Znaleziono 0 artykułów
28.01.2019

Colette: emancypantka, kochanka, rewolucjonistka

28.01.2019
Sidonie-Gabrielle Colette (Fot. DeAgostini/Getty Images)

Niepoprawnej skandalistce literatura fin de siècle’u zawdzięcza bohaterki, które piją, palą i przeklinają. A na dodatek kochają inne kobiety. 146 lat temu przyszła na świat Sidonie-Gabrielle Colette, która swoimi książkami walczyła z patriarchatem.

Pod koniec XIX wieku, gdy ukazała się pierwsza książka z cyklu o Klaudynie, uprawianie literatury było niemal w całości zarezerwowane dla mężczyzn. Owszem, kobiety pisały, ale najczęściej pod męskimi pseudonimami, bo uważano, że dzieła autorek się nie sprzedadzą. Takim właśnie argumentem mąż Colette, Henry Gauthier-Villars, znany jako Willy, przekonywał ją, że to on powinien podpisywać „Klaudynę”. A co za tym idzie, zbierać wszystkie laury za książkę, która stała się tak popularna, że imieniem jej bohaterki nazywano liczne produkty – od cukierków, przez perfumy, aż po papierosy. Potrzeba było czasu, by Colette zrozumiała, że mąż wykorzystuje jej talent, dając niewiele w zamian. Ale kiedy zaczęła pisać pod własnym nazwiskiem, z miejsca stała się najbardziej rozpoznawalną francuską pisarką. I jednocześnie wzorem dla tysięcy młodych kobiet, które dzięki niej zyskały głos. Proces wyzwalania się młodej pisarki spod mężowskiego jarzma i sztywnych społecznych ram został znakomicie pokazany w biograficznym filmie w reżyserii Washa Westmorelanda z genialną kreacją Keiry Knightley w tytułowej roli.

Keira Knightley i Dominic West w filmie "Colette" (Fot. Robert Viglasky/Collection Christophel/East News)

Pani Willy

Sidonie-Gabrielle Colette przyszła na świat 28 stycznia 1873 roku w burgundzkim miasteczku Saint-Sauveur-en-Puisaye. Choć wychowywała się na prowincji, dzięki postępowym poglądom matki, nazywanej pieszczotliwie Sido, Gabrielle zdobyła nie tylko solidne wykształcenie, ale też wzrastała w poczuciu własnej wartości. Pani Colette chciała, żeby jej córka szła własną drogą, pozostałasobą i interesowała się światem. Wpoiła jej, że nie należy się przejmować normami etycznymi, lepiej kierować się namiętnościami. Czas pokazał, że matczyne wartości trafiły na niezwykle podatny grunt. Zaledwie 20-letnia Gabrielle wyszła za mąż za starszego o 15 lat Henry’ego Gauthiera-Villarsa. Zrobiła to z miłości, co było wówczas rzadkością. Trafiła tym samym do centrum paryskiej bohemy artystycznej. Ale nie była zahukaną prowincjuszką. Dzięki ciętemu językowi i błyskotliwemu poczuciu humoru szybko stała się ulubienicą towarzystwa. 

Opowieści Gabrielle z czasów szkolnych spodobały się znajomym tak bardzo, że mąż zachęcił ją do ich spisania. Choć początkowo uznał je za czarujące, ale nienadające się do publikacji, z czasem zmienił zdanie. Zmusiła go do tego sytuacja finansowa. Villars pochodził z zamożnej rodziny. Ta jednak nigdy nie zaakceptowała małżeństwa z małomiasteczkową dziewczyną bez posagu i wydziedziczyła Henry’ego. Nawykły do dostatniego życia mężczyzna szybko popadł w długi. Ratunku zaczął upatrywać w pisarstwie żony. Oczywiście nie do pomyślenia było, żeby młoda kobieta publikowała pod własnym nazwiskiem, a co gorsza, żeby oficjalnie zarabiała na utrzymanie rodziny. Dlatego jako autor powieści „Klaudyna w szkole” figurował Willy. Szybko okazało się, że „Klaudyna” to kura znosząca złote jaja. W dużej mierze autobiograficzna, choć za namową Willy’ego ubarwiona pikantnymi szczegółami, historia dojrzewającej pensjonarki, która szuka wrażeń i odkrywa swoją seksualność, odniosła ogromny sukces. Kolejne tomy sprzedawały się jak świeże bułeczki. We Francji wybuchła istna klaudynomania.

Colette i Willy, około 1900 rok (Fot. adoc-photos/Corbis via Getty Images)

Gabrielle rola ghostwriterki od początku nie odpowiadała. Pisanie na akord nie sprawiało jej przyjemności, więc mąż musiał ją zamykać, żeby zrobiła to, co według niego do niej należało. Dzięki niej on brylował na salonach. W dodatku, choć utrzymywał, że ją kocha, wykorzystywał zdobytą dzięki żonie popularność i zdradzał ją na prawo i lewo. Wytłumaczenie, że mężczyźni mają silniejszy od kobiet pociąg seksualny i muszą się wyżyć, nie przemawiało do Gabrielle. Szczególnie że młoda pisarka sama miała spory apetyt na romans. I to niekoniecznie tylko z mężczyznami.

Sidonie-Gabrielle Colette w magazynie "Vanity Fair", 1935 rok (Fot. Edward Steichen/Condé Nast via Getty Images)

Prawdziwa Klaudyna

Choć oficjalnie autorem cyklu o Klaudynie był Willy, wiadomo było, że to Gabrielle stanowiła pierwowzór najpopularniejszej bohaterki literackiej we Francji. Co za tym idzie, również Colette, jak wszyscy zaczęli nazywać młodą kobietę, stała się prawdziwą celebrytką. Poznała sławnych pisarzy – Marcela Prousta, Oscara Wilde’a, Anatole’a France’a, a jej największym przyjacielem był święcący triumfy na początku XX wieku Marcel Schwob. W artystycznym światku kulturowe role płci sięzacierały. Salony pełne były efebów, ale też kobiet szukających przygód, znudzonych rolami przykładnych żon. Takich jak chociażby amerykańska dziedziczka Georgie Raoul-Duval, która została kochanką Colette. Szybko okazało się, że nie gardzi też względami Willy’ego. Pisarka poczuła się podwójnie zdradzona. Trójkąt miłosny opisała w kolejnym tomie przygód Klaudyny. Ponoć ukrytą pod postacią Rezi Georgie można było łatwo rozpoznać. A że Colette nie przedstawiła jej pochlebnie, milionerka wymogła na mężu wykupienie i zniszczenie całego nakładu. W wersji, która ostatecznie się ukazała, epizod z Rezi został zmieniony. Zachowały się tylko cztery egzemplarze oryginału.

Colette po latach twierdziła, że mąż wmanipulował ją w lesbijskie romanse. Te, w myśl panujących wówczas we Francji zasad, uważał za niewinne miłostki. Dawały one za to żonie pożywkę do pisania, a jemu czyste sumienie. A że do jego drzwi co rusz pukały młode, podające się za „prawdziwe Klaudyny” dziewczęta, chętne, by mu się oddać, wolał, żeby żona przeżywała uniesienia w ramionach przyjaciółek, niż robiła mu sceny zazdrości. Czy, co gorsza, przyprawiła mu rogi z innym mężczyzną. Po rozczarowaniu Georgie Colette znalazła sobie kolejną kochankę – markizę Mathilde de Belbeuf. Missy, jak ją nazywano, nosiła męskie fraki i garnitury, mówiła o sobie jak o mężczyźnie. Związek z nią był dla pisarki wyzwalający. Między innymi dzięki niemu zrozumiała ostatecznie, że mąż ją tłamsi i wykorzystuje. Gdy nie zgodził się, by na kolejnym tomie „Klaudyny” umieszczono ją jako współautorkę, zaczęła szukać innej możliwości artystycznego wyrazu niż pisarstwo. Znalazła ją w teatrze, który, podobnie jak inne dziedziny sztuki, przeżywał na początku XX wieku prawdziwą rewolucję. 

Sidonie-Gabrielle Colette (Fot. East News)

Colette już wcześniej chciała wystąpić na scenie. Miała zagrać Klaudynę w teatralnej adaptacji, ale Willy zdecydował się na młodą aktorkę Polaire. Dlatego gdy za sprawą Georges’a Wague’a pojawiła się kolejna szansa na aktorską karierę, Colette postanowiła z niej skorzystać. I choć początkowo jej odważne występy budziły oburzenie, szybko przeważył zachwyt. Pisarka stała się pierwszą kobietą mimem i zarazem jedną z najlepiej opłacanych artystek w Paryżu. Zyskała pewność siebie potrzebną, żeby ostatecznie wyzwolić się od Willy’ego. Już wcześniej myślała o rozwodzie, a szalę przeważył fakt, że mąż bez konsultacji z nią sprzedał wydawcy pełne prawa do „Klaudyn”. Choć wcześniej wiele zdrad uchodziło Willy’emu płazem, tej jednej Colette nie mogła mu wybaczyć. 

Audrey Hepburn i Colette, 1951 rok (Fot. Hulton Archive/Getty Images)

Po prostu Colette

Po rozwodzie Colette przestała ukrywać, że to ona jest autorką najbardziej kasowego cyklu minionych lat. Wbrew temu, co usiłował wmówić jej Willy, ujawnienie się autorki nie zaszkodziło sprzedaży. Wręcz przeciwnie. Młode kobiety, które dzięki „Klaudynie” zyskały głos, były zachwycone, że to Colette dała im ich ulubioną bohaterkę. W późniejszych latach autorka nawet pozwała męża i wygrała proces. Wróciła do pisarstwa i stworzyła kolejne dzieła, które na stałe zapisały się w historii literatury. W „La Vagabonde” opisała lata spędzone na scenie. Z kolei „Czyste, nieczyste” są hołdem na cześć nieskrępowanej seksualności. Książka traktuje o romansach, zarówno hetero-, jak i homoseksualnych, o wyzwalaniu się spod sztywnych społecznych norm i czerpaniu przyjemności ze zmysłowych przygód. Colette pisze w niej o tym, że istnieje więcej płci niż dwie, a orientacje seksualne nie są czarno-białe, ale mają nieskończenie wiele odcieni szarości. Choć napisana na początku lat 30., książka jest dziś zaskakująco aktualna i nie przestaje fascynować, a niektórych szokować.

Sidonie-Gabrielle Colette (Fot. Apic/Getty Images)

Po rozwodzie Colette miała jeszcze dwóch mężów i wielu kochanków obojga płci. Historia zapamiętała ją jako uwodzicielkę bez skrupułów, która gustowała szczególnie w młodych chłopcach. Nie przepuściła nawet swojemu pasierbowi. Miłość starszej matrony z młodzieńcem stała się zresztą inspiracjąpowieści „Chéri”. Colette wielokrotnie piętnowano za obrazę moralności, a w 1954 roku, kiedy zmarła, biskup nie wyraził zgody na kościelny pochówek. Jednak mimo to cieszyła się uznaniem zarówno czytelników, jak i krytyków czy kolegów po fachu. Została członkinią Belgijskiej Akademii Języka i Literatury Francuskiej oraz Akademii Goncourtów. A w 1948 roku nominowano ją do Nagrody Nobla. O jej twórczości z uznaniem wyrażali się m.in. Marcel Proust czy André Gide. Julia Kristeva, filozofka i psychoanalityczka, zaliczyła ją do grona trzech przedstawicielek „geniuszu kobiecego”, a historyczka literatury Maria Janion odczytywała jej pisarstwo jako formę kobiecej niezależności. Ale Colette była przede wszystkim kobietą, która jak nikt potrafiła korzystać z życia. Już jako starsza kobieta powiedziała: „Cóż za wspaniałe życie miałam! Szkoda, że nie zrozumiałam tego wcześniej”. 

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij