Znaleziono 0 artykułów
10.05.2018

Dree Hemingway: Brzydota jest ciekawsza niż piękno

10.05.2018
Drew Hemingway (Fot. James Devaney, Getty Images)

Była twarzą perfum Chloe, brała udział w kampaniach Gucci i Chanel. Ale choć świat mody ją pokochał, Dree Hemingway przyznaje, że w głębi serca zawsze czuła się aktorką. Z prawnuczką słynnego pisarza spotkaliśmy się podczas festiwalu Netia Off Camera, gdzie pokazywany był film „Love After Love” z jej udziałem, a ona sama oceniała filmy w konkursie polskich filmów fabularnych.

Kiedy szłam na spotkanie z Dree Hemingway, miałam przed oczami seksowną blond- boginię z kampanii perfum Chloe. Zamiast niej, na spotkanie wyszła mi drobna, przemiła dziewczyna, z sięgającymi ramion, ciemnymi włosami, w jeansach typu boyfriend, trampkach i szerokim czarnym swetrze. Poza muśniętymi tuszem rzęsami, Dree nie nosi żadnego makijażu, za to ujmująco się uśmiecha i jest zaskakująco skromna. 

Luksusowe, eleganckie wnętrza Hotelu Starego, gdzie się spotykamy, dodatkowo podkreślają jej niewymuszony urok i dziewczęce piękno. Bo choć nad wyglądem Dree podczas modowych kampanii czuwa sztab stylistów, na co dzień modelka i aktorka stawia na naturalny look. Uznawana za ikonę stylu dziewczyna twierdzi, że kobieta nie ma obowiązku wyglądać bez zarzutu.

Twoja mama, Mariel Hemingway jest aktorką, ale ty, w przeciwieństwie do wielu aktorskich dzieci nie grałaś od małego. Poszłaś zamiast tego do szkoły baletowej – co skłoniło cię do takiego wyboru?

To zabawne, bo tak naprawdę zawsze chciałam być aktorką, ale kiedy miałam pięć lat, zaczęłam chodzić na zajęcia baletowe. Myślę, że rodzicom chodziło o to, żebym czymś się zajęła, zamiast spędzać czas tylko z nimi. Zakochałam się w balecie, ale jednocześnie dorastałam podróżując i towarzysząc mamie na planie, więc aktorstwo zawsze było w moim życiu obecne. Kiedy zaczęłam się zajmować baletem bardziej profesjonalnie, zrozumiałam, że to jest bardzo ciężka branża. W tym świecie ludzie żyją tańcem, nie mają czasu na nic więcej. Ja chciałam czegoś innego, chciałam podróżować, okrywać nowe rzeczy. Aktorstwo daje mi to wszystko. 

Zrezygnowałam z tańca, bo chcę mieć głos, a jako baletnica nigdy bym go nie miała. Oczywiście balet wiele mnie nauczył, na przykład świadomości własnego ciała. Cały czas chodzę na zajęcia baletowe, ale nie jest to coś, co chciałabym robić profesjonalnie.

Kiedy zrezygnowałaś z baletu, zostałaś modelką. Jak to się zaczęło?

Po zakończeniu szkoły odbywałam staż w magazynie w Kalifornii. Siedziałam za biurkiem przez dziewięć godzin dziennie albo otwierałam ludziom drzwi na przyjęciach. Ta praca strasznie mnie męczyła, czułam, że nie wykorzystuję w niej swojego potencjału. Dlatego pewnego dnia zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam, że za dwa tygodnie wylatuję do Paryża. Nie byli zbyt szczęśliwi, bo nie mówiłam po francusku i nie znałam tam nikogo, ale powiedziałam, że znajdę mieszkanie i podpiszę kontrakt z agencją modelek. Pojechałam tam, ale byłam strasznie chuda i nie wyglądałam na swoje 18 lat, a znacznie młodziej, więc nikt nie chciał mnie zatrudnić.

Dree Hemingway z siostrą Langley Fox Hemingway (Fot. David M. Benett, Getty Images)

Młody wiek i szczupła sylwetka to chyba atuty w świecie mody…

Tak, ale ja miałam inny typ urody niż na przykład niektóre14- latki, które są bardzo kobiece i sprawiają wrażenie dużo starszych – wyglądałam dziwnie i dziecięco, nikomu się nie podobałam. 

Wreszcie mój agent wypatrzył mnie i powiedział, że powinnam pracować w Nowym Jorku. Przeprowadziłam się i tam poznałam Katie Grant, która wzięła mnie pod swoje skrzydła. Dzięki światowi mody poznałam wielu moich bliskich przyjaciół, nauczyłam się dużo o sobie i uważam, że bycie modelką bardzo mi pomogło w aktorstwie. Mogłam poćwiczyć odgrywanie różnych ról, poza tym sesje zdjęciowe dały mi pewność siebie, która bardzo mi się w aktorstwie przydaje. Zrozumiałam, że mogę być dwoma różnymi osobami – nie tylko tą dziwną Dree, która na co dzień wygląda jak chłopak, że mogę być też sexy, chociaż wcześniej nigdy tak o sobie nie myślałam. 

Mimo to, wydaje mi się, że podczas pokazów śmiesznie chodzę i nie pasuję do reszty dziewczyn. Chociaż lubię modeling, myślę, że w głębi serca zawsze byłam aktorką. Pamiętam, jak Bruce Weber, z którym wielokrotnie pracowałam, kiedyś popatrzył na mnie i powiedział: – Dree, uwielbiam cię, ale ty nie jesteś modelką, jesteś aktorką. Przyznałam mu rację.

Dzięki tym słowom zaczęłaś grać?

Chyba potrzebowałam impulsu, żeby zacząć to robić. Kiedy Bruce to powiedział, zrozumiałam, że jestem gotowa. Bardzo mu ufam. Alan Mandel, mój agent, był od lat przyjacielem Bruce’a Webera i proponował mi już wcześniej, żebym zaczęła grać, ale wtedy powiedziałam mu, że to nie jest dobry moment. Później, kiedy miałam jakieś 22 lata, zapytał, czy już się zdecydowałam – powiedziałam, że chyba tak. To on znalazł dla mnie rolę w „Gwiazdeczce” Seana Bakera. Po tym filmie zrozumiałam, że aktorstwo to właśnie to, co chcę robić.

Dree Hemingway (Fot. Nicholas Hunt, Getty Images)

Od początku swojej kariery grałaś w świetnych, niezależnych filmach. Jak wybierasz role?

Jestem romantyczką, więc lubię, kiedy w filmie pojawia się motyw miłości. Oprócz tego, jeśli dany scenariusz sprawia, że się waham, to znaczy, że nie jest to rola dla mnie. Nie jestem zdesperowana, żeby grać, więc nie biorę wszystkiego, co mi zaproponują. Lubię spotkać się z reżyserem, szczególnie z takim, którego nie znam, żeby zrozumieć jego wizję filmu. Jeśli czuję, że mogę coś dać od siebie, to mnie to przyciąga. 

Myślę, że ekipa filmowa jest jak rodzina, na czas, kiedy powstaje film jest się jej częścią. Szczególnie w filmach offowych, gdzie budżet jest praktycznie zerowy, więc nikt nie pracuje tam dla pieniędzy, tylko z pasji tworzenia pewnej formy sztuki. Dlatego w scenariuszu musi być coś, co pokaże mi, że to jest film, w którym zagram z pasją. 

Kocham grać w filmach, kocham pracować. Lubię się uczyć, a każdy film mi coś daje, rozwija mnie. Różnica pomiędzy pracą w świecie mody a pracą w filmie polega na tym, że w przypadku tej pierwszej jest się wciąż w biegu, a w przypadku filmów często mija dużo czasu od zakończenia jednej produkcji do rozpoczęcia kolejnej. Kiedy kończę pracę na planie filmowym, szybko zaczynam się nudzić, bo ileż można oglądać telewizję czy spotykać się ze znajomymi? Gnębię więc mojego agenta, żeby przysłał mi jakieś nowe scenariusze, bo kiedy je czytam, mam poczucie, że coś robię. 

Dree Hemingway na festiwalu Netia Off Camera 2018 (Fot. Damian KLAMKA, East News)

Praca w świecie mody od pracy w alternatywnych filmach różni się też tym, że tam jesteś zawsze idealna, umalowana i uczesana, a w offowych filmach możesz być bardziej naturalna. To chyba fajny oddech od modowego glamouru?

Pracowałam w świecie mody od bardzo dawna i masz rację, jest bardzo glamour. Modelka to wersja Dree, którą nauczyłam się akceptować, ale lubię brzydotę, jest dużo ciekawsza niż idealne piękno. Uwielbiam obserwować ludzi, przypatrywać się ich małym dziwactwom, niedoskonałościom. Uważam, że piękne są emocje, pewna wrażliwość i to, że tak bardzo się od siebie różnimy. Dzięki aktorstwu mogę to pokazać i to jest super.

Wspólną cechą przemysłu modowego i mainstreamowych filmów jest to, że kreują fałszywy wizerunek kobiety. W przypadku kina niezależnego jest inaczej.

Tak, i chwała kinu niezależnemu za to! Kobiety nie wyglądają zawsze idealnie – zmagamy się z hormonami, z upływem czasu. Nigdy nie poznałam kobiety, która nie miałaby żadnych kompleksów. Ja sama je mam i jestem bardzo niepewna siebie, czasami czuję się brzydka, opuchnięta, płaczę bez powodu. Myślę, że kino niezależne pozwala nam pokazać, że nie zawsze jesteśmy doskonałe, tak, jak lansuje to świat mody i mainsteamowe filmy. 

Jedyny powód, dla którego mam Instagrama, to chęć pokazania, że jestem normalna, że mogę być piękna, wymalowana, mogę mieć perfekcyjną fryzurę, ale czasem mam też pryszcze, czy nie chce mi się malować i to też jest w porządku. Powinnyśmy się czuć dobrze w swoich ciałach, niezależnie od tego, czy są „idealne”, cokolwiek to słowo znaczy. Bardzo inspirują mnie inne kobiety, i to niekoniecznie sławne. Lubię siedzieć na ulicy, obserwować ludzi, którzy przechodzą i czasem bije z nich wewnętrzne piękno i inspirująca energia.

Twoja ciotka, Margaux Hemingway, też była aktorką i modelką. Ona również jest dla ciebie inspiracją?

Moja ciocia Margaux jest moją największą inspiracją. Uważam, że była najwspanialszą kobietą wszechczasów. Wyglądała na zdjęciach jak bogini, ale kiedy się odzywała, klęła jak kierowca tira, była „ziomalką”. To było wspaniałe. Odeszła, kiedy miałam około siedmiu lat, ale słyszałam o niej wiele opowieści. Kiedy wchodziła do pokoju, miało się wrażenie, że otacza ją światłość i wszystkie oczy zwracały się ku niej. Była wyjątkową osobą, ale też nie była pewna siebie. Miała ciężkie życie, ale potrafiła to zostawić za sobą, odciąć się od tego, kiedy stawała przed obiektywem aparatu czy kamery. Zawsze staram się ją naśladować, kiedy pracuję.

Zostałaś okrzyknięta kolejną „it girl”, ikoną stylu. Jakbyś opisała swój styl?

Dzisiaj raczej na nią nie wyglądam (śmiech).Na przyjazd do Polski spakowałam się jak totalna idiotka, kompletne nie wiedziałam, co zabrać. Zanim tu przyjechałam, byłam w Los Angeles, stamtąd poleciałam do Londynu na zdjęcia, byłam też tam na ślubie, na który nie wzięłam kompletnie nic do ubrania i musiałam pożyczyć ciuchy. Do Krakowa wzięłam cztery pary takich samych jeansów i trzy podobne swetry. Kiedy otworzyłam walizkę po przylocie, to się przeraziłam. Nie czuję się ikoną mody. 

Margaux Hemmingway (Fot. Gijsbert Hanekroot, Getty Images)

Mój styl jest bardzo prosty, uważam, że mniej znaczy więcej, lubię mieszać styl chłopczycy z jakimś dziewczyńskim elementem, chociaż dziś jedyna dziewczyńska rzecz jaką noszę, to tusz na rzęsach. Myślę, że kluczem do mojego stylu jest wygoda. 

W filmach dosyć często występujesz nago. Nie masz z tym problemu?

W „Gwiazdeczce”, podczas kręcenia sceny seksu miałam dublerkę. Nie mam problemu z pokazywaniem piersi, jeśli to ma znaczenie dla fabuły, jeśli chodzi o to, by nagość ilustrowała to, że niczego nie ukrywam. W „Love after Love”, filmie, który jest pokazywany podczas festiwalu Off Camera, w jednej ze scen gram nago dlatego, że to wzięło się z artystycznej wizji, nie miało być seksualne. Zaufałam Russowi Harbaugh’owi, reżyserowi. Przed kamerą nie można się schować, więc bardzo ważne jest, żeby mieć zaufanie do reżysera i czuć się komfortowo. 

Nie chcę niczego w życiu żałować, chcę być dumna ze wszystkich swoich decyzji i dotychczas jestem – wszystko, co w życiu zrobiłam, zrobiłam dlatego, że chciałam, nikt mnie nigdy do niczego nie zmuszał. Jestem za to bardzo wdzięczna. Zdarzało się, że miałam zagrać nago, ale nie czułam się z daną rolą komfortowo, więc ją odrzucałam. Chodzi o to, żeby znać siebie i swoje granice. Jeśli w pewnym punkcie swojego życia nie czujesz się z własną nagością na ekranie komfortowo, to nie powinnaś tego robić. Żyjemy też dziś w kulturze, gdzie strasznie epatuje się nagością, ciężko znaleźć film, w którym jej nie ma. Kiedy to zaczęło się dziać, byłam zaszokowana, zastanawiałam się, czy to właśnie mam teraz robić, czy to buduje karierę? Nie uważam, żeby tak było, myślę, że nasze ciała są świętością, więc mamy prawo być wybredni.

Dree Hemingway (Fot. Rabbani and Solimene Photography, Getty Images)

Co najbardziej lubisz w swojej pracy, a raczej pracach?

Uwielbiam to, że mam możliwość pracy z ludźmi z pasją. Bardzo lubię, kiedy wizje fotografów czy reżyserów stają się rzeczywistością, kocham obserwować ten proces. Piękne i magiczne jest też to, że z całą ekipą stajemy się rodziną, bo jesteśmy tak dobrzy, jak dobra jest cała drużyna, dlatego trzeba wzajemnie się wspierać i wspólnie pracować na sukces. Miałam ogromne szczęście podróżować, kocham to. Lubię to, że mogę się zmieniać przed kamerą czy aparatem, stawać się inną osobą. 

Ważniejsza jest dla ciebie praca w świecie mody czy w filmach?

W tej chwili ważniejszy jest dla mnie film. To zabawne, bo kiedy zaczęłam grać, ludzie mówili: ale przecież ty jesteś wciąż modelką, jesteś w tym dobra, masz dużo pracy, jak znajdziesz na wszystko czas? Dlatego postanowiłam zwolnić jako modelka i postawić aktorstwo na pierwszym miejscu. Chcę udowodnić sobie samej i innym, że naprawdę wkładam w grę całe swoje serce. Ale też sprawia mi wielką przyjemność pozowanie do zdjęć, kiedy za obiektywem stoi mój najlepszy przyjaciel i cała ekipa jest świetna. Zwykle nie robię makijażu i nie układam włosów, w przeciwnym razie czuję się jak bohaterka filmu „Mała Miss”, czy jedna z tych dziewczynek na dziecięcych konkursach piękności (śmiech). Podczas sesji jest inaczej i to jest dla mnie świetna zabawa. Mimo to, teraz chcę cała poświęcić się filmowi i zobaczymy, co z tego wyniknie.

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij