Znaleziono 0 artykułów
01.08.2019

Gerda Taro: Kobieta, która fotografowała wojnę

01.08.2019
Gerda Taro ( Fot. Fred Stein Archive/, Getty Images)

Była jedną z pionierek fotografii wojennej. Pierwszą, która pracę przypłaciła życiem. I jedyną, której talent docenił legendarny Robert Capa, jej mentor i ukochany. 109 lat temu przyszła na świat Gerda Taro, która zginęła podczas wojny domowej w Hiszpanii w wieku 27 lat.

Ofiary nalotu bombowego w kostnicy. Uchodźcy z ogarniętej wojną domową Hiszpanii. Republikańscy marynarze, bawiący się na pokładzie okrętu wojennego. Kobieta w roboczym kombinezonie i butach na obcasie, mierząca z rewolweru. Gerda Taro fotografowała wojnę z pierwszej linii frontu, wierna zasadzie swojego przyjaciela i wieloletniego partnera, Roberta Capy – „Jeśli twoje zdjęcie nie jest dość dobre, to znaczy, że nie byłeś wystarczająco blisko”. Ale choć to Capa wyrósł na gwiazdę reportażu wojennego, być może nie osiągnąłby tak wiele, gdyby nie Taro. To ona wymyśliła jego pseudonim i fikcyjne pochodzenie, dzięki którym w dużej mierze zaczął dostawać ciekawe zlecenia. W dodatku dziś wiadomo już, że część zdjęć przypisywanych niegdyś Capie wykonała Taro, która pod własnym nazwiskiem pracowała przez zaledwie dwa ostatnie miesiące swojego życia. Talent fotografki szedł w parze z niebywałą odwagą, która, jak twierdzili niektórzy, graniczyła z brawurą. Drobna blondynka, mierząca niewiele ponad metr pięćdziesiąt, ramię w ramię z mężczyznami jeździła tam, gdzie toczyły się najcięższe walki. Z jednej z takich akcji nigdy nie wróciła.

Na salonach i w celi

Gerda Taro /(Fot. Fred Stein Archive/, Getty Images)

Gerta Pohorylle przyszła na świat 1 sierpnia 1910 roku w żydowskiej rodzinie o polskich korzeniach. Najprawdopodobniej jednak to niemiecki był językiem, w jakim mała Gerta wypowiadała swoje pierwsze słowa, bowiem jej rodzice – Hersch Pohorylle i Ghittel Boral – jeszcze przed narodzinami córki uciekli przed pogromami do Niemiec. Za sprawą zamożnej ciotki, która już wcześniej mieszkała w Stuttgarcie, dzieciństwo i wczesna młodość Gerty, zwanej przez przyjaciół Poho, upływały w sielskiej atmosferze. Młoda dziewczyna chodziła do dobrych szkół, w wolnych chwilach grała w tenisa, brylowała na salonach. Wkrótce jej uroda – szczupła sylwetka, ogromne oczy i blond włosy – zwróciła uwagę Hansa Bottego, przedsiębiorcy handlującego angielską bawełną. Zaręczyli się. Prawdopodobnie jednak wydawanie zaledwie siedemnastoletniej córki za mąż nie było po myśli rodziców Gerty, a może marzyli dla jedynej córki o jeszcze lepszej partii. Dziewczyna trafiła więc na rok do ekskluzywnego szwajcarskiego internatu Villa Florissant w Chamblandes-Pully niedaleko Lozanny. To tam Gerta nauczyła się nienagannej francuszczyzny, która w przyszłości miała okazać się jej bardzo pomocna.

Po powrocie z pensji Gerta wraz z rodzicami przeprowadziła się ze Stuttgartu do Lipska. Tam również szybko weszła do śmietanki towarzyskiej. Ale beztroskie życie panny Pohorylle wkrótce miało się skończyć. Kiedy 30 stycznia 1933 roku do władzy doszedł Adolf Hitler, nastroje w Niemczech z dnia na dzień uległy zmianie. Gerta podczas przyjęć zaczęła słyszeć pod swoim adresem antysemickie komentarze. Postanowiła zmienić towarzystwo. Za sprawą młodszych braci zaczęła się zadawać z młodymi socjalistami, członkami Socjalistycznej Partii Robotników, SAP. Choć Gerta nigdy nie wstąpiła do partii, rozważała taką możliwość. Pech chciał, że w chwili zatrzymania przez policjantów miała w torebce niepodpisaną deklarację przystąpienia do SAP. Kartka papieru wystarczyła, by Gertę aresztować. Wypuszczono ją po interwencji polskiego konsula. Pomimo że przyszła na świat w Niemczech, Pohorylle była z pochodzenia Polką. Ale nie zamierzała więcej ryzykować. Jesienią 1933 roku wyjechała do Paryża.

Gerda Taro /(Fot. Fred Stein Archive/, Getty Images)

Capa i Taro

Stolica Francji w pierwszej połowie lat 30. była pełna uchodźców, uciekających przed nazistowskimi prześladowaniami. Ale nie wszyscy mieli dar zjednywania sobie ludzi jak Gerta. Podobnie jak wcześniej w Niemczech, natychmiast stała się gwiazdą towarzystwa. Co prawda Gercie i jej przyjaciółce Ruth Cerf często brakowało pieniędzy na czynsz, a nawet na kolację. Obie były młode, śliczne i głodne życia. A życie Gerty już za moment miało odmienić się po raz kolejny. Wszystko za sprawą przystojnego młodzieńca o aksamitnym spojrzeniu czarnych oczu, który pewnego dnia w 1934 roku podszedł do Ruth, by łamaną francuszczyzną zaproponować jej udział w reklamie szwajcarskiej firmy ubezpieczeniowej. Młodym mężczyzną o wyglądzie włóczęgi był węgierski emigrant Endre Friedman, 21-letni węgierski Żyd – przyszły założyciel agencji Magnum – Robert Capa. Ruth z jednej strony zaciekawiła jego propozycja, z drugiej – odstraszył podejrzany wygląd. Dlatego zgodziła się na sesję, ale jako obstawę wzięła ze sobą Gertę. A ona, w przeciwieństwie do przyjaciółki, natychmiast znalazła z fotografem wspólny język. Wkrótce zostali parą.

Gerda Taro i Robert Capa /(Fot. Fred Stein Archive/, Getty Images)

Gerta i Endre wynajęli razem niewielkie mieszkanie niedaleko wieży Eiffla. Kobieta szybko dostrzegła potencjał swojego chłopaka. Ale wiedziała, że nie zrobi kariery, wyglądając tak niedbale. Gerta, która nawet gdy nie dojadała, słynęła z szykownego wyglądu, pokazała Endre, jak ma się ubierać, by wzbudzać szacunek. A po tym, jak sama zdobyła pracę fotoedytorki w agencji Alliance Photo, postanowiła zająć się też jego karierą. Pomysł Gerty był genialny w swej prostocie. Stworzyła postać amerykańskiego fotografa, bogatego i słynnego za Atlantykiem, który chciałby popracować jakiś czas w Europie. Gerta nadała mu imię i nazwisko Robert Capa, które nie kojarzyło się z żydowskim pochodzeniem. Sama również zmieniła tożsamość i jako Gerda Taro została agentką Capy. Zanim podstęp wyszedł na jaw, zdjęcia „amerykańskiego fotografa” ukazywały się już w liczących się ilustrowanych magazynach. I były tak dobre, że broniły się same, bez względu na nazwisko i pochodzenie tego, kto za nimi stał.

Wojna i miłość

Gerdzie szybko przestała wystarczać rola agentki Capy. Zaczęła sama robić zdjęcia, a partner, który dostrzegł jej talent, wprowadził ją w tajniki fotografii. Po szybkim kursie kobieta pracowała już na własną rękę. Jej pierwszym poważnym zleceniem był reportaż z wojny, która właśnie rozpoczęła się w Hiszpanii. Taro i Capa przyjechali do Barcelony w sierpniu 1936 roku wraz z wieloma innymi reporterami, ale choć oboje robili zdjęcia, podpisywali je zawsze tak samo: „Capa”. Tymczasem to właśnie Gerda była autorką zdjęć kobiet uczących się strzelać na plaży. Ubrane w robocze kombinezony i jak jedna z nich, uwieczniona na fotografii „Republikańska milicjantka podczas instruktażu na plaży”, buty na obcasie, brały udział w zaimprowizowanych ćwiczeniach. Te miały z nich uczynić żołnierki, które wezmą udział w rewolucji. Fotoreportaż ukazał się we francuskim magazynie „Regards”.

Capa i Taro wyposażeni w lekkie i poręczne aparaty Rolleiflex i Leica, które niedawno pojawiły się na rynku, wyruszyli z Barcelony na południe Hiszpanii. Podczas gdy Capa fotografował walki i wkrótce miał zrobić swoje najsłynniejsze zdjęcie, przedstawiające padającego żołnierza, Taro skupiała się ludziach, których wojna zmusiła do ucieczki. Jej zdjęcia z tamtego okresu przedstawiają uchodźców, głównie kobiety i dzieci. Gerda jest też autorką przejmujących obrazów ofiar bombardowań Walencji, uwiecznionych na zdjęciach z kostnicy. Jej fotografie nie pokazują heroizmu żołnierzy, ale raczej bezwzględność wroga. Cierpienie pokazuje zupełnie dosłownie. Nikt wcześniej nie pokazywał tak przerażających obrazów ofiar wojny.

Zdjęcia pary, od lutego 1937 roku podpisywane już nie „Capa”, lecz „Capa i Taro”, ukazywały się w magazynach takich jak „Regards”, „Ce Soir”, „Life”, „Illustrated London News”, „Vu”, „Photo-History”, „Volks Illustrierte”, „Zürcher Illustrierte” czy „Picture Post”. Ale odkąd zdjęcie upadającego żołnierza sprawiło, że Capa wyrósł na gwiazdę fotoreportażu, drogi tych dwojga zaczęły się rozchodzić. Gerda źle się czuła w cieniu partnera, więc zapragnęła działać na własną rękę. Nawiązała współpracę z paryskim magazynem „Ce Soir”, w którym publikowała zdjęcia podpisane po prostu „Taro”. Prawdopodobnie ten ruch sprawił, że Capa zaczął się obawiać, iż straci dziewczynę. Aby temu zapobiec, oświadczył się jej. Tymczasem, ku jego zaskoczeniu, Taro odmówiła. Jeszcze bardziej niż znany z licznych podbojów Capa ceniła niezależność. Poza tym zdawała sobie sprawę, że o ile dla mężczyzny małżeństwo nie oznaczało końca kariery, o tyle dla kobiety – owszem.

Gerda Taro /(Fot. Fred Stein Archive/, Getty Images)

„Śmierć, która się wydarza”

Choć Taro odrzuciła propozycję małżeństwa, pozostali z Capą przyjaciółmi. Razem wrócili na pewien czas do Paryża, skąd mieli udać się w reporterską podróż na Daleki Wschód. Ale Gerda bardzo przeżywała los ofiar wojny w Hiszpanii. Czuła, że jest im jeszcze coś winna. Dlatego wróciła do Madrytu, a stamtąd przedostała się w okolice miasteczka Brunette, gdzie toczyły się najzacieklejsze walki. Choć oficjalnie dziennikarzy obowiązywał zakaz wjazdu na front, Gerda zlekceważyła go. Na froncie towarzyszył jej kanadyjski dziennikarz Ted Allan. Zgodnie z relacjami niektórych połączył ich romans. Wiadomo natomiast na pewno, że to właśnie Allan towarzyszył Taro 25 lipca 1937 roku, kiedy dokumentowała walki pod Brunette.

Według relacji Allana na froncie rozpętało się tego dnia piekło na ziemi, tymczasem Gerda, nie bacząc na nic, jak w transie robiła zdjęcia. Po pewnym czasie uległa namowom przyjaciela. Zgodziła się wycofać. Taro i Allan wsiedli na ciężarówkę wiozącą rannych. Gerda siedziała na zewnętrznym stopniu auta, ściskając aparaty. W pewnej chwili kierowca hiszpańskiego czołgu stracił kontrolę nad pojazdem i z impetem wjechał w ciężarówkę, którą jechała Taro. Pancerny pojazd zmiażdżył jej brzuch. Gdy odzyskała przytomność, pytała, czy zniszczeniu uległy jej aparaty. Chciała, by jej zdjęcia ocalały. Zmarła następnego dnia rano w szpitalu polowym 35 Dywizji w l’Escorial. Capa dowiedział się o jej śmierci z gazety, siedząc w poczekalni u dentysty. Zwierzał się potem znajomym, że wraz z Taro umarł kawałek jego duszy. Tymczasem rodzina dziewczyny – jej ojciec i bracia – winili go za śmierć Gerdy. Podczas pogrzebu rzucili się na niego z pięściami, krzycząc, że to on przypieczętował jej los.

Ciało Gerdy Taro zostało przewiezione do Madrytu, gdzie wystawiono je na widok publiczny. Tymczasem gazety we Francji i Hiszpanii rozpisywały się o pierwszej fotoreporterce, która pracę na froncie przypłaciła życiem. Pogrzeb Taro odbył się w Paryżu 1 sierpnia 1937 roku, gdy obchodziłaby 27. urodziny. Ceremonia przerodziła się w wielotysięczną demonstrację, w której wzięli udział przedstawiciele partii komunistycznej i artyści, między innymi Pablo Neruda i Louis Aragon. Nagrobek na cmentarzu Père-Lachaise zaprojektował rzeźbiarz Alberto Giacometti. Rok później Capa wydał album Death in the making (w Polsce znany pod tytułem Śmierć, która się wydarza), w którym znalazły się ich zdjęcia z hiszpańskiej wojny. Ale choć znaczna część fotografii to prace Taro, nie zostały one podpisane. Dlatego autorstwo wszystkich przez długi czas przypisywano Capie, a o Gerdzie zaczęto pomału zapominać. Pierwsza indywidualna biografia Taro, Gerda Taro. Rewolucyjna fotografka na hiszpańskiej wojnie autorstwa Irme Schaber, ukazała się dopiero na początku lat 90. A w 2007 roku, 70 lat po śmierci, w International Center of Photography w Nowym Jorku odbyła się pierwsza duża wystawa zdjęć Gerdy. Znalazło się na niej 80 fotografii, w tym połowa wcześniej niepokazywanych. Tym samym wiele zdjęć wcześniej przypisywanych Capie zyskało wreszcie nazwisko ich prawowitej autorki.

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij