Znaleziono 0 artykułów
18.09.2020

Przestrzeń otwarta na zmiany

Olga Święcicka

Nową przestrzeń ujarzmiała podczas pandemii. Powoli i z rozmysłem, bo wiedziała, że wirusowa rzeczywistość będzie wymagała trwałego zadomowienia. Karolina Gruszecka, dyrektor działu mody „Vogue Polska”, swój nowy dom pokazała na aeronography.com, a nam opowiedziała o jego tworzeniu.

Mieszkania szukała ponad pół roku. Trochę już desperacko i bez nadziei. Do kamienicy przy Puławskiej trafiła po imprezie, lekko nieprzytomna, ale kiedy przekroczyła próg domu, od razu poczuła to charakterystyczne kliknięcie. Momentalnie oprzytomniała. – Mieszkanie było ciemne, zawalone antykami, z pawlaczami i gigantycznymi szafami zajmującymi przestrzeń. Na szczęście mam niebywałą wyobraźnię przestrzenną, więc od razu wiedziałam, że niewiele trzeba, żeby odzyskało swój dawny blask – mówi Karolina Gruszecka, dyrektor mody „Vogue Polska”. I faktycznie wystarczyło pozbyć się mebli, zburzyć jeden pawlacz i przenieść kuchnię do pokoju, żeby mroczne i ciemne mieszkanie pełne korytarzyków stało się przestronnym i słonecznym apartamentem. 

(Fot. dzieki uprzejmości Aeron)

– Nie jestem snobką, co wcale nie jest oczywiste w świecie mody – mówi z uśmiechem Karolina. – Kocham kupować okazyjnie. Im coś gorzej wygląda, tym bardziej mnie kręci. Nie mogłabym wprowadzić się na gotowe, bo do przestrzeni podchodzę podobnie jak do mody. Żeby coś założyć, muszę to poczuć – dodaje. Dlatego choć mieszka tu już od ponad trzech miesięcy, to nadal w pełni się nie urządziła. Kiedy na nią patrzę, mam wrażenie, że ten proces może nigdy się nie skończyć. – Jestem miłośniczką przesuwania, przestawiania i zamieniania. Nie mogłabym mieszkać w domu, gdzie meble są na stałe. Dziś pół salonu zajmuje włoski narożnik z lat 70., ale wiem, że kiedyś mogę zechcieć zastąpić go czymś innym. Starałam się stworzyć przestrzeń, którą można w miarę swobodnie aranżować – mówi.

(Fot. dzieki uprzejmości Aeron)

Główną inspiracją podczas urządzania były ukochane przez Karolinę Włochy i lata 70. Oprócz wspomnianego narożnika z epoki są też sofa w sypialni, konsoleta w salonie i krzesła w kuchni. Poza tym lampy i dwa piękne drewniane parawany, które pełnią funkcję dekoracyjną. – Wyszukiwanie mebli vintage to moje drugie ulubione hobby po leżeniu w wannie – żartuje Karolina i przyznaje, że często łączy te dwie aktywności. Łazienka to też najważniejsza przestrzeń w domu stylistki. – Uwielbiam wieczorne rytuały, domowe SPA i obkładanie się kosmetykami. Czasem śmieję się, że może powinnam pracować w dziale urody, bo mam wielką słabość do wszelkiej maści peelingów i kremików – opowiada. 
Wieczorny rytuał odbywa się w łazience wyłożonej różowym kwarcem. Szczególną uwagę zwraca kamienny zlew, który Karolina wypatrzyła gdzieś we włoskim magazynie wnętrzarskim. Zrobienie go w Polsce nie było łatwe, bo lokalni kamieniarze zajmują się głównie nagrobkami, ale w końcu udało się znaleźć specjalistę, który odtworzył wyszukane cudo. – Wyszedł wspaniale, tylko ekipa remontowa coś popsuła po drodze, bo umywalka cały czas się zatyka. W związku z tym mój wieczorny rytuał to również nieustanne wlewanie kreta – śmieje się stylistka. Przyznaje, że łazienka, choć najważniejsza, okazała się najsłabszym ogniwem. Dużo trzeba będzie w niej poprawić. Kiedyś pewnie by ją to zezłościło, ale w czasie przymusowej kwarantanny Karolina odnalazła w sobie niespotykane pokłady cierpliwości i spokoju.

(Fot. dzieki uprzejmości Aeron)

– Dawniej w miesiącu spędzałam w Polsce kilka dni. Cały czas byłam w podróży. Na sesjach, na tygodniach mody, premierach marki. Wiecznie w ruchu. Przeprowadzka do nowego mieszkania zbiegła się z lockdownem. Usiadłam na kanapie i poczułam, że teraz tak będzie wyglądała moja rzeczywistość – opowiada. Przestawienie się na tryb domowy, o dziwo, przyszło jej łatwo. Może też dlatego, że urządzając nowe mieszkanie, za cel postawiła sobie przytulność. – Lubię miękkość. Piżamki. Domowy, ciepły dres. Prowadzę bogate życie towarzyskie, ale w moim domu musi być domowo. Kanapa, kocyk, dywany i świece – wymienia Karolina, a ja dostrzegam jeszcze rośliny i owoce. Wszędzie stoją kwiaty w wazonach, w salonie rośnie wielka szeflera, a łóżko w sypialni ukryte jest za gigantycznym fikusem. Wrażenie robi też ukwiecony balkon, na który wychodzi się z sypialni. To tam Karolina spędziła znaczną część swojej kwarantanny. Leżąc na leżaku vintage i objadając się owocami, które dwa razy w tygodniu zamawia pod drzwi, przestawiała głowę na tryb „tu i teraz”. 

(Fot. dzieki uprzejmości Aeron)

Balkon to w ogóle zabawna historia. Początkowo cały miał być wyłożony kaflami lastryko. Na szczęście panowie, którzy przyszli kłaść kafle, mieli głowę na karku i szybko policzyli, że balkonowa konstrukcja nie utrzyma 750 kg kafli. Balkon został więc obłożony drewnem, a piwnica Karoliny stała się tymczasowym magazynem lastryko. – Z balkonem wiąże się jeszcze jedno marzenie. Markiza na korbkę. Od dziecka bardzo pragnęłam takiego zawijanego daszku. Panowie robotnicy dziwnie na mnie patrzyli, kiedy kazałam zamontować im najtańszy model markizy, ale ja uparłam się na tej korbce. I teraz mogę sobie ją zawijać i rozwijać. Non stop i do woli – śmieje się.
W markizie czuje się powiew włoskości. Tak jak w gigantycznym bloku, na który Karolina ma widok z salonu. Kiedy długie covidowe miesiące pracowała z kanapy, godzinami obserwowała swoich sąsiadów trzepiących dywaniki, wieszających pranie i toczących balkonowe życie. – Bardzo mnie to wciągnęło. Na widoki z piątego piętra w ogóle nie może narzekać. Blok, owszem, ale poza tym – niczym na nowojorski Central Park – roztacza się za oknami widok na park Morskie Oko. Obserwowanie go o świcie to kolejna z czynności, którą w życie Karoliny wniosła pandemia. Marzy, by dobudować mały tarasik, z którego mogłaby rano przy kawie kontemplować morze drzew. Nie wiadomo tylko, co na to konserwator zabytków.

11/11Mieszkanie Karoliny Gruszeckiej

Proszę czekać..
Zamknij