Znaleziono 0 artykułów
24.01.2023

Molestowanie seksualne w pracy: Nie chcę już milczeć

24.01.2023
Kadr z filmu „Asystentka”, fot. materiały prasowe

Zamknięta impreza firmowa, piątek wieczorem. Większość osób zna się dobrze, ktoś niewybrednie żartuje, ktoś inny tańczy do zbyt głośnej muzyki, ktoś przesadza z alkoholem. Wszyscy wymieniają się uśmiechami, bo przecież chcą się tylko pobawić. Nie zauważają, że jest wśród nich kobieta, która ucieka przed wzrokiem i dotykiem mężczyzny. Stara się usunąć z drogi natręta, ale jego to zachowanie tylko rozjusza. O doświadczeniu molestowania seksualnego opowiada 32-letnia Anna.

Jestem tłumaczką, ale zamiast literaturą zajmuję się produktami medycznymi. Tak się ułożyło i nie narzekam. Od trzech lat moim klientem jest duża międzynarodowa firma – krótkie teksty i jeszcze krótsze terminy. To intensywna praca w klasycznej korporacji, ale ja się w niej odnajduję: lubię kontakt z ludźmi, regularny rytm i stałą pensję. Zgodnie z korporacyjną kulturą jestem zapraszana na spotkania firmowe. A u nich to grube imprezy – modny lokal na wyłączność, dobry DJ, open bar, zabawa trwa do rana. Tak miało być też na ostatniej wigilii.

Molestowanie seksualne w pracy: Poczułam rękę na swoim udzie

Nie zastanawiałam się długo, jak się ubrać. „Skoro mam wreszcie okazję i wychodzę z domu, będę błyszczeć”, myślałam. Założyłam dopasowaną sukienkę, duże kolczyki. Kupiłam luksusowe szpilki, żeby na obcasach wytrzymać całą noc. Czułam się kobieco, taki mam styl. Lubię się też bawić. Ale zabawa w mojej definicji ma jasno określone granice, kończy się na słowie „nie”.

Jak zawsze dotarłam na miejsce trochę później niż wszyscy. Około godz. 22 było już po oficjalnej przemowie i toaście. Rozluźniała się nasączana drinkami atmosfera. Szybko znalazłam swoje miejsce przy stoliku działu finansów. Znałam większość osób, więc rozmowa o najgorszych w życiu randkach była całkiem zabawna. W pewnym momencie przysiadł się do nas mężczyzna, na oko czterdziestolatek, wydawał mi się całkiem przystojny. Kojarzyłam go, ale tylko z widzenia. Na początku milczał, więc przedstawiłam się i w jakimś trzecim zdaniu starałam się dopytać, czym się zajmuje w firmie. Szybko jednak poczułam, że coś jest nie tak. On nie chciał ze mną rozmawiać. Siedział stanowczo zbyt blisko, jednocześnie patrzył w taki sposób, że poczułam się speszona. Właściwie trzymał mnie wzrokiem. Próbowałam obniżyć napięcie i wróciłam do rozmowy z dziewczyną siedzącą naprzeciwko. Po kilku minutach nagle poczułam rękę na udzie. 

Zmroziło mnie, ale zareagowałam łagodnie, odsuwając się z krzesłem tak, żeby jego ręka zsunęła się dyskretnie. Straciłam dobry humor, choć starałam się utrzymywać pozory. „Tak działają alkohol i testosteron”, myślałam naiwnie, a później starałam się nie panikować. „Spokojnie, zaraz mu przejdzie”, uspokajałam się. Jednocześnie poczułam zawstydzenie. „Czy ludzie wokół to widzą? Co sobie pomyślą? Uważaj, on jest chyba kimś ważnym” – słyszałam w głowie głos przestraszonej dziewczynki.

Odwróciłam wzrok i przyjęłam strategię: ignorować, chociaż czułam jego oddech na szyi. Na stole nagle pojawiła się taca z przystawkami, a za nią kolejna z szotami i uwaga wszystkich wokół została skutecznie przekierowana. Brzęk szkła, śmiechy, rozmowy. Minęło kilka minut, a ja zaczęłam myśleć, że to było jakieś dziwne nieporozumienie i temat zaraz szczęśliwie się rozmyje. Tylko przez chwilę. Tym razem był śmielszy i wsuwał rękę pod spódnicę. Zdecydowanym ruchem odsunęłam krzesło i wstałam, nie umiałam już utrzymać pokerowej twarzy. – Pora zmienić towarzystwo – powiedziałam, jak mi się wtedy wydało, jednoznacznie. Uciekłam z sali.

Jakieś pół godziny później przy stoliku, przy którym toczyła się dyskusja na temat pracy zdalnej na Teneryfie, on pojawił się znów. Tym razem mogłam przyjrzeć mu się dokładniej – obrączka na palcu, sylwetka po siłowni, dobry garnitur, uszyty pewnie na miarę. „O co mu chodzi i co on sobie myśli?” – myślałam, stojąc oparta o hoker, podczas gdy on podszedł do mnie i tak po prostu położył rękę na moich pośladkach. Okręciłam się, żeby się uwolnić, a on jeszcze się do mnie przybliżył. Właściwie blokował mnie swoim ciałem. 
Nie – wydusiłam z siebie. Stał tak blisko, że dotykał ustami moich włosów. To było straszne, czułam, że jestem w potrzasku. Zebrałam się w sobie, podniosłam wzrok i powiedziałam już całkiem głośno: – Nie rób tego.
To wreszcie przełamało bierność otoczenia. Dziewczyna obok, asystentka zarządu, dotknęła mojej ręki i spytała, czy potrzebuję pomocy. Chyba skinęłam głową. Nie pamiętam szczegółów, jakoś znalazłam się w damskiej łazience. Byłam sztywna z przerażenia. „Dlaczego jakiś mężczyzna tak po prostu podchodzi do mnie i dotyka mojego ciała. Co byłby zdolny mi zrobić?”kotłowało mi się w głowie. Czułam, że mogę tylko zamówić taksówkę i pojechać do domu.

Jak by się skończyła ta sytuacja, gdybym nie uciekła?

Następnego dnia, w sobotę, wstałam około południa. Kiedy spojrzałam na wyciszony telefon, zobaczyłam listę nieodebranych połączeń od znajomych z pracy, SMS-y z pytaniem, gdzie jestem, i kilka dłuższych wiadomości z nieznanego numeru. Ktoś podpisany nic niemówiącym mi nazwiskiem przepraszał, zapewniał, że nigdy się tak nie zachowuje, że jest mu szalenie przykro. Pytał też, czy kiedykolwiek mu wybaczę. Wyszukałam tę osobę na Facebooku, to był mój prześladowca. Ktoś musiał mu dać mój prywatny numer. Być może uświadomił mu też, co zrobił i jakie są konsekwencje jego zachowania przewidziane w Kodeksie pracy – spekulowałam. Nagle dostałam nową wiadomość. „Czy możemy porozmawiać?” – przeczytałam na ekranie bez otwierania SMS-a. Nie odpowiedziałam. Telefon zaczął dzwonić. Wyłączyłam dźwięk.

Cały dzień zastanawiałam się, kim jest ten człowiek i czego ode mnie chciał. Na jego Instagramie widziałam piękną żonę, bajeczne wakacje. W opisie – menedżerskie stanowisko. „Czy to były koszmarne próby flirtu? Chyba nie, nie przed kolegami z pracy… – myślałam. – A może alkohol wyłączył w nim wszelkie hamulce i odkrył prawdziwą, przemocową naturę?” Zdezorientowana, zadzwoniłam do przyjaciółki, potrzebowałam wsparcia i perspektywy kogoś z zewnątrz. 

A może on uważał, że prowadzisz grę? Że odchodząc, uwodzisz go? – powiedziała, a ja zgłupiałam.
Jak to?! – oniemiałam. – To co miałam zrobić? Aferę na całą firmę? – zapytałam.
Nie zrobiłaś nic złego, to nie twoja wina. Ale szkoda, że od razu głośno i przy wszystkich nie powiedziałaś „nie”. Może to by wszystko ucięło – gdybała. I chyba miała rację. Zaczęłam się zastanawiać, właściwie czego się bałam, co mnie powstrzymało? Może chodziło o to, że czułam się winna – że wyglądam zbyt seksownie, że czuję się zbyt swobodnie?
Ale przecież jesteś piękna i nie możesz wstydzić się swojego ciała. Czy jakiegokolwiek faceta zawstydza się tym, że ma wyrzeźbioną klatę albo uśmiecha się do ludzi? Daj spokój – przemawiała głosem rozsądku.
To może paraliżował mnie jego status. Widziałam, że jest kimś ważnym. Poza tym on był u siebie, wśród swoich ludzi. Ja jestem tylko współpracowniczką, z którą w razie problemów nie przedłuża się umowy – tłumaczyłam się niezdarnie, a w środku czułam narastającą złość. „Dlaczego o siebie nie zadbałam? Dlaczego umniejszałam swoje kompetencje? Czego się wstydziłam, skoro to mnie napastowano?” – pytania pojawiały się w mojej głowie, a wśród nich jeszcze jedno – to, które zadziałało na mnie najmocniej: „Jak by się skończyła ta sytuacja, gdybym nie uciekła?”.

Wyszukałam w Wikipedii definicję molestowania seksualnego. „Nieakceptowane zachowanie o charakterze seksualnym, którego skutkiem jest naruszenie godności lub poniżenie osoby nim dotkniętej” – brzmiało pierwsze zdanie. Przekopiowałam je i wysłałam w odpowiedzi, kiedy przyszedł kolejny SMS z tamtego nieznanego mi numeru.

W poniedziałek rano jak co tydzień pojechałam do biura. Idąc przez korytarz, czułam na sobie spojrzenia wszystkich. Uśmiechy, szepty, nerwowe pochrząkiwanie. Plotka musiała rozejść się w błyskawicznym tempie. Stałam się gwiazdą świątecznej imprezy. „Ciekawe, czy on przyszedł dziś do pracy” – zastanawiałam się. Telefon piknął w kieszeni, do skrzynki mailowej spłynęło zaproszenie na rozmowę z działem HR. Ta perspektywa przyniosła mi niespodziewaną ulgę. Zawróciłam, żeby zrobić sobie kawę w firmowej kuchni, a potem zdecydowanym krokiem poszłam na spotkanie do gabinetu na końcu korytarza. Czułam, że odzyskuję kontrolę.

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij