Znaleziono 0 artykułów
14.06.2019

5 spektakli, które warto zobaczyć na Malta Festival Poznań 2019

14.06.2019
„Hańba” (Fot. Bartłomiej Górniak)

Od 21 do 30 czerwca w Poznaniu potrwa najważniejszy festiwal teatralny w Polsce. Wybraliśmy performanse, spektakle i wydarzenia, które zapowiadają się na prawdziwe przeboje.

„Hańba” w reżyserii Macieja Podstawnego

„Hańba” (Fot. Bartłomiej Górniak)

Wszystkich bodaj bohaterów książek noblisty Johna Maxwella Coetzee’ego łączy wykluczenie. W przypadku jego wydanej równo 20 lat temu „Hańby” ostracyzmowi zostaje poddany profesor literatury na uniwersytecie w południowoafrykańskim Kapsztadzie, wydalony z uczelni za molestowanie seksualne swojej studentki. Próbuje zacząć nowy rozdział swego żywota, wyjeżdżając na wieś do córki. Nieuchronnie zaczyna sobie jednak zdawać sprawę, że i tu jest obcy. Narasta więc w nim poczucie totalnego wyalienowania. Jedynym wyjściem zdaje się zmiana hierarchii wartości. 

Hańbę, wędrując za znakomitym pisarzem, można interpretować różnorako: indywidualnie i szerzej – społecznie. Haniebne było zachowanie profesora, haniebny był w RPA apartheid. W gruncie rzeczy każda osoba i każde społeczeństwo noszą w sobie jakąś hańbę. Pytanie tylko, co z nią począć. Szczególnie w czasach niepokojących zmian czy po prostu wielkiego chaosu, w którym przyszło nam ostatnio żyć. Chaosu, który być może doprowadzi w końcu do upadku świata uprzywilejowanego białego heteroseksualnego mężczyzny. 

Reżyser Maciej Podstawny postanowił zająć się „Hańbą” Coetzee’ego w czasach postapokaliptycznych: po apartheidzie, po komunizmie, a nawet po kapitalizmie i terroryzmie. I przenieść nas w przyszłość, gdzieś między rozpadające się stare a jeszcze niepowstałe nowe, kiedy wszystko się zmienia i rodzi się na nowo. Tylko czy nowe będzie w końcu lepsze, piękniejsze i sprawiedliwsze? 

„Hańba” Johna Maxwella Coetzee’ego, reż. Maciej Podstawny (koprodukcja Festiwalu Malta i Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach); 27–29 czerwca, Międzynarodowe Targi Poznańskie

„It’s Going to Get Worse and Worse and Worse, My Friend”, Lisbeth Gruwez i Maarten Van Cauwenberghe

– Mimo wątpliwości co do wojennej symboliki, nie uważamy, że konflikty są same w sobie czymś złym. Jeśli narastają przyzwoicie i uczciwie, mogą być początkiem czegoś nowego i pięknego– zarówno w sztuce, jak i w życiu. Jeśli jednak brakuje im przyzwoitości, mogą się przekształcać w wojny i nie może z nich wynikać nic pięknego – uważa Lisbeth Gruwez, belgijska tancerka i choreografka, która od ponad dekady współtworzy z Maartenem Van Cauwenberghe’em duet Voetvolk (voetvolkznaczy po niderlandzku „piechota”).

Mając daleko posunięte wątpliwości co do prawdziwości tezy o przyzwoitych i uczciwych konfliktach, zaintrygowany jestem bez reszty spektaklem Voetvolk „It’s Going to Get Worse And Worse And Worse, My Friend” („Będzie coraz gorzej, i gorzej, i gorzej, mój przyjacielu”). Bazuje on na przemówieniach, które – jak wiemy z historii – są w stanie wzniecić w ludzkich sercach wiele dobra i miłości, ale także niebywałą nienawiść, nieraz prowadzącą do wojny. A gdyby tak to wszystko zatańczyć? 

„It’s Going to Get Worse and Worse and Worse, My Friend”, Lisbeth Gruwez i Maarten Van Cauwenberghe / Voetvolk; 26–27 czerwca, Centrum Kultury Zamek

„Bromance” w reżyserii Michała Przybyły i Dominika Więcka

Teatr, jak wiadomo, niektórzy widzą ogromny, ale zdarzają się też cuda najprawdziwsze, zrealizowane za niewielkie pieniądze na niewielkich scenach. To jest właśnie przykład spektaklu „Bromance”, boleśnie osobistego, ale miejscami też histerycznie zabawnego dzieła dwóch niezwykle utalentowanych tancerzy Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu – Dominika Więcka i Michała Przybyły. 

Plac Wolności (Fot. Klaudyna Schubert)

Postanowili wziąć na warsztat bromance, hasło powstałe z połączenia słów bro (odbrother,czyli brat) i romance (czyli romans). I nie chodzi tu bynajmniej o związek kazirodczy, ale bardzo silną relację między dwoma mężczyznami (niekoniecznie homoseksualnymi). Ten niezwykle interesujący konstrukt społeczny posłużył Dominikowi i Michałowi do przyjrzenia się ciągle straszącemu w Polsce potworowi gender. Aco za tym idzie, społecznym wyobrażeniom na temat tego, jak powinni się zachowywać i wyglądać (prawdziwi) mężczyźni. Okazuje się bowiem (uwaga, mały spojler!), że żaden z nich (jeden jest homo, a drugi hetero) nie pasuje do szablonu męskości.

„Bromance” to prawdziwa teatralno-taneczna błyskotka, co doprawdy nie tak znowu często się zdarza. To spektakl mądry, świetny dramaturgicznie i rewelacyjnie zagrany/zatańczony. Czego chcieć więcej?

„Bromance”, reż., choreo. i wyk. Michał Przybyła i Dominik Więcek; 23 czerwca, Scena Robocza – Centrum Rezydencji Teatralnej w Poznaniu

Plac Wolności (Fot. Klaudyna Schubert)

„Dziś są moje urodziny”

„Dziś są moje urodziny” to przygotowany specjalnie na Maltę performans, za którym swoją dwie artystki – Magda Szpecht i Weronika Pelczyńska. Postanowiły zastanowić się nad związkami między władzą, ruchem, głosem i płcią, by wyobrazić sobie alternatywę dla współczesnej, sprowadzającej się do bezwzględnej walki o władzę polityki oraz opartych na konflikcie relacji społecznych. I umówmy się, nie ma do tego lepszego miejsca niż otwarty dla wszystkich i znajdujący się w centrum Poznania plac Wolności. 

Szpecht z Pelczyńską chcą się podzielić z publicznością, a raczej współuczestnikami, bliskimi im ideami, wątpliwościami i marzeniami, zainspirowanymi głównie dwiema znanymi książkami. Pierwsza to „Kobiety i władza” Mary Beard, a druga – „Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości” Rebecki Solnit. „Nadzieja tkwi w założeniu, że nie sposób przewidzieć, co się stanie w przyszłości, i że w tej szczelinie niepewności pojawia się przestrzeń do działania. Godząc się na tę niepewność, odkrywamy, że możemy wpływać na rzeczywistość – samodzielnie bądź we współpracy z kilkudziesięcioma, a niekiedy kilkoma milionami innych osób” – pisze Solnit. Trudno się z nią nie zgodzić. 

Ta premiera zbiega się z urodzinami Weroniki Pelczyńskiej, co ma być okazją do postawienia wielu pytań także z jej osobistego punktu widzenia. Bardzo jestem ich ciekaw.

„Dziś są moje urodziny”, 30 czerwca, plac Wolności

„Masakra” w reżyserii Pawła Sakowicza

Paweł Sakowicz to dzisiaj jedno z najgorętszych nazwisk naszego taneczno-teatralnego światka (nominacji do Paszportu „Polityki” nie dostaje się przecież od tak). Można go było w ostatnich latach oglądać w kilkunastu przedsięwzięciach artystycznych – od offowych czeluści Warszawy do wielkiej sceny stołecznego Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana. Występował tam zwykle w jednej z dwóch ról: tancerza/performera lub choreografa. Teraz artysta próbuje sił w reżyserii. Wyszła z tego „Masakra”, czerpiąca z jego wieloletniego doświadczenia niegdysiejszego mistrza tańców latynoamerykańskich.

„Masakry” dokonują na parkiecie cztery tancerki – Karolina Kraczkowska, Agnieszka Kryst, Ramona Nagabczyńska i Iza Szostak, z którymi Sakowicz współpracował w rozmaitych konfiguracjach. Widzimy je na parkiecie „ukostiumione” i „utipsione”, bo przecież jest pewna określona estetyka związana z tańcami latynoamerykańskimi, od której biały Europejczyk uciec nie potrafi. I nawet nie chce, bo kojarzą mu się one z erotyczną frywolnością i wyzwolonym ciałem. I wykonuje te ruchy, nie myśląc wcale o kulturalnym zawłaszczeniu i przerobieniu nieswojej przecież kultury. Ale czy tak można? 

„Masakra”, reż. Paweł Sakowicz (produkcja Nowego Teatru w Warszawie i Art Stations Foundation w Poznaniu); 30 czerwca, Stary Browar w Poznaniu

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij