Znaleziono 0 artykułów
28.09.2022

Ana de Armas: Z twarzą Marilyn Monroe

28.09.2022
(Fot. Getty Images)

Nie mogłam się otrząsnąć – mówiła Ana de Armas po zakończeniu zdjęć do „Blondynki” Andrew Dominika. Film o Marilyn Monroe, który oglądamy na platformie Netflix, może zapewnić kubańskiej aktorce Oscara. W rolę weszła niezwykle głęboko, biorąc na barki traumy Normy Jeane Mortenson. 

Oscara najczęściej otrzymują aktorzy, którzy przeszli dla roli radykalną metamorfozę, wcielili się w postać historyczną albo zagrali osobę cierpiącą, straumatyzowaną, zmagającą się z chorobą. Ana de Armas jako Marilyn Monroe w „Blondynce” Andrew Dominika na podstawie nominowanej do Pulitzera książki Joyce Carol Oates sprzed 20 lat spełnia wszystkie trzy wymogi naraz. Kubanka o oliwkowej karnacji, z policzkami upstrzonymi piegami, o prostych, ciemnych włosach przeobraziła się w platynową seksbombę. Jej bohaterka to jednocześnie Marilyn Monroe, którą znamy z kina, tytułowa blondynka z onirycznej powieści, emanująca optymizmem gwiazda, którą wymyśliła nieszczęśliwa, samotna, zagubiona dziewczyna – Norma Jeane Mortenson. Cierpiała na depresję, uzależniła się od leków, tęskniła za ojcem, którego nigdy nie znała, i matką, która większą część życia spędziła w szpitalach psychiatrycznych. 

W Wenecji w 2022 roku (Fot. Getty Images)

Ile w Anie de Armas prawdziwej Marilyn Monroe?

Ból, brak, żałobę de Armas zrozumiała, gdy niedawno odszedł jej ukochany ojciec. A cienie sławy – nadmierne zainteresowanie mediów życiem prywatnym – doprowadziło ją do ucieczki z Los Angeles. Przeprowadziła się do Nowego Jorku po rozstaniu z Benem Affleckiem, którego poznała na planie zmiażdżonej przez krytyków „Głębokiej wody”. Krótki, ale głośny, romans z gwiazdorem nie zaszkodził wizerunkowi de Armas, ale pokazał jej, czego nie chce. Szczęście odnalazła już nie u boku kolegi z planu, ale u menedżera wysokiego szczebla w Tinderze, Paula Boukadakisa, który wspierał ją podczas festiwalu w Wenecji, gdzie premierę „Blondynki” nagrodzono trwającą czternaście minut owacją na stojąco. 

Poza tym życie Any w niczym nie przypomina losów Monroe – szukanie na siłę paraleli, utożsamienie aktorki z postacią, zrównywanie doświadczeń tylko wschodzącej gwieździe kina szkodzi. Wystarczy, że „immersja”, jak twierdzi de Armas, dokonała się na planie. Reżyser Andrew Dominik mówi, że czekał na kogoś takiego jak Ana. O realizacji filmu na podstawie „Blondynki” marzył przez dziesięć lat. Jego opus magnum nie dość, że trwa prawie trzy godziny, łączy jawę ze snem i próbuje uchwycić istotę jednej z najsławniejszych kobiet wszech czasów, to jeszcze ma ambicję oddać amerykańską mentalność połowy minionego wieku, przeanalizować rolę kobiet w społeczeństwie i przyjrzeć się patriarchalnym strukturom panującym w przemyśle filmowym. Ogromny ciężar gatunkowy lżejszym czyni Ana. Bez niej „Blondynka” skierowana tylko do widzów dorosłych pewnie ocierałaby się niejednokrotnie o kicz, pornografię przemocy, telenowelę. De Armas ratuje „Blondynkę”, Marilyn Monroe i siebie. Udało jej się w Normie Jeane, którą z początku rozumiała lepiej niż wykreowany wizerunek, dostrzec to, co pierwsi widzowie filmów z boską blondynką. Zobaczyła światło, które tliło się w Monroe, nawet gdy przeżywała tragedie: aborcje, gwałty, rozwody. 

Ana de Armas: Urodzona gwiazda 

– Marilyn kochała kino. Zupełnie tak jak ja. Jej nie pozwolono w pełni rozwinąć możliwości, ale i tak uwielbiała swoją pracę – mówiła de Armas w wywiadzie dla „Variety”. Kubanka od najmłodszych lat wiedziała, że będzie występować na scenie i przed kamerą. Córka urzędników wczesne dzieciństwo spędziła na wspinaniu się po drzewach i latarniach, pływaniu i bieganiu po plaży. Wychowała się trochę w Hawanie, a trochę w mniejszej nadmorskiej miejscowości. Urodzona w 1988 roku w odizolowanym od świata kraju, nie miała za dużego dostępu do popkultury. Sięgała więc po Szekspira, którego wystawiała ze szkolną trupą teatralną. Wiedziona ambicją, dostała się do teatru narodowego w Hawanie, gdzie przez cztery lata uczyła się aktorstwa. Jako uczennica zadebiutowała na ekranie w „Una rosa de Francia” z 2006 roku, co nie spodobało się wykładowcom. Po uzyskaniu pełnoletności wykorzystała swoje hiszpańskie pochodzenie (dziadkowie ze strony matki wyemigrowali na Kubę z Hiszpanii), by przenieść się do Madrytu. Europa była jej obca, Anę uratowała znajomość hiszpańskiego, a talent uczynił gwiazdą. Przez trzy lata grała jedną z głównych ról w przypominającym „Buffy, postrach wampirów” tasiemcu „El Internado” – o liceum, w którym wciąż przydarza się coś nieprzewidzianego. W Hiszpanii wyszła za mąż za aktora Marca Cloteta, ale związek nie przetrwał próby czasu – Ana chciała czegoś więcej. 

W 2009 roku w Madrycie (Fot. Getty Images)
W Cannes (Fot. Getty Images)

Stabilna pozycja – finansowa i zawodowa – Anie nie wystarczyła. Poleciała do Nowego Jorku uczyć się angielskiego, potem zatrudniła agenta i postanowiła rozpocząć karierę w Hollywood. Na pierwsze castingi uczyła się scenariusza fonetycznie. W 2015 roku de Armas pojawiła się u boku Keanu Reevesa w horrorze „Kto tam?”. Fani ambitniejszego kina dostrzegli Kubankę dwa lata później, gdy w peruce blond, upodabniającej ją do Marilyn, zagrała hologram, dziewczynę Ryana Goslinga w „Blade Runner 2049”. Główną rolę dostała w przebojowym „Na noże” z 2019 roku. Z początku nie chciała przyjąć roli Marty, opisanej jako „latynoska pomoc domowa”. Okazało się, że w postaci nie ma nic schematycznego. Z tej produkcji trafiła do netfliksowej superprodukcji „Gray Man”, została dziewczyną Bonda, Palomą, w „Nie czas umierać” i, oczywiście, Marilyn Monroe. Po „Blondynce” Ana może wszystko – na razie przyjęła rolę w filmie „Ghosted” dla Apple TV+, kolejnej po „Na noże” i „Gray Manie” produkcji, w której weźmie udział u boku kumpla, Chrisa Evansa. 

 

Ale wygląda na to, że od Marilyn Ana tak szybko się nie uwolni. Na grobie MM zostawiła razem z ekipą karteczkę z prośbą o „zgodę” na kręcenie filmu. Na weneckim czerwonym dywanie pokazała się w różowej sukni Louis Vuitton, nowoczesnej interpretacji kultowej kreacji z filmu „Mężczyźni wolą blondynki”. Zna na pamięć każde z kilkuset zdjęć MM, które Dominik przeglądał podczas pracy. Na niektórych kadrach z filmu trudno de Armas od Marilyn odróżnić. Jakby w hołdzie dawnej gwieździe powstał jej żywy hologram. De Armas przyznaje się też do obaw związanych z nagimi scenami. – Będą krążyć po internecie. Obrzydza mnie to – mówiła w wywiadzie. Tak jak Monroe ponad pół wieku temu, piękna, zdolna i zakochana w kinie aktorka musi się bowiem wciąż mierzyć z szowinizmem. – Chciałam, żeby powstał feministyczny film – podkreśla. 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij