Znaleziono 0 artykułów
12.08.2020

Premierowo na Vogue.pl: Biżuteria Maar

Kamila Wagner

Twórcy nowej marki tworzą biżuterię, która kultywuje tradycje jubilerskiego rzemiosła, a przy okazji proponuje zupełnie nową estetykę. Debiutancka kolekcja „Pomarańcze nad basenem” to 30 modeli wykonanych ze srebra próby 925 i srebra złoconego dwoma mikronami 24-karatowego złota. Istotną rolę grają tu nieregularne perły i kamienie.

Antoni Bielawski toczy pierścionki, lutuje zapięcia i oprawia niesforne kamienie – lubią się wymykać nawet z najsprawniejszych dłoni. Akcja toczy się na poddaszu zabytkowej kamienicy na warszawskiej Pradze. Rozciąga się stąd piękny widok na dachy miasta, ale częściej niż przez okno Antoni patrzy w oko ogromnej lupy na maleńkie tulejki i krążki ściśnięte pęsetą. Jubiler poprawiłby mnie, że to nie żadna zwykła lupa, a triplet z trzema różnymi soczewkami. Zamocowana na dużym stole, przypomina narzędzie tortur z minionej epoki. Antoni tłumaczy mi, że znaczną część sprzętów okazyjnie wykupił od niedawno zamkniętej pracowni z dzielnicy, resztę wyposażenia długo kompletował. Jubilerzy od lat używają takich samych klub, cajzynów i fajnagli. Zasady rzemiosła się nie zmieniły, wszystko można kupić z drugiej ręki. Kawałek po kawałku, jubilerskie machiny wciskały się w każdy wolny kąt mieszkania. Niedawno na trwałe zapanowała tu integracja życia jubilerskiego z życiem codziennym.

Agata Wojtczak, stała współpracowniczka Vogue.pl, siedzi skulona na różowej kanapie z weluru, bezpiecznie odsuniętej od jubilerskiej aparatury. Godzinami wgapia się w kartkę lub komputer. Szuka inspiracji, szkicuje formy, prowadzi księgowość, projektuje grafiki na stronę. I gasi pożary. Wybuchają średnio co pięć minut. Od początku pracy nad marką było ich wiele. Zaginione formy, braki u dostawców, źle oszlifowane kamienie – to tylko krótki fragment listy komplikacji, z którymi mierzyła się w ostatnich miesiącach. Piszę to ku przestrodze dla wszystkich, którzy jak Antonii i Agata, w obliczu globalnego kryzysu, zastanawiają się nad zmianą drogi życiowej.

Ale od początku. Poznali się na Tinderze, spotkali 5 maja 2019 r., około godziny 19, i zakochali. Wspólna pasja przerodziła się w biznes niedawno, ale sporo łączyło ich już wcześniej. Urodzili się tego samego dnia, oboje kończyli wzornictwo przemysłowe, Agata w Gdańsku, Antonii w Warszawie. Podobno minęli się nawet kiedyś na studenckim plenerze malarskim. Nie pamiętają, dlaczego wtedy nie zwrócili na siebie uwagi. Po studiach oboje rzucili projektowanie. Agata zaczęła pracować w mediach. Dla kolorowych magazynów tworzyła grafiki i kolaże, na portalach internetowych pisała teksty o modzie, stylu życia i kuchni. Antoni organizował rekwizyty na potrzeby spektakli teatralnych, tworzył scenografię do teledysków i reklam. Kiedyś do spotu Pumy musiał zrobić pierścienie z podobiznami zwierząt. Zrobił i tak mu się spodobało, że zapisał się na kurs jubilerski. Ukończył go dopiero kilka tygodni temu – pracą na oddalonych o dwa metry stanowiskach i w obliczu narodowego lockdownu. Gdyby nie pandemia, na razie na tym by się skończyło.

Agata i Antonii od dawna chcieli stworzyć coś własnego. Ale nie spieszyli się z podjęciem trudnej decyzji o założeniu własnego biznesu. Przepadali w pracy, w wolnych chwilach biegali po galeriach sztuki i po knajpach z przyjaciółmi. Prokrastynację przerwała pandemia. Zamknęli się w domu, a Agata zrezygnowała ze stałej pracy. Mieli czas, sprzęt i byli trochę pod ścianą. Uznali, że lepszego momentu nie będzie.

Siedzieliśmy zamknięci w mieszkaniu, z nikim się nie spotykaliśmy. Za oknem świeciło słońce. Tęskniliśmy za wyjazdami, smakiem owoców, wakacyjną beztroską – mówi Agata. Tę tęsknotę zaklęła w debiutancką kolekcję Maar. Jest w niej wszystko, co latem lubi najbardziej – lazur wody, błękit nieba i odcienie dojrzałych cytrusów. „Pomarańcze nad basenem”, bo tak nazywa się kolekcja, to 30 modeli wykonanych ze srebra próby 925 i srebra złoconego dwoma mikronami 24-karatowego złota. Istotną rolę grają tu nieregularne perły i kamienie. Szlifowany karneol na wisorku wygląda jak spadająca kropla wody, małe korale w gruszkowatej oprawie imitują pestki papai, a mleczne kwarce w pierścionkach przepuszczają światło. Są półtransparentne, więc nieco zmieniają kolor na opalonej skórze palców. Miejscami kolekcja oddala się od basenu i przenosi nad skandynawskie maary. To im marka zawdzięcza swoją nazwę, pierwsze litery imion założycieli to szczęśliwy zbieg okoliczności. Maary to geologiczne formy wulkaniczne. Powstałe w nich jeziora z lotu ptaka przypominają obłe kleksy. Podobny kształt mają napęczniałe zawieszki na łańcuszkach Maar. Założyciele marki, mimo kłopotów, jakie sprawiają w procesie polerowania, pieszczotliwie nazywają je „bulbaskami”. Ich kształty mają sporo wspólnego z rzeźbami nowojorskiej artystki Simone Bodmer Turner, ulubienicy Agaty. Zerkała na jej prace, gdy projektowała nausznice z połączonych ze sobą kulek i napęczniałe obrączki z zaskakującym wycięciem (tu prognozuję pierwszy sold out). Takich form nie znajdziecie w innych kolekcjach polskich marek. Założyciele Maar znaleźli niszę – robią biżuterię, która kultywuje tradycje jubilerskiego rzemiosła, a przy okazji proponuje zupełnie nową estetykę.

zdjęcia Miłka Świtalska

modelka Marcela Cierkosz

włosy i make-up Kamila Jankowska

stylizacja i scenografia Agata Wojtczak

 

8/22Poznajcie nową markę biżuteryjną Maar

Proszę czekać..
Zamknij