Znaleziono 0 artykułów
18.08.2019

Bauhaus: sto lat projektowania

18.08.2019
Biuro Waltera Gropiusa /(Fot. Universal Images Group, Getty Images)

Walter Gropius udowodnił, że to, co dobrze działa, może także dobrze wyglądać. Sto lat temu założył uczelnię Bauhaus, której rewolucyjne podejście do projektowania domów i przedmiotów zmieniło oblicze designu. 31 sierpnia rozpocznie się w Berlinie festiwal Bauhausu.

Wzrok mędrca, podparta ręką twarz. To kilka powszechnie znanych i publikowanych portretów Waltera Gropiusa. Znajdują się w każdej książęce i podręczniku na temat projektowania. Nazwisko architekta to także najczęściej wyszukiwana fraza związana z tematem designu w 2019 roku.

Nic dziwnego – to, co marszcząc brwi, wymyślił Gropius, stało się jednym z najważniejszych prądów współczesnego projektowania i postrzegania estetyki. W tym roku świętujemy stulecie momentu, w którym się okazało, że pragmatyzm oraz technologia mogą spotkać sztukę i stworzyć produkty funkcjonalne. W myśl zasady: to, co dobrze działa, może także dobrze wyglądać.

Gropius architekturę miał we krwi, a zawód, który wybrał, nie był przypadkowy. Jego stryjeczny dziadek oraz wujek byli przedstawicielami historycyzmu. On sam wielkim piewcą nowoczesności. Wytykano mu, że nie skończył studiów, ale sam uważał siebie za wizjonera, który architekturę wzbogacił o projektowanie na masową skalę. Pociągały go fabryki, ich tempo pracy i możliwości. Szukał idealnego rozwiązania budynku, który mógłby odpowiadać małym przedsiębiorcom. Oprócz tego projektował karoserie, tapety, a nawet meble.

Szkoła wolności

Rozwijającą się karierę Gropiusa przerwał wybuch I wojny światowej. Został on powołany do służby wojskowej w sierpniu 1914 roku. Służył jako sierżant na froncie zachodnim, był ranny i cudem uniknął śmierci. Po wojnie, kiedy – jak mawiał – to jeszcze coś znaczyło, został dwukrotnie nagrodzony Żelaznym Krzyżem.

M. Breuer, Outdoor(fot. Knoll/Aqina_

Podobno pierwsze pomysły na temat nowej doktryny powstały w jego głowie podczas wojny. Była to propozycja „utworzenia instytucji edukacyjnej w celu zapewnienia usług doradztwa artystycznego dla przemysłu, handlu i rzemiosła”. W 1916 roku pomysł został przesłany do regionalnej administracji. Cztery lata później powstał ogłoszony drukiem manifest – zamiast „budowy domu” w centrum zainteresowania był „dom budowy”, czyli Bauhaus.

Gra słów, która manifestowała m.in. dążenie do reformy edukacyjnej. Dzisiaj, w 100. rocznicę, często podkreśla się, że Bauhaus był innowacyjnym podejściem do edukacji ukierunkowanym na poszukiwanie i eksperyment. Był szkołą wolności, otwartych umysłów i rozwoju. Wyprzedzał swoje czasy, bo skupiał się na komforcie w korzystaniu z rzeczy i przestrzeni.

Para sześciennych krzeseł, proj. R. van Beekum, Pastoe, Holandia, lata 70. / Fot. Yestersen

Od programu do przedmiotu

Walter Gropius potrafił zebrać obok siebie najważniejsze nazwiska epoki. Wśród współpracujących z nim utalentowanych indywidualistów byli m.in.: Johannes Itten, Wassily Kandinsky czy Paule Klee.

Krzesło Wassily, Marcel Breuer (fot. Knoll/Aqina)

Itten niczym mnich zmiany opracował program szkolenia przyszłych absolwentów. Jak na tamte czasy miał niekonwencjonalne metody – praca grupowa, medytacja, eksperymentowanie nie tylko z materiałem, ale również z podejściem do artysty. Ekspresję i indywidualizm stawiał w centrum uwagi. To gorszyło mieszkańców konserwatywnej miejscowości Weimar, ale też niepokoiło statecznego Gropiusa. Pomysły Ittena nie były mu po drodze.

Jego miejsce zajął El Lissitzky. Od 1923 roku wspólnie realizowali edukację użytkową ukierunkowaną na technologię, pracę z materiałem. Zamiast medytacji – wycieczki do fabryk, poznanie potrzeb ludzi i projektowanie masowe. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że komercyjne podejście wyparło artystyczne, wzniosłe ideały. Zostało natomiast warsztatowe podejście do procesu projektowania, którego owoce dzisiaj nazywamy ikonami designu. Wtedy powstało wiele przełomowych wzorów takich jak krzesło z listew Marcela Breuera, imbryk do herbaty Marianne Brandt czy lampa ikona Wilhelma Wagenfelda i Carla Jacoba Juckera. Przedmioty, których autorzy połączyli estetykę z technologią.

Dom, przedmiot, font

Bauhasowi zawdzięczamy także myślenie o wygodzie w domu, szukanie ergonomii, początek myślenia o przestrzeni do życia. Już w 1923 roku eksperymentalny budynek Haus am Horn w Weimarze zaprojektowany przez Georga Muchego pokazywał, cytując Gropiusa, „największą wygodę przy największej oszczędności, dzięki zastosowaniu najlepszego rzemiosła i zagospodarowania przestrzeni”. To był modelowy dom, a każde rozwiązanie zostało wymyślone w szkole przez studentów.

Mies van der Rohe ( Fot. fot. Knoll/Aqina)

To wtedy także powstał projekt – protoplasta kuchni frankfurckiej, którą trzy lata później rozwinęła Margarete Schütte-Lihotzky.

Stolik B12, proj. M. Breuer, Thonet, Czechy, lata 40. ( Fot. Yestersen)

Bauhaus kochał racjonalizować i podchodzić kompleksowo: architektura, wzornictwo przemysłowe, identyfikacja wizualna. Obok przestrzeni i przedmiotów przejawem nowoczesności była bezszeryfowa typografia. W 1925 roku Herbert Bayer wprowadził konsekwentne stosowanie pisowni małą literą. Powód? Lepsze zarządzanie czasem, „bo czemu pisać dużą literą, skoro mówimy małymi”. Łamanie zasad pisowni było uznawane wówczas za nowoczesny sposób komunikacji. Nowy język na nowe estetyczne czasy.

Budynek jako metafora

Wywrotowy charakter uczelni niespecjalnie wpisywał się w weimarską społeczność. Gdy do władzy doszli konserwatyści, Gropius został zmuszony do poszukania nowej siedziby. Porozumiał się z burmistrzem Dessau, który zgodził się na postawienie nowego kompleksu budynków. Awangardowe budynki, które wówczas zaprojektował, są dziś najważniejszym pomnikiem jego dokonań.

Dessau było nową szansą dla szkoły, pretekstem, by zmienić etos – z funkcjonalizmem jako doktryną wiodącą. Oprócz tego zaczęło się myślenie o biznesowej stronie produkcji, ponieważ uczelnia musiała na siebie zarabiać. Gropius razem z kupcem Adolfem Sommerfeldem stworzyli spółkę handlującą wzorami powstałymi na uczelni. Bauhaus GmbH miała pokaźny katalog wzorów, ale niestety dla odbiorców były one zbyt awangardowe.

Krzesło Wassily, Marcel Breuer ( fot. Knoll/Aqina)

Hitem sprzedaży z tamtego okresu było skonstruowane ze stalowych rur krzesło autorstwa Marcela Breuera. Dziś jest uznawane za najważniejszy modernistyczny projekt mebla biurowego.

Wbrew ustrojowi

Osiedle Weissenhoff, wnętrze zaprojektowane przez M. Breuera  (fot. Knoll/Aqina)


W 1932 roku w Niemczech do władzy doszli naziści. Szkoła została odcięta od finasowania przez nowe władze Dessau, więc przeniosła się do Berlina. Funkcjonowała przez rok jako prywatna szkoła Miesa van der Rohego. Wybitny architekt, który nigdy nie polubił się z Walterem Gropiusem, zmienił program i skoncentrował się na architekturze.

Krzesło Barcelona z limitowanej edycji / Fot. fot. Knoll/Aqina

W 1934 roku została ostatecznie zamknięta przez nazistów, a jej twórcy oraz pracownicy w większości wyemigrowali do USA. To tam w 1937 roku László Moholy-Nagy próbował reaktywować uczelnię pod nazwą New Bauhaus w Chicago.

Po II wojnie światowej w Berlinie Zachodnim podjęto nieudaną próbę wznowienia jej działalności. Pewną kontynuacją była działająca w latach 1953–1968 Wyższa Szkoła Projektowania w Ulm założona przez Agnes Scholl i Maksa Billa.

Niech żyje Bauhaus!

Bauhaus był potężną siłą modernizującą – odmienił edukację i w ten sposób wpłynął na całą historię designu. O tym właśnie opowie festiwal w Berlinie, który rusza 31 sierpnia. W programie nie tylko wiele wystaw, dyskusji, ale także projekcje filmów czy degustacje jedzenia.

8 września zostanie otwarte Muzeum Bauhausu. To pierwsze miejsce, w którym zobaczymy całą kolekcję – archiwa pozostałe po szkole, ale także spuściznę po jej twórcach. Całe spektrum działalności i to, jak wpływa na współczesną estetykę. Bauhausem inspirował się Steve Jobs, a znane marki, m.in. Tecta, Thonet czy Knoll, mają w swoich katalogach licencje na produkcję mebli.

Biurko Medium czarne, Michał Szałański / Fot. Yestersen

Produkty z lat 30. znajdziemy także w sklepach specjalizujących się w przedmiotach vintage i na aukcjach internetowych. Od czasu do czasu ktoś postanawia pożegnać się np. z imbrykiem Marianne Brandt, ale nie za mniej niż 10 tys. złotych.

 

Dominika Olszyna
Proszę czekać..
Zamknij