Znaleziono 0 artykułów
10.08.2022

Frida Kahlo: Wstążka wokół bomby

10.08.2022
(Fot. Getty Images)

Obrazy Fridy Kahlo nie pochodzą z fantazji czy sennych marzeń, lecz z całkiem realnych i często bolesnych życiowych doświadczeń. Nic więc dziwnego, że przejmujące malarstwo meksykańskiej artystki nazwano „wstążką wokół bomby”.

Twarz w koronie kruczoczarnych włosów i wieńcu kwiatów, z ustami podkreślonymi czerwoną szminką oraz z charakterystycznie zrośniętymi brwiami – wizerunek Fridy Kahlo znany jest jak świat długi i szeroki. Pojawia się na koszulkach, plakatach, muralach, a nawet w postaci lalki Barbie. Przyczyniły się do tego liczne książki i filmy biograficzne, w tym oscarowa ekranizacja z Salmą Hayek w roli Fridy. BTF Media i krewni artystki pracują nad serialem, który – jak zapewniają – ma „sportretować Fridę, jakiej nigdy dotąd nie widziano”.

Meksykańska malarka została zawłaszczona przez popkulturę. Nie bez powodu. Jej barwne, ale i burzliwe życie to historia nieustannej walki, którą zapisała na obrazach zapadających w pamięć każdego, kto zobaczył je choć raz.

Frida Kahlo: Cierpienie uczyniło z niej malarkę

(Fot. Getty Images)

Mówiła, że maluje głównie siebie, bo to temat, który zna w najdrobniejszym szczególe. Nie był to jednak artystyczny wybór, ale konieczność wymuszona długą rekonwalescencją. W 1925 roku autobus, którym 19-letnia Kahlo wracała ze szkoły, zderzył się z tramwajem. Frida doznała rozległych złamań żeber, miednicy, kręgów lędźwiowych, stopy oraz zwichnięcia łokcia. Metalowa poręcz przebiła jej lewe biodro, poważnie uszkadzając macicę. Spędziła miesiąc w szpitalu, a kolejnych dziewięć w domu rodzinnym, przykuta do łóżka i unieruchomiona gipsowym gorsetem. To wtedy zaczęła tworzyć.

Ojciec – z pochodzenia Niemiec, i matka – rodowita Meksykanka podarowali córce farby olejne i mały pulpit, by odciągnąć jej myśli od bólu kręgosłupa. Nad łóżkiem zamontowali baldachim z lustrem, w którym przyglądała się swojemu odbiciu. Widziała w nim młodą dziewczynę o sprawności staruszki, bezsilną rewolucjonistkę i głodną życia kalekę, której nikt już nie pokocha. Niekiedy za płótno służył jej gipsowy pancerz, który krępując ciało, wyzwalał twórczą swobodę. „Nie umarłam, a co więcej, mam po co żyć. Tym czymś jest malarstwo” – mówiła.

Po dwóch latach stan zdrowia Kahlo poprawił się na tyle, że mogła poruszać się o własnych siłach, a przede wszystkim pracować przed sztalugą. I choć wspomnienie wypadku prześladowało ją bez przerwy, to na rysunku ukazała je tylko raz. Nie chciała nigdy więcej wracać do traumatycznego zdarzenia, które – paradoksalnie – obudziło w niej artystkę. W 1938 roku Bertram Wolfe pisał w amerykańskim „Vogue’u”: „Znużenie i cierpienie uczyniły z niej malarkę, a każdy obraz stanowi wyraz jej intymnych doświadczeń”.

(Fot. Getty Images)

Frida Kahlo i Diego Rivera: Żona u boku męża

Kahlo potrzebowała mentora, który szczerze oceni jej malarskie wprawki. Liczyła się opinia tylko jednej osoby – Diega Rivery. Meksykański artysta należał do twórców, których wyprzedza ich własna reputacja. Dumny megaloman, awanturnik, radykalny socjalista, notoryczny kobieciarz, ale i utalentowany malarz miał status gwiazdy. Po studiach w Madrycie i sukcesach w Paryżu (gdzie zbratał się z bohemą Montparnasse’u) wrócił do Meksyku, w którym właśnie dokonała się rewolucja. Nowy rząd w ramach programu propagandowego zlecał artystom tworzenie naściennych malowideł krzewiących marksistowskie ideały. Rivera wraz z José Clemente Orozco i Davidem Alfaro Siqueirosem stanowili tzw. wielką trójkę meksykańskiego muralizmu.

Frida podziwiała 20 lat starszego od siebie Diega, gdy pracował nad freskiem w szkole, do której uczęszczała. Imponował jej zarówno jako malarz, jak i mężczyzna. Poznali się za pośrednictwem Tiny Modotti – fotografki i aktywistki lewicowej skupiającej wokół siebie artystów i intelektualistów, którzy optowali za wykreowaniem nowej sztuki meksykańskiej – bez kolonialnych, europejskich naleciałości czy burżuazyjnych klisz. Związek Kahlo i Rivery zacieśniał się. On utwierdził ją w wyborze malarskiej drogi, ona była dla niego natchnieniem. Na muralu „Ballada o Rewolucji Proletariackiej” uwiecznił swoją muzę w koszuli z czerwoną gwiazdą i naręczem broni. Oboje należeli do Meksykańskiej Partii Komunistycznej.

(Fot. Getty Images)

Łączyło ich jednak więcej niż wiara w socjalizm i sztukę. Pojawiło się uczucie, które wspólnie wystawili na niejedną próbę. Pobrali się w sierpniu 1929 roku. Ślubny portret z 1931 roku dobrze ilustruje ich relację. Frida namalowała Diega jako poważnego artystę z paletą i pędzlami w dłoni, siebie natomiast w roli wspierającej żony. „Mój Diego, moja miłość od tysięcy lat” – pisała później w dzienniku. Na obrazie (jak i w życiu) stała u jego boku.

Towarzyszyła mu też w Stanach Zjednoczonych, dokąd pojechali na cztery lata. Rivera otrzymał zlecenia na murale w San Francisco, Detroit i Nowym Jorku, a Museum of Modern Art zorganizowało mu solową wystawę. Frida tworzyła w cieniu małżonka. Amerykę postrzegała jako obcą, bezduszną krainę, rządzoną przez kapitalistów i snobów. Na autoportrecie z 1932 roku malarka stoi na krawędzi dwóch światów: Meksyku – z jego bogatą przyrodą, duchowością i wielowiekową historią – oraz USA w dymie fabryk i bezludnym gąszczu drapaczy chmur.

(Fot. Getty Images)

Traumatyczne doświadczenia malarki

Tęsknota za ojczyzną pogłębiała już i tak poważny kryzys emocjonalny. Podczas pobytu w Detroit Frida zaszła w drugą ciążę. Pierwsza – z powodów zdrowotnych – musiała zostać przerwana. Teraz też ryzyko niedonoszenia było wysokie. Chroniczny ból kręgosłupa oraz uszkodzona miednica przemawiały za koniecznością aborcji. Artystka postanowiła jednak zdać się na los. Ten nie był dla niej łaskawy. Poroniła. Kolejna, trzecia próba zakończyła się terminacją ciąży. Kahlo przelewała później te traumatyczne doświadczenia na płótna „Szpital Henry’ego Forda”, „Narodziny”, „Słońce i życie”, lecz nigdy nie pogodziła się z bezdzietnością.

W 1933 roku po powrocie do Meksyku małżonkowie wprowadzili się do bogatej dzielnicy San Ángel. Ich dom – zbudowany przez Juana O’Gormana, ucznia Le Corbusiera – składał się z dwóch segmentów połączonych pomostem. Mieszkali razem, a jednak osobno. Z czasem ich drogi zaczęły się rozchodzić. Kahlo twierdziła, że jej życie naznaczyły dwie katastrofy. Pierwszą był wypadek autobusowy, drugą – Rivera. Pokornie znosiła krzywdy, jakie jej zadawał. Liczne romanse Diega, które z trudem tolerowała, stały się zbyt dotkliwe. Gdy przyłapała go na zdradzie z jej siostrą Cristiną, poczuła ból większy niż wszystkie dotąd. Ulgę przynosiły jedynie farby i pędzel. „Kilka małych ukłuć”, „Pamięć” czy „Dwie Fridy” unaoczniały cierpienie i wewnętrzne rozbicie artystki w obliczu rozwodu, do którego doszło w 1939 roku.

Meksykanka w Paryżu

Kahlo spogląda z obrazów niemal zawsze tym samym beznamiętnym wzrokiem. Próżno szukać grymasu czy uśmiechu. Wbrew pozorom jej autoportrety nie są jednak wyzute z emocji. Uczucia i osobiste doświadczenia kryją się pod postacią łzawiących oczu, krwawiących serc, płodów unoszących się w próżni, a także w wizerunkach Diega i krewnych. Figurze Fridy towarzyszą kwiaty, owoce opuncji, psy xoloitzcuintli, małpy, azteckie bóstwa i flagi Meksyku sygnalizujące przywiązanie malarki do metyskiego pochodzenia, rodzimego pejzażu i prekolumbijskiej mitologii. Te symboliczne elementy otaczają twarz Fridy jak klejnoty na obrazach wotywnych. Wytwory wyobraźni przeplatają się z rzeczywistością.

(Fot. Getty Images)

Tym splotem faktów i fikcji zachwycił się teoretyk surrealizmu André Breton, który malarstwo Kahlo – przez wzgląd na silny ładunek emocjonalny – nazwał „barwną wstążką wokół bomby”. Zaproponował jej pierwszą wystawę w Europie. Tak oto o twórczości Fridy Kahlo dowiedział się Paryż.

„Są tak cholernie przeintelektualizowani i zepsuci, że dłużej nie mogę ich ścierpieć” – pisała Kahlo po przyjeździe do Francji w 1939 roku. Środowisko awangardystów przytłoczyło ją tak bardzo, że chciała porzucić sztukę. Wolała „sprzedawać tortillę na rynku w Toluca”. W galerii Renou et Colle obrazy Fridy zaprezentowano obok meksykańskich dzieł z XVIII i XIX wieku, folklorystycznych artefaktów i prekolumbijskich rzeźb. Nie tak wyobrażała sobie wystawę. Ku pokrzepieniu jedna z jej prac – autoportret „Rama” – została zakupiona do kolekcji Luwru (dziś w Centre Pompidou).

Artystce jednak nie zależało ani na Paryżu, ani na Nowym Jorku. Marzyła o indywidualnej ekspozycji w ojczystym kraju, z którego wyrastała jej sztuka.

(Fot. Getty Images)

„Po co mi stopy, gdy do latania mam skrzydła”

W chwili, gdy artystyczna kariera nabierała rozpędu, bóle pleców powróciły ze wzmożoną siłą, a prawą rękę zainfekowała grzybica. Malarka nie stroniła od alkoholu, którym usiłowała uśmierzyć cierpienie, ale i stłumić myśli o Riverze, którego wciąż kochała. W ciągu ostatnich lat nabrała pewności siebie i osiągała sukcesy, lecz brakowało jej towarzysza życia, który sztuką sycił się jak ona. Kiedy spotkali się w San Francisco (gdzie Kahlo poddawała się leczeniu), Diego postanowił oświadczyć się po raz drugi. Zgodziła się. Wzięli ślub w 1940 roku i zamieszkali w Casa Azul w Coyoacán, rodzinnym domu Fridy.

Wydawało się, że życie odzyskało równowagę. Kahlo coraz częściej wystawiała swoje prace na wystawach zbiorowych, udzielała się w prasie, angażowała politycznie. W 1942 roku mianowano ją członkinią Seminarium Kultury Meksykańskiej i zatrudniono jako nauczycielkę w stołecznej Szkole Malarstwa i Rzeźby. Harmonię zakłóciło pogarszające się zdrowie. Artystka była zmuszona nosić skórzany gorset ze stalowymi żebrami – podobny do tego z autoportretu „Złamana kolumna”. Przeszła kilka operacji kręgosłupa, które – pomimo blizn i bólu – starała się znosić z optymizmem. Rivera pisał wówczas, że jej obrazy „jaśnieją niczym przeczysty, twardy i cenny brylant o wyrazistym, ostrym szlifie, tkwiący w sercu wielkiego klejnotu”. Jednak z płócien „Pejzaż”, „Bez nadziei” czy „Ranny jeleń” emanuje raczej ponura, defetystyczna aura.

(Fot. Getty Images)

Na początku lat 50. Frida uzależniła się od leków przeciwbólowych, a osłabiony organizm zaatakowało zapalenie płuc. Nie przestała malować, choć lekarze zabronili jej wstawać z łóżka. Tworzyła głównie martwe natury, gdzie między soczystymi arbuzami, owocami guawy i pitai pojawia się meksykańska flaga lub gołąb pokoju. Nie chciała, by kojarzyły się ze śmiercią. Mówiła o nich „naturaleza viva” (żywa natura). W wyniku gangreny w prawej stopie lekarze byli zmuszeni amputować malarce nogę na wysokości kolana. W swoim dzienniku pisała: „Po co mi stopy, gdy do latania mam skrzydła?”. Przebłyski optymizmu mieszały się jednak z bezdenną rozpaczą. Bliscy przeczuwali nadchodzący koniec.

W 1953 roku Lola Álvarez Bravo zorganizowała pierwszą w Meksyku indywidualną ekspozycję Fridy. Artystkę na wernisaż wniesiono na łóżku. Jej marzenie o wystawie w ojczyźnie spełniło się rok przed śmiercią. Na końcowych kartkach dziennika Kahlo naszkicowała różowo-błękitną mgławicę, przez którą przeziera sylwetka skrzydlatej postaci. To, co mogłoby wydawać się urojonym widziadłem kreślonym w agonii, było ostatnim zapisem życia artystki. Jak często powtarzała: „Nigdy nie malowałam snów. Malowałam moją rzeczywistość”.

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij