Znaleziono 0 artykułów
17.01.2020

Françoise Hardy: Jak mam powiedzieć: żegnaj?

17.01.2020
Françoise Hardy (Fot. David Cairns/Daily Express/Hulton Archive/Getty Images)

Gwiazda francuskiej piosenki od ponad pół wieku pokazuje, jak pogodzić modę z nowoczesnym stylem życia i poglądami, które nie muszą się wszystkim podobać.

Jak wytłumaczyć obecność 76-letniej Françoise Hardy w „Vogue’u” w XXI wieku? Ona zawsze tu była, w wielu „Vogue’ach” naraz. Pierwsza wytwórnia płytowa, z którą podpisała w 1962 roku bezterminowy kontrakt, nazywała się nomen omen Vogue i to właśnie ona wydała singiel „Tous les garçons et les filles”. Fachowcy z branży szacowali, że sprzeda się tego 40 tysięcy, znaczy będzie sukces. W ciągu dwóch miesięcy w świat poszły dwa miliony egzemplarzy, we Françoise zakochała się Francja, następnie wszystkie kraje śródziemnomorskie, Niemcy i Wielka Brytania. W uzupełniającym dźwięk „Tous les garçons…” obrazku filmowym, dość topornym prototypie wideoklipu, twarz artystki muskają najjaśniejsze promienie słońca, wygląda jak pierwszy dzień wiosny. Połowa The Beatles – George Harrison i Paul McCartney – natychmiast się w niej zakochuje, połowa The Rolling Stones też, Mick Jagger mówi: „oto kobieta idealna”, ale gdy ten ideał spotyka na ulicy Londynu, wzrok wbija w chodnik. Wszystkie opinie na swój temat Françoise dzieli na dwa, potem jeszcze raz tak samo, dopiero w tym, co jej zostaje, może być jakaś prawda. W Londynie gra trzy koncerty w hotelu Savoy, przystani lordów i snobów, jeżeli to nie jedno i to samo. Czuje się ambasadorką francuskiej mody, za pierwszym razem na scenę wychodzi zatem w futurystycznej tunice Courrèges, szortach i białych kozakach, za drugim w sukience Paco Rabanne, słynnej mozaice z metalowych kwadratów. Kreacja waży 16 kilo i wymaga systematycznego serwisowania, z atelier Rabanne przybywa pan ze śrubokrętem i obcęgami, poluzowane elementy wygina i dokręca. Przy trzeciej okazji artystka idzie na łatwiznę, zakłada smoking Saint Laurent, to nie jej styl, jeszcze nie. Portier z Savoya odmawia Françoise wejścia do środka, ten strój to skandal, proszę wracać do domu i założyć coś przyzwoitego. Brian Jones, pierwszy leader The Rolling Stones, i Anita Pallenberg, modelka oraz aktorka, zapraszają do siebie, proponują lekkie narkotyki. Ponieważ odmawia, zaczynają jej się badawczo przyglądać. Próbują wysondować preferencje seksualne Hardy, biorą pod uwagę wszystkie znane warianty oprócz skromności i marnego doświadczenia, przecież jest z Paryża.

Françoise Hardy, Vogue 1970 (Fot. Arnaud de Rosnay/Condé Nast via Getty Images)

Jedna z mądrości życiowych, jakie Françoise wynosi z domu brzmi: ludziom starszym, mądrzejszym i nade wszystko sławniejszym nigdy nie mówimy „nie”. Roger Vadim, pierwszy Pigmalion francuskiego kina, proponuje jej rolę Ofelii w filmie o wątpliwej klasy scenariuszu – zgoda. Na planie nazywa Françoise „cesarską kaczką”. Słodkie. Prawdopodobnie. Kolejna rola jest też dekoracyjna, Grand Prix to rzecz o wyścigach, promowana po obu stronach Atlantyku. W Nowym Jorku Françoise występuje w sesji mody dla „Vogue’a”, autorem zdjęć jest Richard Avedon, już wtedy legenda. Kolejka chętnych, by poznać pannę Hardy lepiej i bliżej nie maleje. Salvador Dalí jest wśród tych, którym się udaje, kilka razy jedzą razem kolację, jest mniej surrealistycznie, niż się spodziewała. Bob Dylan próbuje poderwać ją na piosenkę z dedykacją oraz ekskluzywną prapremierę swojej płyty w apartamencie hotelu George V, tylko on i ona, reszta precz. Puszcza aluzyjne kawałki Just Like a Woman oraz I Want You, w jej oczach widzi zachwyt, bo muzyka ładna. Żaden z adoratorów nie rozumie, że Françoise zakochuje się sporadycznie i tylko w wadliwych mężczyznach, niemożliwych do ujarzmienia. Najpierw w fotografie Jean-Marie Périer, następnie w piosenkarzu, aktorze i playboyu Jacques’u Dutronc. Ten drugi związek teoretycznie wciąż trwa, niezmiennie na freelancerskich zasadach: Françoise mieszka w Paryżu, udziela się publicznie, śpiewa, Jacques wprowadził się do wakacyjnego domu na Korsyce.

Cały tekst można przeczytać w lutowym wydaniu „Vogue Polska”.

Piotr Zachara
Proszę czekać..
Zamknij