Znaleziono 0 artykułów
11.11.2018

5 książek o Polkach dla Polek

11.11.2018
Sztuka (Fot. materiały prasowe wydawnictwa WAB)

Książki opowiadające historię z perspektywy kobiet wchodzą do mainstreamu. Najciekawsze są te, które opisują życie nie bohaterek, a przeciętnych Polek. Z okazji święta niepodległości polecamy pięć pozycji obowiązkowych.  

Kobiety piszą o kobietach. Mężczyźni piszą o kobietach. Książki herstoryczne wchodzą do mainstreamu. Co lepsze księgarnie zakładają działy z książkami opisującymi historię kobiet, bo na półkach z historią Polski i powszechną zaczyna brakować na nie miejsca. Wychodzą biografie, życiorysy, spisywane są kolejne kobiece losy, jakby do piór i klawiatur dorwało się w końcu kilka roczników polskich absolwentów gender studies. Najciekawsze są jednak nie te książki, które opisują losy niezwykłych, wyjątkowych, uprzywilejowanych. Nie córek wielkich rodów. Nie tych obdarzonych nadludzką determinacją, która pomogła im pokonać dziesiątki przeszkód na drodze do zdobycia edukacji. O nich już co nieco wiemy. Najciekawsze są te książki, które opisują życie przeciętnych Polek. Ciągle mamy niewielkie pojęcie na temat tego, jak wyglądała ich codzienność.

„Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w trakcie II wojny światowej” Joanny Ostrowskiej

Okładka książki „Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w trakcie II wojny światowej” (Fot. Materiały prasowe wydawnictwa Margiinesy)

Zwieńczenie pracy naukowej trwającej kilkanaście lat. Autorka próbowała znaleźć żyjące świadkinie, czytała dokumenty w archiwach, rozmawiała z innymi badaczami zajmującymi się tą tematyką. W efekcie opisała sieć domów publicznych funkcjonujących na ziemiach polskich, z których korzystali niemieccy żołnierze, a w których wykorzystywane były kobiety. One również, choć nie walczyły na frontach, są ofiarami wojennej machiny. Autorka nie nazywa ich „prostytutkami” czy też „przymusowymi prostytutkami”. Mówi o „przymusowej pracy seksualnej”, przytacza też używane przez naukowców określenie „niewolnictwo seksualne”. Dba o język, bo on – wiadomo – kształtuje świadomość. O książce więcej tutaj.

„Brakująca połowa dziejów. Krótka historia kobiet na ziemiach polskich” Anny Kowalczyk

Okładka książki „Brakująca połowa dziejów. Krótka historia kobiet na ziemiach polskich” (Fot. Materiały prasowe wydawnictwa WAB)

Książka niemożliwa: zderzenie lekkiego, felietonowego języka z opisami nierówności, stereotypów i mitów, z którymi zmagają się kobiety, kłód rzucanych im pod nogi, a także utrwalonego przez setki lat upupiania. Kontrast przyprawia momentami o zawrót głowy. Autorka zaczyna ambitnie – od paleolitu i (jakże kuszącej) teorii pierwotnego matriarchatu, której archeologia nie może wykluczyć. Na czterystu stronach doprowadza narrację do współczesności i aktualnych zmagań Polek z prawem do legalnej aborcji. Opowiada o tym, że kobiety rzadko miały dostęp do sfery publicznej, bo brakowało im niezbędnych do tego komepetencji, czyli wykształcenia. Uświadamia, że większość kobiet w Polsce pracowała od zawsze, więc mrzonki o arkadii, w której mama zajmowała się tylko domem i dziećmi, to mrzonki li i jedynie. Przekonuje, że kobiece zakony to nie tylko przestrzenie patologii spod znaku boromeuszek czy magdalenek, ale też swoiste kobiece republiki, w których Polki mogły mieć dostęp do wiedzy, książek i czytania. O książce więcej tutaj.

„Służące do wszystkiego” Joanny Kuciel-Frydryszak

Okładka książki Służące do wszystkiego” (Fot. Materiały prasowe)

Kolejna pozycja opisująca szary los tysięcy szarych Polek. Nie Marii Skłodowskiej-Curie, nie Jadwigi Andegaweńskiej, nie Wandy Rutkiewicz, tylko tych wszystkich młodych dziewcząt, które prały, prasowały, wychowywały dzieci „państwa”, kochały i gotowały. Wszystko to za kąt do spania i niewielką wypłatę. Na służbę często trafiały w wieku 15 lat, a ich osobista wolność była bardzo ograniczona – nie mogły opuszczać domu bez zgody „pani”, wychodzić za mąż, odpoczywać, czy wyjeżdżać na urlop. I tak aż do II wojny światowej. Alternatywne losy kobiet z najniższej klasy społecznej można wyczytać także w „Alei włókniarek” Marty Madejskiej.

„Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo” Kamila Janickiego

Okładka książki „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo” (Fot. Materiały prasowe)

Bohaterkami są średniowieczne polskie królowe, które chroniły rodziny i budowały sojusze tak skutecznie, że ich postawa doprowadziła do powstania Rzeczpospolitej Obojga Narodów. To kolejna pozycja popularnego autora, który od lat pisze o kobietach, choć uparcie tytuuje je „damami”. Pisał już o „pierwszych” i „upadłych” damach II Rzeczpospolitej, a także o damach złotego wieku. Swój cykl o Polkach i ich skomplikowanych relacjach z historią rozwija także Anna Herbich. Autorka z kolei poświęca uwagę nie „damom”, lecz „dziewczynom”. Są więc „Dziewczyny z Powstania”, z Syberii, z Solidarności, z Wołynia.  Do wyboru, do koloru.

„Poczet królowych polskich” Anny Kaszuby-Dębskiej

Okładka książki „Poczet królowych polskich” (Fot. Materiały prasowe)

Wydawnictwa zrozumiały, że świadomość herstoryczna powinno się rozwijać już od przedszkola. Jakby się umówiły, zabrały się za nadrabianie zaległości i publikują książki dla dziewczynek, które mają pomóc odnaleźć wzorce, z którymi nieletnie Polki będą mogły się utożsamić. W księgarniach można znaleźć kolejne dziewuchy, podróżniczki, buntowniczki i królowe. Obowiązkowo w spódnicy. Książki mają różną wartość, ilustracje są raz lepsze, raz gorsze. Często opisują losy tych samych bohaterek. Ale są! I ciągle powstają kolejne. W świecie, w którym ciągle się zdarza, że wydawnictwa odrzucają powieści dla młodzieży z głównymi bohaterkami, argumentując, że dziewczyna-awanturnica nie ma żadnych szans w konkurencji z Harrym Potterem, to duża wartość. Na księgarskich półkach czeka na was także świeży tom Kaszuby-Dębskiej. 

Jest co czytać, ale wiele białych plam do zapisania pozostaje. Ktoś powinien w końcu pochylić się nad entuzjastkami, polskimi surfrażystkami, przodowniczkami pracy. Ciągle czekamy na polską Elenę Ferrante, która oddałaby hołd kobiecemu życiu i kobiecej przyjaźni – niełatwej, ale niezbędnej jak tlen. Czekamy też na moment, w którym określenie „literatura kobieca” będzie neutralne, a nie nacechowane pobłażaniem czy kpiną. Może się doczekamy, bo z przestrzeni publicznej zniknął już na szczeście popularny w latach 90., pogardliwy termin „literatura menstruacyjna”, który obejmował większość tego, co napisały kobiety. Powoli przyzwyczajamy się do myśli, że historia nie toczy się wyłącznie na wojnach i w gabinetach polityków, ale również w domach, kuchniach i nad łóżeczkami niemowląt. Opowieści o męskim doświadczeniu wciąż jednak uchodzą za wzorcowe, uniwersalne, a te o kobiecym za poboczne. Dopóki nie uda nam się uprzywilejować tych drugich, droga do pełnej emancypacji ciągle będzie meandryczna.

Dominika Buczak
Proszę czekać..
Zamknij