Znaleziono 0 artykułów
29.11.2022

Haruki Murakami spotyka Seijiego Ozawę: „Rozmowy o muzyce”

29.11.2022
Haruki Murakami, fot. Getty Images

„Muzyka zasadniczo istnieje po to, by ludzi uszczęśliwiać. Robi to na różne sposoby, których skomplikowana natura po prostu mnie fascynuje” – pisze Haruki Murakami, który swoją fascynację dzieli z Seijim Ozawą. Rozmawiają przez wiele miesięcy – jeden z najwybitniejszych, a na pewno najbardziej rozpoznawalnych współczesnych pisarzy japońskich i światowej sławy japoński dyrygent, wieloletni dyrektor muzyczny Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej, laureat międzynarodowych nagród, a wśród nich Emmy i Grammy. W Tokio, Honolulu czy w Szwajcarii, od muzyki poważnej po jazz – dwaj Japończycy przemierzają świat i wspomnienia, wymieniają się dygresjami, impresjami, doświadczeniami. Wynikiem tych spotkań jest wywiad rzeka „Rozmowy o muzyce”, który ukazał się nakładem wydawnictwa Muza i którego fragment publikujemy.

Ozawa: Wie pan co? Może pana urazi to, co powiem, ale ja nigdy nie lubiłem ludzi, którzy mają bzika na punkcie płyt. Takich, którzy mają pieniądze, wspaniały system audio i kupują dużo płyt. Dawniej nie miałem pieniędzy, ale bywałem w takich domach. Patrzę, a tam pełen zestaw płyt na przykład Furtwänglera. Ale wie pan, tacy ludzie są bardzo zajęci, nigdy nie ma ich w domu i słuchają płyt bardzo rzadko. 

Murakami: Większość ludzi, którzy mają pieniądze, jest bardzo zajęta. 

Fot. Materiały prasowe

Ozawa: Ale kiedy tak z panem rozmawiam, jestem pełen podziwu, że tak głęboko wsłuchuje się pan w muzykę. Tak mi się wydaje. (Ma pan dużo płyt), ale nie jest pan typowym maniakiem. 

Murakami: słuchać muzyki. Nie tylko kolekcjonuję płyty. 

Ozawa: Nie zwraca pan uwagi na okładki i takie rzeczy, tylko uważnie pan słucha. I rozmowa z panem jest dla mnie ciekawa. Przez cały czas, od kiedy zaczęliśmy mówić o Glennie, myślałem sobie, że taka rozmowa jest wcale niezła. À propos, ostatnio poszedłem do dużego sklepu z płytami w centrum. I kiedy się tak po nim rozglądałem, znów wezbrała we mnie niechęć do takich rzeczy. 

Murakami: Wezbrała niechęć...? To znaczy do płyt i CD, bo są t o w a r e m? 

Ozawa: Tak, wcześniej zupełnie o tym zapomniałem. Nie obchodziło mnie to. Ale wtedy, w tym sklepie z płytami, nagle to nieprzyjemne uczucie wróciło. Pan nie jest muzykiem, więc jednak ma pan w sobie coś z maniaka, prawda? 

Murakami: Zgadza się. Po prostu kolekcjonuję płyty i słucham ich, chodzę często na koncerty, ale sam nie gram, toteż w mniejszym lub większym stopniu jestem jedynie dyletantem. 

Ozawa: Przyjemnie mi się z panem rozmawia, bo choć inaczej patrzy pan na różne sprawy, właśnie te różnice mnie interesują. To dla mnie bardzo ciekawe i można powiedzieć, że się czegoś podczas tej rozmowy nauczyłem. A raczej nie nauczyłem, tylko jest to dla mnie nowe doświadczenie w rodzaju: „A, można i tak na to spojrzeć”. 

Murakami: Bardzo się cieszę, że pan tak mówi. Przez całe życie słuchanie płyt sprawia mi wielką przyjemność. 

Ozawa: I w tym sklepie z płytami pomyślałem sobie, że nie chcę, żeby nasze rozmowy stały się pożywką dla jakiejś manii. Wolałbym, żeby zainteresowały nie maniaków, tylko czytelników naprawdę kochających muzykę. Tym chciałbym się w tych rozmowach kierować. 

Murakami: Dobrze. Czyli postarajmy się tak rozmawiać, żeby to było jak najmniej interesujące dla maniaków. (śmieje się

(Po tej bardzo interesującej rozmowie długo się zastanawiałem. Rzeczywiście zbieranie płyt od dawna przynosi mi wiele radości, więc być może w pewnym stopniu zaliczam się do grupy maniakalnych kolekcjonerów, o których mówił pan Ozawa. Sam nie uważam się za maniaka, ale jestem z natury skrupulatny i mam tendencję do popadania w drobne obsesje. Na przykład będąc nastolatkiem, bardzo polubiłem dedykowany Haydnowi Kwartet smyczkowy d-moll (KV 421) Mozarta w wykonaniu Kwartetu Smyczkowego Juilliard i w pewnym okresie słuchałem go na okrągło. Teraz, kiedy ktoś wspomina o KV 421, od razu przed oczami staje mi okładka płyty i słyszę w myślach tamto czyste wykonanie. Wyryło się w mojej pamięci i stało się pewnego rodzaju standardem, według którego oceniam inne interpretacje. Dawniej płyty były drogie i każdej słuchałem z wielką uwagą, traktując ją jako coś cennego, więc zdarzało się, że utożsamiałem płytę z muzyką (co graniczy pewnie z fetyszyzmem). Może to niezbyt naturalne, ale ponieważ sam nie grałem, był to jedyny sposób, żeby się z muzyką zetknąć. Kiedy miałem już trochę pieniędzy, zacząłem kupować więcej płyt i zapaliłem się do chodzenia na koncerty. Odkryłem radość z porównywania różnych wykonań tego samego utworu, czyli relatywizowania muzyki. I w ten sposób kolejno nadawałem kształt temu, co znaczą dla mnie różne utwory. 

Jeżeli jednak człowiek styka się z muzyką najpierw głównie przez czytanie partytur, jak pan Ozawa, pewnie staje się ona bardziej czysta, bardziej zinternalizowana. A przynajmniej nie nabiera tak łatwo materialnego kształtu. Być może to czyni wielką różnicę. Wyobrażam sobie, że takie podejście do muzyki jest o wiele bardziej swobodne i szerokie. Może przypomina to trochę swobodę i przyjemność czytania literatury w oryginale zamiast w tłumaczeniu. [Arnold] Schönberg powiedział, że „muzyka to nie dźwięki, a idea”, ale zwykły człowiek nie potrafi tak słuchać. Oczywiście zazdroszczę tym, którzy to umieją. Dlatego pan Ozawa namawia mnie, żebym się nauczył czytać partytury. „Jak pan będzie to potrafił, muzyka stanie się jeszcze bardziej interesująca” – mówi. Uczyłem się trochę gry na pianinie, więc umiem czytać proste nuty, ale kiedy mam do czynienia z czymś tak skomplikowanym jak symfonia Brahmsa, poddaję się. „Kto jak kto, ale pan z dobrym nauczycielem nauczy się po kilku miesiącach” – zachęca mnie maestro, jakoś jednak jeszcze nie posunąłem się tak daleko. Kiedyś zamierzam stawić czoła temu wyzwaniu, tylko nie wiem jeszcze kiedy. 

Pewnego razu przed rozpoczęciem kolejnej rozmowy o muzyce gawędziliśmy sobie i doszło do takiej – dość szczerej – dyskusji. Dzięki temu bardziej precyzyjnie, namacalnie pojąłem, jak bardzo różnimy się między sobą podejściem do muzyki, i uświadomienie sobie tego było dla mnie bardzo ważne. Mur dzielący profesjonalistę od amatora, twórcę od odbiorcy jest dosyć wysoki – to oczywiste. Zwłaszcza kiedy rozmówca jest profesjonalistą klasy światowej, mur staje się szczególnie wysoki i gruby. Ale ten mur nie musi być przeszkodą w tym, żebyśmy mogli szczerze i bezpośrednio rozmawiać o muzyce – a przynajmniej ja tak to odczuwam. A to dlatego, że muzyka to wielki obszar, który ma nam mnóstwo do zaofiarowania. Najważniejsze jest znalezienie w tym murze jakiegoś otworu, przez który da się łatwo przejść. Jeżeli czuje się przy tym, że upodobania rozmówców są do siebie zbliżone, na pewno można takie przejście odnaleźć. Dotyczy to każdego rodzaju sztuki – nie tylko muzyki. – przyp. H.M.).

Haruki Murakami
Proszę czekać..
Zamknij