Znaleziono 0 artykułów
06.12.2022

Czy manipulujemy w związkach romantycznych?

06.12.2022
Fot. Getty Images

Wywieramy wpływ na inne osoby, żeby zmienić ich zachowania, opinie, uczucia. Jak często taki mechanizm dotyczy relacji romantycznych? I jakie znaczenie mają w związkach style przywiązania, według których działa każdy z nas? Rozmawiamy z psychologiem społecznym Wojciechem Kuleszą.

Czy możemy mówić o manipulacji w związkach? 

Tak, ale jest to niezwykle rzadkie. Manipulacją może być szantaż finansowy albo emocjonalny. Manipulacja to działania ukierunkowane tak, by celowo zrobić komuś krzywdę czy przykrość, przy jednoczesnym zysku manipulującej osoby. Najczęściej są to bardzo destrukcyjne działania, z których nic dobrego nie wychodzi. Dlatego dużo częściej mówimy – również w obszarze bliskich związków romantycznych – o zagadnieniu wpływu społecznego, ponieważ stosujemy go wszyscy.

Fot. Getty Images

Czym on jest?

Najlepiej jego istotę oddaje tytuł kultowego kompendium wiedzy na ten temat: jest to „Wywieranie wpływu na ludzi”. Oczywiście może pojawić się pytanie: „W jakim celu wywierać wpływ?”. W takim, by zmienić zachowania, opinie czy uczucia danej osoby. I tu ważna cecha różniąca od manipulacji: wpływ może być bardzo korzystny! 

Kiedy jesteśmy mali i chcemy wymóc na rodzicach wykonanie czegoś lub otrzymanie czegoś, najczęściej płaczemy, krzyczymy albo się obrażamy. Kiedy jesteśmy dorośli, zdarza się, że postępujemy – miejmy nadzieję – mądrzej, ale podobnie. 

Pojawia się następne pytanie: „Czy jest to technika wpływu społecznego?”. Może być nam przykro z jakiegoś powodu, ale żeby nie odzywać się przez tydzień? Robimy tak, aby wymóc jakieś zachowanie, zmienić czyjeś uczucia lub myśli. Oczywiście romantyczne początki też należą do pola stosowania technik wpływu społecznego. Kiedy wgrywamy swoje zdjęcie na portal randkowy, wyglądamy przecież lepiej niż na co dzień. Nie piszemy, że jesteśmy czasem wredni i zdarza nam się kłamać, tylko że jesteśmy zainteresowani stałym związkiem, honorowi, dobrze wychowani i szukamy kogoś na wspólne zimowe wieczory, choć może być zupełnie inaczej. Wszyscy wywieramy wpływ społeczny i jemu podlegamy, ale nie musi on służyć niczemu złemu. 

Czy umiejętność stosowania wpływu społecznego nabywamy w dzieciństwie, podobnie jak style przywiązania?

To dwie różne kategorie. Wpływ społeczny dotyczy psychologii społecznej, czyli tego, jak zmieniamy się zależnie od konkretnej sytuacji i w jaki sposób w różnych sytuacjach wywieramy wpływ na innych. Na przykład w jednej będę dla kogoś niezwykle czułym parterem, a w innej sytuacji dla tej samej osoby będę wrednym, zimnym człowiekiem. Czasem będę osobą otwartą na krzywdy partnera, czasem absolutnie nie. Dlaczego? Bo na przykład w danej chwili nie mam na to zasobów, miałem trudny zabieg chirurgiczny czy po prostu jestem wykończony i nie mam „wolnej głowy”.

A czym są style przywiązania?

Mówią o stałych predyspozycjach, których nabieramy też sytuacyjnie, ale latami, głównie przez wychowanie i przez naszych opiekunów lub jednego z nich. Nie przechodzi to do nas w genach, tylko uczymy się tego zachowania przez obserwację, a potem naśladownictwo. 

Fot. Getty Images

Bliskich związków również uczymy się w ten sposób. Jeżeli matka lub ojciec szantażuje i bije drugą osobę, istnieje prawdopodobieństwo, że my też będziemy tak robić w dorosłym życiu. Skąd mamy wiedzieć, że można załatwić coś przytuleniem, rozmową czy zdrową kłótnią. W drugą stronę to również działa. Jeśli rodzic nie bije i nie szantażuje, nam też do głowy nie przyjdzie, żeby bić i szantażować w związku. Stylów przywiązania uczymy się głównie w dzieciństwie. W dorosłym życiu w dużej mierze powtarzamy te style, które wcześniej nabyliśmy. 

Jakie style przywiązania istnieją?

Co prawda w psychologii występuje kilka teorii, które różnią się liczbą stylów przywiązania, ale dla ułatwienia skupię się na trzech, najbardziej czytelnych. Pierwszy to bezpieczny. Pożądany, bo jest dobry, właściwy. To nie oznacza, że inne są złe i niewłaściwe. Jednak styl bezpieczny jest najbardziej zdrowy i powoduje, że jesteśmy świetnymi partnerami i partnerkami. Jeśli nasza druga osoba też ma taki styl, wspólnie tworzymy najbardziej zdrowy związek. Najlepiej wytłumaczyć ten styl odwołaniem do dzieciństwa. Wyobraźmy sobie sytuację, że nasz rodzic jest obecny, czyli zareaguje w trudnych i dobrych momentach, rozmawia z nami o emocjach, nam też daje osobną przestrzeń. Potem my w dorosłym życiu będziemy szukać takich partnerów albo partnerek, którzy nam to dadzą, i sami będziemy oferować taki styl. W relacji nie będziemy czuć się zagrożeni lub zazdrośni, nie będziemy się bać, że zaraz coś lub kogoś stracimy na skutek „kradzieży” czy ucieczki. Nie będziemy czuć przymusu walki przeciwko innym, aby zatrzymać partnera, konieczności szantażowania czy obrażania się.

Na czym polegają inne style przywiązania? 

Są do siebie podobne, bo negatywne. Pierwszy to styl lękowy. Może pojawić się wtedy, kiedy rodzic jest bardzo niespójny; z jednej strony opiekuńczy, ale z drugiej niedostępny. Ta trudność w przewidzeniu zachowania rodzica sprawia, że siłą rzeczy mu nie ufamy. 

Kolejny styl to dysocjacyjny lub wahający się, ambiwalentny. Przejawia się tym, że chciałbym coś zrobić w związku, ale się boję. Chciałbym się zbliżyć do partnera lub partnerki, ale jak to zrobię, będę za blisko. Jak się odsunę, też nie będzie mi dobrze. Oba style, lękowy i dysocjacyjny, mówią nam o tym, że nasz rodzic nie do końca z nami był, nie odpowiadał na nasze problemy. Nie musiał to być dom patologiczny. Nasz rodzic mógł mieć depresję, PTSD albo przechodzić długotrwałe zmiany w życiu, które spowodowały, że emocjonalnie nie było go z nami. Mógł po prostu nabyć ten styl poprzez wychowanie i powielać go, przekazując nam. Ekstremalnym przykładem jest rodzic, który pije. Po zamknięciu drzwi nie wiemy, czy będzie kochał czy się awanturował. Patrząc na partnera czy partnerkę, będziemy wciąż pełni lęku i niepewni, co nas spotka. W pierwszym stylu, bezpiecznym, matka i ojciec są przewidywalni.  

Fot. Getty Images

W jaki sposób style negatywne ujawniają się w związkach?

Możemy je zauważyć w dyskusjach, na przykład pojawia się pytanie: „Czemu nie jesteś o mnie zazdrosny, zazdrosna? Przecież gdy się kocha, to jest się zazdrosnym”. Osoba o bezpiecznym stylu powiedziałaby pewnie: „Bo cię kocham, ty kochasz mnie, czuję się pewien, pewna naszej relacji. Jesteś piękną osobą, niech inni też cię podziwiają”. Z kolei osoba o stylu lękowym mogłaby powiedzieć: „Walcz o mnie, bo to nienaturalne, że tego nie robisz!”. Takie pytania można mnożyć w nieskończoność.

Jak można się dowiedzieć, jaki mamy styl przywiązania?

Najlepiej udać się do certyfikowanego psychoterapeuty i poddać się diagnozie. Psychozabawy znalezione w internecie to tylko psychozabawy. W sieci przecież też nie mierzymy sobie temperatury, tylko korzystamy z dokładnego narzędzia pomiarowego

Czy osoby o negatywnych stylach przywiązania wybierają w określony sposób partnerów, partnerki? 

Badania nad psychologią ludzkich związków pokazują, że szukamy ludzi podobnych do siebie. Na przykład gdy moi rodzice się rozwiedli, będę szukał osoby o podobnym doświadczeniu. Szukamy też podobnych stylów przywiązania, bo łatwiej nam je zrozumieć. Tak samo jak prościej dogadać nam się z partnerem, który lubi podobne kino albo słucha tej samej muzyki. Oczywiście zdarzają się wyjątki, różne style mogą się przyciągać. Takie pary w związku będą próbowały się dotrzeć, zrozumieć siebie nawzajem czy może nawet upodobnić się do siebie. 

Jakie znaczenie ma w tym wszystkim nasza osobowość, na przykład narcystyczna? 

Takie cechy oczywiście będą miały znaczenie. Narcyzm nie będzie nas zbliżał do innych ludzi. Jeśli ktoś ma taką osobowość, potrzebuje innych, aby zobaczyć, że jest wyjątkowy, wspaniały. Szuka drugiej osoby, aby ta go podziwiała. Związek z taką osobą jest na pewno trudny, bo tworzy go dwoje ludzi, a orientacja jest skierowana wyłącznie na jedną z nich.

Podobno nowym typem osobowości jest „mroczny empata”, który współodczuwa cudze stany emocjonalne i wykorzystuje je jako narzędzie do osiągnięcia określonych korzyści.

„Mroczny empata” to określenie wzięte z poppsychologii, a wręcz patopsychologii. Mam wrażenie, że ta historia opiera się na tym, że ktoś bez specjalnego zrozumienia przeczytał na ten temat jeden naukowy artykuł i potem napisał, co mu się wydaje. W owym naukowym artykule o „Dark Empath” mówi się jak o nowej konstelacji w psychologii osobowości, różnic indywidualnych, jak o nowym znaku zodiaku. Szybko zaczęto kopiować internetowe opracowanie, stworzone według zasady „wydaje mi się”, i dopisano do niego związki, ale – co zastanawiające – na samym początku odnoszono go do kobiet i związków przyjacielskich. To poppsychologia sprawiła, że „mroczny empata” robi karierę w związkach romantycznych, choć twórcy tego naukowego konceptu wcale o tym nie pisali! 

Jeżeli chcemy dbać o relacje romantyczne i walczyć o ich dobre funkcjonowanie, nie powinniśmy wierzyć w takie internetowe doniesienia, czasem pisane, niestety, przez psychologów. Kiedy myślimy, że bliska nam osoba robi coś źle, lepiej sięgnijmy po specjalistyczną wiedzę, czytajmy fachową literaturę albo porozmawiajmy ze sprawdzonymi specjalistami i specjalistkami, czyli psychoterapeutami. 

Fot. Getty Images

Wcześniej wspomniał pan o związkach budowanych przez osoby o przeciwnych stylach przywiązania, którym pewnie trudniej się ze sobą dogadać niż na przykład dwóm osobom o stylu bezpiecznym. Kiedy w relacji dzieje się źle, jak próbować ją naprawić?

Najlepiej udać się na solidną i naukowo udowodnioną psychoterapię. Należy również włączyć refleksyjność. Zazwyczaj jesteśmy bezrefleksyjnymi automatami, które w kółko popełniają straszne błędy w bardzo poważnych decyzjach. Na przykład źle szacujemy ryzyko, źle oceniamy sprawy związane z dbaniem o zdrowie. Gdybyśmy byli rozsądni, nie byłoby chorób wenerycznych, bo używalibyśmy zabezpieczenia. Albo wymarłby COVID-19, bo wszyscy nosilibyśmy maseczki. 

Włączyć refleksyjność w związku to zdać sobie sprawę, że się różnimy, uświadomić sobie, co źle robimy, jak krzywdzimy, jak nas się krzywdzi. Na przykład partner zachowuje się w określony sposób, bo pochodzi z bogatego domu, w którym niczego nie brakowało. Natomiast partnerka jest z biednej rodziny, dlatego cały czas chce gromadzić, aby czegoś nie zabrakło w przyszłości. Kiedy zauważymy naszą różnorodność, będziemy mogli się zastanowić, co z nią zrobić w relacji. 

Jednym z ćwiczeń, które na studiach robię z przyszłymi terapeutami, jest właśnie pokazanie naszego braku refleksyjności. Uzmysławiam słuchaczom i słuchaczkom, że rzadko zastanawiamy się, dlaczego się zakochujemy. Ktoś się nagle pojawia i bęc, tracimy dla niego głowę. Dopiero kiedy się zastanowimy, pójdziemy na psychoterapię, dostrzegamy schematy, którymi się kierujemy, wchodząc w takie, a nie inne relacje z takimi, a nie innymi ludźmi. Gdy dostrzeżemy schematy w związku, łatwiej będzie nam pracować nad ich zmianą. To ciężka, niełatwa i długotrwała praca. Nie da się jej wykonać poprzez słuchanie internetowych rad w stylu 90-sekudnowego TikToka.

A może warto udać się do osoby psychoterapeutycznej, aby ta pomogła nam zmienić styl przywiązania na bezpieczny? 

Oczywiście, można się na to zdecydować. Sam nie jestem psychoterapeutą, więc nie wolno mi prowadzić psychoterapii, ale doskonale znam badania na temat skuteczności różnych nurtów. Jako psycholog podziwiam nurty zbadane i też je polecam. Najbliższy jest mi behawioralno-poznawczy, który pomaga uzmysłowić sobie, co aktualnie czuję. Pozwala też zauważyć konsekwencje różnych zdarzeń, dostrzec, skąd się one wzięły i dokąd prowadzą. To terapia krótkoterminowa. Rezultaty powinny pojawić się dość szybko, w ciągu tygodni, miesięcy. Mniej bliski, ale wygląda na to, że dobrze ugruntowany naukowo, jest nurt psychodynamiczny: długotrwała psychoterapia, wnikająca głęboko w przeszłość, żeby zrozumieć teraźniejszość i pracować nad przyszłością. 

Dlaczego w podejściu do spraw związanych z psychiką tak ważna jest naukowość? 

Jeżeli mamy zamiar rodzić i ktoś proponuje nam metodę porodu, zawsze możemy sprawdzić, na czym ona polega. Danych dostarcza właśnie nauka. Podobnie z leczeniem zębów. Leczenie kanałowe raczej zrealizujemy, pytając wcześniej o jego skuteczność, niż wierząc na słowo. 

Niezależnie od tego, który nurt wybierzemy, rolą psychoterapeuty jest pomóc ustanowić cele, a nie dawać gotowe rozwiązania. Terapia pary powinna być uczciwa i nie skupiać się tylko na jednej osobie ze związku. Prowadząca lub prowadzący spotkania nie może stawać po żadnej ze stron. Ma pomóc uzmysłowić nam różne rzeczy, nazwać je. Czasami spojrzy z zewnątrz, niczym audytorka, audytor. Można powiedzieć, że terapia jest jak wizyta na siłowni. Po to mamy tam lustra, aby móc się w nich przejrzeć, sprawdzić, czy dobrze wykonujemy ćwiczenia. Psychoterapeuta jest właśnie takim lustrem – pokazuje nam coś. Jest również trenerem personalnym: osobą wyposażoną w wiedzę o tym, jak prowadzić trening, czego nie robić, i lepiej rozumiejącą cel niż sama zainteresowana osoba. Co my z tym odbiciem zrobimy, jest już naszą sprawą.  

Wojciech Kulesza – psycholog społeczny. W pracy naukowej zajmuje się zjawiskiem mimikry, nierealistycznym optymizmem oraz tak zwanym medycznym fake newsem. Jest autorem m.in. książki „Efekt kameleona. Psychologia naśladownictwa”, w której skupił się na analizie naśladownictwa i zysków oraz strat, jakie niesie to zjawisko. Publikuje w naukowych czasopismach zachodnich i krajowych. Wiele uwagi przywiązuje również do publikacji popularnonaukowych (których napisał kilkadziesiąt, m.in. dla tygodnika „Polityka”, „Newsweeka” i „Gazety Wyborczej”); pisze m.in. o seksualności, powodach rozwodów czy bezpłodności. Jest członkiem rady naukowej Festiwalu Nauki.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij