Znaleziono 0 artykułów
29.08.2020

André Leon Talley o tajemnicach świata mody

29.08.2020
Fot. Wiese/Wiese, East News

Jeden z najbardziej wpływowych redaktorów w historii mody w autobiografii „Szyfonowe trencze” opowiadał nieznane dotychczas historie branży. Jaki naprawdę był Karl Lagerfeld? Co pił Yves Saint Laurent? Jak od środka wyglądały złote lata 70.? To barwna i szczera opowieść.

„Przeżyłem w szyfonowych trenczach” – pisze André Leon Talley. Klasyczny płaszcz uznawany za mundurek branży mody był w latach 40. XX w. częścią wojskowego uniformu brytyjskiej armii. Były dyrektor kreatywny amerykańskiego „Vogue’a” przyznaje, że w życiu stoczył wiele bitew. Przegrane sprawiały, że był bardziej zdeterminowany.

Balzac w pudrowym pokoju

Młody André, wychowany przez babcię w Durham, w Północnej Karolinie, w czasach segregacji rasowej, zawsze był trochę inny, trochę bardziej wrażliwy. Zamiast, jak koledzy, bawić się na podwórku i grać w baseball, zdecydowanie wolał, zamknięty w pudrowo-różowym pokoju, zaczytywać się w Gustavie Flaubercie i Honoriuszu Balzacu. Był ciekawski, lubił uczyć się nowych rzeczy i kochał poznawać ludzi. Fascynowała go Jackie Kennedy (nie wiedział, że w przyszłości zaprzyjaźni się z jej siostrą), zaczytywał się w amerykańskim „Vogue’u”. Zachwycał go świat dobrego stylu, luksusu i glamouru.

Z modelką Amber Valettą w Vogueu, 2004 rok (Fot. Arthur Elgort, Getty Images)

Oczytany i inteligentny otrzymał stypendium, by skończyć studia magisterskie na Uniwersytecie Browna. Naturalnie, jak na frankofila przystało, studiował romanistykę. Chciał zostać nauczycielem języka francuskiego. Na studiach wyróżniał się stylem – malował oczy jak Diana Vreeland  i nosił ubrania, które przyciągnęły uwagę zamożnych studentów z pobliskiej Rhode Island School of Design. Nowi przyjaciele zaprosili go do Nowego Jorku na Coty Fashion Awards. Tam redaktorka mody Carrie Donovan powiedziała mu: „Jeśli chcesz pracować w modzie, musisz przyjechać do Nowego Jorku”.

W 2014 roku (Fot. Jamie McCarthy/WireImage, Getty Images)

To zależy od ciebie, Nowy Jorku

Talley rzucił studia doktoranckie na Brown’s i przeprowadził się do amerykańskiej stolicy mody. Dzięki kontaktom przyjaciół zaczepił się jako stażysta w Metropolitan Museum of Art, pracował tam u boku Diany Vreeland. Redaktorka od razu zauważyła jego talent i namawiała, by został w Nowym Jorku. Nawet jeśli na początku miałby spać na podłodze u znajomych i żywić się pozostawionym w mieszkaniu syropem czekoladowym. Vreeland mówiła o nim wszystkim znajomym i zabierała na najbardziej prestiżowe przyjęcia. Na jednym z nich poznał prawą rękę Andy’ego Warhola, Freda Hughesa. Ten zapytał: – André, myślisz, że mógłbyś przyjść do Factory spotkać się z Andym? Diana Vreeland mówi, że powinniśmy cię zatrudnić.

Parę dni później był już asystentem w redakcji założonego przez Warhola magazynu „Interview”.

Świat na wyciągnięcie ręki

Talley łatwo nawiązywał znajomości – był przyjacielski, szczery i otwarty. Warhol polubił go od razu i wspólnie korzystali z nowojorskiego nocnego życia. Codziennie poznawał osobistości ze świata mody i kultury. Od Karoliny, księżniczki Monako, po Grace Jones. Do rana tańczył w Studio 54 z Dianą Ross, a z Biancą Jagger cicho skradał się do garderoby, próbując nie zbudzić śpiącego Micka. Z Andym wszystko było na wyciągnięcie ręki. Słynny artysta, podobnie jak Vreeland, dostrzegł talent i wiedzę André. Podobało mu się jego lekkie pióro, więc zlecił mu wywiad z Karlem Lagerfeldem – projektantem, który akurat wywindował Chloé. Tak André poznał wieloletniego przyjaciela. Połączyła ich miłość do historii francuskiej monarchii, szczególnie XVIII w. „Po rozmowie piliśmy herbatę. Wszystko było takie eleganckie. Później, szepcząc, Karl poprosił mnie, bym poszedł za nim do jego prywatnej sypialni. Andy uśmiechał się szeroko, ale też odrobinę nieśmiało, jakby nie mógł sobie wyobrazić, o co chodzi. Ja też się uśmiechałem, nerwowo. Ja potrafiłem to sobie wyobrazić, ale robiłem wszystko, by tych myśli do siebie nie dopuścić” – wspomina Talley. Karl tymczasem chciał mu sprezentować swoje koszule, które jego zdaniem doskonale pasowały do oryginalnego stylu młodego dziennikarza. Taki był – uwielbiał obsypywać swoich przyjaciół prezentami i przywilejami. Ważnych dla siebie gości ściągał na pokazy (później także Chanel) concorde’ami. Wszystko co dawał, mogło być jednak odebrane, więc lepiej było się do tych podarunków nie przywiązywać. Z niejasnych przyczyn potrafił też zerwać wieloletnią przyjaźń. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, by Karl skreślał przyjaciela. Z André przyjaźnił się przez 40 lat, dopóki ten nie poprosił go o pomoc w zorganizowaniu pośmiertnej wystawy Debory Turbeville, fotografki ściśle współpracującej z Chanel. „Karl Lagerfeld nigdy więcej nie szukał ze mną kontaktu. Chanel usunęło mnie z listy gości swoich pokazów i wykreśliło z listy osób, które otrzymywały świąteczne prezenty. Czy tęskniłem za Karlem Lagerfeldem? Tak”.

Z Karlem Lagerfeldem w 1979 roku (Fot. Guy Marineau/Starface, East News)

Król Paryża

Po ośmiu miesiącach pracy dla „Interview” Talley dostał telefon z „Women’s Wear Daily”, prestiżowego i potężnego magazynu mody. Jako ich nowy redaktor mody i akcesoriów miał za zadanie pisać o kolekcjach i najciekawszych przyjęciach branży. Tam poznał kolejne ważne osoby – Diane von Furstenberg, Oscara de la Rentę, Valentino, Yvesa Saint Laurenta, Loulou de la Falaise czy Betty Catroux, która zdradziła Talleyowi, że Coco Chanel „była żmiją, wredną żmiją. Yves też był wredny, dwoje dyktatorów mody, dla których wszyscy inni byli ohydni”.

Z Anną Wintour na gali MET (fot. Getty Images)

Po trzech latach Talley dostał ofertę bycia paryskim redaktorem WWD. Francja? Centrum światowej mody? Od razu spakował walizki. Przez kilka lat był świadkiem historii mody. Zasiadał w pierwszych rzędach najpiękniejszych pokazów prêt-à-porter i haute couture lat 70., w czasach nieograniczonych budżetów. Wieczorami chodził na przyjęcia, poznawał czołowych twórców mody i kultury. Po nocach spisywał wszystko na maszynie i faksem przesyłał do Nowego Jorku.

Relacjonował najbardziej elitarne przyjęcia. O ślubie Palomy Picasso i Rafaela Lopeza-Sancheza dowiedział się jako pierwszy. Na weselu każdy wyglądał wyjątkowo. André założył sprezentowany przez Valentino garnitur. Nikt jednak nie przebił Anny Piaggi , która wkroczyła w pożyczonym z operowego przedstawienia niklowanym hełmie, udekorowanym piórami i srebrnej sukni balowej z 1919 r. Tak obszernej, że zapaliła się od ustawionych w pomieszczeniu świec. „You’re on fire!” (ang. „płoniesz”, ale też „idziesz jak burza”) – krzyczeli goście, a ona myślała, że zachwycają się jej kreacją.

Okładka książki Talleya (Fot. materiały prasowe)
 

André był w centrum wszystkiego i wkrótce otrzymał przydomek króla Paryża. Miał dobre podejście do ludzi, dzięki czemu udało mu się utrzymać przyjaźń z Karlem, mimo że kolegował się z osobami, których Lagerfeld nie lubił. Z Yves Saint Laurentem spędził niejedną, zakrapianą wódką noc w paryskich klubach.

Witamy w „Vogue’u”

– André, krążą plotki, że byłeś w łóżku każdego projektanta w Paryżu. To się musi skończyć – usłyszał na zebraniu redakcji od jednego ze swoich przełożonych w „WWD”. Oskarżenie o rasistowskim zabarwieniu było absolutnym kłamstwem i zniewagą. Talley w kwestiach intymnych miał problemy i nie potrafił się do nikogo zbliżyć. Jako dziecko był wykorzystywany seksualnie przez starszych od siebie chłopców i mężczyzn z sąsiedztwa. Nie miał wyboru, po tym, co usłyszał, musiał zrezygnować z WWD.

Przez parę lat pracował jak freelancer, wciąż utrzymując przyjaźnie z projektantami. Był u boku Lagerfelda w 1982 r., gdy ogłoszono, że na nowo otwierany będzie dom mody Chanel, a za jego sterami stanie Karl. Parę miesięcy później zadzwoniła do niego redaktor naczelna amerykańskiego „Vogue’a” Grace Mirabella. „Witamy w >>Vogue<<. Cieszę się, że będziemy razem pracować. Anna Wintour” – widniało na kartce, którą otrzymał parę godzin po rozmowie o pracę. Wintour była wtedy dyrektor kreatywną magazynu.

Na tygodniu mody w Nowym Jorku, 1995 rok (Fot. Catherine McGann , Getty Images)

W szeregach biblii mody

Talley pracował na etacie w „Vogue’u” 12 lat. Najpierw pod rządami Grace Mirabelli, później jako dyrektor kreatywny za czasów Anny Wintour. „Kiedy jesteś związany z „Vogiem”, jesteś związany z najlepszym zespołem w świecie mody” – podkreśla w „Szyfonowych trenczach”. Teraz nie było rzeczy niemożliwych. Dla Anny Wintour nie było pomysłów zbyt szalonych i budżetów zbyt wysokich. Ograniczeniem mogła być jedynie wyobraźnia.

Talley pracował z najlepszymi, miał dostęp do miejsc, gdzie innych nie wpuszczano. Gdy Michele Obama została pierwszą damą, zaproszono ją, by wystąpiła na marcowej okładce „Vogue’a”, André miał przeprowadzić z nią wywiad. Para prezydencka zorganizowała uroczysty pociąg, który, podobnie jak ten prezydenta Lincolna, pokonał drogę z Filadelfii do Waszyngtonu. Dla dziennikarzy był specjalny przedział. – Znam cię. Jestem Yvone, przyjaciółka Michelle. Gdy wejdziesz do pociągu, po prostu idź za mną, inaczej będziesz skazany na tych z CNN i resztę – usłyszał Talley.

– I to jest właśnie siła „Vogue’a” – podsumowuje. Podróż spędził w przedziale z Michele, Barackiem i Joe Bidenem. Podobnych przygód miał wiele. Raz niefortunnie rozlał wino na księżną Dianę, która, całe szczęście, szybko wybaczyła mu incydent.

Z Markiem Jacobsem w 1990 roku / Fot. Ron Galella Collection, Getty Images

Świat marzeń pełen przeszkód 

Talley miał wpływ na karierę wielu ludzi w branży. Kiedy pierwszy raz zobaczył Johna Galliano orzekł, że jest prawdziwym geniuszem, poetą mody. – Zrób wszystko, co musisz, by Galliano odniósł sukces – usłyszał od Wintour. Brytyjski projektant był wtedy bankrutem, ale André zdołał znaleźć inwestora. Każdy cent z przekazanych 50 tys. dolarów został wydany na materiały i produkcje kolekcji. „Wynosiłem drobne z naszej paryskiej redakcji, by kupić zespołowi Galliano McDonald’sa. Byli biedni” – wspomina. Potem brytyjski projektant został jednym z najbardziej wpływowych osobistości, wkrótce przejął stery Diora. „Teraz każdy projektant robi teatralne pokazy, ale to Galliano był pierwszy. Każdy projektant na świecie, w pewien sposób, go kopiuje. Nawet Karl Lagerfeld zmienił przez niego sposób, w jaki prezentował kolekcje” – pisze Talley.

Praca w modzie jest wymagająca i szalenie konkurencyjna, a André Talley poświęcił się jej całkowicie. Nie zawsze było łatwo. Ani dla niego, ani dla jego przyjaciół. Po tym, jak Tom Ford uratował, będący na skraju bankructwa, dom mody Gucci, otrzymał telefon z domu mody Yves Saint Laurent z propozycją zostania jego dyrektorem kreatywnym. Po jednym z pokazów dostał wiadomość od samego Yvesa: „W 13 minut zdołałeś zniszczyć 40 lat mojej pracy”.

Dla Talleya najtrudniejszym momentem była utrata babci oraz najbliższej przyjaciółki i mentorki Diany Vreeland. Wtedy zaczął obsesyjnie jeść. Nie ukrywa, że przez tuszę miał liczne przykrości w branży.

André zawsze starał się też promować kulturę afroamerykańską, zatrudniać czarnoskóre modelki i namawiać projektantów, by je zatrudniali. Wspierał Naomi Campbell, odkąd była początkującą w branży nastolatką. Campbell była pierwszą czarnoskórą modelką na okładce zarówno francuskiego, jak i amerykańskiego „Vogue’a”.

 „Przeżyłem złoty wiek dziennikarstwa modowego. „Vogue” dał mi wspaniałe życie. Widziałem to, co w ludziach najlepsze i najgorsze, kiedy czują, że nie jesteś im już potrzebny” – pisze. To dało mu siłę. Uodporniło na to, co świat ma złego do zaoferowania. „Nic nie może mnie już zranić” – kończy. Bo przeżył. W szyfonowych trenczach.

 

Kara Becker
Proszę czekać..
Zamknij