Znaleziono 0 artykułów
04.06.2019

30 lat III RP: Kultura kwitnie?

04.06.2019
Obchody rocznicowe 4 czerwca 1989 w Gdańsku (Fot. WOJCIECH STROZYK/REPORTER/EastNews)

4 czerwca – dzień symbolicznego początku wolnej Polski – nie jest w kalendarzu zaznaczony na czerwono, nie jest fetowany pokazami sztucznych ogni, nie ma też żadnych parad. Urodziny III Rzeczpospolitej obchodzi garstka ludzi.

„4 czerwca, choć tak symboliczny dla 1989 roku, nie miał kiedy zatrzymać się w kadrze” – pisze w swojej najnowszej reporterskiej książce „Można wybierać. 4 czerwca 1989” Aleksandra Boćkowska (Wydawnictwo Czarne). Pierwsze częściowo demokratyczne wybory, które uruchomiły reakcję łańcuchową, prowadzącą najpierw do powołania na stanowisko pierwszego niekomunistycznego premiera Polski, a potem upadku Muru Berlińskiego i w końcu Związku Radzieckiego, w rzeczy samej w kadrze się nie zatrzymały. 4 czerwca – dzień symbolicznego początku wolnej Polski – nie jest w kalendarzu zaznaczony na czerwono, nie jest fetowany pokazami sztucznych ogni, nie ma też żadnych parad. Urodziny III Rzeczpospolitej obchodzi garstka ludzi.

Plakat wyborczych pierwszych częściowo wolnych wyborów (Fot. Krzysztof Chojnacki/East News)

Trzydzieści lat temu rozpoczęły się nie tylko wielkie przemiany polityczne, gospodarcze i społeczne, ale także kulturalne. Centralnie zarządzane i poddane cenzurze życie artystyczne musiało się czym prędzej odnaleźć w nowej rzeczywistości. Szczególnie w pierwszych latach brakowało pieniędzy na wszystko. Jak dotować publiczny teatr, kiedy niezliczone ilości ludzi tracą pracę, wędrując na zasiłek, zwany wówczas, od nazwiska Jacka Kuronia, kuroniówką? Jak finansować galerie (to czasy, w których słowo „galeria” nie oznaczało jeszcze centrum handlowego), kiedy upadają fabryki? Balcerowiczowscy hunwejbini widzieli kulturę wyłącznie jako niepotrzebne obciążenie budżetu, a ludzi kultury jako darmozjadów. Kultura, nawiasem mówiąc, właściwie przez wszystkie rządy III RP traktowana była jako dopust boży, a ministerstwo kultury postrzegano zawsze jako bonus w transakcjach koalicyjnych. Bo co to za ministerstwo bez tysięcy podległych funkcjonariuszy, bez dziesiątek podległych spółek, bez spektakularnego budżetu? Paradoksalnie pierwszą partią, która zrozumiała jak ważny wpływ na społeczne życie ma kultura i jak ważne może być ministerstwo za nią odpowiadające, jest Prawo i Sprawiedliwość. To także pierwsza partia, która ma ministra kultury w randze wicepremiera. Oczywiście możemy tylko zapłakać nad tym, kto nim jest i co robi, ale nie możemy odmówić PiS-owi uznania polityki kulturalnej za niezwykle ważną, choć traktowaną instrumentalnie. Taka bolesna prawda.

Zaraz po przełomie 1989 roku wolna Polska kulturalnie skapitulowała. Jedną z pierwszych ofiar reform ekonomicznych został Fundusz Rozwoju Kultury. Było w tym, trzeba powiedzieć, coś symbolicznego, że młoda III Rzeczpospolita zaczyna od zlikwidowania instytucji, której zadaniem był rozwój kulturalny kraju. Politycy marzyli wtedy o prywatyzacji publicznych instytucji kultury, fanatycznie wierząc, że prywatne zawsze jest lepsze, co w europejskiej tradycji kontynentalnej jest nieporozumieniem. Żaden prywatny teatr nie wystawi „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego, bo go na to nie stać. Żadna prywatna galeria nie zorganizuje wystawy na ważny i jednocześnie kontrowersyjny temat, bo natychmiast wycofają się sponsorzy. Żadna prywatna instytucja artystyczna nie pozwoli sobie na eksperyment, bo na ekstrawagancje żadne budżety nie mają miejsca. A przecież bez eksperymentu nie ma postępu, nie tylko zresztą w kulturze.

Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku (Fot. BARTOSZ MAKOWSKI/REPORTER/EastNews)

Ważną bez wątpienia zmianą dla naszego publicznego życia kulturalnego była decentralizacja i przekazanie większości instytucji samorządom miejskim i wojewódzkim, które radziły sobie i radzą z polityką kulturalną różnie. Mamy więc w Polsce takie ośrodki, w których od lat teatrami, muzeami i innymi instytucjami rządzą dobrze umocowani politycznie lub towarzysko dyrektorzy. Mamy takie, w których od trzydziestu lat nie wydarzyło się nic ważnego. Mamy w końcu takie, które nieustannie przyciągają uwagę widzów, krytyków i mediów. Wykształciło się nam także przez te trzy dekady kilka przodujących ośrodków kulturalnych. Z pewnością najbardziej spektakularny sukces odniósł w tej dziedzinie Wrocław, który stał się w Trzeciej Rzeczpospolitej trzecim – po Warszawie i Krakowie – najważniejszym centrum polskiego życia kulturalnego (choć nie można tu nie wspomnieć o spektakularnym zniszczeniu przez dolnośląskiego marszałka i ministra kultury Teatru Polskiego).

W ostatnich latach fundamentalną rolę w funkcjonowaniu naszych publicznych instytucji kultury odegrała Unia Europejska. Po pierwsze, za sprawą ogromnych funduszy strukturalnych, dzięki którym zaczęto wiele remontów i budowy nowych obiektów. Nie byłoby bez unijnych milionów Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu, Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie, Centrum Spotkania Kultur w Lublinie, czy Filharmonii Szczecińskiej. Wymienienie wszystkiego, co zbudowano dzięki wsparciu tej strasznej, chcącej zniszczyć Polskę Brukseli, zajęłoby wiele godzin. Po drugie, życie kulturalne co najmniej kilku miast obudził konkurs na Europejską Stolicę Kultury. I mimo że ten zacny tytuł zdobył Wrocław, nie mam wątpliwości, że największymi wygranymi zostały Katowice i Lublin – najdynamiczniej w ostatnich latach rozwijające się kulturalnie miasta.

Ale piękne instytucje i wielkie festiwale to nie wszystko. Jednym w najważniejszych dzisiaj wyzwań dla naszego życia kulturalnego jest zajęcie się w końcu na poważnie pracowniczkami i pracownikami instytucji kultury, którzy należą do najgorzej opłacanych grup społecznych. Kulturą w Polsce, umówmy się, muszą zajmować się osoby szalone, bo przecież nikt normalny nie wybiera sobie drogi zawodowej, która skazuje na klepanie biedy. Dlatego oprócz kolejny Oscarów, Złotych Lwów i Nagród Bookera, oprócz nowoczesnych teatrów, muzeów i wspaniałych bibliotek, życzyłbym sobie i nam, by w czwartej dekadzie III Rzeczpospolitej polepszyło się robotnikom kultury. No i żebyśmy jednak trochę więcej czytali.    

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij