Znaleziono 0 artykułów
28.03.2023

„Sukcesja”: Ostatnie starcie

28.03.2023
Czwarty i ostatni sezon serialu „Sukcesja” na HBO Max (Fot. materiały prasowe)

Najlepszy serial HBO Max powraca. W czwartym i ostatnim sezonie „Sukcesji” dzieci Logana Roya znów spróbują wygrać z ojcem. I tym razem gra toczy się o wszystko. Pierwszy odcinek już dostępny.

Choć należę do wyznawczyń „Sukcesji”, wciąż nie rozumiem większości dialogów napisanych przez Jessego Armstronga. Poszczególne słowa znam, ale składają się w tajemniczą całość – obcy język, którym posługuje się promil jednego procenta. Ludzie tak bogaci, bezwzględni i cyniczni, że potrafią komunikować się tylko między sobą. Choć śledzę serial od pierwszego sezonu, wciąż nie rozumiem też, czy oglądam najbrutalniejszą prawdą o elitach, czy uładzoną fantazję na jej temat, która ma zamydlić oczy maluczkich, ukrywając jeszcze większe zepsucie. Choć traktuję bohaterów – tyrana Logana i jego niesforne jak szczenięta dzieci, Connora, Kendalla, Shiv i Romana – jak dobrych znajomych, wciąż nie rozumiem, co ich motywuje. Przecież mają wszystko, więc po co im jeszcze więcej, pytam naiwnie. Szklany ekran nie odpowiada, nie odpowiadają też postaci – bezwolne marionetki, a nie sprawczy herosi. Kto pociąga za sznurki? Logan – despota, któremu wydaje się, że jest nestorem rodu? Rada nadzorcza Waystar Royco, która kreuje wiadomości? A może, paradoksalnie, odbiorcy informacji serwowanych przez Logana – coraz bardziej zgnuśniali, znudzeni, zdesperowani.

Czwarty i ostatni sezon serialu „Sukcesja” na HBO Max (Fot. materiały prasowe)
Czwarty i ostatni sezon serialu „Sukcesja” na HBO Max (Fot. materiały prasowe)

Czwarty sezon „Sukcesji”: Ostatnie starcie Kendalla, Shiv i Romana z Loganem Royem

Pisano już, że „Sukcesja” to najlepszy serial o Ameryce, mediach, władzy. Jessego Armstronga podziwiano za portret przywileju, pieniędzy, pożądania. Dla mnie jego serial opowiadał zawsze przede wszystkim o rozpadzie rodziny w najtragiczniejszym, szekspirowskim wydaniu. W czwartym sezonie rozkład postępuje. Na 48 godzin przed fuzją z innym gigantem medialnym (jak słusznie zauważył jeden z recenzentów, w „Sukcesji” zawsze jesteśmy na chwilę przed wielkim wydarzeniem, które ostatecznie wcale nie następuje), Logan Roy świętuje urodziny. Na imprezie jest nudno, smutno i sztywno. Sensację wywołuje plus jedynka kuzyna Grega z o wiele za dużą torebką i o wiele za niskim stanem konta. Gdy prosi Logana o selfie, nikt się nawet nie śmieje, ochrona po prostu ją wyprowadza.

Logan czeka na życzenia od dzieci – jedynych osób, na których mu w życiu zależy, choć oczywiście nigdy tego nie pokaże. One szykują mu nie lada prezent. Porzuciwszy szybko próbę wybicia się na niezależność, powracają do rytualnej próby zabicia ojca. Tym razem zabić ma go licytacja – Ken, Shiv i Rome za okrągłe 10 miliardów dolarów nabywają udziały w konkurencyjnej spółce medialnej. O kolejnych 500 milionach niezbędnych, żeby zapewnić sobie zwycięstwo nad ojcem, mówią jak o piątaku na colę. Dla tych, którzy naprawdę mają pieniądze, pieniądze się przecież nie liczą. Pozostają emocje i to tylko te na wysokim „c”.

Oczywiście, lepiej płakać w mercedesie, ale trzeba przyznać, że jak na rozkapryszone bachory wożone od narodzin limuzynami, Royowie płaczą (może nie na zewnątrz, ale na pewno do wewnątrz) całkiem często. Nie trzeba być psychoanalitykiem, żeby wiedzieć, że Logan cierpi, bo nie dość kochają go dzieci, a dzieci, bo nie dość docenia je tatuś. Po ostatecznym zwycięstwie – a w tym świecie oznacza tylko i wyłącznie zwycięstwo w biznesie – może wreszcie usłyszą jakiś komplement. Chyba się udało, bo gdy Logan dowiaduje się, że przelicytowali, oznajmia: – Gratulacje, kretyni, powiedzieliście wyższą liczbę. To jedno zdanie wyrażające mieszankę dumy i pogardy było dla Kena i reszty ważniejsze niż całkiem pomysłowy projekt, którym zajmowali się przez ostatnie miesiące. „The Hundred” miało być platformą medialną, „elitarnym klubem, ale dla wszystkich”, „»New Yorkerem« i »Economistem« zarazem”. Cóż, niełatwo wyrwać się ze szponów rodzinnych rozgrywek.

W tle obserwujemy też rozstanie Shiv z Tomem, pięcie się do władzy Kerry, „przyjaciółki, powierniczki i doradczyni” Logana, mikrozarządzanie samego Roya (oglądając nocą wiadomości we własnej stacji, dzwoni do kogo trzeba, żeby skrytykować za wybór niewłaściwego prowadzącego). Jak w każdym najlepszym odcinku „Sukcesji” – a premiera czwartego sezonu z pewnością plasuje się wysoko w rankingu – dialogi toczą się szybko i brutalnie jak mecze Wielkiego Szlema. Mówi się dużo, ale nie mówi też nic. Gdy Tom pyta Logana, czy po rozwodzie z Shiv może liczyć na dalsze wsparcie teścia, ten odpowiada: – Jeśli wszystko będzie okej, to będzie okej. Co oczywiście nic nie znaczy. Wszyscy wypowiadają się tak, żeby nie można ich było nigdy pociągnąć do żadnej odpowiedzialności. Przecież nic nie powiedzieli, więc niczemu nie są winni. Dla mnie „Sukcesja” to więc nie tylko opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie, ale i o wadze słów. Loganowie – potentaci medialni, twórcy dyskursu, narratorzy masowej wyobraźni – wartość słów rozumieją doskonale.

 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij