Znaleziono 0 artykułów
11.12.2019

Europejskie Nagrody Filmowe: Poszukiwanie kierunku

11.12.2019
Kadr z filmu "Faworyta" (Fot. materiały prasowe)

W miniony weekend w Berlinie po raz 32. przyznano Europejskie Nagrody Filmowe. O rozczarowaniach, zachwytach i polskich akcentach opowiada nasza wysłanniczka Anna Tatarska.

Na rozdaniu Oscarów każdy żart jest wpisany w scenariusz, a luz – pozorowany. Czerwony dywan to symboliczna granica, której zwykłym śmiertelnikom nie wolno przekroczyć. Rozdanie nagród EFA jest zdecydowanie bardziej egalitarne. Dzięki temu, że dziennikarze i aktorzy mieszkają w tym samym hotelu, spotkanie z Juliette Binoche na śniadaniu i pogawędka w windzie z kolejną tegoroczną laureatką, kostiumografką Sandy Powell, wydają się całkiem naturalne.

Kto przyznaje Europejskie Nagrody Filmowe? Do powołanej do życia w 1988 roku w Berlinie Europejskiej Akademii Filmowej dziś należy ponad 3,5 tysiąca związanych z filmem profesjonalistów, którzy co roku wyróżniają najciekawsze europejskie produkcje. Wim Wenders, obecny dyrektor EFA, to legendarny reżyser („Paryż, Teksas”, „Lisbon Story”) i artysta wizualny. Stanowisko przejął od samego Ingmara Bergmana. Wcześniej pracował jako przewodniczący stowarzyszenia. Od 2013 roku tę funkcję jako pierwsza w historii Polka i kobieta piastowała zaś Agnieszka Holland. – Niesamowita kobieta. Zawsze była głosem tych, którzy go nie mieli. Reżyserka, ale i aktywistka, niestroniąca od polityki i rozumiejąca wagę solidarności. Odważna, nieulękniona, jedyna w swoim rodzaju – tak Holland witał na scenie Wenders. Polski rząd często krytykuje polityczne zaangażowanie i ostre poglądy reżyserki, ale za granicą właśnie one – obok niekwestionowanych filmowych osiągnięć – budują jej pozycję.

Joanna Kulig (Fot. Getty Images)
Kadr z filmu "Atlantyk" (Fot. materiały prasowe)

Podczas tych sześciu lat, mimo trudnych czasów, Akademia utrzymała wcześniej obrany kurs, budując siostrzeństwo i braterstwo wśród filmowców. Świat się zmienił, powróciły demony z przeszłości i narodziły się nowe. Możemy spodziewać się kolejnych wyzwań i niebezpieczeństw, ale też perspektyw. Rośnie świadomość ekologiczna, równość płci. Nie traćcie nadziei dla kina, Europy, kobiet, dla świata. Zwyciężymy! – takimi słowami żegnała się ze sceny kończąca kadencję Holland. Przekazała pałeczkę brytyjskiemu producentowi Mike’owi Downeyowi („Goltzius and the Pelican Company”). Nowy przewodniczący nie pozostawił wątpliwości co do kierunku, w którym zmierzać będzie organizacja. – Będę kontynuował pracę na rzecz filmowców w zagrożeniu – zapowiedział Downey, ogłaszając powołanie wraz z festiwalami Rotterdamskim i dokumentalnym IDFA inicjatywy International Coalition for Filmmakers at Risk. Ten wątek był poruszany podczas gali w Haus Der Berliner Festspiele kilkakrotnie, a gościem specjalnym ceremonii był niedawno zwolniony z rosyjskiego więzienia ukraiński reżyser Ołeh Sencow. Inne priorytety to zrównoważony rozwój i równość płci, także wewnątrz samej Akademii. Prezenterki gali rozpoczęły ją na tle slajdów pokazujących katastrofy klimatyczne i polityczne. W żartobliwym dialogu przekonywały, że wreszcie wszystko jest lepiej: Antarktyka zamarza, a Władimir Putin otworzył moskiewską Paradę Równości w kostiumie tęczowego jednorożca.

Nie zabrakło polskich akcentów. Pierwszą nagrodę wręczała Joanna Kulig. Odznaczenie prezentowała także wystylizowana na Ziggy’ego Stardusta Agata Buzek. Nagrodę Publiczności, przyznawaną w głosowaniu internetowym, odebrał za to Paweł Pawlikowski za „Zimną wojnę”. Na sali obecne były też m.in. członkinie zarządu EFA, producentki Ewa Puszczyńska i Joanna Szymańska, reżyserki Olga Chajdas i Kasia Adamik oraz małżeństwo muzyków, Mary Komasa i Antoni Łazarkiewicz. Pawłowi Pawlikowskiemu towarzyszyła żona, dyrektor kreatywna „Vogue Polska” Małgosia Bela.

Zgodnie z przewidywaniami powrócił temat kontrowersji wokół Romana Polańskiego. Cztery nominacje reżysera były krytykowane przez feministyczne organizacje z Francji. Postulowano nawet wycofanie filmu z selekcji. Do tego nie doszło, ale nowy przewodniczący stowarzyszenia odniósł się do sprawy ze sceny. – Europejska Akademia potępia przemoc w każdej formie, dlatego nie pozostajemy obojętni na oskarżenia wobec Romana Polańskiego. Będziemy się przyglądać naszym procedurom dyscyplinarnym – mówił Downey. Dodał jednak, że w wyrazie „szacunku” dla pracy współtwórców filmu i głosujących członków Akademia zdecydowała się filmu z selekcji nie usuwać. – Czyli znowu tylko gadanie – skwitował tę wypowiedź kolega z Włoch.

Pedro Almodovar (Fot. East News)
Kadr z filmu "Ból i blask" (Fot. materiały prasowe)

Podczas gdy często narzeka się na oscarowe nominacje, pomijające wiele ciekawych tytułów, selekcja EFA wydaje się znacznie bardziej otwarta. Także w tym roku pojawiło się wiele filmów kontestujących system, naświetlających problemy wykluczonych bohaterów, szukających objawień poza głównym nurtem. Świetny niemiecki „Błąd systemu” Nory Fingscheidt z fenomenalną rolą dziewięcioletniej (nominowanej) Heleny Zengel o pełnej gniewu dziewczynce, z którą nikt nie potrafi sobie poradzić. Wbrew oczekiwaniom w niemieckich kinach to frekwencyjny hit, który wywarł realny wpływ na lokalnych polityków. Canneński hit, „Nędznicy” Ladja Ly, współczesna reinterpretacja „Nienawiści” Kassovitza, obraz przemocy w podmiejskim getcie z najmłodszymi bohaterami w samym centrum. Choć nominowany w głównych kategoriach, z Berlina wyjechał ze statuetką w kategorii „Odkrycie”. Melancholijna animacja „I Lost My Body” Jérémy'ego Clapina, zamknięta pomiędzy retrospektywnymi sekwencjami opowieść o tożsamości i pamięci, snuta z punktu widzenia odciętej dłoni. Wreszcie mocna i odważna historia o kobiecości, duchach i emancypacji, czyli „Atlantique” Mati Diop, także canneński hit (wszystkie do obejrzenia w Polsce!). A jednak w kategoriach fabularnych zwyciężyli giganci. Najlepszym aktorem został Antonio Banderas za „Ból i blask”, a „Faworyta” zgarnęła statuetki dla najlepszego reżysera, komedii, filmu fabularnego i aktorki, a także za kostiumy, charakteryzację, montaż i zdjęcia. Być może najciekawszą, obok „Odkryć”, kategorią EFA są dokumenty. Selekcja odkrywcza, łącząca rozmaite wrażliwości, estetyki i wizje. Zwycięski „For Sama” zrealizowali syryjska dokumentalistka Waad Al-Kateab i brytyjski reżyser Edward Watts. Tę wstrząsającą opowieść twórczyni kręciła, jak sama mówi, dla córki. Sama urodziła się i dorastała w oblężonym Aleppo. Berlińska statuetka utwierdza mocną pozycję filmu jako liczącego się kandydata w tegorocznym wyścigu.

Nie ujmując niczego nagrodzonym twórcom, tegoroczny werdykt stawia pod znakiem zapytania strategię nominacji do EFA. Wielki zwycięzca, „Faworyta”, to w oczach mediów już odgrzewana historia, skoro film święcił triumfy na początku roku podczas Oscarów i Złotych Globów. Taka decyzja odbiera instytucji szansę na stanie się opiniotwórczą. Zamiast wyznaczać trendy, podąża za nimi. Nie pomogła nieobecność na ceremonii Giorgosa Lanthimosa i Olivii Colman. Europejskie nagrody powstały jako hołd dla unikalnego DNA kina Starego Kontynentu i od 32. edycji celebrują jego wyjątkowe osiągnięcia. Ale bez dobrego kierownika planu sztuka sama się nie obroni. Dodanie kategorii serialowej może cieszyć Polaków, bo ostatnio radzimy sobie na tym polu świetnie. Ale nie wystarczy, żeby znaleźć nową, w pełni adekwatną do naszych czasów tożsamość prestiżowej organizacji i nagród.

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij