Znaleziono 0 artykułów
24.01.2023

Agata Tuszyńska: Naprawić świat

24.01.2023
Pomnik Jana Karskiego w Warszawie (Fot. Getty Images)

Niemal dziesięć już lat na światowych scenach żyje postać kuriera Polskiego Państwa Podziemnego. Lekcję Jana Karskiego głosi amerykański aktor David Strathairn. Nie chcę się zastanawiać, dlaczego nie my wpadliśmy na ten pomysł. Chwała Ewie Junczyk-Ziomeckiej z Fundacji Edukacyjnej Jana Karskiego, która porwała się na niemożliwe. Monodram „Zapamiętaj. Świadectwo Jana Karskiego” sprowadziła zza oceanu i daje nam możliwość obejrzenia go w czterech polskich miastach, przywracając ważny głos w dyskusji o odpowiedzialności i odwadze.

Jan Karski, kurier Polskiego Państwa Podziemnego, uważał, że Holocaust to drugi pierworodny grzech historii. Chciał poinformować świat o losie Żydów pod niemiecką okupacją. Kiedy wszedł do warszawskiego getta w 1942 roku, miał 28 lat. Nie był w stanie tego zapomnieć. „Nędza, głód. Jakieś półtrupy. Nagie ciała na ulicy. Smród. Umieranie”. Ciągnęło go, żeby zobaczyć to jeszcze raz. Żeby móc o tym mówić. Znowu do getta, a potem do obozu przeładunkowego w Izbicy. Rampa. Masy ludzi. „Smród, rozpacz, krzyki”.

Wychowany w proletariackiej Łodzi, wierzył w Boga, sprawiedliwość społeczną i tolerancję. Absolwent prawa lwowskiego uniwersytetu, kursów dyplomatycznych, poliglota o fotograficznej pamięci, od początku wojny działał w ruchu oporu. Jego okupacyjne losy nadają się na scenariusz filmu sensacyjnego. Kolejne misje we Francji, w Anglii, tajne instrukcje i rozkazy, aresztowanie, gestapo, próba samobójcza, odbicie, ratunek. W sierpniu 1942 roku spotkał się z przedstawicielami Bundu i delegatami syjonistów. Na ich prośbę zajął się żydowską tragedią. To, co zobaczył na własne oczy, miał przekazać przedstawicielom rządu na uchodźstwie, aliantom i Żydom na Zachodzie.

Ani Anglicy, ani Amerykanie nie zareagowali na jego raport – tak jak wyobrażamy sobie, że powinni. Hitlerowskie Niemcy dokonały największej zbrodni w dziejach ludzkości. On sam, emisariusz, łodzianin, dyplomata, człowiek, latami żył w poczuciu, że zawiódł. A przecież zrobił wszystko, co mógł. Więcej nawet. O tym, co widział na Nalewkach i Krochmalnej, a potem na rampie, przed załadunkiem do wagonów, nie mówił nikomu przez 35 lat. Po raz pierwszy publicznie otworzył przeszłość przed Claude’em Lanzmannem, w jego filmie „Shoah”. Nie umiał powstrzymać łez. Niechętnie wszedł w rolę świadka. Sądził pewnie, że to za mało.

Czy istnieje recepta na bohatera? I dlaczego to słowo w XXI wieku nie błyszczy? Jakby wyszło z obiegu, zdewaluowało się, skarlało, znikło. Czy jedynie z powodu nachalnej narodowej propagandy? Ale ona dotyczy przeszłości. Czy nowe stulecie nie wychowuje bohaterów? I czy ich w ogóle da się wychować?

A może bohaterstwo należy do słownika wojny? Może w czasach pokoju „wystarczy być przyzwoitym”. I cóż to miałoby znaczyć innego niż nie być obojętnym. A i to wydaje się takie trudne? Trzeba zmienić perspektywę, przestać traktować siebie jako pępek świata. Nie tylko siebie, swój dom, miasto, kraj. Trzeba otworzyć oczy na drugiego człowieka. Człowieka w potrzebie. Każdego.

Jako córka ocalałej z Zagłady, znam cenę życia. Albo tylko wyobrażam sobie, że znam. Wielokrotnie rozmawiałam z tymi, którzy ratowali Żydów podczas okupacji. W odruchu solidarności ze skazanymi ofiarowywali im pomoc: schronienie, żywność, dokumenty. Opiekę, czyli życie. Nie myśleli o karze, jaka im grozi – im i ich rodzinom. Czynili dobro. Bo tak ich wychowano, bo czuli, że tak trzeba, bo nie potrafili inaczej. A po latach opowiadali o tym jak o czymś najprostszym, naturalnym, oczywistym. Bo głodnym, poniżanym, bezdomnym, ściganym należy pomagać. Sprawiedliwi wśród Narodów Świata byli moimi cichymi bohaterami od zawsze, odkąd tylko dowiedziałam o ich istnieniu. Podświadomie szukałam ich towarzystwa, jak szukałam opieki. Przy nich czułam się bezpieczna. Choć przecież w powojennej Polsce nic nie powinno mi grozić.

To Amerykanie przywieźli zza oceanu naszą Irenę Sendlerową, która podczas wojny ratowała żydowskie dzieci. Nastolatki z Kansas wystawiły o niej sztukę w swojej szkole i sprawiły, że bohaterka została zauważona na świecie. „Ocaliły ocalającą”. To ich zainteresowanie sprawiło, że tu, w jej własnym kraju, rozgorzała dyskusja o dzielności i nadziei. Legendarny kurier Jan Karski także został doceniony w Ameryce. Prezydent Barack Obama uhonorował go pośmiertnie Medalem Wolności, najwyższym amerykańskim odznaczeniem przyznawanym cywilom. Wtedy rozpoczęła działalność w Polsce Fundacja Edukacyjna Jana Karskiego, usiłująca uprawiać dziedzictwo swego patrona. Człowieka, który dobro innych stawił nad swoje własne. A wierność wyniesionym z domu zasadom stosował w czasach pogardy.

Syzyfowa praca. Szczególnie w obecnym zamęcie, tuż po panice pandemicznej, w zawierusze klimatycznej i wojennej. W czasie, kiedy rosną i upadają fortuny, kryzys goni kryzys i galopuje inflacja, w tym czasie bez złudzeń i bez litości – kto ma siłę mówić o ideałach? Głosić myśl Karskiego to znaczy szanować siebie nawzajem. Dawać lekcje uczciwości, odpowiedzialności i braterstwa. Robi to jako szefowa tej misji niemożliwej Ewa, prezeska fundacji, moja przyjaciółka. Osoba obdarzona genem prawości, której obca jest obojętność. Kobieta o duszy nauczycielki, wierząca w rozmowę, dialog, edukację. Ona wie, że człowiek jest dobry, trzeba tylko znaleźć sposób, by mu to uświadomić. Podziwiam taką wiarę i wszystko, co robi, by naprawiać świat. Niewielu znam takich Judymów.

Będę oklaskiwać wybitnego amerykańskiego aktora Davida Strathairna, który na polskich scenach wcieli się w Jana Karskiego. Wdzięczna mu, że podjął się roli budzenia uśpionych sumień. Wierząc, że przesłanie polskiego kuriera otworzy nam serca i pokaże, co jest naprawdę ważne. To nic, że nauka znowu przyjdzie z zewnątrz. Misja zostanie spełniona, jeśli choć jedna osoba zrozumie, że od niej zależy dobro. Jeśli zrobi coś, cokolwiek, coś najmniejszego, co uczyni świat lepszym. Może poda komuś rękę?

Jan Karski stał się symbolem. Nigdy o to nie zabiegał. Przeciwnie. Ukrywał przeszłość. Nie chełpił się swoją wojenną kartą, choć byłoby to naturalne i uprawnione. Został dotkliwie naznaczony. „Osmalony”, jak nazywała ocalałych Irit Amiel, poetka. Niósł żydowską tragedię przez kolejne pokolenia, on Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, który nie radził sobie z własną niemocą.

Czy skromność jest odwrotną stroną bohaterstwa? Pokora rewersem klęski czy może znakiem poczucia przyzwoitości. Odpowiedzialność – reakcją na zło czy tylko życiem w zgodzie z sumieniem. A ono, sumienie, z czego się składa? Można je nazwać sercem albo zbiorem zasad lub moralnością.

Jan Karski był człowiekiem smutnym i pełnym goryczy. Nie uratował polskich Żydów przed Zagładą. Ale próbował. Przynajmniej próbował. Jego los jest dawno zapomnianą lekcją o mocy własnych przekonań, walce o nie wbrew przeciwnościom, odwadze myśli i czynów. – Zapamiętaj – mówi ze sceny amerykański aktor. Zapamiętajmy. Może ta obudzona pamięć sprawi, że nie będziemy obojętni. Na przeszłość, której zmienić nie można. Na teraźniejszość, która się dzieje i boli. I na przyszłość, która od nas zależy.


Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W maju 2022 roku ukazała się jej książka „Żongler. Romain Gary”. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków.

Agata Tuszyńska
Proszę czekać..
Zamknij