Znaleziono 0 artykułów
09.08.2021

Akupunktura twarzy: jak spod igły

09.08.2021
Blumarine wiosna-lato 2021/Fot. Imaxtree

W medycynie chińskiej, z której wywodzi się akupunktura, wierzy się, że każdy organizm ma swoją mądrość – mówi ekspertka naturalnej pielęgnacji Anna Grela. Akupunktura pobudza mikrokrążenie, redukuje stres i przywraca równowagę. Pożądanym skutkiem ubocznym jest młody wygląd skóry.

Ale masz gładką buzię. Co sobie zrobiłaś? – spytała mnie ostatnio koleżanka, podejrzewając, że właśnie wyszłam z gabinetu medycyny estetycznej. – Byłam na igłach – odpowiedziałam, dodając szybko, że nie chodziło mi o ostrzykiwanie. Bo zrelaksowane czoło, wyprasowana lwia zmarszczka, uniesione kąciki oczu wcale nie muszą być zasługą botoksu. Coraz więcej osób decyduje się na nieinwazyjne alternatywy dla medycyny estetycznej, które zamiast dawać przerysowane efekty przywracają skórze wypoczęty, a w rezultacie młodszy wygląd. Do różnego rodzaju masaży i innych manualnych terapii twarzy dołączyła akupunktura. Do tej pory zarezerwowana dla gabinetów medycyny naturalnej teraz z powodzeniem wkracza do gabinetów kosmetycznych.

W medycynie chińskiej uważa się, że twarz, a zwłaszcza skóra, jest zwierciadłem organizmu i pokazuje jego kondycję jako całości oraz poszczególnych organów. Jeśli więc coś dzieje się nie tak, zwłaszcza z układem pokarmowym i oddechowym albo na tle stresowym, prędzej czy później odbije się to na skórze – tłumaczy kosmetolożka i ekspertka naturalnej pielęgnacji Anna Grela z salonu Warsztat Piękna. Sama zainteresowała się akupunkturą i innymi manualnymi terapiami twarzy – refleksologią, masażem płytkami gua sha i kassaji, bo brakowało jej metod, które działają prozdrowotnie i uwzględniają fizjologiczne potrzeby skóry. – Zabiegi kosmetyczne działają doraźnie i skupiają się na pielęgnacji. Ale żeby poprawić jakość skóry, trzeba zadziałać na przyczynę, nie tylko na objaw zewnętrzny – dodaje. 

Zaczęła od refleksologii, potem przyszedł czas na akupunkturę twarzy, w ramach której wykonuje zabieg znany w sieci jako „100 punktów piękności”. – Obie te techniki działają podobnie na organizm, z tym że refleksologia jest bardziej subtelna, a „100 punktów” daje spektakularne i szybkie efekty. Ale cel jest ten sam – zresetować układ nerwowy, żeby organizm mógł przejść w stan relaksu i trawienia. Chodzi więc o przywrócenie równowagi, z której wytrąca nas właśnie stres, prowadząc do zaburzeń na poziomie trawienia, ale i emocji – wyjaśnia ekspertka. I dodaje, że żyjąc w ciągłym biegu, coraz rzadziej się relaksujemy. Z czasem permanentny stres ciało zaczyna więc uznawać za normę i samo się nie rozluźnia. Tak powstają napięcia na plecach, które przechodzą na twarz i zaczynają być widoczne w postaci bruzd i zmarszczek. Ostrzykiwanie ich kwasem hialuronowym czy innym wypełniaczem zadziała doraźnie. Aby usunąć przyczynę, trzeba te napięcia rozluźnić.


Wewnętrzna mądrość

W akupunkturze kosmetycznej i tradycyjnej terapeuta pracuje na tzw. punktach bioaktywnych, które się nakłuwa. Odpowiadają one poszczególnym organom w ciele – nakłuwając okolice skroni i górę czoła, pobudza się pęcherzyk żółciowy. – Działamy na twarzy, ale skutki są odczuwalne w całym ciele. W medycynie chińskiej, z której wywodzi się akupunktura, wierzy się, że każdy organizm ma swoją mądrość, wie, które narządy są słabe, potrzebują przywrócenia równowagi i gdzie wysłać najmocniejsze impulsy – tłumaczy Anna Grela. Choć zabieg nazywa się „100 punktów piękności”, to igieł jest o połowę więcej – od 150 do 160 – w zależności od proporcji twarzy. Poza działaniem ogólnoustrojowym akupunktura zdejmuje napięcie z twarzy i pobudza mikrokrążenie. – Twarz jest wypoczęta, rozjaśniona, ma zdrowy koloryt. Jeśli ktoś ma trądzik, przestają mu się robić wypryski, cera naczynkowa pogrubia się i rozjaśnia, zmarszczki mimiczne się wygładzają, skóra się zagęszcza, a naczynka i przebarwienia stają się mniej widoczne. Ale to jest proces. Akupunktura wymaga czasu i regularności. To zabieg dla osób, które są cierpliwe i świadome swojego ciała, potrafią czytać płynące z niego sygnały. Najpierw organizm musi się oczyścić, a w kolejnym etapie poprawia się wygląd skóry Sporo zależy od kondycji organizmu i stanu wyjściowego skóry, u jednych na efekty trzeba poczekać około dwóch miesięcy, u innych wystarczą dwa-trzy zabiegi. Tak samo każdy organizm inaczej reaguje. Tuż po zabiegu jedni wyglądają na zaspanych, a nawet zmęczonych. Z kolei inni mają szeroko otwarte oczy, bo dzięki temu, że schodzi napięcie, kontury twarzy unoszą się u nich do góry – wyjaśnia Anna Grela. Na początku warto powtarzać zabiegi co 10-14 dni, a gdy zauważymy, że nasze samopoczucie się poprawia, mamy większą odporność na stres i lepiej śpimy, wystarczy jeden zabieg w miesiącu. Akupunktura sprawdzi się też w ramach regeneracji skóry po zabiegach kosmetycznych czy medycyny estetycznej. Ale należy odczekać po nich jakiś czas, żeby nie przestymulować skóry.

Nie jest to zabieg dla kobiet w ciąży, osób z aktywnym trądzikiem, atopowym zapaleniem skóry, łuszczycą, licznymi znamionami. Na akupunkturę lepiej też iść w pierwszej połowie cyklu, na pewno nie przed okresem, gdy mamy mniejszą tolerancję na ból. Skóra jest też wtedy bardziej napięta, do tego stopnia, że igły wręcz z niej wypadają. Również przy dużym stresie warto zacząć od łagodniejszej refleksologii.

Chwila bólu i błogi relaks

A jak to wygląda z technicznego punktu widzenia? – Igła jest cieniutka i wbija się ją płytko, na głębokość 3 mm. W efekcie powstaje delikatny uraz mechaniczny, który uruchamia proces naprawczy, pobudzenie kolagenu i elastyny. Skóra zaczyna produkować więcej substancji odżywczych i komórek macierzystych. Kierunek nakłucia wyznaczają tzw. meridiany, czyli punkty energetyczne. Zaczyna się od środka twarzy, potem kolejno nakłuwa się kąciki ust, punkty na nosie i pod nim, kąciki oczu, policzki i czoło – opowiada Anna Grela. Czy to boli? Jako osoba, której robi się słabo przy zastrzykach i pobraniu krwi (ale ma też pięć tatuaży), powiem: tak, ale tylko w momencie wkłucia, zwłaszcza w najbardziej wrażliwych punktach, np. nad górną wargą czy przy skrzydełkach nosa. Ale warto wziąć głęboki wdech (lepiej nie zaciskać zębów, bo w napiętą skórę igły gorzej wchodzą) i wytrzymać, bo potem cało ciało ogarnia uczucie błogiego relaksu, jak po masażu. Nawet nie wiem, kiedy mija 20 minut, które spędzam na leżance „najeżona” igłami. Po prostu odpływam. A po wyjęciu igieł na mojej skórze nie ma żadnych śladów. Może poza lekkim, zdrowym rumieńcem. Jak mówi Anna Grela, jej stałe klientki coraz częściej umawiają się na akupunkturę przed randką. Nic dziwnego – przywraca świeży wygląd, na tyle że korektor pod oczami i róż do policzków są już zbędne.

Marta Krupińska
Proszę czekać..
Zamknij