Znaleziono 0 artykułów
27.11.2021

Demontaż atrakcji. „Dom Gucci”

27.11.2021
Fot. Fabio Lovino © 2021 Metro-Goldwyn-Mayer Pictures Inc. Wszystkie prawa zastrzeżone

„Dom Gucci” najlepszy jest w chwilach, gdy wypełnia go staroświecki duch, garściami czerpany z włoskiego kina. Najgorszy jest wtedy, gdy powtarza dowcip, wyolbrzymia gest, który już był wyolbrzymiony. Mógłby być krótszy, ale nie jest stratą czasu.

Co by było, gdyby wszyscy mówili to, co naprawdę myślą? Zrobiono o tym wiele filmów – o fantazji, żeby w końcu nie ściemniać, tylko walić prawdą prosto w oczy. Choćby ten z Melem Gibsonem, który słyszał myśli kobiet – swoją drogą wydaje się, że odgadnięcie tego, co myślą o nas inni, pozwala obrać najlepszą taktykę i wygrać życie jak partię szachów, znając z góry ruch przeciwnika. W takim świecie łatwo byłoby dokonać wyboru, nagroda leżałaby na talerzu. Oszczędziłoby to mnóstwo czasu na podchody, badanie terenu i intencji drugiej osoby. Od razu wiedzielibyśmy, jak jest, dzięki łatwej metodzie walenia prosto w twarz, bez blefu i owijania w bawełnę. Bez uprzejmości, norm, konwenansów można by żyć skuteczniej. Ale czy szczęśliwiej?

Fot. Fabio Lovino © 2021 Metro-Goldwyn-Mayer Pictures Inc. Wszystkie prawa zastrzeżone

„Dom Gucci”: Dlaczego warto kłamać

Gdyby bohaterowie „Domu Gucci” mówili to, co myślą, uniknęliby tragedii. Patrizia Reggiani powiedziałaby Mauriziowi Gucciemu, że pragnie jego władzy, klasy, pieniędzy i chętnie zastąpi go w fotelu szefa, skoro on boi się podejmować trudne decyzje. A z nią nie ma negocjacji. Jeśli trzeba, posunie się do morderstwa. Maurizio Gucci powiedziałby Patrizii Reggiani, że pociąga go jej cielesna swoboda, odwaga robienia tego, co chce i krągłe kształty. Dzięki niej wreszcie wyrwał się z rodzinnego domu, posmakował luzu, ale nie zamierza żyć tak zawsze. Zwłaszcza odkąd rządzi rodzinną firmą. Przeraża go siła partnerki, która zagarnia także jego, więc woli wycofać się do stylu życia, w jakim został wychowany i znaleźć parę we własnym plemieniu. Jednak żadne z nich nie mówiło, co naprawdę myśli. Szkoda, bo wystarczyłoby to, żeby uniknąć śmierci i więzienia.

Dlaczego więc tak nie robimy? Czemu stawia się zapory przed swobodnym wyrażaniem się? Bo stan umysłu zmienia się z minuty na minutę i odbiorcy nie nadążyliby z prostowaniem informacji. Bo głośno myśląc, ciągle by się kogoś krzywdziło i trudno byłoby nawiązać relacje. W kinie, gdyby postaci ujawniały expressis verbis prawdziwe zamiary, nie byłoby czego oglądać. Każdy film kończyłby się po jednej-dwóch słownych szermierkach. Zamiast po 2 godzinach i 37 minutach, wracałoby się do domu zaraz po reklamach. Co niekoniecznie byłoby takie złe. Ja automatycznie patrzę na zegarek po upływie półtorej godziny. Film mógłby już się kończyć, a dopiero się rozkręca. To wpływ serialowego sposobu opowiadania, że już prawie nikomu nie starcza standardowej długości seansu, każdy rozgaduje się w nieskończoność, nawet jeśli niespecjalnie jest o czym. Siedzimy więc, choć bolą plecy, pić się chce, sikać, zdjąć maseczkę wrzynającą się w uszy. No, ale o takich sprawach można mówić tylko w alternatywnym świecie swobodnego wyrażania myśli, a ten przecież odradzam.

Fot. Fabio Lovino © 2021 Metro-Goldwyn-Mayer Pictures Inc. Wszystkie prawa zastrzeżone

Dzięki temu, że nikt nie mówi, co czuje, perypetie filmowych postaci trwają na tyle długo, by zmieściły się wszystkie mokasyny, garsonki, paski, garnitury, żeby wybrzmiały hity „Sweet dreams” Eurythmics, „Heart of Glass” Blondie, „These Boots are Made For Walkin'” Nancy Sinatry czy „Mambo Italiano” Rosemary Clooney. A czy nie o to chodzi w dobrej rozrywce, żeby zająć nam czas ładnymi przedmiotami i melodiami?

„Dom Gucci” nie jest stratą czasu

„Dom Gucci” z pewnością nie jest stratą czasu. Przyjemnie zanurzyć się w nim jak w kąpieli z pianą, do której wciąga się ukochanego mężczyznę, mimo że jest ubrany. Przez chwilę jest miło, zabawnie, ekscytująco. Wprawdzie lepiej byłoby wyjść, zanim woda zupełnie wystygnie, ale twórcy tak lubią się moczyć, że nie zwracają na to uwagi. Nurkując w wannie, bohaterka długo wygląda jak Gorgona. Lady Gaga wybornie gra tę potworę, prowincjonalną Malenę, za którą gwiżdżą kierowcy ciężarówek – na pewno dostanie za tę rolę niejedną nagrodę. Ciuchy niemal na niej pękają, gdy bierze oddech. Wystrojona, cała w pretensjach używa seksapilu świadomie jako broni. Nie da się jej zatrzymać, jedzie przez świat jak czołg obwieszony brylantami. Jest tak przegięta i zabawna, jakby odgrywała show drag queen na klubowej scenie. A zarazem jest jak zjawa – blade widmo, które pojawia się na sekundę w błysku fleszy. Nigdy nie da się jej pozbyć. Jest wyrzutem sumienia męża i gdy przez moment jej miejsce zajmuje inna kobieta, tęskni się za tym, aby tamta, barwniejsza, bardziej wyrazista, krwiożercza znów wróciła do gry. Wtedy ekran tętni życiem.

Fot. Fabio Lovino © 2021 Metro-Goldwyn-Mayer Pictures Inc. Wszystkie prawa zastrzeżone

„Dom Gucci” najlepszy jest w chwilach, gdy wypełnia go staroświecki duch, garściami czerpany z włoskiego kina. Pojawiają się nawet odniesienia do autentycznych filmów z lat 30.: „L’Antenato” i „Treno popolare”. A to dlatego, że Rodolfo (Jeremy Irons) – ojciec Maurizia, był niegdyś aktorem. Na planie poznał żonę, której od wielu lat nie przestaje opłakiwać. Teraz przypomina starego lamparta, którego „kości policzkowe mogłyby ciąć diamenty”, a gdy podnosi głos, kaszle w chusteczkę. Jednak te akcenty hołdujące przeszłości to tylko mrugnięcie okiem do widza. Styl gry aktorskiej przechodzi w groteskę, świadome przerysowanie. Amerykańscy aktorzy mówią z włoskim akcentem, wrzucając grazie i allora, jakby „Ojca chrzestnego” pociągnąć jeszcze dalej w rejony, gdzie występuje świetny kabaret.

„Dom Gucci” najgorszy jest w chwilach, gdy niepewny efektu, jaki wywiera, powtarza dowcip, wyolbrzymia gest, który już był wyolbrzymiony. Niepewność, czy widownia aby jest zadowolona, gubi go bez reszty. To zaskakujące w wydaniu Ridleya Scotta, reżysera, który ma pewną rękę, a mimo to co i raz wątpi w swoje możliwości. Nie wątpił, kręcąc „Thelmę i Louise”, „Obcego”, „Łowcę androidów”, „Gladiatora” czy „Pojedynek”. Ale nie był już taki pewien, gdy chodzi o „Prometeusza”, „Hannibala”, „G.I. Gane” i właśnie „Dom Gucci”. A także inny jego film, który równocześnie wszedł do kin, czyli „Ostatni pojedynek”. Niepewność reżysera pokutuje w wykonach aktorów, którzy grają niezamierzoną, niezatamowaną farsę. W pierwszej chwili odniosłam wrażenie, że to jakiś nieznany aktor ucharakteryzowany na Ala Pacino parodiuje jego gesty i sposób mówienia. Owszem, postać Aldo, świntuchowatego seniora, który wstydzi się swojego głupiego syna, bywa chwilami udana. Ale w całości tej roli, naprawdę granej przez Ala Pacino, nie da się obronić. Podobnie jak Paolo – głupiego syna, nieudacznego projektanta, który marnuje każdą szansę, wybieg zmienia w operetkę, a jego skretynienia dowodzi to, że zawsze ma w zlewie brudne naczynia i nigdy nie potrafi znaleźć auta na parkingu. Jego Paolo w wykonaniu Jareda Leto to kreatura, nie daje szansy, by poczuć choć cień sympatii.

Fot. Fabio Lovino © 2021 Metro-Goldwyn-Mayer Pictures Inc. Wszystkie prawa zastrzeżone

„Dom Gucci”: Lady Gaga i Adam Driver

„Dom Gucci” to film o ludzkiej śmieszności, która najlepiej wybrzmiewa w rolach Lady Gagi i Adama Drivera. Jego pięknoduch Maurizio lubuje się w szczegółach – klamerki na nogawkach do jazdy na rowerze najlepiej wyrażają jego zamiłowanie do przyjemności. Bez wysiłku, ze słońcem i wiatrem we włosach, ale tylko przez krótką chwilkę, bo po co się męczyć? Rower po schodach wniesie służba, a nasz książę zamilknie i pozwoli działać krewnym – prostakom, by sam mógł zgrywać filozofa. Jest szarmancki, rozmarzony, lekko zagubiony – niektóre kobiety uwielbiają się takim zaopiekować. Jeździ skuterem, podobno wciąż jest na nie świetny podryw. Patrizia pisze mu szminką na szybce swój numer, wie, że traktuje ją jak zabawkę, ale i tak on jest dla niej kąskiem, więc robi na niego zasadzkę, by „poznać dalszy ciąg tej historii”. I my też chcemy go poznać, choć przecież dobrze go znamy, ale mimo to chcemy zobaczyć go na ekranie. Film niesie przez jakiś czas. Po drodze zdarzają się ładne epizody, jak ten wróżki Piny w wykonaniu Salmy Hayek. Lecz w końcu benzyna się kończy i trzeba pchać pojazd, by dotarł do domu

Dom Gucci”: Czego nie dowiecie się z filmu 

Co myślę o stylu Gucci, który w filmie jest źródłem przeładowania, blichtru i humoru? Że idealnie nadaje się do mydlanej opery, rapowych teledysków, dzieł pełnych kampu. W końcu miał być „Watykanem mody”, a jest ulubioną marką cinkciarzy, fałszerzy, przekupek i ludzi wierzących w przesądy. Noszą ją choćby luksusowe prostytutki w „Dziewczynach z Dubaju”. O tym, czym miała być, a czym w istocie jest, rozwodniona na czarny rynek podróbek, mówi mit założycielski, według którego Guccio Gucci wpadł na pomysł marki, czyszcząc buty gości jako pucybut w hotelu. Od początku więc było to wyobrażenie o elegancji tych, którzy mogli o niej tylko pomarzyć. Dlatego tak wcześnie zaczęto wypuszczać fałszywe egzemplarze – z torebką Gucci mogła chodzić i niania, i gosposia, i dama z socjety, która miała poczucie humoru.

Fot. Fabio Lovino © 2021 Metro-Goldwyn-Mayer Pictures Inc. Wszystkie prawa zastrzeżone

Wielkie zmiany w marce wprowadził Tom Ford, robiąc z firmy dom mody z prawdziwego zdarzenia z kolekcjami prêt-à-porter i wzorem glamouru dla hollywoodzkich gwiazd. Nie dowiemy się tego z filmu „Dom Gucci”, ale w roku, gdy Maurizio Gucci został zamordowany, Domenico De Sole, którego w filmie gra Jack Huston, zawarł spółkę giełdową z Fordem, tworząc „Tom and Dom Dream Team”, który ostatecznie przejął i wypromował luksusową markę. Czyli najbardziej zaufany człowiek Guccich okazał się ich konkwistadorem i grabarzem. Owszem, zmienili wizerunek firmy i uratowali ją, ale bez udziału kogokolwiek z rodziny. Okazało się więc, że w walce o prestiż wcale nie wygrały pieniądze. Znajomość mechanizmów rynku mody i sekretów prowadzonej przez lata firmy w połączeniu z kreatywnością, wykształceniem i świeżym spojrzeniem dała dużo większy kapitał niż majątek bogatego rodu. Sprawdziła się idea hegemonii kulturowej, którą zaprowadza się z pomocą idei, instytucji i ideologii. Opisał ją inny włoski bohater – Antonio Gramsci, o nazwisku nieco mniej znanym niż Gucci. Ale też na G, więc można by zrobić z niego takie samo logo. 

Jak mówi jeden z bohaterów filmu: „Nigdy nie myl gówna z ciocciolato – wyglądają tak samo, lecz smakują inaczej”. Które jest które, trzeba samemu zaryzykować. 

Adriana Prodeus
Proszę czekać..
Zamknij