Znaleziono 0 artykułów
08.11.2022

Edward Enninful: „A Visible Man”

08.11.2022
Fot. Getty Images

Imigrant, czarny, gej. 50-letni Edward Enninful od teraz jest też transparentny. W swojej autobiografii tłumaczy, jak wbrew warunkom został jednym z najważniejszych ludzi współczesnej mody.

Chwila minie 20 lat od dnia, gdy odkryliśmy, że „Diabeł ubiera się u Prady”. To było naprawdę wzbogacające doświadczenie, trochę jednak dziwne, że przy okazji nikt nie zapytał: a co z Bogiem, nagi przecież nie chodzi? Delikatna kwestia, w większości religii tabu, tym bardziej cieszę się, że moją patologiczną ciekawość zaspokoił nareszcie Edward Enninful, redaktor naczelny brytyjskiej edycji „Vogue’a”. W szczuplutkiej i zgrabnej autobiografii „A Visible Man” pisze, że Bóg nosi czarną bluzę z kapturem i okulary w rogowej oprawce. Jest taktowny, opanowany i piekielnie wymagający, ale bezkreśnie sprawiedliwy. Wierni mówią o nim: mistrz, stwórca, jedynie najwyżsi rangą kapłani odważają się wypowiedzieć imię: Steven. Steven Meisel, fotograf, autor większości legendarnych okładek włoskiego i wszystkich głośnych brytyjskiego „Vogue’a”. Moda upaja się analogiami do religii: „Vogue” jest biblią, Anna Wintour papieżycą, wśród redaktorów, projektantów i stylistów mamy starych i nowych proroków, wśród modelek rzeszę aniołów i jedną Evangelistę. Linda wróciła na okładkę brytyjskiego „Vogue’a” akurat w tym numerze, który bez skrępowania promuje biografię swojego naczelnego. Przypadków w modzie nie ma, są szczęśliwe zbiegi okoliczności. Zdarzają się też cuda, jednym z największych jest właśnie kariera Edwarda Enninfula. 

Fot. Materiały prasowe

Do świata mody nasz niezwyczajny Ed wjeżdża w pierwszej połowie lat 80. obskurnym pociągiem londyńskiego metra. Jakiś facet ewidentnie pożera go wzrokiem, na stacji Vauxhall proponuje szybką sesję. Mówi, że Edward ma warunki, wygląda i w ogóle widać, że zna się na rzeczy. Trafia w punkt, w pewnym sensie Ed modę ma we krwi, jego mama prowadziła atelier krawieckie, ubierała najelegantsze mieszkanki Akry. Ale to było w poprzednim życiu, w Ghanie, już się nie liczy. Teraz całą rodziną wylądowali w Londynie, żebrzą o azyl polityczny, Edward jest niepełnoletni i czarny jak listopadowa noc. W skali od zera do 10 zapotrzebowanie na takich modeli utrzymuje się na stałym poziomie 0,001, ale ciekawość świata podszeptuje, by skorzystać z zaproszenia, krzywdy nikt mu nie zrobi. Sesja jest do magazynu, któremu nie zależy na masowej sprzedaży, ukazuje się drukiem, dlatego na jednej się nie kończy. Między pozowaniem Edward chodzi do szkoły i jeździ na castingi, na jednym ociera się nawet o Kate Moss, która dopiero zaczyna, ale już ma charyzmę. Zaprzyjaźnią się dosłownie za chwilę, póki co ona dostaje zlecenie, on po raz kolejny odpada. Gdy Kate zacznie reklamować perfumy, Edowi trafi się epizod w reklamie fast fooda. Taka karma, takie czasy, taki kraj. Szybko wraca więc na plan zdjęciowy, pozując, patrzy innym na ręce, od fotografów i stylistów uczy się, jak językiem mody opowiadać historie. Jego nauczycielami są najlepsi z najlepszych nowego pokolenia: Nick Knight, Dylan Jones i cała kadra miesięcznika „i-D”, alternatywnej biblii mody, w kontrze do „Vogue’a”. „i-D” czyta zupełnie inny gatunek człowieka, młodzi-zbuntowani, raczej bez pieniędzy i ambicji, by zasilić kiedyś establishment, miękkość kostiumiku Chanel snu z powiek im nie spędza. Edward mieszka w Ladbroke Grove, to jest ścisłe centrum miasta, ale biedne. Taki adres upoważnia do identyfikacji z proletariatem, nawet gdy dzielnica zmieni swój charakter o 180 stopni, a Edward odbierze Order Imperium Brytyjskiego. W pałacu Buckingham, z rąk księżniczki Anny, w szytym na miarę garniturze od Alexandra McQueena i śnieżnobiałej koszuli Anderson & Sheppard z Savile Row, od krawca lordów i oligarchów. Ojciec, patriarchalny tyran, wtedy wreszcie zrozumie, że syn odniósł sukces. Na razie jednak jesteśmy w redakcji „i-D”, w błagającej o transformację dzielnicy Shoreditch. Edward dostaje tu szanse. Nie jedną czy dwie, całą hurtownię. Wysyłają go na pokazy do Paryża, zachęcają, by miał swoje zdanie, by pisał, by sam stylizował. We wszystkim okazuje się co najmniej dobry. Podejrzewa, że to przez przypadek, udało mu się, za łatwo poszło, zawsze tak nie będzie. Mądrzejsi od niego tłumaczą, że na tym właśnie polega talent. Ale talentowi trzeba pomóc, zrobić research, poszukać analogii między dziś a wcześniej, skojarzyć fakty z różnych epok i dopiero wtedy fantazjować.

 

 

Cały tekst znajdziecie w listopadowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”, którego hasłem przewodnim są „Ikony”, z dwiema okładkami do wyboru. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

 
Piotr Zachara
Proszę czekać..
Zamknij