej, tak jakby oczyszczał ją z japońskości, czyli pozbawiał wszystkiego, co z perspektywy zachodniej wydaje się egzotycznie orientalne. W jaki sposób to robi? Na to pytanie dał odpowiedź Miyake, wybierając architektoniczne rzeźby Noguchiego, w których dominującą rolę odgrywa struktura fałdy czy też plisy; a podstawową techniką rzeźbiarską i artystyczną jest fałdowanie materii.
I choć zarówno idea, jak i realizacja wystawy była nieco bardziej skomplikowana, skrótowo można ją przedstawić jako zestawienie projektów Miyakego z kolekcji Arizona z lampami projektu Noguchiego z serii Akari. Jako ciekawostkę można dodać, że choć znany dziś na całym świecie design lamp Akari często umieszczany jest w kontekście sztuki origami, to bezpośrednią inspiracją dla ich form były tradycyjne lampy rybaków łowiących nocą na rzece Nagara. Przywołuję ten rybacki wątek, bo jest on doskonałym przykładem na to, jak zanurzenie się w historię i tradycję Japonii może prowadzić do uniwersalizacji formy, która – tak jak w przypadku wzoru lamp Akari – nie ma cech orientalnych ani nie stanowi bezpośredniego odwołania do japońskich motywów.
Tak czy inaczej mamy tu do czynienia z materią, której istotą są fałdy, plisy, zakładki, złożenia. Są cechą techniczną i estetycznym wzorem jednocześnie. W przypadku obu twórców plisowanie, fałdowanie, składanie i rozkładanie staje się wzorem do powielania, a nie jednostkową cechą konkretnego obiektu. Noguchi w lampach Akari i Miyake w projektach Pleats Please myślą o wzorze dającym się powielać, przetwarzać, produkować w setkach obiektów.
Swoje rzeźby w przestrzeni publicznej Isamu Noguchi nazywał architekturą nieużytkową
Kiedy w 1997 r. Miyake otwierał swoją wystawę, Isamu Noguchi nie żył już od prawie 10 lat, zmarł 30 grudnia 1988 r. w wieku 84 lat. „The New York Times” napisał wtedy, że zmarł artysta, którego prace stały się znakami rozpoznawczymi sztuki XX w. A to również dlatego, że Noguchi znany był ze swojego zamiłowania do realizacji obiektów w przestrzeni publicznej. Na jego sztukę natknąć się więc można również przypadkiem, niekoniecznie zwiedzając galerie i muzea, ale i odpoczywając na ławce w parku, załatwiając interesy w różnego rodzaju instytucjach, czekając na zielone światło na przejściu przez skrzyżowanie ulic. Swoje rzeźby w przestrzeni publicznej nazywał „architekturą nieużytkową”. Chodziło o to, by forma tych prac nie była podporządkowana użyteczności, ale jednocześnie tak się wpisywała w otoczenie, by nie stanowiła ekscentrycznej, artystycznej ingerencji, ale współtworzyła i organizowała przestrzeń.
Takie myślenie uwidacznia się na przykład w zrealizowanym w roku 1952 projekcie Mostu Pokoju w Hiroszimie. Most ten – jako obiekt o silnym znaczeniu symbolicznym, przywołuje Issey Miyake w swoim tekście napisanym dla „New York Timesa” w lipcu 2009 r., zatytułowanym „A Flash of Memory”. W nim właśnie po raz pierwszy publicznie i bezpośrednio Miyake przywołuje wspomnienia z czasów wojny. „Miałem wtedy siedem lat” – pisze Miyake. „Kiedy zamykam oczy, nadal widzę rzeczy, których nikt nigdy nie powinien doświadczyć. Oślepiający blask czerwonego światła, czarne chmury dymu zaraz po nim, tłumy biegające bezładnie we wszystkich kierunkach naraz, ludzi próbujących rozpaczliwie znaleźć jakikolwiek ratunek”.
Nigdy wcześniej chyba nie mówił o tym doświadczeniu tak otwarcie i tak osobiście. I w tej specjalnej, szczególnej i znaczącej wypowiedzi przywołuje nazwisko Isamu Noguchiego. Tym razem właśnie w kontekście Mostu Pokoju: „Gdyby prezydent Obama mógł przejść przez Most Pokoju, wzdłuż jego barierek zaprojektowanych przez amerykańsko-japońskiego rzeźbiarza Isamu Noguchiego, które przypominają o związkach Wschodu i Zachodu, a także o tym, co ludzie potrafią zrobić sobie z nienawiści, byłby to nie tylko symboliczny, lecz także realny krok w stronę zbudowania świata, który nie będzie znał lęku przed nuklearnym zagrożeniem”. Może to się wydać dziwne, ale w 2009 r., kiedy pisał swój tekst Miyake, jeszcze żaden urzędujący prezydent USA nie odwiedził Hiroszimy i nie złożył wizyty w tamtejszym Memorial Park, którego częścią jest Most Pokoju. Barack Obamazrobił to dopiero w roku 2016.
Issey Miyake nie chciał zamieniać swoich projektów w dzieła sztuki
Miyake przywołał Most Pokoju również dlatego, że jest on ważny w jego osobistej historii. Należy on bowiem do najdziwniejszego, najbardziej zaskakującego, a jednocześnie inspirującego elementu krajobrazu miasta, w jakim dorastał projektant. Most Pokoju z barierkami zaprojektowanymi przez Noguchiego jako rzeźby w publicznej przestrzeni był w swoim czasie, kiedy otaczały go jeszcze ruiny miasta, czymś w rodzaju fałdy, plisy, zakładki na materii powojennego świata. Był śladem pozostawionym przez człowieka – nie tego, który niszczy, ale tego, który tworzy. Podpisem pod nieskończonym jeszcze dziełem tworzenia świata od początku.
Zdarzało się, że tamtędy przechodził młody mieszkaniec Hiroszimy Issey Miyake, zanim jeszcze udał się do Tokio, by studiować projektowanie graficzne. Sam Miyake przyznawał później, że to właśnie Most Pokoju ze swoimi barierkami nauczył go myślenia o designie. Ten most i te barierki były jego właściwą artystyczną szkołą. To na tym moście zrozumiał, że w designie nie chodzi o znajdowanie właściwych form dla użytecznych przedmiotów i że design nie musi być opakowaniem dla funkcjonalności. Jak przeczytamy na stronie Miyake Design Studio, właśnie przechodząc przez most wzdłuż barierek Noguchiego, Miyake zdał sobie sprawę, że design może też budzić emocje, dawać nadzieję.
Barierki Noguchiego zwracały na siebie uwagę swoją formą – mocną, zdecydowaną, ciężką, rzeźbiarską. Spoczywające na moście ogromne, cylindryczne elementy zdają się pełznąć w jedną lub w drugą stronę, wizualnie go obciążając, by dopiero przy końcach wznieść się nieznacznie ku górze, nadając całej konstrukcji symboliczne znaczenia wschodu, zachodu, narodzin, śmierci, odchodzenia, pojawiania się, rozpadu i kreacji. Jednocześnie forma ta nie jest rzeźbą w przestrzeni, udającą barierki mostu, a naprawdę barierką mostu, nie odwraca się od swojej funkcji.
Issey Miyake nie chciał zamieniać swoich modowych projektów w dzieła sztuki. Przeciwnie: do końca życia deklarował, że w designie interesuje go obiekt pojmowany jako produkt. Może dlatego, gdy Steve Jobs zamówił u niego czarny golf, projektant przysłał mu ponad 100 identycznych. Niepowtarzalność nie leży bowiem w obiekcie, lecz w człowieku. Podobnie jest z jego słynnymi plisami – nie stanowią ręcznie układanych na materiale fałd, ale są nowoczesnym rozwiązaniem technicznym, dzięki któremu można identycznie plisować dowolną liczbę różnorakich form.
Przyjrzyjmy się ostatniemu pokazowi Homme Plissé, w którym według tego samego wzorca, tą samą techniką plisowany materiał tworzy statyczne formy ubraniowe harmonizujące z ruchem odzieży sportowej albo jednolite w formie minimalistyczne kostiumy noszone przez tancerzy. Te drugie wydają się stworzone do choreografii autorstwa Rachida Quramdane, który znany jest z tego, że jego tancerze chodzą po ścianach czy fruwają w powietrzu.
Na pokazie Miyakego miało się wrażenie, że ten kunszt idealnie zbiega się z kunsztem plisy, a plisowanie nie jest podporządkowane ani ubraniu, ani choreografii. Jednocześnie ani ubranie, ani taniec nie spycha plisowania – czyli designu – na drugi plan. Oglądając ten, jak się okazało, ostatni pokaz za życia Isseya Miyakego, cały czas miałem wrażenie, że powinien on się odbyć na Moście Pokoju, prowadzącym do Parku Pamięci w Hiroszimie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.