Znaleziono 0 artykułów
12.07.2022

Agata Tuszyńska: Niech nigdy nie będą sami

12.07.2022
Wiera Gran (Fot. East News)

„Ze słowa łódkę albo kamień” – napisałam przed laty. Jeszcze wtedy uprawiałam poezję i wierzyłam w dobro. Dawne czasy. Znałam już wtedy stwórczą moc rozmowy. Ufałam sile dialogu. Niszczące kamienie słów dosięgły najpierw moją bohaterkę, Wierę Gran, śpiewaczkę warszawskiego getta oskarżoną o kolaborację z Niemcami, a potem zaczęły siłą rozpędu lądować na mojej głowie. Dlatego że ośmieliłam się zmienić utartą narrację, bronić wyklętej przez mężczyzn kobiety, dać jej głos. Dostało mi się za jej winy, jakbym była za nie odpowiedzialna.

Wiera Gran, jedyna gwiazda ocalała z kawiarni Sztuka, śpiewała kilkanaście miesięcy w dzielnicy za murami. Wtedy jeszcze nieznane były dalsze plany Hitlera, mieszkańcy getta nie wiedzieli, że budowano dla nich obozy zagłady. Próbowali żyć. Byle razem, byle nie umrzeć z głodu. W getcie istniały teatry, nocne lokale, zakłady fryzjerskie i orkiestra symfoniczna. Wiera zyskała przydomek Wiera Magnes, bo na swoje występy nazywane mszą zapomnieniaściągała do Sztuki tłumy. Tłoczono się, by słuchać piosenek o miłości, tańcu, drzewach. Przywracały godność i nadzieję.

Ogromna jest siła rażenia plotki. Idzie lawinowo, wybucha echem. Piętno kolaborantki przylgnęło do niej po wojnie i ścigało ją po świecie. Bez pomocy internetu. Niebywałe, jak to się działo. W Izraelu straszono, że publiczność ubierze się w obozowe pasiaki, jeśli ośmieli się wystąpić na scenie. Bo przecież śpiewała także dla Niemców. Bojkotowano ją i demaskowano jako „gestapówkę” w Wenezueli, Anglii, Ameryce, we Francji, gdzie osiadła po opuszczeniu kraju. Gdziekolwiek ktoś miał coś przeciwko niej, zawsze przywoływał insynuacje, pomówienia, oszczerstwa. Łatwo jest rzucić kamieniem, szczególnie gdy samemu ma się coś na sumieniu. Tym łatwiej, że nie trzeba brać odpowiedzialności za własne słowa. Ciągle się zastanawiam, jak to było możliwe na taką skalę. 

Dzisiejszy świat funduje nam natychmiastowy przekaz. Informacja opublikowana w internecie ma błyskawiczną moc. Opluwanie Wiery Gran jest łatwiejsze i skuteczniejsze. Wiem, co mówię, bo walczyłam o nią. Ale zmagałam się także z innym „złym słowem”. W mojej własnej sprawie, bo przecież nie wszystkim się podobam. I w sprawach groźniejszych, bo dotyczących przyjaciół. Uderzenie w nich boli jeszcze bardziej. 

Każdemu wolno dzisiaj używać słów kamieni. Często także anonimowo. Złośliwie, paskudnie, zza węgła. Pod przybranym nazwiskiem walimy w innych, słabszych, odstających od wyobrażeń. Celujemy w tych, którzy są za albo przeciw, w zależności od układów – planet, politycznych, prywatnych, jakichkolwiek. Bez żadnych reguł gry. Każdy może bez konsekwencji dowalić każdemu i nawet zyskać poklask. Tych lub tamtych, z jednej lub drugiej kliki.

Obserwuję ostatnio kilka rozpalonych do białości afer dotyczących nadużyć władzy „samców”, jak by powiedziała Wiera Gran. Lub mężczyzn „u koryta”, wedle innej terminologii. Charyzmatycznych chamów, którym wydaje się, że wszystko im wolno. Dlaczego wolno? Bo takie było społeczne przyzwolenie? Bo zwycięzcy biali mężczyźni decydowali o losach zawodowych kobiet i innych „poddanych”, którzy mieli nieszczęście znaleźć się w strefie ich wpływów.

Wiera Gran w swym paryskim mieszkaniu, 11.11.2003 (Fot. Jerzy PLACZKIEWICZ/East News)

Głos ludu wali w jednych i drugich, gotuje się w ogniu pomówień i walki, która nikomu nie przynosi zwycięstwa. Błoto rozbryzguje się coraz bardziej. Wszyscy są uwikłani. Wypowiadają się ci, którzy wiedzą, i ci, którzy nie mają pojęcia. Z równą siłą perswazji. Z pozycji feministycznych, z pozycji dziadersów, z dołu, z góry. Lewym i prawym sierpowym. Precz z tymi, którzy naruszają zasady współżycia, precz z innymi, którzy tychże demaskują. Precz z każdym, bo każdy ma krew na rękach.

Brzydzą mnie donosiciele. Brzydzą wszystkowiedzące mądrale, którym się wydaje, że mają prawo rozstrzygnąć każdy spór. Przydałoby się trochę pokory…

Nie byłam ofiarą mobbingu. Owszem, próbowano wymusić seksualny haracz od młodej poetki, ale udało mi się wymigać siłą łokci. Łatwiej byłoby ulec, ale odmowa nie przekreśliła mojej kariery. Udało mi się nie przynależeć. Ale z konsekwencji tej wolności zdałam sobie sprawę dużo później. Dotkliwie.

Każdemu wolno walczyć o siebie. Jest walka uczciwa i ta, która posługuje się kamieniami. Celują boleśnie. Zwykle w kogoś, kto jest osobny, nie ma poparcia w grupie i idzie wbrew płynącej fali. Odkrywa prawdy trudne, wywraca sekrety, ujmuje się za dyskryminowanymi przez lata słabszymi.

Wiele wokół podobnych pojedynków. Chciałabym wierzyć, że zwyciężą poniżani i upokarzani. Nie przyłożę ręki do publicznego linczu. Nie było mnie w warszawskim getcie. Nie było na uczelniach artystycznych, gdzie podobno znieważano i krzywdzono studentów. Nie było w redakcji „Newsweeka” na cotygodniowych kolegiach, gdzie podważano prawa tolerancji i samostanowienia. Nie godzę się na brutalną dominację przemocy. Intelektualnej, emocjonalnej, każdej. Żadnej. Stoję po stronie tych, którym odbiera się głos i prawo do decydowania o sobie. Niech nigdy nie będą sami.

(Fot. Materiały prasowe)

Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W maju ukazała się jej najnowsza książka „Żongler. Romain Gary”. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 r. została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków.

Agata Tuszyńska
Proszę czekać..
Zamknij