Znaleziono 0 artykułów
23.05.2019

Delia Fischer: Twardo stąpam po ziemi

23.05.2019
Delia Fischer (Fot. materiały prasowe) 

– Mężczyźni wielokrotnie dawali mi do zrozumienia, że taka młoda blondyneczka jak ja na pewno nie poradzi sobie z prowadzeniem firmy – mówi Delia Fischer. Założycielka platformy Westwing, dzięki której można urządzić mieszkanie od A do Z, pochodzi z bawarskiej wioski, gdzie feministyczne poglądy nie były na porządku dziennym. Jednak dzięki wsparciu swojej aktywnej zawodowo mamy, talentowi i pasji spełniła swoje marzenia o własnej firmie. 

Jako mała dziewczynka miałaś wielkie marzenia?

Tak, byłam totalną marzycielką! Ubierałam się jak księżniczka – w różowe sukienki i brokatowe buciki. I chciałam pracować w cyrku jako linoskoczek. Później, już jako nastolatka, marzyłam o pracy w ambasadzie, bo chciałam dużo podróżować. Potem spodobało mi się pisanie, więc postanowiłam zostać dziennikarką polityczną. Z czasem wciągnął mnie świat mody, designu, piękna. Okazał się idealnym połączeniem wszystkich moich zainteresowań. Trendy estetyczne to odzwierciedlenie zmian społecznych zachodzących na naszych oczach. Moda zawsze była więc dla mnie formą sztuki. Z ubioru można wyczytać, kim ktoś jest, skąd pochodzi, co kocha. Dlatego studiowałam dziennikarstwo mody, poznawałam historię mody i tajniki marketingu.

W swoich wyborach zawsze miałaś wsparcie rodziny?

Tak, gdyby nie moja mama, Westwing pewnie by nie powstał. To właśnie ją poprosiłam o radę, gdy się zastanawiałam, czy warto odejść ze stałej pracy i zaryzykować. Mama powiedziała, że rolą rodzica jest dawanie bezpiecznych rad, ale ona tego nie zrobi. Bo wierzyła w to, że wtedy był dla mnie idealny moment na to, żebym zrobiła coś swojego. Skończyłam 26 lat, nie miałam dzieci ani kredytu na dom, czyli pełną swobodę samorealizacji. Powiedziała mi też, żebym wyobraziła sobie najczarniejszy scenariusz. Tak zrobiłam. I ewentualna porażka nie wydała mi się szczególnie przerażającą perspektywą. Wiedziałam, że jeśli się nie uda, i tak sobie poradzę. Zawsze mogę przecież wrócić do redakcji albo przejść na freelance.

W ogóle się nie bałaś?

Bałam się, ale wiedziałam, że niezależnie od tego, czy osiągnę sukces, opanuję kolejne umiejętności. Wiesz, wychowałam się w bawarskiej wiosce. To czyni mnie osobą bardzo pragmatyczną. Twardo stąpam po ziemi.

Delia Fischer (Fot. materiały prasowe) 

To cecha, która przydaje się teraz w prowadzeniu biznesu?

W większości przypadków tak. W biznesie trzeba pozostać skromnym. Nieustannie siebie podważać. Stawiać sobie coraz ambitniejsze cele. Jeśli czujesz się w 100 procentach zadowolony z siebie, nic nie pcha cię już do przodu.

Mówisz, że Westwing założyłaś za radą mamy. Jesteś z nią blisko?

Tak, to jedna z najważniejszych osób w moim życiu. Rozmawiamy ze sobą codziennie. A teraz też razem pracujemy. I jeszcze z moją siostrą. Westwing stał się więc firmą rodzinną. Ale na szczęście mamy inne kompetencje i pracujemy na innych piętrach, więc nie ma ryzyka, że się o coś pokłócimy (śmiech).

Gdy byłaś dzieckiem, uważałaś mamę za wzór kobiecości?

Tak. Moja mama zawsze była feministką, co na bawarskiej wsi było raczej rzadkością. Dla wielu osób horyzont marzeń zamyka się tam wciąż na życiu rodzinnym. Mi imponowało to, że mama godziła życie prywatne z karierą zawodową. To miało na mnie ogromny wpływ. Zobaczyłam, że spełniona w pracy kobieta jest szczęśliwsza także w życiu osobistym. I jej dzieci są przez to bardziej zadowolone, bo widzą, że się dla nich nie poświęca, tylko ma swoje życie.

Mama nigdy nie mówiła ci więc, żebyś jak najszybciej założyła rodzinę?

Wręcz przeciwnie, i ona, i tata chcieli, żebym się kształciła, podróżowała, próbowała różnych rzeczy. Nigdy mnie nie ograniczali. Co nie znaczy, że nie chcę założyć rodziny!

Trudno było ci znaleźć mężczyznę, który jest gotowy na partnerski związek?

Mam szczęście. Mój narzeczony mnie wspiera w 100 procentach. Prowadzi własną firmę zajmującą się nieruchomościami. Dzielimy swoje pasje, bo on kocha architekturę, a ja wnętrza. Radzimy się siebie nawzajem w kwestiach zawodowych. 

Delia Fischer (Fot. materiały prasowe) 
Delia Fischer (Fot. materiały prasowe) 

W pracy starasz się wspierać inne kobiety?

Tak, zwłaszcza że zawsze otaczałam się kobietami. Na studiach, na pierwszych stażach i w redakcji. Wiele z tych kobiet miało ogromny wpływ na moje życie. Dało mi szansę. I nauczyło ciężkiej pracy. Odbyłam dwie ważne praktyki w moim życiu – w agencji PR-owej zarządzanej przez dwie kobiety i w redakcji. Zastanawiałam się potem, którą pracę wybrać. W końcu zwyciężyło „Elle” i „Elle Decoration”. Na pewno pamiętasz, jak to jest na początku pracy w redakcji. Wydaje ci się, że wszystko już świetnie umiesz. Przygotowałam więc kiedyś stronę z packshotami produktów, z której byłam bardzo zadowolona. A naczelna poprosiła mnie o poprawki. Dopiero wtedy zrozumiałam, że jeszcze trochę mi do jej pozycji brakuje.

Czego jeszcze nauczyłaś się w pracy w redakcji?

Organizacji pracy. A przede wszystkim dbałości o detal. Obserwując teraz w Westwing moich pracowników, przedstawicieli pokolenia milenialsów, widzę, że chcą wszystko zrobić jak najszybciej. Chcą szybko osiągnąć sukces. A dochodzenie do perfekcji wymaga cierpliwości. Pokora popłaca.

Jakie umiejętności z pracy dziennikarskiej wykorzystujesz na co dzień we własnej firmie?

Umiejętność opowiadania historii. Codziennie wysyłamy do naszych klientów newsletter, który jest skonstruowany jak magazyn. Nie ograniczamy się do przedstawienia produktów. Chcemy inspirować. Opowiedzieć o tym, że dzięki przedmiotom możemy sprawić, żeby dom wyglądał trochę jak w Cannes albo w Hamptons. Myślimy o naszej ofercie tak jak redaktor myśli o kreowaniu treści. 85 proc. naszych klientów odwiedza naszą stronę 100 razy w roku, czyli dwa razy w tygodniu. Tę lojalność zawdzięczamy właśnie temu, że potrafimy pokazywać piękniejszy świat.

Myślisz też w taki sposób o swoim życiu? Chcesz sprawić, by każdy dzień był piękny?

Tak, staram się tak żyć. Wiadomo, że jestem wciąż w biegu. I nie zawsze da się  stworzyć wokół siebie aurę niezwykłości. Ale wystarczy jedna mała rzecz – spacer z moim psem, dobra kawa, rozmowa z przyjaciółką – żeby wypełnić każdy dzień sensem. Mamy też szczęście, bo pracujemy z pięknymi przedmiotami. To samo w sobie poprawia nam nastrój, prawda?

Co jeszcze motywuje cię  do działania?

Siłę czerpię z relacji z najbliższymi. Rodzina jest zawsze na pierwszym miejscu. Ale mam też mnóstwo przyjaciół z dzieciństwa, którzy znają mnie od najmłodszych lat. Mnie, Delię z bawarskiej wioski, a nie Delię, właścicielkę wielkiej firmy. To pomaga zachować równowagę. Sprowadza mnie na ziemię.

Nie czułaś nigdy rywalizacji między kobietami?

Na studiach panowała konkurencja. Ale tę rywalizację składam na karb młodości. Dojrzałość oznacza też umiejętność odpuszczenia.

A jaką jesteś szefową?

Wciąż się uczę, jak być dobrą szefową. Na początku nie było takiej precyzyjnej struktury organizacyjnej. Teraz każdy wie już dokładnie, jaki jest zakres jego obowiązków. Podstawą jest zaufanie. Kiedyś chciałam robić wszystko sama, teraz wierzę, że ludzie zajmujący się poszczególnymi działkami są w nich lepszymi ekspertami niż ja. Powinnam więc pozwalać im działać.  Nie jesteś dobrym szefem, jeśli nie masz zespołu, na którym możesz polegać. Wiem, że nie jestem najmądrzejsza na świecie. Mam świetny zespół specjalistów, z których każdy ma swoje mocne strony. I chcę z tego korzystać. Moim sposobem na zarządzanie jest bycie cały czas w kontakcie. Co tydzień organizujemy spotkania całego zespołu, żeby każdy wiedział, na jakim etapie realizacji są dane projekty. Tym, co mnie wyróżnia jako szefa, jest osobiste podejście. Nie każdemu to się musi podobać. Niektóre osoby są zdziwione tym, że chcę rozmawiać z nimi nie tylko o pracy, ale też o tym, jak żyją. My, jako ludzie kreatywni, potrzebujemy innych ludzi. I jesteśmy empatyczni wobec współpracowników, ale także w kwestii rozumienia potrzeb klientów.

Co stanowiło dla ciebie największe wyzwanie w budowaniu własnej firmy?

To, że budowanie własnej firmy wymaga cierpliwości. Nie wierzę w opowieści o firmach, które odniosły sukces z dnia na dzień. A nawet jeśli się tak wydarzyło, potem trzeba przecież jeszcze utrzymać się na szczycie. Kreatywne pomysły wymagają czasu, żeby je zrealizować. I stanowią tylko kilka procent codziennej pracy. Reszta to negocjacje, spotkania, tabelki. A ja zawsze byłam kiepska z matematyki, dlatego bardzo cenię sobie mojego dyrektora finansowego, który zdjął ze mnie ciężar zajmowania się cyferkami.

Delia Fischer (Fot. materiały prasowe) 

Kiedy myślałaś o własnej firmie, przyświecała ci też myśl o sukcesie finansowym?

Wydaje mi się, że jeśli zaczynasz myślenie o własnej firmie od marzeń o fortunie, nie zajdziesz zbyt daleko. Każdy chce być za swoją pracę wynagradzany, ale to nie jest mój priorytet. Gdy wybrałam studia dziennikarskie, rodzice tłumaczyli mi, że jako prawnik zarobiłabym więcej. Ale ja poszłam za pasją, bo wiedziałam, że jako fatalny prawnik nic bym nie zarobiła.

W jaki sposób wybierasz współpracowników?

Chcę pracować wyłącznie z ludźmi, którzy mają pasję. Jeśli po rozmowach kwalifikacyjnych mam wybór, by zatrudnić osobę odrobinę bardziej doświadczoną, ale pozbawioną iskry, albo kogoś, kto jeszcze musi się trochę podszkolić, ale widzę w nim miłość do tego, co robi, zatrudniam tę drugą osobę. Często pytam też o wystrój ich domów. Jeśli oczy im się śmieją na samą myśl o designie, wiem, że znalazłam właściwą osobę.

A twój dom jak wygląda?

Wciąż się zmienia! Uwielbiam sezonowe dekoracje, które sprawiają, że nie musisz robić remontu, żeby poczuć się jak w odświeżonej przestrzeni. Używam tekstyliów i detali – poduszek, świec, dywanów, żeby zmienić atmosferę wnętrza. Co półtora roku robię większy remont.

Trendy w wystroju wnętrz zmieniają się wolniej niż w modzie?

Tak. Wiadomo, że nie będziemy kupować co sezon nowych mebli. Ale już dodatki są mocno osadzone w trendach.

Jest coś, co ci się nigdy nie znudzi?

Uwielbiam welur, bo łączy w sobie elegancję i przytulność.

W modzie też stosujesz taką regułę?

Zdecydowanie tak. Podchodzę do mody pragmatycznie. Gdy wiem, że spędzę dzień na zasiadanych spotkaniach, wkładam szpilki. Gdy jestem w biurze, wiem, że będę biegać cały dzień, więc wybieram płaskie buty.

Twój styl zmienił się pod wpływem Instagrama?

Na zdjęciach najlepiej widać, co nam nie pasuje i w czym się źle czujemy. Zrezygnowałam z kilku rzeczy w mojej garderobie. Nie noszę już zbyt krótkich spódniczek.

Prowadzisz Instagrama ze względu na swoją pozycję zawodową czy zwyczajnie lubisz nawiązywać relacje z ludźmi w mediach społecznościowych?

Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie być obecna na Instagramie. To sposób na promocję mojej firmy, jasne. Ale także ważne miejsce wymiany myśli. To właśnie na Instagramie najlepiej widać, co się ludziom podoba. Moi klienci często piszą mi o swoich upodobaniach albo wysyłają mi zdjęcia swoich wnętrz. Taki feedback jest bezcenny.

Nie obawiasz się odsłaniania życia prywatnego?

Znam swoje granice. Mój narzeczony nie lubi pokazywać się w mediach społecznościowych, a ja to szanuję.

Spotkałaś się kiedyś z dyskryminacją ze względu na płeć?

Wielokrotnie. Zawsze ze strony mężczyzn. Na różnych konferencjach biznesowych dawali mi do zrozumienia, że taka młoda blondyneczka jak ja na pewno sobie z prowadzeniem firmy nie poradzi.

Jak na to reagujesz?

Zbywam to milczeniem. Bo wiem, że lepiej nie wdawać się w dyskusję. Zamiast tego udowadniam, że jestem świetna w tym, co robię. Gdy ci, którzy mnie dyskwalifikują, dowiadują się, że prowadzę Westwing, szczęka im opada. Wiem, że to spotyka wszystkie kobiety, które prowadzą biznesy. Naszym zadaniem jest dawanie siły młodszym dziewczynom.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij