Znaleziono 0 artykułów
04.12.2022

Dysmorfofobia: Bezpieczna klatka

04.12.2022
Ilustracja Ola Szczepaniak

Dysmorfofobia polega na zniekształconym postrzeganiu wyglądu własnego ciała lub jego poszczególnych części. Wada jest niewidoczna dla otoczenia, a w osobie cierpiącej wywołuje natrętne myśli, psychiczny dyskomfort, wpływa na jej codzienne funkcjonowanie. Takie reakcje mogą prowadzić do innych zaburzeń. O swoich doświadczeniach opowiada Martyna Crane, która przez lata chorowała na dysmorfofobię.

Osoba z BDD (body dysmorphic disorder) nieustannie myśli, że jest niewystarczająca, bo nigdy nie odczuwa zadowolenia z własnego ciała. Dyskomfort psychiczny może powodować biust, uszy, nos, włosy, ale też pieprzyk czy blizna. Ale w przypadku dysmorfofobii negatywne emocje związane z wyglądem, brak akceptacji siebie nie znikają także po operacjach plastycznych. 

Body dysmorfia, czyli błędne koło

– U mnie dysmorfofobia objawiała się na wiele sposobów: body checkingiem, obsesyjnymi myślami o jedzeniu i zastanawianiem się, czy to, co mam zjeść, przypadkiem mi nie zaszkodzi. Uważałam, że moje ciało jest niedostatecznie zdrowe i wymaga oczyszczenia. W pewnym momencie jadłam tylko surowe rzeczy. To ja byłam dla jedzenia, a nie ono dla mnie – opowiada Martyna, dla której największym problemem był wciąż za mało płaski brzuch. – Schudłam siedem kilogramów i wciąż czułam się tak samo, czyli za gruba. To dziwne uczucie, kiedy na wadze widzisz liczbę 52, a myślisz, że wyglądasz jak wieloryb. Kiedy przytyjesz choćby dwa kilogramy, jesteś przekonana, że to nadwaga – dodaje.

Body dysmorfia bardzo często łączy się z zaburzeniami odżywiania, takimi jak bulimia i anoreksja, ale też z depresją, nerwicą czy problemami hormonalnymi. Tak też było u Martyny: – Wszystkie moje zaburzenia łączyły się ze sobą, co powodowało błędne koło, z którego trudno było mi się wydostać. W końcu kiedy chorujesz na zaburzenia psychiczne, masz poczucie, że wciąż zawodzisz. Kiedy tak się czułam, zaczynałam „oczyszczanie” sokami, przechodziłam na dietę, „profilaktycznie” chudłam. Myślałam, że to wszystko dlatego, że jestem za gruba, a tylko szczupłe osoby są zdrowe i szczęśliwe.

Bezpieczna klatka: dysmorfofobia może oznaczać kompensację

W przypadku Martyny dysmorfofobia była wynikiem skomplikowanych rodzinnych relacji, poczucia braku bezpieczeństwa i traumatycznych doświadczeń, których doświadczyła w dzieciństwie. Także przez to czas szkoły przeżyła jako szczególnie trudny: była outsiderką i miała niskie poczucie własnej wartości. Kiedy więc przychodziły trudne emocje, radziła sobie, uciekając w kompensację: – Czułam się wartościowa tylko wtedy, gdy wyglądałam w określony sposób lub spełniałam założenia swojej diety. A kiedy myślałam, że moje życie się kończy, że już nie wytrzymam, zaczynałam się kompulsywne objadać. Myślałam, że jeśli i tak zaraz umrę, to czemu miałabym nie najeść się słodyczami – wyjaśnia. Jej problemy związane były też z oczekiwaniami rodziny, związanymi z jej wyborem studiów; według nich miał to być kierunek medyczny. – Chciałam czegoś innego, ale długo nie wiedziałam czego, bo całe poczucie kontroli skupiłam na ciele. Chciałam poczuć niezależność, ale też powrót do dzieciństwa i wyglądu dziecka. Dzięki BDD i zaburzeniom odżywiana budowałam sobie bezpieczną klatkę, która pozwalała mi zamknąć się, uciec od bólu psychicznego i nieprzyjemnych uczuć – opowiada. 

Ilustracja Ola Szczepaniak

O tym, że ma problem, zorientowała się, kiedy zaczęła nie wywiązywać się z zadań i gdy psuły się relacje, na których najbardziej jej zależało, a zaburzenia odżywiania powodowały szkody psychiczne i fizyczne. – Przestałam chodzić do restauracji, bo nie mogłam sprawdzić, ile kalorii mają podawane w nich dania. Zdałam sobie też sprawę, że cierpienie, na które sama siebie skazuję, pociąga za sobą cierpienie najbliższych. Rodzina, partner i przyjaciele przyglądali się jej rękom, trzęsącym się od spadku poziomu cukru, dostrzegali jej zamglenia umysłu, słabe samopoczucie, drażliwość, przeróżne bóle i słuchali narzekania. Na to, by zwrócić się o pomoc, zdecydowała się po rozstaniu z chłopakiem, który nie potrafił patrzeć na to, jak Martyna się męczy.

Ciało jest moim domem, nie polem bitwy

Najpierw poszła do dietetyka na pomiar masy ciała. – Byłam pewna, że mam nadwagę i wysoki procent tkanki tłuszczowej, a okazało się, że wszystko jest w porządku – opowiada. Do psychologa trafiła, bo unikała posiłków, bała się jeść. Dopiero wtedy dowiedziała się, na czym polega jej choroba. – Przesuwałam pory jedzenia, wkurzałam się, że w ogóle muszę cokolwiek zjeść, bo inaczej słabnę. Zrozumiałam, że problemy z jedzeniem to przykrywanie innych trudności życiowych, mechanizm kompensacyjny, żeby poradzić sobie z negatywnymi emocjami – wspomina.

Z dysmorfofobią Martyna stara się radzić, dbając o zdrowie, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. – Wiem, że mogę być piękna i szczupła, ale jeśli moja psychika będzie zniszczona, a ciało niedożywione, nic mi po tym. Ciało jest moim domem, nie jest niczemu winne, a do tej pory było polem bitwy, na którym eksperymentowałam – tłumaczy. Dziś odkrywa swoje ciało na nowo: – Przez rok uczyłam się jeść – bez wyrzutów sumienia i oceniania samej siebie. Słucham sygnałów głodu i sytości, zwracam uwagę na to, jak się czuję, stawiam na intuicyjne jedzenie. Jem to, co mi służy, dbam o białko oraz błonnik w diecie i zawsze na pierwszym miejscu stawiam zdrowie psychiczne. W dbaniu o siebie pomagają jej też praca i pasja: zielarstwo i fizjoterapia. A od ponad roku chodzi na psychoterapię, dzięki czemu rozumie mechanizmy, rządzące jej życiem i to, dlaczego wybrała akurat walkę z własnym ciałem. 

Martyna przyznaje, że aby wyleczyć się z dysmorfofobi, trzeba znaleźć w życiu coś, co jest ważniejsze od choroby. – Pozwoliłam sobie zmierzyć się z tym, kim naprawdę jestem, czego potrzebuję i za czym tęsknię. To zadziałało wyzwalająco. Poczułam, że największą wartością jest dla mnie wolność wyboru, a do tej pory to choroba mówiła mi, jak mam myśleć – tłumaczy. I dodaje, że wolność oznacza dla niej przede wszystkim nieuzależnianie poczucia szczęścia od spraw oraz ocen zewnętrznych. – Wciąż nie jest idealnie, bywają nawroty, ale jestem bliżej zdrowia. Nie uznaję już, że jestem swoimi słabościami – mówi. 

Kaja Werbanowska
Proszę czekać..
Zamknij