Znaleziono 0 artykułów
06.10.2021

Castello di Reschio: Najpiękniejszy zamek we Włoszech

06.10.2021
Fot. Castello di Reschio / PHILIP VILE

Zza szczytu wzgórza wyłonił się volkswagen beetle w stylu vintage. Za jego kierownicą siedział szczupły mężczyzna w trzyczęściowym garniturze i słomkowym kapeluszu. – Dobry wieczór! – powiedział, zatrzymując samochód. – Przyjemny spacer? Mam na imię Antonio, jestem właścicielem tego miejsca.

Kilka godzin wcześniej przyjechałam z mężem do Reschio, posiadłości o powierzchni 3700 akrów. Znajduje się tutaj kilkadziesiąt wyremontowanych willi i tysiącletni zamek, który od maja działa jako hotel: Castello di Reschio. Z pewnym wysiłkiem podchodziliśmy pod górę po wysypanej żwirem ścieżce, czując się, jakbyśmy trafili do krajobrazu namalowanego przez Pietra Perugino. Podziwialiśmy drzewa oliwne wokół nas, wypłowiałe od słońca pola oraz zielony dywan plantacji tytoniu w dolinie Niccone znajdującej się poniżej, na granicy Toskanii i Umbrii. Zapewniliśmy Antonia, że spaceruje nam się wspaniale. Pokiwał głową, powiedział, że zobaczymy się później, po czym pojechał dalej. Po chwili minął nas ubrany w spandex rowerzysta podjeżdżający pod górę w rytm muzyki C+C Music Factory, dudniącej z głośnika przyczepionego do kierownicy.

Fot. Castello di Reschio / PHILIP VILE

Reschio to miejsce, w którym stare łączy się z nowym. W solidnych kamiennych murach czuje się znaczenie minionych stuleci, a jednocześnie zapewnione są wszystkie najnowocześniejsze udogodnienia. – Staram się cofać w czasie, by odnaleźć czar minionych wieków – mówi mi Benedikt Bolza, siła napędowa całego przedsięwzięcia. Benedikt, formalnie hrabia Bolza (tytuł otrzymał po swoich przodkach pochodzenia austro-węgierskiego), to syn Antonia. Wychował się w tym miejscu, został architektem hotelu. Jego rodzice kupili maleńką część posiadłości Reschio w latach 80., po czym co roku zwracali się z pisemną prośbą do rodziny, do której należał zamek (oraz otaczające go tysiące akrów), by odsprzedawali im kolejne niewielkie części ziemi. W końcu doszli do porozumienia: rodzina Bolza kupi całą posiadłość. Stali się zatem właścicielami kilku tysięcy akrów gruntów rolnych, 50 rozpadających się domów, magazynu tytoniu oraz zamku.

Fot. Castello di Reschio / PHILIP VILE

Castello di Reschio został otwarty wiosną tego roku

W 1999 roku Benedikt oficjalnie dołączył do przedsięwzięcia i został głównym konserwatorem wszystkich willi, z których kilku musiał szybko się pozbyć, by utrzymać płynność finansową. – Musieliśmy sprzedać ideę – mówi Benedikt. – Czyli piękną ruinę, którą można zamienić w coś nadającego się do zamieszkania i którą obiecaliśmy się opiekować. Krok po kroku Benedikt pracował nad walącymi się domami; w wielu z nich dostęp do bieżącej wody i prądu pojawił się dopiero w latach 70. W tym samym czasie Benedikt budował własny dom, więc wraz z żoną Nencią – która przyjechała do Reshcio, gdzie pracowała jako malarka – przeprowadzili się do zamku, w którym urodziło się ich pięcioro dzieci. – Moja żona zawsze powtarza, że tak się to wszystko potoczyło, bo po prostu nie mieliśmy tu telewizji – mówi Bolza z przekąsem.

Fot. Castello di Reschio / PHILIP VILE

Nie powinno dziwić, że zamek po podstawowym remoncie nie był do końca przystosowany do zamieszkania dla współczesnej rodziny. Bolzowie zainstalowali w nim ogrzewanie, jednak musieli polegać na ogromnym kominku. Dużo elementów przeciekało. Mimo wszystko Benedikt ciepło wspomina tamte czasy: niczym renesansowy wartownik wypatrywał rano wjeżdżającego na wzgórze autobusu szkolnego, co było dla dzieci sygnałem, że muszą za chwilę znaleźć się przy bramie zamku. (Niedawno rodzina przeprowadziła się do jednej z pobliskich willi). Czas, który spędzili w okazałym starym budynku, zasiał ziarno pomysłu na to, by zamek stał się hotelem.

Po około pięciu latach prac Castello di Reschio został otwarty wiosną tego roku. (Otwarcie planowane na rok 2020 zostało opóźnione z powodu pandemii. Było to konieczne, ale wtedy wydawało się zabijać motywację. Z czasem ta zmiana terminu okazała się błogosławieństwem – lawenda i rozmaryn zdążyły urosnąć, a twórcy projektu mieli czas na oddech). W okazałym budynku znajduje się zaledwie 36 pokoi, co pozwoliło na zachowanie intymnej atmosfery.

Fot. Castello di Reschio / PHILIP VILE

Rzeczywiście, wieczorem zobaczyliśmy znowu Antonia, spokojnie przechadzającego się pomiędzy gośćmi zebranymi na dziedzińcu, by wypić przed kolacją campari i gin domowej roboty. Główne wejście do zamku prowadzi przez przedsionek połączony ze studiem florystycznym, co jest prawdopodobnie najbardziej eleganckim pomieszczeniem kiedykolwiek istniejącym, w którym nosi się kalosze.

Każdy pokój w Castello di Reschio odwołuje się do jakiejś historii

Zamek jest okazały, co najbardziej widoczne jest w ogrodzie zimowym o konstrukcji z kutego żelaza, który zajmuje sporą część dziedzińca. Rosną w nim palmy. Jak mówi Benedikt, każdy pokój odwołuje się do jakiejś historii, został zainspirowany opowieścią albo czyimś życiem. My mieszkaliśmy w „pokoju lotnika”, udekorowanym zdjęciami przedstawiającymi polskiego dziadka Benedikta – pilota w czasie I wojny światowej. W dawnej piwnicy na wino, w której teraz znajduje się łaźnia – spa należące do Castello – można wykąpać się w wannie pełnej kwiatów, odpocząć w podziemnym tepidarium (czyli w łagodniejszej wersji sauny), lub – tak jak zrobiłam to ja – poddać się delikatnemu szczotkowaniu na sucho, z dźwiękami w tle brzmiącymi jak dobiegające z oddali wieczorne nabożeństwo. W stajniach mieszkają olśniewające konie andaluzyjskie, na których w każdej chwili można pojeździć, z kolei nad eleganckim owalnym basenem znajdują się korty tenisowe.

Fot. Castello di Reschio / PHILIP VILE

W posiadłości wyczuwa się dążenie do urzeczywistnienia bardzo konkretnej wizji: harmonijnego współgrania historii i komfortowych rozwiązań, z rygorystycznym trzymaniem się przez właścicieli idei zrównoważonego rozwoju. Makaron podawany tu na kolację robiony jest z jajek kur żyjących na miejscu i mąki z pszenicy zbieranej na terenie posiadłości, mielonej w pobliskim młynie wodnym. Gdy zespół pracujący w Reschio nie był w stanie znaleźć ekspresu do kawy, do którego produkcji nie byłby wykorzystany plastik, ludzi, którzy instalowali ekspres w głównym barze, poproszono o wymyślenie zupełnie nowego urządzenia. Teraz w każdym pokoju szumi elegancki chromowany ekspres (zawsze zachowujący temperaturę wody idealną do zaparzenia podwójnego espresso), a obok znajdują się biodegradowalne saszetki z mieloną kawą. Ostatniego poranka, chwilę przed wymeldowaniem się z hotelu, wypróbowaliśmy tę kawę. Sączyliśmy nasze espresso na balkonie – czując się jak władczyni i władca rozciągającego się przed nami krajobrazu, ciesząc się każdą chwilą – nawet mimo świadomości, że to tylko chwila.

Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.com

Chloe Schama
Proszę czekać..
Zamknij