Znaleziono 0 artykułów
02.12.2020

Britney Spears: Zagraj to jeszcze raz

02.12.2020
Britney Spears (Fot. Getty Images)

Minęło ponad 20 lat od wydania debiutanckiego albumu Britney Spears „...Baby One More Time ”. 17-letnia wówczas wokalistka przebojem wdarła się na szczyt. Dziś świętuje 40. urodziny. 

Gdy pytam w redakcji, czy warto przypomnieć, że Britney Spears obchodzi urodziny, wybucha ostry sprzeciw. „Jedna z najgorzej ubranych kobiet świata”, „wizerunek ma równie tandetny jak muzykę”, „przebrzmiała bezpowrotnie plastikowa gwiazdeczka” – słyszę zewsząd. Trudno mi się z tymi komentarzami nie zgodzić. Britney zdarzało się przecież występować na czerwonym dywanie w cekinowych albo koronkowych sukienkach tak wyciętych, że równie dobrze mogłoby ich nie być. Z drugiej strony, jej zdjęcie w dżinsowej sukni, w której pojawiła się u boku ówczesnego chłopaka Justina Timberlake’a, też całego w denimie, to jeden z najczęściej wyszukiwanych kadrów przełomu mileniów. A niemal każda kreacja, w której wystąpiła w teledysku, przeszła do historii. Jej szkolny mundurek z rozpiętą białą bluzką, króciutką spódniczką i podkolanówkami z „.. Baby, One More Time”, stał się synonimem stylu lolitki. Jej poszarpana bluzka i dżinsy osadzone na biodrach tak nisko, że wystarczyłby jeden zbyt gwałtowny ruch, by opadły jeszcze niżej, w których tańczy w „I’m a Slave 4 U”, znaczyły początek dorosłego etapu kariery gwiazdki. Błękitny strój stewardessy w klimacie lat 60-tych z klipu do „Toxic” wpisał się w trend na retro. Każdy z tych looków trafi na listę najpopularniejszych kostiumów na Halloween. A nie ma w Stanach lepszego dowodu na to, że popkultura przyjęła jakąś postać, niż przebieranki w noc strachów. Wystarczy nadmienić, że w tym roku najczęściej przebierano się za Arianę Grandę i Pete’a Davidsona, Beyoncé i Jay-z z teledysku w Luwrze albo Meghan i Harry’ego. Tym samym najgorętsze postaci popkultury stały się jej ikonami.

Debiutancki teledysk do „... Baby, One More Time”

Nadal nie dziwi mnie sceptycyzm koleżanek i kolegów z biurek obok. Prasa nigdy Britney nie lubiła, uznając, że właściwie to nawet nie wypada o niej pisać. Jak na gwiazdę tak wielkiego formatu, Spears nie pojawiła się na zbyt wielu okładkach prestiżowych pism. W „Vogue’u” była tylko raz w 2001 roku jako „spadkobierczyni Madonny”. Na galę MET nigdy nie została zaproszona. Jeśli kogoś można nazwać ofiarę mediów, to właśnie Britney. Gdy po rozstaniu z Timberlakiem w 2003 roku związała się z niewydarzonym tancerzem Kevinem Federlinem, a potem urodziła mu dwóch synków, Seana Prestona (dziś ma 14 lat) i Jaydena Jamesa (rok młodszy od brata), jej wizerunek dziewiczej księżniczki został ostatecznie zbrukany. Britney, dziewczyna z amerykańskiego Południa która zadebiutowała nie mając jeszcze ukończonych 18 lat, nie wytrzymała presji. Nieśmiałą nastolatkę wyszydzano nie tylko za lateksowe kombinezony z teledysków, prowokujące teksty piosenek i plastikowe melodie. Dziennikarze chętnie wykorzystywali jej naiwność, wyciągając z niej wypowiedzi o tym, że chętnie podróżuje na inne kontynenty, np. do Kanady, najchętniej czyta powieści Danielle Steele i nie rozumie filmów z Sundance, bo „przy nich trzeba naprawdę myśleć”.

Jedne z najbardziej ikonicznych stylizacji w historii czerwonego dywanu: Britney i Justin Timberlake w 2001 roku (Fot. Getty Images)

Na przełomie 2007 i 2008 roku tabloidy lubowały się w publikowaniu coraz brzydszych zdjęć Britney. Świeżo upieczona mama przytyła, chodziła w wyciągniętych dresach, miała spojrzenie spłoszonej łani, gdy celowano w nią z obiektywów. Nagłówki krzyczały, że jej mąż to ofiara losu, ona sama ma fatalny wpływ na dzieci, a jej kariera się skończyła. Walcząc z depresją, zgoliła głowę. Zdjęcie z fryzjera obiegło cały świat, stając się przestrogą dla wszystkich, którzy marzą o sławie. To wtedy jutuber Chris Crocker nagrał kultowy już film „Leave Britney Alone”, w którym nawołuje media do zaprzestania nagonki na księżniczkę popu. W styczniu 2008 roku gwiazda trafiła do szpitala psychiatrycznego.

Britney całuje Madonnę podczas występu na rozdaniu nagród VMA w 2003 roku (Fot. Getty Images) 

Od tego czasu minęło już dziesięć lat, a Britney z sukcesem wydała kolejne albumy – „Circus”, „Glory” i „Femme Fatale”, śpiewała w Vegas i zarobiła rekordową sumę za występ w roli jurorki w „X-Factorze” (15 milionów dolarów w 2012 roku). Britney jest ulubienicą środowiska LGBTQ. Drag queens, żeby się za nią przebierać, nie potrzebują czekać na Halloween. Nawet jej najwięksi przeciwnicy muszą przyznać, że ma ogromną wolę walki. A Amerykanie nie przepuszczą przecież dobrej historii o ślicznej księżniczce, która upadła najniżej, jak się da, tylko po to, by znów poszybować wysoko. Britney ucieleśnia więc wszystko, co w popkulturze najgorsze. Ale i najlepsze. Z dziewczyny o przeciętnym głosie, przeciętnej prezencji i przeciętnym charakterze wytwórnia stworzyła gwiazdę. Nie mogła jednak za Britney wymyślić charyzmy. To już jej zasługa. To ona pocałowała Madonnę na scenie rozdania nagród VMA, niejako w akcie hołdu dla swojej największej idolki. To ona nie przejmując się hejterami, wciąż tańczy jak nastolatka, nie obawiając się zarzutów o śpiew z playbacku. To ona ze swojego Instagrama uczyniła kampowe dzieło sztuki (są nawet T-shirty z hasłem „Britney’s Instagram Is Art”). Ponad 27 mln fanów obserwuje jej codzienne pokazy mody (Britney nagrywa wideo z każdej przymiarki stylizacji), lekcje malarstwa z synami, treningi z chłopakiem, Same Asgharim. Z każdej scenki bije radość życia. Bo mediom nie udało się złamać Britney. A z nastoletniej Barbie stała się trzydziestoletnią „Bitch”. I tymi słowami wita swoich fanów ze sceny. „It’s Britney, Bitch!”. Brzmi dumnie.

Britney śpiewa „I'm A Slave 4 U” w 2001 roku (Fot. Getty Images)

 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij