Znaleziono 0 artykułów
01.04.2023

Czy to koniec ery it-girl?

01.04.2023
Alexa Chung (Fot. Getty Images)

Lata 50. XX wieku miały Marilyn Monroe, w kolejnych dziesięcioleciach ikonami stylu były Edie Sedgwick, Bianca Jagger, Madonna, Kate Moss, a we wczesnych latach 2000. – Paris Hilton. Fascynowały, ale również obrazowały współczesne im nastroje, wskazywały na trendy, stawały się symbolami kultury popularnej. Czy dziś, gdy liczą się influencerki, trwają dyskusje o nepo babies, it-girls mogą mieć takie znaczenie jak dawniej?

Pod koniec 2022 roku dziennikarka magazynu „i-D”, Rayne Fisher-Quann, opublikowała tekst zatytułowany „How the internet killed the It Girl”. Jej zdaniem do zniszczenia znaczenia it-girls przyczyniły się głównie social media – bo skoro każdego mogą uczynić it-girl, tak naprawdę nikt nią nie może być. Przecież, jak pisze Fisher-Quann, mityczne „it” od początku definiowało tylko wybrane osoby. Takie dziewczyny wydawały się nieosiągalne, poza głównym nurtem. Nie były też celowo wykreowane. Dziennikarka przywołuje jeden z ostatnich trendów z TikToka o nazwie „That Girl”, którego hasztag ma ponad 10 miliardów wyświetleń, i który promuje przekonanie, że bycie „cool girl” polega na kupowaniu konkretnych rzeczy, na określonym stylu życia, produkowaniu niezliczonej ilości treści oraz ślepym śledzeniu trendów, a nie wyznaczaniu ich. To, co kiedyś kojarzyło się ze stylem, ponadczasowym pięknem, wyróżnianiem się, dziś sprowadzane jest do powtarzania jednej estetyki.

Fisher-Quann zapomina jednak, że it-girls od samego początku oddawały współczesne im nastroje i fascynacje, pomagały innym zrozumieć pewien moment kulturowy. Zawsze były odzwierciedleniem swojej epoki. W tym sensie dzisiejsza era mediów społecznościowych nie jest wyjątkiem. Już pierwsza w historii it-girl, ciężko pracująca Clara Bow, idealnie wpisała się w powojenne przedkryzysowe czasy. I dawała nadzieję, że jeśli jesteś znikąd, ale masz talent, możesz coś osiągnąć i stać się kimś. A więc to, że media, marki oraz influencerki sprzedają ten koncept jako bardziej dostępny, nie odbiega od historii Bow. Niezmienne pozostaje, że same starania, milionowe zasięgi ani pieniądze nie sprawią, że posiądziesz to coś, to nieuchwytne „it”.

Clara Bow: Pierwsza it-girl w historii

Clara Bow (Fot. Getty Images)

Kenzie Bryant, dziennikarka magazynu „Vanity Fair”, porównuje zjawisko it-girl do odwiecznego dylematu, co było pierwsze: kura czy jajko. Czasami bowiem it-girl rodzi się w konkretnej chwili, innym razem to it-girl tworzy dany moment. Sam fakt, że trudno określić „it”, sprawia, że świat nie przestaje się tym interesować. Może to uroda, może talent, a może fakt, że pochodzi z wielopokoleniowej zamożnej rodziny? Czym jest to „coś”, co sprawia, że ktoś wyróżnia się, jest znaczący? „Dla dziennikarza wskazanie tego, uchwycenie, jest fascynującym wyzwaniem, dlatego często potrzeba aż 3000 słów, by spróbować zrozumieć oraz spróbować określić daną osobę” – pisze w e-mailu Bryant.

Po raz pierwszy termin „it” został użyty przez Rudyarda Kiplinga w 1904 roku. Pisarz wykorzystał go w swoim opowiadaniu „Mrs. Bathurst” do nazwania charakteru głównej bohaterki – młodej wdowy o niespotykanym magnetyzmie. „It” miało być tym czymś, czego nie da się dokładnie opisać, co nie oznacza ani piękna wewnętrznego, ani zewnętrznego.

Dwie dekady później koncepcję Kiplinga zgłębiła i rozwinęła pisarka Elinor Glyn, która zasłynęła jako autorka prowokacyjnych romansów i dziś uznawana jest za twórczynię współczesnej powieści erotycznej. W 1927 roku Glyn opublikowała książkę „It”, opowiadającą o sprzedawczyni, która zakochuje się w swoim pracodawcy. W tym samym roku powieść doczekała się filmowej adaptacji, w której Glyn nie tylko zagrała, lecz także napisała do niej scenariusz.

Produkcja okazała się słynniejsza niż książkowy oryginał za sprawą występującej w roli głównej Clary Bow, której Glyn była promotorką w Hollywood (pracowała również z Rudolphem Valentino i Glorią Swanson). Bow niezaprzeczalnie miała to „coś”, niedookreślony magnetyzm, który czaruje obie płcie, wywołuje pociąg fizyczny, ale niekoniecznie ze względu na zewnętrzne piękno. Glyn porównywała bycie „it” do natury kotów i tygrysów – fascynujących i tajemniczych zwierząt, które są nie do poskromienia. „Chodzi o cechę, którą posiadają wybrani, ci, którzy swoją magnetyczną siłą przyciągają wszystkich innych. Dzięki temu zdobędziesz wszystkich mężczyzn, jeśli jesteś kobietą, i wszystkie kobiety, jeśli jesteś mężczyzną” tłumaczyła Elinor Glyn.

Marilyn Monroe (Fot. Getty Images)

Wkrótce Bow została okrzyknięta nie tylko rewolucyjną gwiazdą kina niemego (krótko kontynuowała swoją karierę w kinie dźwiękowym), której wizerunek, w tym charakterystyczne ścięcie jej rudych włosów i wyrazisty makijaż, stały się inspiracją dla kobiet na całym świecie. Stała się także pierwszą it-girl w historii, w nawiązaniu do tytułu filmu „It”. Dziś uważana jest również za pierwszy hollywoodzki symbol seksu, co niejako pokrywa się z ideą Kiplinga, dla którego „to” było sposobem określenia seksapilu. F. Scott Fitzgerald ujął to nieco inaczej, pisząc, że „Bow miała to coś, co przyspieszało puls całego narodu”.

Miała też coś, co sprawiło, że doskonale wpisywała się w oryginalną definicję it-girl – była prawdziwa, a nie wykreowana. Emanowała naturalnym urokiem osobistym i ciepłem. Potrafiła ciężko pracować, stając się doskonałym przykładem historii od pucybuta do milionera. Była silna, wytrwała i nie poddawała się, mimo bardzo trudnego życia (koszmarna bieda, śmierć rodzeństwa, choroba psychiczna matki, alkoholizm ojca, który prawdopodobnie wykorzystywał ją seksualnie). Trzymała się swoich zasad, ceniła sobie niezależność oraz indywidualizm, przez co wyprzedzała swoje czasy, między innymi głosząc, że kobieta może mieć i męża, i pracę. Choć mocno stąpała po ziemi, potrafiła też korzystać z życia. Nie przejmowała się wrażeniem, jakie robi. Miała charyzmę, której nie dało się oprzeć, a do tego seksapil, co w niemych filmach mówiło samo za siebie. Dowodem na ogromną popularność Bow jest między innymi liczba przychodzących do niej listów od fanów. W 1929 roku, u szczytu popularności, otrzymała ich 45 tysięcy w ciągu jednego tylko miesiąca. Większość zaadresowana była: „The It Girl, Hollywood, USA”.

Ewolucja it-girl: Od Marilyn Monroe do Aleksy Chung

Przez lata koncept it-girl wydawał się ponadczasowy. W każdej dekadzie istniała jedna lub więcej kobiet, które wyróżniały się z tłumu, których uroda, styl czy talent były podziwiane i stanowiły inspirację dla innych. Jedne pojawiały się na moment, inne zapisały się w historii na dłużej. Były też takie, które wymknęły się definicjom i stały się ikonami kultury oraz stylu, jak Audrey Hepburn czy Marilyn Monroe. Jednak już wtedy it-girls miały znaczenie w dużo większym świecie niż filmowy. Stawały się nimi bywalczynie salonów, modelki czy kobiety, które były muzami artystów, projektantów i filmowców.

Mimo że to Hollywood dało początek it-girl – uzdolnionej dziewczynie z nieuprzywilejowanej rodziny, reprezentującej niespotykaną mieszankę kobiecego uroku i elektryzującej osobowości (jak Bow) – kolejne dekady promowały nieco odmienny wizerunek tego typu postaci. Niedługo potem, żeby zostać it-girl, dobrze było urodzić się w pałacu ze służbą i złotą zastawą.

Bianca Jagger (Fot. Getty Images)

Termin ten, na co wskazuje także jego słownikowa definicja, używany był przez długi czas w odniesieniu do zwykle niepracującej młodej i atrakcyjnej kobiety z magnetyczną osobowością, pochodzącej z wyższych sfer, która pojawiała się tam, gdzie trzeba się było pokazać, w towarzystwie wpływowych przyjaciół. Pisano o niej nieustannie w tabloidach i rubrykach towarzyskich, czasem, by podkreślić jej styl, czasem bogactwo, ale najczęściej ze względu na jej romanse i skandale, w jakich brała udział. Była popularna, podziwiana przez tłumy, nieustannie przykuwała uwagę.

Większość it-girls połowy XX wieku pochodziła więc ze znanych i zamożnych rodzin. Wśród nich specjalne miejsce miały dziedziczki Jackie Kennedy Onassis i jej siostra Lee Radziwill oraz Gloria Vanderbilt. Były obiektami fascynacji nie tylko ze względu na swój status i luksusowy lifestyle, lecz także z uwagi na wyczucie stylu. Za ich czasów Truman Capote stworzył pojęcie society swans, czyli łabędzi towarzyskich. W ten sposób określał ówczesne it-girls, pojawiających się na łamach magazynów, te, których stylizacje były śledzone i kopiowane. Projektanci zabijali się, żeby je ubierać.

W tym sensie dawne it-girls nieznacznie różniły się od dzisiejszych. Miały umiejętność kreowania trendów, były gwiazdami plotkarskich rubryk, pozowały najlepszym fotografom, gromadziły i wydawały majątki, kolekcjonowały drogie przedmioty, podobnie jak znanych kochanków i legiony podziwiających je fanów.

Prawdziwy boom it-girls na skalę globalną przyniosły jednak lata 90. Wszystko za sprawą coraz większego dostępu do kultury, rozwoju telewizji i przemysłu rozrywkowego. To wtedy duże marki i projektanci dostrzegli promocyjny potencjał it-girls i zaczęli zatrudniać je do kampanii reklamowych. Był to moment przełomowy – wtedy rozpoczęła się era aktorek i piosenkarek w świecie mody. Odzwierciedlały to także okładki amerykańskiego „Vogue’a”, na których zaczęły pojawiać się również te gwiazdy, które regularnie chodziły na branżowe imprezy lub łamały obowiązujące zasady, dotyczące nie tylko stroju, lecz także poglądów.

Alexa Chung (Fot. Getty Images)

Lata po 2000 roku były za to czasem uprzywilejowanych kobiet – bogatych żon i spadkobierczyń wielkich fortun. Nazywano je celebutantes (połączenie dwóch określeń: celebrytka i debiutantka), wracano także do nazwy swans. Wśród nich była Aerin Lauder, której babcia Estée Lauder stworzyła kosmetyczne imperium.

Kiedy natomiast nastąpiło rozpowszechnienie internetu, it-girls były już wszędzie.

Przez ostatnie dekady it-girl ewoluowała z dziewczyny liczącej się w towarzystwie do globalnej sławy, która potrafi sama na siebie zarobić. Sedgwick czy Monroe nigdy nie miały swojej linii ubrań, programu w telewizji, nie wydawały książek, za to dziewczyny, które pojawiły się po nich, uczyniły z bycia it-girl prawdziwy biznes. Alexa Chung, Leandra Medine czy Olivia Palermo stały się mistrzyniami tworzenia marek osobistych. Najpierw wykorzystywane były w tym celu blogi, później media społecznościowe.

W 2016 roku Kate Betts pisała w „Town & Country”, że bycie „it” nie jest już czymś, co się po prostu zdarza, ale czymś, na co trzeba zapracować. Dzisiaj przedstawienie światu it-girl nie wiąże się z balem debiutantek czy pojawieniem się na konkretnej imprezie, ale polega na osiągnięciu odpowiedniej liczby obserwujących, po czym można liczyć na współprace reklamowe oraz zaproszenia na pokazy.

Dzisiaj młoda kobieta staje się it-girl dzięki czemuś zupełnie innemu niż przed laty. Nie chodzi już o niedostępność, a przeciwnie, o bywanie wszędzie, dla wszystkich, dzielenie się własnym życiem. Jeśli media społecznościowe nie zabiły it-girl, na pewno sprawiły, że trudniej wyłowić ją z tłumu influencerek.

Chloe Sevigny (Fot. Getty Images)

It-girls ery mediów społecznościowych pracują na swoją sławę

Kenzie Bryant z amerykańskiego wydania magazynu „Vanity Fair” napisała w odpowiedzi na moje pytania, że choć w dzisiejszych czasach samo wyrażenie „it-girl” może być już nieco przestarzałe lub banalne, jego koncepcja pozostaje ponadczasowa i przydatna w pracy dziennikarskiej. „It-girl jest mocno osadzona w miejscu i czasie, bez względu na to, czym jest to nieuchwytne it, musi ono przemawiać w tym konkretnym momencie. Jesteśmy istotami społecznymi, które są zaprogramowane na szukanie nowości, więc zawsze będziemy interesować się tym, co nowe, tym, jak ludzie na to reagują. Dlatego idea it-girl przetrwa, nawet jeśli sama nazwa ulegnie zmianie. Zawsze znajdzie się osoba, która z jakiegoś powodu odpowiada na zainteresowania epoki, w której żyje, przyciąga uwagę publiczności swoich czasów”pisze w e-mailu Bryant.

Podobnego zdania jest Chloë Sevigny, którą prawie 30 lat temu Jay McInerney nazwał it-girl lat 90. w artykule dla tygodnika „The New Yorker”. Niedawno aktorka wróciła do tego tematu w wywiadzie dla amerykańskiego „Elle”, mówiąc, że w Nowym Jorku nigdy nie przestaną istnieć it-girls, ponieważ zawsze znajdzie się tam ktoś spektakularny, czy to ze względu na wyczucie stylu, prezencję, czy intelekt. Ten ostatni uważa za coś, co rzeczywiście pozwala wznieść się ponad innych. Sevigny zauważa, że nowe it-girls, takie jak Julia Fox i Paloma Elsesser, nie tylko wnoszą pewien rodzaj światła do miejsc, w których się znajdują, lecz także potrafią kontrolować panujący wokół nich nastrój.

Dziś centrum świata wydają się Instagram, TikTok czy YouTube, które w szybkim tempie pozwalają zbudować rozpoznawalność niemal każdemu, komu na tym zależy. Dzięki mediom społecznościowym dzisiejsze it-girls same pracują na swój status. Gromadzą miliony obserwujących, budują firmy, otwierają marki, współpracują z najlepszymi i wypowiadają się na istotne tematy. Wiele z nich, jak Emma Chamberlain czy Charli D'Amelio, nie zaistniałoby, gdyby nie ich profile. A marki prześcigają się w zapraszaniu do współpracy ambasadorek, które mają „to coś”. Ta obsesja ma swoją ciemną stronę. Przyczynia się do tworzenia kolejnych nieosiągalnych ideałów, promowania fantazji o byciu sławnym i podziwianym.

Paloma Elsesser (Fot. Getty Images)

It-girls, nepo babies: Znane dzieci znanych rodziców

Dziś liczą się dzieci znanych rodziców. Debiutują na pokazach jako modelki albo modele, zajmują miejsca w pierwszych rzędach podczas tygodni mody, grają w filmach i serialach, projektują, śpiewają, otwierają własne marki. Do grona słynnych nepo babies należą Lily-Rose Depp, Maude Apatow, Iris Law, Lila Moss, Lily Collins, Maya Hawke, Zoë Kravitz, Kaia Gerber, Ella Emhoff, Lourdes Leon i Leni Klum.

Choć w Hollywood i przemyśle rozrywkowym zawsze sukcesy odnosiły dzieci sławnych rodziców – wśród nich Gwyneth Paltrow, Drew Barrymore, Jamie Lee Curtis, Liza Minnelli, Liv Tyler, Kate Hudson czy Tracee Eliss Ross – dziś ich znaczenie podkreślają media społecznościowe.

Amelia Gray / (Fot. Getty Images)

Gdy pytam Kenzie Bryant o to, czy pojęcia it-girl, nepo baby i influencerka zrównały się ze sobą, dziennikarka pisze, że zarówno wśród influencerek, jak i nepo babies zawsze znajdą się postaci, które zyskają miano it-girls, ale nie dzieje się to automatycznie. „Termin „it-girl” pozostaje bardzo przydatny, kiedy chce się określić coś trudnego do wyjaśnienia” – dodaje. „O it-girl ludzie zawsze będą mówić, ten rodzaj osobowości wręcz zachęca do wyrażenia opinii na jej temat, a dzieci znanych rodziców nie zawsze. Liczy się to, co potrafisz zrobić ze swoim losem. Czy pomożesz ludziom zrozumieć kulturę swoich czasów?” – pisze Bryant. I odwołuje się do najistotniejszych cech it-girls: mają wpływ na kulturę, czasem ją odzwierciedlają, czasem sprawiają, że się zmienia. A ostatecznie zostają w niej na dłużej, są pamiętane w kolejnych dziesięcioleciach.

Jak pisano w artykule o nepo babies w „New York Magazine”, w wielu przypadkach dziedziczone są nie tylko talent czy uroda, lecz także „to coś”. Można to zauważyć już na castingach, kiedy dzieci znanych rodziców wchodzą do pokoju i mają w sobie ten sam nieuchwytny blask, który wcześniej widziano u ich matek czy ojców. Coś, czego nie da się opisać i czemu nie da się oprzeć.

Korzystałam z artykułów opublikowanych w „Vanity Fair”, „The Guardian”, „Town & Country”, „CR Fashion Book” oraz książki Hilary A. Hallett „Inventing the It Girl: How Elinor Glyn Created the Modern Romance and Conquered Early Hollywood”.

Ismena Dąbrowska
Proszę czekać..
Zamknij