Znaleziono 0 artykułów
03.05.2022

Film z przeszłości: „Taksówkarz”

03.05.2022
Kadr z filmu "Taksówkarz" z 1976 roku (Fot. Capital Pictures/EAST NEWS)

Tytułowy bohater filmu „Taksówkarz” z 1976 roku, grany przez Roberta De Niro, chce oczyścić Nowy Jork ze zła. Surowa, niemal reporterska estetyka obrazu reżysera Martina Scorsesego pozwala zobaczyć grzeszne podbrzusze amerykańskiej metropolii.

Travis Bickle marzył o oczyszczeniu Nowego Jorku z brudu i szumowin, zmyciu miejskiego syfu, skończeniu z moralnym zepsuciem. Zza szyby żółtej taksówki bohater grany przez Roberta De Niro obserwował miasto pełne kin dla dorosłych i pracownic seksualnych. Jak sam mówił, codziennie po pracy musiał zmywać ślady nasienia z tylnych siedzeń, czasem też krew. Szaleństwo wielkiego miasta udzielało się jego pasażerom, choćby zazdrosnemu mężowi planującemu zastrzelić zdradzającą go żonę rewolwerem o kalibrze .44 (zagrał go reżyser filmu Martin Scorsese). Z czasem Travis sam zaczął gromadzić broń, aby udać się na prywatną krucjatę przeciwko nieprawości.

Kadr z filmu "Taksówkarz" z 1976 roku (Fot. Capital Pictures/EAST NEWS)

Dekada bez glamouru

W 1976 roku „Taksówkarz” zdobył w Cannes Złotą Palmę jako kolejny już amerykański film tej dekady (wcześniej udało się to m.in. „MASH” Roberta Altmana i „Rozmowie” Francisa Forda Coppoli). Garść najbardziej prestiżowych europejskich nagród dla filmów zrealizowanych w latach 70. XX wieku w Stanach Zjednoczonych to świadectwo siły ówczesnego kina. Najzdolniejsi filmowcy zerwali wtedy z hollywoodzkim glamourem i wyszli na ulice skupiające jak w soczewce największe problemy Ameryki.

„Taksówkarza” nakręcono z perspektywy kogoś wałęsającego się między dzielnicami, przerażonego tym, co widzi. Kręcone w warunkach studyjnych kino gloryfikujące Nowy Jork ustąpiło tu miejsca pesymistycznej wizji miasta-molocha, przefiltrowanej na dodatek przez niestabilny umysł głównego bohatera. Niski budżet filmu pomógł tylko wydobyć tę quasi-reporterską jakość: dzieło Scorsesego to skąpany w neonach ekspresjonizm zbudowany na solidnej dokumentalnej bazie.

Chropowaty dizajn filmu ukrywa inspiracje z zupełnie innych porządków. Z jednej strony w filmie znajdziemy odbicie obsesji scenarzysty Paula Schradera, wychowanego wśród kalwinistów w Michigan, poszukującego czegoś, co nazwał w wydanej przed „Taksówkarzem” książce filmowym „stylem transcedentalnym”. Ujawnia duchowość poprzez ascetyczne zabiegi formalne, np. długie ujęcia i kontemplacyjny rytm.

Kadr z filmu "Taksówkarz" z 1976 roku (Fot. Capital Pictures/EAST NEWS)

Pomysł, by Travis Bickle prowadził dziennik, wziął się z inspiracji zapiskami prawdziwego zamachowca, Arthura Bremera, ale narracja zza kadru wypowiadana przez głównego bohatera zbliża „Taksówkarza” do czarno-białego „Dziennika wiejskiego proboszcza” Roberta Bressona, jednego z mistrzów Schradera.

Z drugiej strony autorów filmu ciągnęło do klasycznych westernów, choćby „Poszukiwaczy” Johna Forda, arcydzieła z lat 50., w którym dzielny bohater grany przez Johna Wayne’a odsłania się stopniowo jako rasista owładnięty nienawiścią wobec rdzennych Amerykanów. Czy i dzisiaj „Taksówkarza” można oglądać jak western, w którym problemy rasowe zajmują – trochę niespodziewanie – istotną rolę?

Kadr z filmu "Taksówkarz" z 1976 roku (Fot. Capital Pictures/EAST NEWS)

Uważaj, jak patrzysz

Z perspektywy Travisa Bickle’a jego jednoosobowa krucjata zakończyła się sukcesem, ale czy jałową nowojorską ziemię można w ogóle doprowadzić do oczyszczenia?

Scorsese chciał, by „Taksówkarz” wprowadzał nas w stan zawieszenia między jawą a snem. Tak jak Travis cierpi przez cały czas na bezsenność, tak i nas ruchy kamery oraz perkusyjno-saksofonowa muzyka Bernarda Herrmanna wprowadzają w gorączkowy dryf. Nocne wojaże taksówkarza zakleszczają widzów i widzki w permanentnej czwartej nad ranem: w widmowej godzinie między nocą a wschodem słońca. Większość wydarzeń oglądamy właśnie przez ten wykrzywiający rzeczywistość filtr, a część z nich – jakby oczami samego Travisa.

Kadr z filmu "Taksówkarz" z 1976 roku (Fot. Capital Pictures/EAST NEWS)

„Uważaj, jak patrzysz na innych” – chciałoby się rzucić do De Niro, kiedy ten wpatruje się przenikliwie i z podejrzliwością w czarnych nowojorczyków. „Taksówkarz” był jednym z pierwszych głośnych filmów, w których przyjmowaliśmy punkt widzenia antybohatera. Spoglądanie na świat oczami Travisa jest ekscytujące, nawet jeśli – podobnie jak kobieta z dobrego domu grana przez Cybill Shepherd – nie potrzebujemy dużo czasu, by zdać sobie sprawę, że mamy do czynienia z okaleczonym psychicznie mężczyzną. Apokaliptyczne tony, w jakie uderza w swoim dzienniku, są niemal pozbawione bezpośrednich odniesień do kwestii rasowych, ale tę część świata wewnętrznego bohatera Scorsese opowiada kamerą. Ujęcia afroamerykańskich klientów baru, w którym spotykają się taksówkarze, należą do najbardziej wystylizowanych w filmie. Bickle patrzy na nich jak na mieszkańców innego świata, a oni odwzajemniają mu się dumnymi spojrzeniami. „Taksówkarz” naszpikowany jest krótkimi momentami, kiedy De Niro wpatruje się w Afroamerykanów tak, jakby to oni byli dla niego największym potencjalnym zagrożeniem.

Kadr z filmu "Taksówkarz" z 1976 roku (Fot. Capital Pictures/EAST NEWS)

Inny Nowy Jork?

Może właśnie tutaj analogia z „Poszukiwaczami” wydaje się najbardziej adekwatna. Oba filmy opowiadają o bohaterze, który ratuje „niewiastę” z rąk „dzikich”. O obu strach przed innością wpędza główne postaci w paranoję. A jednak przechadzając się dzisiaj po Nowym Jorku, trudno mieć wątpliwości: miasto zostało „oczyszczone”, choć nie w taki sposób, o jakim myślał Travis. Po kryzysie lat 70. XX wieku zaczęło się odradzać i gentryfikować – kolejni burmistrzowie stawiali na korporacyjny i biznesowy rozwój. Koloryt podupadłego Times Square sprzed pół wieku wywołuje w niektórych nowojorczykach dwuznaczną nostalgię. Ale kto wie, może i na współczesnym, obstawionym ekranami, najbardziej komercyjnym placu Manhattanu współczesny odpowiednik Travisa Bickle’a znalazłby powód do świętego oburzenia?

Sebastian Smoliński
Proszę czekać..
Zamknij