Znaleziono 0 artykułów
31.12.2022

Film z przeszłości: „Pokojówka na Manhattanie”

31.12.2022
(Fot. East News)

Komedia romantyczna „Pokojówka na Manhattanie” z Jennifer Lopez – historia o Kopciuszku z 2002 roku – oglądana 20 lat po premierze przekształca fantazję w satyrę na nowe czasy. Działa dziś przede wszystkim jako interesująca próba wpisania baśniowości w burzliwą i pełną paradoksów nowoczesność, oferując przy tym intrygującą perspektywę na znaczenie mody.

Ona jest samotną matką, pracującą jako pokojówka w ekskluzywnym hotelu na Manhattanie. On rozpoczyna kampanię jako kandydat na senatora, a jego życie relacjonowane jest na pierwszych stronach najważniejszych gazet. Jak to zwykle w takich historiach bywa, aby tych dwoje się spotkało, potrzeba solidnej dawki zbiegów okoliczności i nieokiełznanej siły przeznaczenia. W „Pokojówce na Manhattanie” z 2002 roku Wayne Wang („Dym”, „Brooklyn Boogie”) przepisuje na język nowojorskiej socjety znaną i lubianą historię o Kopciuszku, ścierając szyk dostojnego Upper East Side z autentycznością imigranckiego Brooklynu. W efekcie powstał absurdalno-uroczy kolaż romantycznych motywów dobrze już znanych z „Notting Hill” (1999) czy „Pracującej dziewczyny” (1988), pełny naiwnej wiary w związki ponad podziałami. Film oglądany 20 lat po premierze przekształca fantazję w satyrę na nowe czasy, działając dziś przede wszystkim jako interesująca próba wpisania baśniowości w burzliwą i pełną paradoksów nowoczesność.

Jak zgubić pantofelek w XXI wieku?

W pracującego w hotelu Kopciuszka, Marisę Venturę, wcieliła się umacniająca swoją pozycję gwiazdy Jennifer Lopez, w postać księcia, Christophera Marshalla – nominowany do Oscara za rolę w „Angielskim pacjencie” Ralph Fiennes. Trzeba przyznać, że Wang do słynnej bajki o piękności gubiącej pantofelek podszedł nadzwyczaj poważnie: w filmie znalazło się miejsce nie tylko dla znanych archetypów, lecz także dla uroczystego balu, w trakcie którego Marisa, ubrana w suknię projektu Boba Mackiego i diamenty od Harry’ego Winstona, przyćmiewa wdziękiem prawdziwe arystokratki (choć nie dojdzie do utraty szklanego buta). Przebranie pokojówki zostanie jednak zdemaskowane przez blondwłosą rozwódkę Caroline (Natasha Richardson), pełniącą w filmie funkcję Złej Siostry, stojącej na straży klasowych podziałów. Urozmaiceniem przewidywalnego scenariusza jest błyskotliwy, zafascynowany postacią Richarda Nixona syn Marisy, Ty, którego z Chrisem połączy miłość do psów oraz niechęć do wystąpień publicznych. 

(Fot. East News)

Podczas seansu mamy zadawać sobie pytanie, czy bohaterom pochodzącym z tak różnych światów uda się przełamać konwenanse i stworzyć związek, który pozwoli im „żyć długo i szczęśliwie”. W tym pytaniu zaklęta jest tylko jedna poprawna odpowiedź – pozostajemy przecież w świecie bajki. Ta z kolei niekoniecznie musi być dobrym filmem, ma raczej podnosić na duchu. To prostoduszne pokrzepienie „Pokojówka na Manhattanie” zapewnia także dziś.

Kamera na pokojówki, służące, opiekunki

Subtelnie zaznaczona w komedii romantycznej Wanga krytyka elit dotyczy w zasadzie tych samych elementów, co dziś, tyle że w ciągu ostatnich dekad forma owej krytyki stała się w kinie zdecydowanie dosadniejsza. Proces ten ilustrują sukcesy takich tytułów, jak „Służące” (2011), „Roma” (2018), „Parasite” (2019) czy „W trójkącie” (2022) – tegorocznego zdobywcy Złotej Palmy w Cannes. W XXI wieku perspektywa służących zyskała w kinie na popularności. Z trzecioplanowych bohaterek awansowały na plan pierwszy i doczekały się coraz więcej wielowymiarowych reprezentacji (w 2021 roku na festiwalu Nowe Horyzonty poświęcono im nawet całą sekcję). Pokojówki, osoby sprzątające i opiekunki zaczęły być traktowane jako interesujące i złożone postaci, które często pełnią funkcję szarych eminencji mających kompleksową wiedzę o domownikach i dbających o jakość układów między nimi.

(Fot. East News)

Oczywiście „Pokojówka na Manhattanie” nie ma tak krytycznych aspiracji, pozostając przede wszystkim opowieścią o miłości, ale wypełniono ją po brzegi detalami wyraźnie manifestującymi, po której stronie mają serce twórcy. Na porządku dziennym jest tu nazywanie snobistycznych, podkradających kosmetyki z wózka dla obsługi gościń hotelu „Francuzicami”, nie dziwią też takie komentarze, jak: „Dlaczego robicie z niego boga? Bo jest bogaty, biały i ma, czego dusza zapragnie?”. Hanna Krall przekonywała, że to właśnie takie „szczegóły znaczące” tworzą świat, także ten językowy. Uniwersum stworzone w filmie Wanga aż do finałowych scen opowiadać się będzie po stronie społeczności Kopciuszka. Piszę „do finałowych”, bo pomimo szczęśliwego zakończenia i teoretycznego awansu Marisy (zostanie zarządczynią personelu) nie wpłynie to na poziom życia jej przyjaciół z pracy, a społeczne status quo zostanie utrzymane. Dla pokojówek o różnym etnicznym i ekonomicznym pochodzeniu nie ma w filmie miejsca poza hotelowym zapleczem, a jedyny sposób promocji to pomyłkowe podszycie się pod białą bywalczynię salonów. Obsługa hotelowa ma swoją godność (– Choć im służymy, nie jesteśmy ich służącymi – mówi w pewnym momencie jeden z pracowników), ale narracja nie próbuje igrać z zastaną hierarchią. Z tej perspektywy płytka konwencja rom-comu nabiera jeszcze bardziej odrealnionego charakteru. Produkcję Wanga można potraktować dziś jako jeden z ostatnich podrygów fantazji o cudownym romansie przepuszczonym przez idealizujący filtr, który dodaje rzeczywistości powabu i blasku.

(Fot. East News)

W komedii romantycznej Wanga Jennifer Lopez wciąż występuje w wersji „Jenny from the Block”, której daleko do gwiazdy występującej podczas Super Bowl, sportretowanej w dokumencie Netflixa „Halftime” (2022). Tak jak losy pary książęcej w „Harrym i Meghan” stają się pretekstem do oskarżenia tabloidów w Wielkiej Brytanii, tak opowieść o przygotowaniach do występu na największej imprezie futbolowej ma działać jako manifest przeciwko rasizmowi, nierównościom i murowi na granicy USA z Meksykiem. – Wiem, jak to jest wstawać co rano, wsiadać do metra i ciężko pracować – mówi aktorka. Historia JLo może być przez wielu traktowana jako spełnienie amerykańskiego snu, dowód na istnienie prawdziwych Kopciuszków i wielu innych „pokojówek z Manhattanu”, którym wbrew przeciwnościom losu udało się odnieść sukces.

Jeśli zdobywać szczyty, to tylko w żakiecie

(Fot. East News)

Jednocześnie „Pokojówka na Manhattanie” – celowo lub nie – oferuje intrygującą perspektywę na kwestię ubioru. Luksus ma określoną nazwę i składa się z dwóch słów: Dolce & Gabbana. Do niespodziewanej transformacji dochodzi tu właśnie za pomocą stroju. Przymierzenie białego kostiumu włoskiego domu mody ma zagwarantować Marisie „poczucie się jak bogaczka”, z kolei uniform pokojówki staje się wizualnym atrybutem jej służebności. To w eleganckim śnieżnobiałym garniturze Kopciuszek po raz pierwszy zaprezentuje się księciu, momentalnie podbijając jego serce. Z drugiej strony, gdy Chris ujrzy Marisę w pracowniczym mundurku, najpierw zapyta: – Co znaczy ten strój?. Przy pomocy ubrań dochodzi do metamorfozy nie tylko na poziomie wyglądu, ale przede wszystkim w wymiarze tworzenia osobowości, wizualizacji statusu i budowania hierarchii. Zarówno mundurki, jak i ubrania światowych marek wywołują określone wrażenia i w sposób niemal magiczny mogą przemieniać osoby, które je noszą. Kostiumem można manipulować: to on czyni nas widocznymi lub niewidzialnymi, godnymi uwagi albo całkowicie nieciekawymi. W tym kontekście scena rodem z „Pretty Woman”, w której Marisa mierzy drogie kreacje do skocznej piosenki „I’m coming out” Diany Ross, zyskuje podwójne znaczenie: to przecież nic innego jak szykowanie się Kopciuszka na bal, gdy zostaje on poddany działaniu czarów. I choć „Pokojówka na Manhattanie” z całą pewnością nie jest filmem ani wybitnym, ani oryginalnym, to oferuje jedno z ciekawszych spojrzeń na znaczenie mody, zapewniając przy tym magiczne pokrzepienie, które ma szansę trwać jeszcze długo i szczęśliwie po seansie.

Joanna Najbor
Proszę czekać..
Zamknij