Znaleziono 0 artykułów
16.01.2022

Jedz jak dziecko! Dlaczego jedzenie intuicyjne jest nam dziś potrzebne?

16.01.2022
Iga Pietrusińska /(Fot. Maria Gubasheva)

„Zamiast ciągle być na diecie, zacznij słuchać swojego organizmu. Na talerz kładź to, co ci podpowiada intuicja, i nie pozwalaj, by inni komentowali to, jak wyglądasz” – Iga Pietrusińska (@jedz_intuicyjnie) uczy kobiety nowego podejścia do jedzenia.   

„Ale schudłaś!” – to w dzisiejszych czasach jeszcze komplement czy już nietakt?

Ocenianie ciał innych kobiet jest moim zdaniem nietaktowne. Jeśli nie wiemy, co dana osoba może aktualnie przeżywać, komentując jej wygląd, narażamy ją na dyskomfort. Teoretycznie doceniamy to, że znajoma schudła, i w naszych oczach jest to oczywisty komplement. Ona z kolei wie, że np. chudnie dlatego, że coś niedobrego dzieje się w jej życiu, źle się z tym czuje, ale nie jest gotowa o tym rozmawiać. Moim zdaniem lepiej jest zadawać pytania, które dotyczą głębszej sfery. Przestańmy traktować wygląd w kategorii osiągnięcia lub porażki. Zamiast oceniającego „Chyba ci się ostatnio przytyło” albo „Okropnie schudłaś”, można powiedzieć: „Widzę, że coś się zmieniło w twoim wyglądzie. Jeśli chcesz o tym pogadać, to jestem dla ciebie. Nie chcesz o tym rozmawiać – OK, szanuję to, nie muszę znać szczegółów”. Dobrze jest odejść z kimś na bok, nie mówić tego przy innych. A na rozmowę umówić się w innym terminie. Na szczęście ludzie coraz lepiej to rozumieją, stają się coraz bardziej empatyczni i uważni na dobrostan psychiczny swój i innych.

To efekt pandemii?

Tak, trudny czas pandemii sprawił, że staliśmy się bardziej autorefleksyjni. Od jej wybuchu widać zwrot w kierunku rozwoju osobistego. Uświadomiliśmy sobie, że nasze życie to nie tylko praca, lecz także emocje. Zauważyliśmy, że to, czy jesteśmy zdrowi i stabilni psychicznie, jest ważniejsze od tego, jak wyglądamy i co mamy na sobie.

Jak w takim razie reagować na uwagi ze strony rodziny czy znajomych w stylu: „powinnaś schudnąć” albo odwrotnie –„powinnaś przytyć”?

Odpowiadając życzliwie, spokojnie i empatycznie – to się zawsze sprawdza. Zamiast mówić: „A ciocia, kiedy przestanie się mnie czepiać?”, powiedzieć: „Moja chudość nie ma nic wspólnego z moim stanem zdrowia. Czuję się dobrze, regularnie się badam, dziękuję ci za troskę”. Kiedy słyszysz komentarze, że przy twojej wadze powinnaś sobie odpuścić deser, możesz powiedzieć: „Czuję, że jeszcze mam miejsce na kawałek ciasta”, a gdy ktoś mówi, że powinnaś wziąć dokładkę, bo jesteś za chuda, można powiedzieć: „Doceniam to, jak się napracowałaś, żeby wszystko przygotować. Jedzenie jest pyszne, ale wystarczy mi to, co zjadłam”. Z komentarza o tym, że przytyłaś, nie musisz się w ogóle tłumaczyć. Ale możesz też przytaknąć: „Tak, teraz wyglądam inaczej i bardziej mnie wspierają innego rodzaju komentarze. Możesz zapytać, co u mnie, chętnie ci o tym opowiem”. To, czy przytyłyśmy, bo np. staramy się o dziecko albo dlatego, że mamy insulinooporność, oraz to, że schudłyśmy, bo chłopak nas zostawił lub na coś chorujemy, jest naszą osobistą sprawą. Jeśli nie czujemy potrzeby wprowadzania innych w nasze intymne sprawy, nie powinnyśmy mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Ważne jednak, by powiedzieć to, nie obrażając nikogo, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie potrzebujemy takich rad, a jednocześnie pokazując, gdzie przebiega moja granica.

Fot. Getty Images

Jak bardzo te dobre rady mogą nas skrzywdzić?

Bardzo, bo kiedy osoba, która czuje się ciągle oceniania, z czasem zaczyna unikać wielu społecznych sytuacji, np. spotkań towarzyskich, może też wpaść w depresję. To pokazuje, ile przyjemnych momentów z życia może zabrać nam kultura diety i bycia zawsze w formie oraz w określonym rozmiarze.

Gdy algorytm Instagrama podrzuca nam zdjęcia samych szczupłych dziewczyn, łatwo mieć wyrzuty sumienia, kiedy zamawiamy pizzę.

Warto zdać sobie sprawę, że kiedy nasz feed pokazuje same szczupłe dziewczyny, które doszły do świetnej formy w trzy miesiące po porodzie, mają sesję na Bali, a ich dziecko nie płacze, mamy zakrzywiony obraz rzeczywistości. Rozwiązanie jest proste: trzeba dodać do obserwowanych osoby, które pokazują bardziej różnorodne ciała, a być może niektóre konta po prostu przestać obserwować. Kiedy nie otaczają nas nierealistyczne wzorce, łatwiej zaakceptować nasze ciało takim, jakie jest. Czasem też trzeba przerobić w głowie swój wizerunek, a nawet opłakać ideał, do którego dążyłyśmy. Tym ideałem może być np. wymarzony rozmiar albo ciało sprzed ciąży, do którego nie mamy już szansy wrócić. 

Fot. Getty Images

Wiele moich koleżanek przez całe życie jest na diecie, bez przerwy odmawiają sobie czegoś. Z jednej strony współczuję im tych wyrzeczeń, z drugiej, podziwiam ich silny charakter.

Kultura diety, czyli zjawisko, które pokazuje wiele norm związanych z wyglądem i sposobem jedzenia, jest częścią wielkiego biznesu wartego 72 mld dolarów. Te wszystkie urządzenia do pomiarów, firmy cateringowe, nowe diety, programy dietetyczne niby mają dbać o twoje zdrowie, a tak naprawdę mówią, że nie jesteś wystarczająco dobra taka, jaka jesteś. Że powinnaś trochę schudnąć i zadbać o siebie – ale tak, żeby dopasować się do jakiegoś ideału. Ten ideał to szczupła, wysportowana sylwetka. A przecież na to, jak wyglądamy, wpływa dużo więcej czynników niż tylko sposób jedzenia. To także warunki socjoekonomiczne, nasz stan psychiczny, a przede wszystkim geny. Dla niektórych osób dojście do rozmiaru 40 lub 42 nie będzie nigdy możliwe, ale to nie znaczy, że te osoby nie są zdrowe. I choć nic im nie dolega, często słyszą, że jeśli chcą lepiej zadbać o zdrowie, to powinny schudnąć. Na szczęście rośnie świadomość tego, że mamy różne ciała i one są tak samo dobre, sprawne i zdrowe. Zdrowe ciało nie równa się szczupłemu czy wręcz chudemu ciału. Są badania, które pokazują, że osoby, które mają BMI 18-22 i powyżej 35, mają takie samo ryzyko zachorowań na różne choroby. Nie ma więc znaczenia, czy jesteś powyżej tej normy czy poniżej.

Uczysz kobiety intuicyjnego jedzenia. Na czym to polega?

Na tym, by nauczyć się jeść w inny sposób. Uważniej, bo skupiając się na posiłku, a nie na skrolowaniu telefonu. I słuchając swojego ciała. Nasz organizm ma wewnętrzną mądrość. W naturalny sposób dąży do równowagi i sam nam podpowiada, co jest dla niego dobre, a co nie. Jeśli domaga się kaszy, jedzmy kaszę. Jeśli mówi nam, że ma dość mięsa, odstawmy je na jakiś czas. Jeśli mamy ochotę na ciasto, nie odmawiajmy go sobie, mając świadomość swojego punktu sytości, najprawdopodobniej wystarczy nam jeden kawałek. Często nie słuchamy sygnałów, jakie wysyła nasz organizm. Nie wyłapujemy np. momentu, kiedy jesteśmy trochę głodni i powinniśmy coś zjeść. Mówimy sobie: „Jeszcze dopiszę coś tam, jeszcze tylko uzupełnię Excela, wyślę ostatniego e-maila…”. Zaczynamy jeść, gdy jesteśmy już naprawdę bardzo głodni, a wtedy jemy za dużo, jakbyśmy chcieli najeść się na zapas. A przecież nasz organizm wskazuje nam moment, w którym jesteśmy syci. Jest jeszcze druga sprawa – od dziecka jesteśmy uczeni zjadać wszystko, co jest na talerzu.

To zasługa naszych rodziców i dziadków. Słynnym: „Nie wstaniesz od stołu, dopóki wszystkiego nie zjesz” zrobili nam krzywdę?

W pewnym sensie tak, ponieważ to zmuszanie do zjedzenia mięsa czy surówki, które wielu z nas pamięta z dzieciństwa, jest notorycznym przekraczaniem naszych granic, jak choćby wspomnianej granicy sytości. To wydaje się bardzo subtelne i wręcz nic nieznaczące, a owocuje tym, że ciało przestaje nam wysyłać sygnały. Zjadamy coś, ale w ogóle tego nie czujemy. Albo zjadamy za dużo. Wypijamy trzy kawy, choć wiemy, że służy nam tylko jedna, wypita po śniadaniu. Intuicyjne jedzenie to po prostu słuchanie swojego organizmu. Uczy nas uważności na siebie oraz na te wewnętrzne sygnały i na emocje, które towarzyszą jedzeniu.

Dlaczego jedzenie jest tak silnie związane z emocjami?

Ponieważ od pierwszych chwil życia nasze poczucie bezpieczeństwa zależy od bycia nakarmionym i dotykanym. To naturalne, że w dorosłym życiu jednym z mechanizmów zadbania o siebie jest jedzenie. Ważne jednak, by wiedzieć, że mogę o siebie zadbać na kilka innych sposobów, np. medytując czy leżąc na macie relaksacyjnej, a jedzenie jest tylko jednym z nich. Bo gdy staje się jedynym, cały ładunek emocjonalny rozładowujemy jedząc, tworzymy niezbyt zdrową relację z jedzeniem.

Fot. Getty Images

A co się dzieje, kiedy ciągle czegoś sobie odmawiamy?

Kiedy cały czas poddajemy się restrykcjom, np. nigdy nie pozwalając sobie na jakiś smak, tworzymy deficyt. W efekcie zaczynamy idealizować niektóre potrawy, a bywa, że wręcz fantazjujemy na ich temat. Wydaje nam się, że są jak zakazany owoc. Wartościujemy to moralnie: „Wiem, że to jest pyszne, ale jeśli to zjem, będę osobą o słabej woli, a takie nie osiągają sukcesów”. To jest właśnie przekaz kultury diety, który mówi ci, że jeśli chcesz żyć pełnią życia, odnosić sukcesy, mieć powodzenie, to musisz wyglądać w określony sposób, a jednocześnie trzymać się w ryzach. Można się temu sprzeciwić. Osoby, które długo poddają się takim restrykcjom, w gorszych momentach życia odpuszczają i zaczynają nadrabiać, nasycać się tym, czego dawno nie jadły. Wtedy najczęściej mówią sobie: „Później pójdę na dietę, później się tym zajmę”. To działa jak efekt ostatniej wieczerzy: hulaj dusza, najadam się, ale jednocześnie jestem niezadowolona, że to robię. Nie lubię siebie w tym odpuszczeniu, więc teraz muszę się znowu wziąć za siebie, zmobilizować i zacząć nową dietę: spróbować keto, zrobić detoks sokowy, wyeliminować gluten, pójść na trening. Znowu wchodzimy w okres restrykcji i to jest tak zwane dietetyczne błędne koło. Osoby, które zaczynają jeść w sposób intuicyjny, najczęściej parę razy były na dietetycznym dnie, czyli spróbowały tak wielu rzeczy, że czują, że nic nie działa. Nie wiedzą, co im służy. Największym wyzwaniem jest dla nich okres bezwarunkowego pozwolenia sobie na jedzenie.

Brzmi jak zielone światło na totalne folgowanie sobie.

Chodzi o to, żeby sprawdzić, czy jedzenie ma nade mną kontrolę. Czy jak mogę zjeść ciastko, to zjem jedno czy pięć? Osoby, które były przez długi czas na diecie mają taki deficyt różnych smaków, że jak w końcu się do czegoś dobierają, to nie znają umiaru. Tymczasem okazuje się, że gdy nie ma sztywnych zakazów i mam nieograniczony dostęp do jedzenia, to nasycę się jedną kostką czekolady albo dwoma, a nie całą tabliczką. Bo wiem, że jutro też mogę zjeść czekoladę. Chodzi o to, by nie stawiać jedzenia na piedestale ani nie demonizować go.

Fot. Getty Images

Zupełnie jak dzieci!

Tak, dzieci są naturalnymi „intuitive eaters”. Tracą tę intuicję, kiedy są przymuszane do jedzenia albo kiedy jedzenie staje się nagrodą za coś. Czasami rodzice przejmują się, że dzieci nie jedzą warzyw albo jedzą same beżowe produkty. Tymczasem, gdy damy im różne rodzaje jedzenia i nie będziemy ingerować w to, co wybiorą, ani ile tego zjedzą, to po tygodniu okaże się, że dostarczyły sobie wystarczającą ilość składników odżywczych potrzebnych do prawidłowego rozwoju. To jest jednocześnie niesamowite i całkowicie naturalne.

Czy można do tego wrócić w dorosłym życiu?

Tak, wystarczy na nowo zbudować relację ze swoim organizmem. Dbanie o siebie i stawianie zdrowia na pierwszym miejscu to naprawdę nie jest egoizm.

 

 

Alicja Szewczyk
Proszę czekać..
Zamknij