Znaleziono 0 artykułów
22.08.2022

Ukraińska fotografka mody Vera Blanche dokumentuje wojnę

22.08.2022
Fot. Vera Blanche

„Filantropka. Artystka. Fotografka” — ten opis widnieje na Instagramie Very Blanche. W takiej kolejności. Vera Blanche z Kijowa to znana ukraińska fotografka mody i sztuki, która robiła zdjęcia dla „Vogue’a”, „Dazed and Confused”, „Fucking Young”, „Harper’s Bazaar” i „L’Officiel”, współpracowała z różnymi markami modowymi. Ukończyła Central Saint Martins College w Londynie, pokochała robienie zdjęć mody i fotograficznych portretów. Ale gdy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę, dostała akredytację sił zbrojnych i ruszyła na front, by dokumentować wojnę. Oto jej historia. 

„…jedziesz przez Borodziankę i wydaje ci się, że to scenografia filmu wojennego, że to niemożliwe”

Fot. Vera Blanche

W pierwszym tygodniu po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę nie robiłam żadnych zdjęć: po prostu siedziałam w schronie lub swojej łazience, czytając wiadomości, strasznie bojąc się dźwięków artylerii i wystrzałów z karabinów maszynowych w Kijowie. Nie byłam w stanie nic zrobić. Po tygodniu, gdy do pewnego stopnia przyzwyczaiłam się do syren i strzałów, pomyślałam sobie: wystarczy, czas wziąć się do roboty. 

Fot. Vera Blanche

Wzięłam aparat fotograficzny i wyszłam na zewnątrz, by się rozejrzeć. Kijów był pusty, nie było żadnych ludzi. Obowiązywało też niepisane prawo: jeśli weźmiesz ze sobą aparat, natychmiast stajesz się wrogiem – jak ktoś obcy wśród własnego narodu. Zdałam więc sobie sprawę, że muszę mieć akredytację jako wojskowy fotoreporter. Pojechałam do Lwowa, gdzie uzyskałam akredytację sił zbrojnych. Trochę sfilmowałam Lwów i znajdujących się tam uchodźców – stacja kolejowa wyglądała wtedy jak mrowisko, jak Majdan w roku 2013. Tak wielu ludzi! Zatrzymałam się w Iwano-Frankiwsku i Czerniowcach, odpoczęłam i zainspirowała mnie siła przyjaciół pracujących tam jako wolontariusze, wróciłam do Kijowa. 

Fot. Vera Blanche

Jak można było się spodziewać, jednym z pierwszych biorących udział w wojnie miast, które sfilmowałam, był Kijów. Bardzo się zmienił od początku marca, gdy z niego wyjechałam. Stał się fortecą. Pojawiły się checkpointy. To już nie było miasto, które opuściłam – to było miasto gotowe na bitwę. Wjechałam do niego, zobaczyłam spalone samochody na autostradzie żytomierskiej, zniszczone domy w dzielnicy Nyvky – wtedy po raz pierwszy widziałam, jak wygląda wojna. Zrobiło mi się niedobrze. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się w naszym Kijowie, w naszym kraju. 

Potem zaatakowano Kijów. To wtedy, w ostatnich dniach przed okupacją, na autostradzie żytomierskiej nadal znajdowały się rasistowskie oddziały. Wygląda na to, że na ulicy Petruszki doszło do bezpośredniego starcia: artyleria, artyleria…, następnie rozpoczęła się seria z karabinu maszynowego. Ale my jesteśmy już do tego przyzwyczajeni – słyszałam to również w Kijowie. Jednak starasz się nie martwić, po prostu wykonujesz swoją pracę. 

Fot. Vera Blanche

Jednym z pierwszych razów, gdy przyjechaliśmy do obwodu kijowskiego ze śledczymi kryminalnymi, był moment, gdy zabierali ciała torturowanych Ukraińców. Byliśmy tego świadkami, nagrywaliśmy tę potworność. Zmagaliśmy się z trudnymi uczuciami, dodatkowo nadal było bardzo zimno, nawet wewnątrz budynków – nie zdajemy sobie sprawy, do jakiego okrucieństwa człowiek jest zdolny. Ci ludzie nie zostali po prostu zabici. Byli torturowani, nie mieli kończyn, wykłuto im oczy, byli pocięci, spaleni. Potem Irpień, Borodzianka. Droga była trudna, samochody zakopywały się w błocie, a my je z niego wypychaliśmy. 

Pamiętam swoje uczucia z początku wojny. Jedziesz przez Borodziankę i wydaje ci się, że to scenografia do filmu wojennego. Albo robisz zdjęcia zniszczonych domów i wiesz, że pod gruzami nadal są ludzie, czekający na ratunek. Czujesz ból – nie wiesz, jak się go pozbyć. 

I ta ziemia – nigdy tego nie zapomnę. Ciągle chodzisz po czarnej, spalonej ziemi. Zamiast ulic – nieprzerwana czarna nicość. 

Fot. Vera Blanche

„Ukraińskie wojsko – nasi wojownicy światła”

Gdy pierwszy raz miałam okazję robić zdjęcia wojsku, cała się trzęsłam. Ponieważ rozumiałam, że właśnie dotykam naszej tarczy, naszych bohaterów, wojowników światła! To nadludzie, którzy na swoich barkach dźwigają pokój na tym świecie. Mój, twój, pokój Ukrainy, pokój zachodniego świata. Utrzymują pokój cywilizacji, którą budowano na nowo przez wieki, za którą wszyscy się opowiadamy. 

Fot. Vera Blanche

Później, gdy spędzałam z żołnierzami coraz więcej czasu, przesuwając się coraz dalej i dalej, na wschód, do Słowiańska, Bachmutu i Kramatorska, wojsko stało się moimi braćmi i siostrami. Jak rodzina. Czułam, że opiekują się mną. Na przykład kiedy chciałam zrobić zdjęcia targu ceramiki w Słowiańsku. To wciąż żółta strefa, ale towarzyszył mi konwój. Fizycznie czułam, jak bardzo o mnie dbają – nawet bardziej niż to potrzebne (śmiech). 

Tych ludzi chce się czcić. Przytulać. Co ciekawe, osoby znajdujące się poza pierwszą linią frontu często proszą mnie, bym przytulała żołnierzy. Szczególnie kobiety. A tam, na linii frontu, chłopacy zawsze chętnie witają się z wszystkimi na tyłach. Są bardzo wdzięczni i mówią: „Bez tych, którzy są na tyłach, nie byłoby nas tutaj”. 

Fot. Vera Blanche

„Tak, boję się”

Nie mogę powiedzieć, że się nie boję. Oczywiście, że to przerażające. Teraz stosuję nawet coś w rodzaju rotacji – zrobiłam sobie twórczą przerwę, by pojechać do domu sztuki i przygotować się do wystawy w Czerniowcach, która później zostanie pokazana w Europie i Ameryce. To front kulturalny, na którym też musimy pracować. Jednak moi bracia już wzywają mnie z powrotem do Kramatorska. 

Czasami czuję strach i dyskomfort. Na przykład na wschodzie, gdy jedzie się pustymi szlakami i tylko z rzadka widzi się inne samochody. Nie ma tam też żadnych cywilów – jest tylko wojsko, pomoc humanitarna lub karetki pogotowia. Czasem kończy się krew. Gdy pierwszy raz pojechałam na wschód, do Słowiańska, w karetce, nie zdawałam sobie sprawy, co mnie czeka. 

Fot. Vera Blanche

Strach często czai się w pobliżu. Gdy jesteś tam, na pierwszej linii frontu, nie możesz nawet samodzielnie pójść do sklepu. Idziesz z uzbrojonym żołnierzem, bo tylko wtedy możesz to zrobić. Lub gdy mówią: „Może w nocy zostaniemy otoczeni, wtedy wyjedziemy”. Jeszcze mi się to nie zdarzyło, ale napawa mnie to przerażeniem.

Nawet gdy jestem w bezpiecznym miejscu, boję się, że ktoś może mnie porwać albo rzucić we mnie granatem, w końcu jestem wojskowym fotoreporterem. Może to bez sensu, ale tak właśnie jest. W zakłopotanie wprawia mnie nawet myśl o wyjeździe do Europy i spotkaniu z rasistami. Czuję, że rasiści są niebezpieczni. Gdziekolwiek by byli – w Paryżu czy Berlinie. 

Fot. Vera Blanche

„Człowieczeństwo, które widzimy w Ukraińcach, jest fascynujące…”

Brak człowieczeństwa, jaki widzimy we wrogu, niszczy nas od środka. Jednocześnie człowieczeństwo innych ludzi jest fascynujące. W końcu na każdym kroku spotykamy bohaterów. Na przykład na pierwszej linii frontu można spotkać japońskiego ratownika medycznego, który przyjechał ratować ukraińskich chłopców i dziewczyny. Biegnie pod ostrzałem, by ściągnąć rannych z pierwszej linii frontu. I zdajesz sobie sprawę, że ten bieg może być jego ostatnim – jednak z każdym krokiem daje innym szansę na przeżycie. 

Pewnego dnia zabieraliśmy z Kramatorska poważnie rannego żołnierza. Miał przebite płuca, a fragment pocisku utknął kilka centymetrów od serca… To w końcu wojna, w której używa się artylerii, a odnoszone w niej rany są bardzo poważne. Żołnierz krwawił. Jechaliśmy 20 kilometrów. A czuwający nad nim lekarz, jak anioł, wspierał go i nie pozwalał mu zasnąć. Był dokładnie jak anioł. 

Na tyłach wszyscy próbują pomagać. To przywraca mi energię do życia.

Na początku kwietnia pojechaliśmy do miasteczka Moschun. Przejeżdżaliśmy tuż obok zniszczonych wsi. Wszędzie, w miejscach domów, w których kilka miesięcy wcześniej żyli ludzie, w których mieli się dobrze, znajdują się czarne plamy. Słońce już zachodziło, robiło się ciemno. Nie zapadł jeszcze zmrok, ale prawie wszystko wokół było czarne. Nagle, bardzo powoli, z tego czarnego krajobrazu wyłonili się ludzie. Byli to miejscowi, którzy spędzili tam cały czas okupacji… Jechaliśmy z konwojem humanitarnym, daliśmy im jedzenie, latarki, wodę – tylko sobie wyobraźcie, oni żyli pod okupacją przez miesiąc. I mówią, że nie potrzebują tej pomocy, że mamy ją dać komuś innemu. W Rosji walczy się o torbę cukru, a w naszym kraju ludzie zawsze są gotowi podzielić się ostatnim kawałkiem chleba. 

Fot. Vera Blanche

Czy po wojnie moda będzie miała znaczenie? Albo branża beauty? Oczywiście! 

Ze wszystkich rzeczy, które mogę fotografować, najbardziej fascynuje mnie ludzka twarz. Niedawno byłam w Czerniowcach i zobaczyłam na ulicy piękną dziewczynę. Stała tam i myła okno wystawowe. Okazało się, że jest modelką. Zakochuję się w pięknie, w mężczyznach i kobietach, uwielbiam pięknych ludzi – więc po prostu zaproponowałam, że zrobię jej sesję w studio. 

Fot. Vera Blanche

Potem zaczęłam się zastanawiać, po co chcę to zrobić. Myślę, że chciałam znowu poczuć, czym jest piękno. Nie chciałam zniszczenia, ale piękna. W końcu to ono jest inspirujące. W ogóle uważam, że wszystko, co robimy, robimy dla piękna. Zwyciężamy dla przyszłości, dla życia, dla piękna. Musimy odbudować nasze ukraińskie DNA – kreatywne, szczere, prawdziwe, utalentowane. Musimy je wskrzesić. 

Niedawno przyjaciel zapytał mnie, czy po wojnie moda będzie miała znaczenie. Albo branża beauty. Oczywiście! Po II wojnie światowej kobiety na tyłach nóg rysowały ołówkiem czarne strzałki, które imitowały pończochy. Dla piękna. Dla życia. 

Fot. Vera Blanche

Cieszę się, że nie wyjechałam, że nie zostawiłam swojego kraju. Zdecydowałam się być blisko ran, które ponosi mój kraj. Była to dla mnie szansa, by stanąć u boku moich żołnierzy i zrobić film. Pokazanie go jest niesamowicie ważne. Dziś pisze się najnowsza historia Ukrainy: krwią, ofiarami, wojną. Piszemy nową historię świata. Czuję się zaszczycona, że mogę stać z kamerą i transmitować te wydarzenia. 

Cieszę się, że znalazłam w sobie siłę, by nie wsiąść do autobusu jadącego do Berlina, choć pokusa była bardzo silna. Gdy wszyscy twoi przyjaciele idą na stację we Lwowie i mówią: „Vero, do widzenia!”. A ty, nieważne, jak bardzo chcesz być bezpieczna, wracasz do Kijowa… 

Fot. Vera Blanche

Fotograf, artysta, operator kamery wideo, projektant, reżyser – wszyscy z frontu kulturalnego są teraz ważni! Każdy z nas wykonuje swoją pracę. To nasz wolontariat – wszyscy szukamy sposobów, żebyśmy zostali usłyszani, byśmy mogli opowiedzieć całemu światu o Ukrainie, by dostać więcej wsparcia i schronienia. By Ukraina miała szansę na zwycięstwo! 

Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.ua.

Vera Blanche
Proszę czekać..
Zamknij