Znaleziono 0 artykułów
06.06.2018

Fabryka snów nad jeziorem Como

Błażej Żuławski

Widzisz Zero? Zdarzają się jeszcze przebłyski cywilizacji w tej jatce barbarzyńców zwanej ongiś ludzkością – mówi do swojego protegowanego, gońca hotelowego, Zero Mustafy, Monsieur Gustave, w filmie Wesa Andersona pt. „Grand Budapest Hotel”. Nigdzie indziej „przebłyski” te nie są tak widoczne, jak tu, nad brzegami Jeziora Como, w każdy ostatni weekend maja.

Co roku, w tym terminie, do równie wspaniałego, co Grand Budapest, ale w odróżnieniu od niego jak najbardziej realnego hotelu Villa D’Este zjeżdżają się kolekcjonerzy zabytkowych samochodów z całego świata, po to, by uroda ich pojazdów mogła zostać poddana ocenie publiczności oraz jurorów. Wszystko rozgrywa się podczas tzw. Konkursu Elegancji Villa D’Este (Concorso D’Eleganza Villa D’Este – org.) – najstarszego, bo rozgrywanego od 1929 roku i najbardziej prestiżowego wydarzenia tego typu na świecie. 

Barchetta – znaczy "łódeczka" – to właśnie Ferrari ukuło ten popularny termin dzięki swoim małym roadsterom (na zdj. Ferrari 212 Export Vignale) (Fot. Błażej Żuławski)

Konkurs elegancji jest terminem o tyle wartym wyjaśnienia, że w Polsce często intepretowany jest niewłaściwie. Jako rodzaj przebieranej imprezy, podczas której, dajmy na to, na co dzień handlujący wędlinami właściciel zabytkowego Lanchestera, musi dopasować swój strój do epoki z jakiej pochodzi jego samochód. Wdziewa więc przyciasny lub za duży surdut z wypożyczalni kostiumów, łapie za laseczkę oraz melonik i odgrywa rodzaj groteskowego teatru, prezentując się ad publicum obok swojego wozu. Współczesny, jak go matka zrodziła i przebrany w strój gentlemana. Stan i historia samochodu są zaś drugorzędne. Tu na szczęście takie przypadki nie występują – gwiazdami są unikatowe samochody, a gentelmani nie są przebrani, tylko autentyczni. 

Wracając do miejsca, w którym organizowane jest Concorso: swoją nazwę ten luksusowy hotel wziął od panującego nad Ferrarą rodu książęcego Estów, niejako kradnąc ją słynnej willi (oraz jej ogrodom i licznym fontannom), którą książęta zbudowali w Tivoli niedaleko Rzymu. Ową złodziejką była Karolina Brunszwicka, przyszła królowa angielska, żona Jerzego IV, która stojący nad zimnymi wodami Como pałac przemianowała z pierwotnej jego nazwy „Villa del Garovo” na „Nuova Villa D’Este” i jednocześnie na terenie urządziła sobie rezydencję, otoczoną parkiem w stylu angielskim, wraz z obowiązkowymi fontannami. Przedrostek „Nuova” został wkrótce porzucony, a w 1873 pałac przerobiono na elegancki hotel. 

4 litry pojemności, dwanaście cylindrów i 430 koni – za kierownicą identycznego Ferrari 335 Sport zginął markiz Alfonso de Portago, zabijając przy okazji 11 osób i powodując odwołanie kolejnego wyścigu Mille Miglia. (Fot. Błażej Żuławski)

Wrażenie robi tu jednak nie sama architektura, żyrandole ze szkła Murano, marmury czy cicha, lecz uważna obsługa w kremowych i szarych surdutach, a widok z okna na otaczające hotel zimne i ciemne jezioro oraz zielone góry upstrzone pięknymi willami i pałacykami, znajdujące się po drugiej stronie. Jezioro wyjątkowe – na południu pozbawione właściwie „płaskiej” linii brzegowej. Widok niesamowity, który żyjący tu w V wieku n.e. rzymski szlachcic i poeta Cassiodorus opisał jako tak piękny, że można by pomyśleć, że został stworzony wyłącznie dla przyjemności. Wtedy Como nazywało się Larius Lacus.

Jak dzieła sztuki…

W ten weekend jednak widok drewnianych motorówek Riva unoszących się na gładkiej powierzchni wody, nieba przecinanego przez romantycznie wyglądające hydroplany, musi ustąpić kształtom zaklętym w drewno, stal, aluminium i skórę. Zapach jaśminu przegrywa z wonią benzyny i oleju. Spokój dostojnego hotelu zakłócą zaproszeni zwiedzający. W tym ja, który przyjeżdżam, by uczestniczyć w tym niezwykłym festiwalu bodźców od mniej więcej dziesięciu lat. 

Gdy było nowe to Ferrari 500 Superfast kosztowało dwa razy tyle niż każde inne Ferrari z silnikiem V12 – nic w tym dziwnego, że na osiągający 270 km/h samochód mogli pozwolić sobie tylko nieliczni. Ten egzemplarz z 1965 r. należał do Petera Sellersa. (Fot. Błażej Żuławski)

Mówiąc oględnie – mamy szczęście. Nie tylko dlatego, że po okresie nieobecności (1951-1995) konkurs został wskrzeszony, ale też dlatego, że od 1999 r. organizowany jest pod patronatem marki BMW, co gwarantuje mu ciągłość istnienia i daje nadzieję na to, że będziemy przyjeżdżać tu nadal. Pomimo tego, że co roku, podobnie jak inni dziennikarze, którzy biorą udział w wydarzeniu (aktywnie bowiem to głosy publiczności, w tym nasze, decydują o przyznaniu Copa D’Oro), mam problem z tym, by je w sposób oryginalny i pełny opisać – oddając jednocześnie jego piękno, wartość historyczną i kulturotwórczą oraz niepowtarzalną atmosferę.  

Na szczęście reprezentowanie polskiej edycji „Vogue’a” zobowiązuje do narzucenia sobie określonego toku myślenia. Skupiam się więc nie na datach, modelach i nazwach karosowanych samochodów sprzed lat (dawniej, gdy jarzmo przepisów nie wiązało rąk producentom aut, nadwozia do samochodów zamawiano u tzw. Carrossiers – tak, jak szyty na miarę garnitur czy sukienkę), choć oczywiście nie da się obok nich przejść obojętnie. Staram się koncentrować na stosunku, jaki mają do nich zgromadzeni w Villa D’Este ludzie i na obrazku, jaki to wszystko tworzy razem.

Elegancki lunch podawany jest w przyhotelowym ogrodzie zimowym. (Fot. Błażej Żuławski)

Próżność, anegdoty i gwiazdy

Widzowie tłoczą się więc wokół niektórych modeli, nachylając głowy przykryte jasnymi kapeluszami Panama, wyciągając smartfony, by zrobić zdjęcie jakiegoś elementu. Na przegubach błyszczą zegarki: Audemars Piguet, Patek Phillipe, Rolex, F.P. Journe i A. Lange & Söhne (są drugim po BMW sponsorem; zwycięzca Trofeo BMW Group przyznawanego przez jury otrzymuje taki zegarek). Kapelusze, suknie, mokasyny, marynarki bez konstrukcji, Valentino, Larusmiani, Isaia Milano etc. 

Jest upał i wszyscy topimy się w naszych strojach. Ja w swojej marynarce od Marii Ceran i komplementowanych często szarych spodniach – gdyby wiedzieli, że kupiłem je w H&M… Trafiam nawet do dwóch zestawień dotyczących stylu przygotowywanych przez inne redakcje – winą obarczam zawieszkę na szyi z napisem „Vogue.pl”.

Biżuteryjnie wykonane wnętrze Ferrari 212 Export (1951 r.) z nadwoziem marki Vignale. (Fot. Błażej Żuławski)

Oprócz mnie obfotografowywani są tu także inni, bardziej na to zasługujący. Członek jury, główny projektant Apple sir Jony Ive, designer Marc Newson, który do konkursu zgłosił piękne, proste i utylitarne wyścigowe Bugatti Typ 59, czy jurorka, była modelka Yasmine Le Bon, prywatnie żona wokalisty Duran Duran, a w latach 80. jedna z najlepiej opłacanych modelek na świecie. Udaje mi się zresztą z nią chwilę porozmawiać, drugiego dnia, na schodach willi należącej niegdyś do Luchino Viscontiego – dziś znanej jako Villa Erba (lub Villa Antica). Na jej terenie odbywa się drugi, publiczny (biletowany – koszt 15 euro) dzień konkursu.

Yasmine sędziuje Concorso po raz drugi, a w innych tego typu imprezach bierze udział jako juror już od dziesięciu lat. Parę lat temu, jak kierowca Jaguara XK-120. wzięła również udział w morderczym rajdzie Mille Miglia – samochody nie mają więc dla niej tajemnic. Pytam ją, dlaczego kolekcjonowanie samochodów zabytkowych i ich używanie jest ciągle typowo męskim zajęciem (otaczają nas głównie 80-latkowie z plamami wątrobowymi na dłoniach). 

Triumph Dolomite 8 czeka na swoją kolej na wjazd przed jury. (Fot. Błażej Żuławski)

Odpowiada mi, że kobiet w tym świecie jest coraz więcej – tak samo, jak w ramach zacierania się tradycyjnie pojmowanych ról płci, coraz więcej będzie kobiet inżynierów, informatyków czy projektantów samochodowych. – Kobiety muszą po prostu dać sobie czas, by wejść do wszystkich tych męskich środowisk i kręgów zainteresowań, a nie stanie się to z dnia na dzień, bo muszą najpierw zdać sobie sprawę z tego, że w ogóle można się tymi rzeczami zajmować i być w nich równie dobrymi, co mężczyźni – mówi Le Bon. – Popatrz na przykład Concorso. W zeszłym roku byłam pierwszą kobietą jurorem w historii, w tym roku jest nas dwie, ja i Quirina Louwman (współwłaścicielka Louwman Museum, jednej z najważniejszych kolekcji samochodów zabytkowych na świecie – przyp. red).

Przedstawiam Yasmine teorię mojego przyjaciela, według której kobiety nie kochają samochodów zabytkowych, bo w głębi duszy nie są romantyczkami. Są praktyczne i dlatego nie mogą znieść kaprysów starego, niedoskonałego samochodu. Yasmine odpowiada, sprytnie odwracając perspektywę: – Wydaje mi się, że mężczyznom łatwiej jest po prostu stworzyć związek z nieożywionym przedmiotem niż zdobyć się na odwagę posiadania prawdziwych interakcji w związku i w rodzinie. Stąd stereotyp niesympatycznej pasjom męża żony, która nienawidzi auta, które on z kolei z uporem maniaka co weekend poleruje. To stereotyp, w gruncie rzeczy.

Czy mówi z własnego doświadczenia? W każdym razie trudno się z nią nie zgodzić. Ja przekażę jej odpowiedź przyjacielowi.

Samochody prezentuje publiczności nieoceniony Simon Kidston.(Fot. Błażej Żuławski)

Hollywood nad jeziorem

W tym roku tematem przewodnim konkursu jest fabryka snów. Dziwi mnie przez moment widok przechadzającego się nad jeziorem Como Charliego Chaplina, idącego pod ramię z Marylin Monroe i Audrey Hepburn. Czyżby organizatorzy przesadzili i jednak postawili na niesmaczne przebieranki? Szef archiwów BMW oraz kolekcji muzealnej marki – Manfred Grunert zapewnia mnie, że „tematy”, które od dwóch lat ma Concorso, są rodzajem eksperymentu, mającym jeszcze mocniej je odróżnić od konkurencji – takiej, jak np. konkurs w Pebble Beach. 

– To próba jeszcze bardziej kompletnej i określonej zasadami pracy kuratorskiej przy doborze zapraszanych aut – mówi Grunert. Poza tym, twierdzi też, że należy to traktować zupełnie jak włoską umiejętność improwizacji w klasycznym męskim ubiorze, sprezzaturę – niby są określone zasady, ale jednocześnie wszystko jest dozwolone. Mam się więc nie przejmować.

Posąg satyra wydaje się odporny na wdzięki tej opływowej Lancii Astury Serii III (1936 r. nadwozie marki Pinin Farina) (Fot. Błażej Żuławski)

Nie przejmuje się zatem i omijam szerokim łukiem niezrozumiałą dla mnie klasę samochodów Formuły 1, by z podziwem patrzeć na zgromadzone tu samochody gwiazd. Jest Delage’a D8-120 Cabriolet z nadwoziem Chapron, którym Gene Kelly i Nina Foch jeździli w filmie „Amerykanin w Paryżu”, Aston Martin DB5 Bonda, ze wszystkimi pokazanymi w filmie „Goldfinger” gadżetami, Cadillac 62 Coupe Ghia, którym książę Aly Khan woził swoją żonę Ritę Hayworth, BMW 507 należące niegdyś do Elvisa Presleya i najpiękniejszy z pośród tych samochodów – Ferrari 500 Superfast (Pininfarina) Petera Sellersa.

Są też inne gwiazdy. Mniej rozpoznawalne. Odrestaurowany metodą konserwatorską, czyli w gruncie rzeczy pozostający w stanie oryginalnym, wpisany na listę zabytków Światowego Dziedzictwa UNESCO – SCAT 25/35 z 1913 roku, należący do Corrado Lopresto. Biżuteryjnie wykonane Ferrari 212 Export z nadwoziem Vignale, z kolekcji Peterea Kalikowa i najdroższy samochód świata (w 1929 r.): złoty Rolls Royce Phantom z nadwoziem Brewster, zbudowany dla Nelsona Rockefellera. Samochód, który w czasach, gdy średnia roczna pensja w USA wynosiła 250 dolarów, kosztował 19 965 dolarów. 

W Villa D'Este zdarzają się też modowe wpadki… chociaż trzeba przyznać, że narzuta ta wraz z kapeluszem stanowi swojego rodzaju harmonijną, barokowo-przeładowaną całość. (Fot. Błażej Żuławski)

Na paradzie odbywającej się przed stanowiskiem jurorów stawia się też prototypowa Lancia Stratos Concept. Za kierownicą jej właściciel, teksański milioner Phillip Sarofim, obok jego dziewczyna piosenkarka Avril Lavigne. Za chwilę pojawia się też Ferrari 250 GTO – obecnie najdroższy samochód na świecie, parę dni temu podobny egzemplarz sprzedano na aukcji za 70 milionów dolarów. Ten może być warty jeszcze więcej, ze względu na nietypowe malowanie w kolory szwedzkiej flagi.

Sic Gloria Transit Mundi

Copa d’Oro wygrywa muskularna i piękna Alfa 33/2 Stradale z nadwoziem Scaglione. Jej właściciel, jeden z największych na świecie kolekcjonerów samochodów Lamborghini – Albert Speiss – swoją nagrodę odbiera… boso. Czy to szok? Chyba tak, bo Albert jeszcze nigdy w Villa D’Este nie wygrał, a wyjątkowe samochody przywozi tu co roku. Trofeo BMW zgarnia jednak inne auto. To piękne, szare Ferrari 335 Sport Scaglietti, w którym na środku maski widnieje przezroczysta, pleksiglasowa kopuła odsłaniająca wloty powietrza do sześciu podwójnych gaźników Webbera. Legendarne wyścigowe auto, które wyprodukowano tylko w czterech egzemplarzach, kupione przez obecnego właściciela trzydzieści lat temu, za cenę niezapłaconych przez poprzednika mandatów…

Właściciel Triumpha Dolomite 8 (1934 r.) odbiera gratulacje od jednego z widzów. (Fot. Błażej Żuławski)

A ja… mogę już tylko parafrazować słowa Zero Mustafy dotyczące samego Monsieur Gustava, bo po takim weekendzie czuję się, jakby mój świat dawno zniknął, na długo zanim zdążyłem się na nim pojawić.Mam jedynie nadzieję, że tak jak fikcyjny concierge umiem podtrzymywać iluzję jego istnienia i przekazać ją dalej opisem takich przebłysków cywilizacji, jak Concorso d’Eleganza Villa D’Este.

9/25W oczekiwaniu na paradę samochodów…

Proszę czekać..
Zamknij