Znaleziono 0 artykułów
02.09.2019

DiCaprio ratuje planetę

02.09.2019
Leonardo DiCaprio (Fot. Frazer Harrison/Getty Images)

Leonardo DiCaprio przeznaczył 5 mln dolarów na ratowanie płonących lasów Amazonii. Gwiazdor w ochronę środowiska naturalnego angażuje się już od 21 lat, prowadząc fundację, kręcąc filmy i edukując przywódców tego świata. 

Znamy go jako Arnie’ego Grape’a, Romea i Wielkiego Gatsby’ego, a od tygodnia – nareszcie – także jako ekologicznego aktywistę. Nie było chyba ani jednej znaczącej i nieznaczącej gazety, która nie wspomniałaby o tym, że Leonardo DiCaprio, razem ze wspólnikami z Earth Alliance, przeznaczył 5 mln dolarów na ratowanie płonących lasów Amazonii. Ale jego zaangażowanie w środowisko naturalne nie jest nowiną. Robi to już od 21 lat.

Leonardo DiCaprio i Al Gore (Fot. Kevin Winter/Getty Images for GQ)

Leomania

Ziemia jest coraz cieplejsza, giną rafy koralowe i po raz pierwszy od uderzenia meteoru 65 mln lat temu tak wiele gatunków roślin i zwierząt wyginęło w tak krótkim czasie. Te słowa Leonardo DiCaprio wcale nie pochodzą z tego roku. Wypowiedział je 19 lat temu podczas Dnia Ziemi w Waszyngtonie. Był 2000 rok, aktor miał 25 lat i już od dwóch lat prowadził własną fundację – Leonardo DiCaprio Foundation (LDF), której głównym celem była ochrona środowiska. Założył ją zaraz po ogromnym – i niespodziewanym – sukcesie Titanica, tego okropnego wyciskacza łez. Za rolę w nim był po raz pierwszy nominowany do Oscara i od niego zaczęła się Leomania. Jego twarz była wszędzie: na okładkach magazynów, nad łóżkami nastolatek, w ich szkolnych szafkach i w ich snach. A on wykorzystał popularność i zaczął mówić o klimacie.

Na zaangażowanie młodego aktora w sprawy środowiska wpłynęło jedno spotkanie. Już wcześniej zdawał sobie sprawę z niszczycielskiego wpływu człowieka na Ziemię. Mieszkał wszak tuż obok Muzeum Historii Naturalnej, dokąd w weekendy chodził oglądać ryciny wymarłych zwierząt: dodo, moa, wilkowora tasmańskiego, gołębia wędrownego. Ale bezprecedensową skalę tego, co dzisiaj dzieje się na Ziemi, uświadomił mu w 1998 roku Al Gore podczas spotkania w Białym Domu. Wiceprezydent w prostych słowach wytłumaczył, że paliwa kopalne używane do transportu i ogrzewania przyczyniają się do produkcji dwutlenku węgla, a to z kolei powoduje ogrzewanie się atmosfery i wzrost globalnej temperatury. A wraz ze wzrastającą temperaturą będą topnieć pokrywy lodowe na biegunach, podniesie się poziom mórz, pojawi się więcej niebezpiecznych zjawisk pogodowych, takich jak susze, powodzie i pożary. W 1998 roku brzmiało to jak film science fiction. Wtedy wierzono jeszcze, że żeby przeciwdziałać zmianom, wystarczą pojedyncze akcje. Zmiana żarówki na energooszczędną, wyłączanie światła, krótsze prysznice. W wywiadzie (pokazanym w dokumencie „Czy czeka nas koniec?”) z prezydentem Clintonem Leo – z tą swoją chłopięcą twarzą i wiecznie zdumionymi niebieskimi oczami – pyta z powagą i przejęciem w głosie: – Jak pan myśli, czemu ciągle ludzie ignorują ten problem? Clinton nie waha się z odpowiedzią: – Ponieważ zmiana klimatu, którą odczuliby ludzie, trwa bardzo długo, więc wydaje się nam, że to raczej odległa sprawa.

Kilka miesięcy po spotkaniu z Alem Gorem DiCaprio założył Leonardo DiCaprio Foundation, która miała finansowo wspierać projekty – zarówno indywidualne, oddolne, jak i te z dużych organizacji pozarządowych, związane z przeciwdziałaniem zmianom klimatycznym, ochroną lądów, oceanów i praw rdzennej ludności. Jak mówi sam DiCaprio, tylko dwa procent całej filantropii przekazywane jest na środowisko. To mikroskopijna suma w porównaniu do tego, jakie korzyści czerpiemy z otaczającej nas natury.

Team Leo

Nie wieszałam plakatów z Leo nad łóżkiem (jeśli już, to wisiała tam mapa z Tolkiena i wyrwana z „Bravo” Whitney Houston). Na „Titanica” poszłam tylko dlatego, że szła cała klasa, jeszcze w podstawówce. Mierziło mnie to powolne zamarzanie. Ceniłam DiCaprio za późniejsze role, ale ja jestem team Clooney. I dopiero kiedy zaczęłam więcej pisać o ekologii, odkryłam rolę aktora, której nie znałam. I za którą cenię go najbardziej: rolę aktywisty.

Pierwszy raz o tym, że DiCaprio na taką skalę angażuje się w ratowanie środowiska, dowiedziałam się w 2014 roku podczas pracy nad tekstem o nielegalnych połowach rekinów u wybrzeży Indonezji. Byłam na wyspie Lombok, gdzie w maleńkim porcie Tanjung Luar kręci się milionowy biznes. Na śliskiej od krwi podłodze przedstawiciele kupców z Hongkongu, Singapuru i Szanghaju licytują rekinie płetwy, które wylądują w słynnej zupie. Wiele gatunków jest zagrożonych wyginięciem, ale kiedy rybacy wypływają na trzytygodniową wyprawę, podczas której ciągną za sobą dwustumetrową linę z hakami i przynętą, nie kontrolują tego, co łapią. Rocznie zabijamy 100 mln rekinów. Z tego 73 mln na zupę. To wtedy się dowiedziałam, że w 2013 roku Leonardo DiCaprio Foundation przyczyniła się do wpisania pięciu gatunków rekinów na listę zwierząt chronionych prawem, a w 2014 roku przekazała 3 mln dolarów dla organizacji Oceana, właśnie na ochronę tych zwierząt. Aktor, który w 2006 roku miał bliskie spotkanie z żarłaczem białym (rekin dostał się do klatki, z której obserwował go DiCaprio), zamiast zamieniać wypadek w sensację, której szukali dziennikarze, wykorzystywał go do mówienia o tym, że wyeliminowaliśmy 90 proc. populacji rekinów. Dwa lata później założył Shark Conservation Fund – globalną organizację, która ma chronić rekiny i płaszczki.

Leonardo DiCaprio na premierze filmu "Before the Flood" (Fot. Getty Images)

Z kolei kiedy czytałam o tropikalnych lasach Indonezji, wypalanych pod plantacje oleju palmowego, odnajdywałam wiadomości o tym, że rząd tego kraju może wpisać aktora na czarną listę za krytyczne wypowiedzi wobec przemysłu palmowego, niszczącego ostatnie na ziemi lasy, w których żyją słonie, tygrysy, nosorożce i orangutany. LDF wsparło powstające na Sumatrze sanktuarium dla tych zwierząt. Gdy pisałam o najbardziej zagrożonym ssaku na świecie – morświnie kalifornijskim z Meksyku, którego pieszczotliwie nazywa się „vaquita” (czyli krówka) – znowu okazało się, że w jego ratowanie zaangażowany jest hollywoodzki aktor. W 2017 roku naukowcy stwierdzili, że na świecie zostało tylko 30 osobników tych maleńkich delfinów (giną, zaplątując się w rybackie sieci) – DiCaprio poleciał do Meksyku spotkać się z prezydentem Enrique Peña i filantropem Carlosem Slim Helú, żeby opracować plan ochrony zwierzęcia. Na ratunek oceanów przeznaczył 7 mln dolarów. 15 mln zainwestował w nowe technologie, które pomogą śledzić nielegalne połowy, zwiększą ochronę lasów tropikalnych i wesprą lokalne społeczności. Kolejne 15 mln w postaci grantów rozdał organizacjom zajmującym się zmianami klimatycznymi. Przekazał milion dolarów na ochronę tygrysów w Nepalu i rozkręcił kampanię, która zakończyła handel kością słoniową w Tajlandii. Do dzisiaj LDF wsparło ponad 200 różnych projektów na każdym kontynencie (i na każdym oceanie) i wydało 100 mln dolarów.

Leonardo DiCaprio przemawia podczas corocznej gali swojej fundacji (Fot. Mike Windle/Getty Images)

Ale DiCaprio nie poprzestaje na byciu twarzą własnej organizacji. Jeszcze w 2007 roku, kiedy wielu z nas myślało o zmianach klimatycznych jako o odległym i mitycznym potworze, który nigdy nie nadejdzie, wyprodukował film dokumentalny „Za pięć dwunasta”. O klimacie wypowiadają się w nim naukowcy, myśliciele i światowi liderzy (z Gorbaczowem i Hawkingiem na czele). Wsparł dokument „Cowspiracy” o tym, jak na zmianę klimatu wpływa masowa hodowla bydła. Dzięki niemu film trafił na Netfliksa, gdzie obejrzało go ponad 2 mln osób. W 2016 roku wyprodukował dokument „Czy czeka nas koniec?”, w którym o kryzysie klimatycznym rozmawiał z wieloma naukowcami, a także z Barackiem Obamą, papieżem Franciszkiem, Elonem Muskiem i Ban Ki-moonem. A w tym roku wypuścił film „Lód płonie”, w którym skupia się na problemie topniejącego lodu Arktyki. I na pytaniu, czy zatrzymanie głęboko idących zmian klimatycznych jest jeszcze w ogóle możliwe (w 2019 roku DiCaprio widzi naokoło siebie to wszystko, o czym przestrzegał go Al Gore w roku 1998). Być może są to jego najważniejsze filmy. To dzięki nim dołączyłam do team Leo.

DiCaprioland

Kiedy w 2016 roku DiCaprio odbierał długo wyczekiwanego Oscara (nominowany był sześć razy) za rolę w filmie „Zjawa”, słowem się nie zająknął o 25 latach kariery aktorskiej. Nie zalewał się łzami, nie powtarzał, że wreszcie czuje się doceniony. Krótko podziękował ekipie i przyjaciołom, a potem wygłosił przemówienie: – W filmie „Zjawa” chodzi o relacje człowieka ze światem natury, światem, który to my zawiedliśmy. Rok 2015 był najgorętszy w historii. Nasza ekipa musiała się przenieść na południowy koniuszek planety, żeby odnaleźć śnieg. Zmiana klimatyczna jest prawdziwa, dzieje się tu i teraz. To największe zagrożenie, w którego obliczu stoi nasz gatunek. Musimy zacząć pracować wspólnie, musimy przestać zwlekać. Musimy wspierać tych światowych liderów, którzy nie chcą dogadywać się z wielkimi trucicielami, z wielkimi korporacjami, ale działają na rzecz ludzkości, na rzecz rdzennej ludności, na rzecz miliardów nieuprzywilejowanych ludzi, bo to ich najbardziej dotyczy ten problem. Musimy zrobić to dla dzieci naszych dzieci i dla ludzi, których głos zagłusza polityka chciwości.

Leonardo DiCaprio odbiera Oscara za rolę w filmie "Zjawa" (Fot. Kevin Winter/Getty Images)

To, co się stało następnego dnia, być może będzie kiedyś wspominane w historii walki z kryzysem klimatycznym jako jeden z punktów zwrotnych. Wyszukiwanie haseł związanych z globalnym ociepleniem wzrosło o 261 proc. Liczba tweetów na ten temat – o 636 proc. Naukowcy śledzący trendy internetowe (opublikowane w czasopiśmie „PLOS ONE”) zaobserwowali, że przez cztery dni internet aż huczał od informacji o klimacie. Zapewne wielu ludzi ze zmianami klimatycznymi zetknęło się wtedy po raz pierwszy. Nazwano to efektem DiCaprio.

Efekt DiCaprio trwa. Wystarczy spojrzeć na oficjalnego Instagrama aktora, którego śledzi 34 mln osób (prawie cała Polska). Na setki zdjęć tylko kilka dotyczy premiery jego najnowszego filmu „Pewnego razu w Hollywood”. Reszta to informacje o topniejącym lodzie, kolejnym najgorętszym lipcu, ginących żabach, diugoniach z plastikiem w brzuchu, Grecie Thunberg, publikacjach naukowych, plemieniu Waorani broniącym lasów przed wycinką pod odwierty, aktywistach Extinction Rebellion i o płonących lasach.

Leonardo DiCaprio niemożliwe czyni możliwym. W 2007 roku działania jego fundacji śledziło pół miliona osób. Dzisiaj to już 50 mln. Aktor ma za sobą zwolenników, którzy razem naprawdę mogą wywrzeć wpływ na świat.

W 2014 roku został wybrany przez ONZ na Posłańca Pokoju. W tej roli przemawiał w dwa lata później podczas ceremonii podpisywania porozumienia paryskiego: – Jako Wysłannik Pokoju ONZ przez ostatnie dwa lata podróżowałem po całym świecie. Widziałem miasta takie jak Pekin, duszące się od zanieczyszczeń, tajgę w Kanadzie, która jest wycinana, i lasy deszczowe Indonezji podpalane przez ludzi. W Indiach spotkałem się z rolnikami, którym dosłownie deszcz zmył plony. W Ameryce byłem świadkiem, jak podnoszące się morze zalewa ulice Miami. W Grenlandii i na Arktyce, ku własnemu zdumieniu, widziałem szybki zanik pradawnych lodowców – szybszy, niż przewidywali to naukowcy. Wszystko, co zobaczyłem i czego się nauczyłem, absolutnie mnie przeraziło. Pomyślcie teraz o wstydzie, który spadnie na nas, gdy nasze dzieci i wnuki spojrzą wstecz i zrozumieją, że mogliśmy zatrzymać to spustoszenie, ale zabrakło nam politycznej woli. Tak, wypracowaliśmy porozumienie paryskie […]. To powód do nadziei. Niestety dowody jasno pokazują, że to nie wystarczy. Potrzebna jest natychmiastowa zmiana na masową skalę. Taka, która stworzy nową świadomość zbiorową […]. Po 21 lat debat i konferencji czas ogłosić koniec rozmów, koniec wymówek, koniec 10-letnich badań, koniec pozwalania firmom paliwowym na manipulacje i kształtowanie polityki i nauki, które wpływają na naszą przyszłość. Teraz świat patrzy na was. Przyszłe pokolenia będą was wychwalać lub potępiać. Jesteście ostatnią nadzieją dla Ziemi. Prosimy was o jej ochronę albo my i wszystko, co kochamy, przejdzie do historii.

Katarzyna Boni
Proszę czekać..
Zamknij