Znaleziono 0 artykułów
22.02.2018

Dobra zmiana

22.02.2018
Phoebe Philo (Fot. IMaxTree)

Roszady w domach mody w ostatnich latach stały się niemalże codziennością. Porównywane do zabawy w „gorące krzesła” potrafią rozgrzać branżę do czerwoności. Od zachwytu po rozczarowanie, od rewolucji po nudną wtórność. Sięganie do archiwów wielkich marek bywa jak rosyjska ruletka. Na solidnych podstawach można zbudować nową estetykę, przełożyć je na własny, autorski język. Ale można też polecieć na łeb, na szyję, pozostawiając tak złe wrażenie, że tylko czas może je zatrzeć.

Céline

Céline (Fot. Estrop, Getty Images)
Céline (Fot. IMaxTree)

Trudno o bardziej spektakularną metamorfozę w najnowszej historii mody, niż ta, która wydarzyła się w 2008 roku, gdy Phoebe Philo objęła stanowisko dyrektor kreatywnej domu mody Céline. Gdy z wybiegu zeszła ostatnia modelka prezentująca pożegnalną kolekcję ówczesnej projektantki marki, Ivany Omazic, ruszyła metamorfoza z prawdziwego zdarzenia. Propozycje na sezon Resort 2010 nie tylko napisały nowy rozdział. One otworzyły całkiem nową książkę, do której wciąż dopisywane są kolejne części, zarówno przez samą Philo, jak i rzesze jej naśladowców. Zmiana dotyczyła wszystkiego: od wystroju sklepów, przez komunikację graficzną i, oczywiście, samą estetykę projektów. Zniknął francuski sznyt, charakterystyczny dla przełomu wieków i, szczerze powiedziawszy, nieco przykurzony. Na jego miejsce weszła uniwersalna, niezwykle jednak nowoczesna elegancja, bez obaw czerpiąca pomysły zarówno ze sfer wyższych, jak i roboczych uniformów. Nadużywane w wielu kontekstach słowo „minimalizm” znów nabrało sensu i nowej jakości.

Céline (Fot. IMaxTree)
Céline Classic Box (Fot. Christian Vierig, Getty Images)

Gama ciepłych beżów, khaki i brązów, przetykana intensywnym błękitem, kobaltem i szmaragdem, komponowana warstwowo, praktycznie bez ozdób (nie licząc pasków i lamówek) stanowiła miłą dla oka zapowiedź pozytywnego szaleństwa, które dopiero miało nadejść. W czerwcu 2009 roku światło dzienne ujrzała torebka Classic Box - nieduża, zdobiona tylko charakterystycznym, prostokątnym zapięciem, z logo ukrytym pod klapką - do tej pory jeden z największych bestsellerów marki (zresztą kilka lat wcześniej to między innymi Philo zapoczątkowała szał na tzw. „it bags”, projektując słynne Silverado, a później Paddington dla domu mody Chloé). Cztery miesiące później w Paryżu zaprezentowano kolekcję rewolucyjną. Z niebudzącego większych emocji porządnego francuskiego domu mody z tradycjami Céline zamieniło się w najgorętszą markę sezonu (jak potem się okazało, również wielu kolejnych). Szybko zaczęło funkcjonować określenie „w stylu Céline”, a na reakcję sieciówek nie trzeba było długo czekać. Latem 2010 Zara zamieniła się w jeden wielki odpowiednik paryskiego wybiegu. Z jednej strony decyzja ryzykowna, bo na pierwszy rzut oka te ubrania nie miały w sobie nic spektakularnego. Ot, odświeżona klasyka, minimum rozproszeń, sam konkret. Obszerne białe koszule, piaskowe tuniki sznurowane pod szyją, trapezowe spódnice z kontrastującą skórzaną lamówką, sporo czerni o zróżnicowanej fakturze. W dodatku często gubiła się tu talia, znikały piersi i biodra, sylwetka stawała się przytłoczona przez formę. Ale z drugiej - takiej świeżości moda, szczególnie ta szybka, nie doświadczyła dawno. Klientki najwyraźniej potrzebowały impulsu, czegoś całkiem nowego, bo ryzyko czerpania garściami z dokonań Phoebe Philo wciąż popłaca. Zresztą sama projektantka w którymś z wywiadów przyznała, że dopóki jej prace są kopiowane, ma pewność, że robi dobrze. 

Céline (Fot. IMaxTree)
Céline (Fot. IMaxTree)

Informacje o odejściu Phoebe Philo z Céline pojawiały się już od pewnego czasu, szybko dementowane przez główną ich bohaterkę. Aż do teraz. Pod koniec 2017 roku plotka została oficjalnie potwierdzona. Pokaz Pre-Fall 2018 będzie ostatnim we wspólnej historii projektantki i francuskiej marki. Świat mody wstrzymał oddech, by w styczniu 2018 dowiedzieć się, że stanowisko Philo przejmie Hedi Slimane. Trudno dostrzec entuzjazm, więcej jest wątpliwości i znaków zapytania. Co stanie się z wyrazistą, misternie przez dekadę wypracowaną estetyką? Jakie rozwiązania niesie dom mody dla fanatycznych wręcz klientek? I wreszcie, co planuje sama Philo? Mam cichą nadzieję, że wreszcie zacznie tworzyć pod własnym nazwiskiem. Tylko czy po ponad dwudziestu latach w branży będzie miała na to siłę? 

Balenciaga

Demna Gvasalia (Fot. Taylor Hill, Getty Images)
Balenciaga, projekt Demma Gvasalia (Fot. Estrop, Getty Images)

Czy Demna Gvasalia postawił wszystko na jedną kartę? Dopóki nie obejrzałam wystawy poświęconej historii domu mody Balenciaga, byłam przekonana, że tak. Wrażenie tym mocniejsze, że Gvasalia musiał posprzątać bałagan po krótkiej bytności Alexandra Wanga. Wang, przejmując stery po nieodżałowanym Nicolasie Ghesquière (który przeszedł wówczas do Louis Vuitton) tak bardzo skupił się na przepastnych archiwach, że praktycznie zatracił to coś, dzięki czemu zapewne otrzymał propozycję objęcia stanowiska. Było poprawnie, grzecznie i mało przekonująco. To, co budziło podziw w czasach Christobala Balenciagi, przeniesione na wybieg literalnie mogło jedynie wywołać skojarzenia z czymś, co gdzieś kiedyś widzieliśmy, ale nie do końca pamiętamy, gdzie. Dlatego już pierwsza modelka na wybiegu Balenciagi w marcu 2016 zwiastowała dobre wiadomości. Szary kostium - rzecz opatrzona do granic możliwości - ze zmiękczoną przez Christobala linią, niemalże karykaturalnie przejętą przez Gvasalię, stał się platformą łączącą przeszłość z nowoczesnością. Po niej już nic nie było jak dawniej. Demna Gvasalia, do tej pory znany ze swojej autorskiej marki, Vetements, udowodnił, że potrafi patrzeć znacznie szerzej. Do Paryża przywiózł swoją historię: wachlarz estetycznych (lub wcale niekoniecznie estetycznych) pamiątek z dzieciństwa i młodości w Europie Wschodniej. Stworzył dla nich nowe formy, inspirując się archiwalnymi konstrukcjami, przekształcając je jednak na własny sposób. Gigantyczne puchowe kurtki (swoją drogą w Polsce dobrze znane ze znacznie wcześniejszych niż Gvasalii dokonań marki MMC), odzież „outdoorowa”, tapicerskie kwiatowe desenie, legginsy (i buty) z lycry, szaliki kibica, bazarowe torby - my, mieszkańcy Europy Wschodniej chcielibyśmy o nich zapomnieć, tymczasem Zachód jest nieustająco zachwycony. Czy Balenciaga to wciąż jeszcze Balenciaga? Tak, choć zastanawia mnie, kiedy patent zza żelaznej kurtyny przestanie być atrakcyjny. Bo to nastąpi. I co

Alexander Wang (Fot. IMaxTree)

wtedy? Zmiana dyrektora kreatywnego? 

Balenciaga, projekt Demma Gvasalia (Fot. Estrop, Getty Images)

Marni

Francesco Risso, Maggie Gyllenhaal i Sofia Boutella (Fot. Ron Galella, Getty Images)
Marni, projekt Consuelo Castiglioni (Fot. Estrop, Getty Images)

Ile własnej inwencji należy wnieść, by nie zagrozić charakterowi marki? I na ile ważny jest ten charakter? Czy nie powinien ewoluować wraz z otoczeniem? Tworzący pod własnym nazwiskiem mają w tej kwestii znacznie lepiej. Dyktują warunki, a na kompromis idą co najwyżej sami ze sobą. Otoczeni zespołem profesjonalistów mogą wyrażać własne zdanie, dopóki intuicja lub klient ich nie zawiodą. Zdarza się, że ktoś z zespołu idzie dalej. Na przykład Francesco Risso, który, po niemal dziesięciu latach spędzonych u Prady, zastąpił główną projektantkę Marni, Consuelo Castiglioni. Efekt? Choć Prada i Marni miewają punkty wspólne (włoską siłą rzeczy), nie dało się nie zauważyć sporego wpływu jednego na drugie. W rezultacie jesień w Marni spokojnie mogłaby zostać podpisana jako Prada i prawdopodobnie mało kto by ten błąd wyłapał. Silne inspiracje latami siedemdziesiątymi, geometryczne wzorki, bardzo dużo znamiennych dla Prady zdobień i detali, które Consuelo serwowała w znacznie mniejszej, choć jednocześnie bardziej wyrazistej dawce (przeskalowana biżuteria, wielkie kwiatowe nadruki itd.). Czy zmiana była potrzebna? Czy dało się przewidzieć efekty? Krytyczka Sarah Mower w recenzji kolekcji stwierdziła, że włoska moda potrzebuje nowej, młodej energii i w tym aspekcie obecność Risso na tym stanowisku jest pozytywna. W sezonie 2018 projektant odchodzi od swoistej rutyny, zapewne przeniesionej z poprzedniej pracy i choć wciąż jest krzykliwie, da się zauważyć, mówiąc „po barejowsku”, większy procent Marni w Marni.

Marni, projekt Consuelo Castiglioni (Fot. Estrop, Getty Images)
Francesco Risso na backstageu pokazu Marni (Fot. Vittorio Zunino Celotto, Getty Images)

Wrażliwość, energia, fascynacje, osobowość - projektant przybywa do marki z całym bagażem, w którym nazwisko jest sprawą drugorzędną (nie liczymy Karla Lagerfelda). Musi być geniuszem, by zaczęło wybrzmiewać zaraz za nazwą domu mody. Udało się wspomnianej Phoebe Philo, sukces odniósł Alessandro Michele (kolejna metamorfoza Gucci, po obecności Fridy Giannini czy Toma Forda), skrzydła rozwinęła Stella McCartney, choć gdy w 1997 przyszła do Chloé, jej poprzednik, Karl Lagerfeld, złośliwie wytknął raczej muzyczne niż projektanckie korelacje jej nazwiska. Pytanie, co się dzieje, gdy projektant odchodzi? Ile z jego wpływów marka uzna za cenne, a ilu nie da się powtórzyć bez jego obecności? Hedi Slimane ma przed sobą naprawdę trudne zadanie. Choć sam był już nie tak dawno przedmiotem dyskusji o zmianach (przejmując damską gałąź Yves Saint Laurent po Stefano Pilatim w 2012 roku), znajduje się w pozycji mało komfortowej. Nawet jeśli jego pierwsza kolekcja dla Céline będzie fenomenalna, i tak nie uniknie ognia krytyki, który już gdzieś się tli w sercach zdradzonych przez Philo wielbicielek marki. Bo, choć często temu zaprzeczamy, w naszej współczesnej świadomości lepsze wciąż pozostaje wrogiem dobrego.

Harel - Autorka jednego z najstarszych polskich blogów o modzie. Miłośniczka mody polskiej i nie tylko. Od ponad dekady obserwuje i komentuje zjawiska tej dziedziny zarówno w Polsce, jak i na świecie.

Harel
Proszę czekać..
Zamknij