Znaleziono 0 artykułów
29.08.2019

Historia jednego zdjęcia: Leonardo DiCaprio w Hollywood w 1993 roku

29.08.2019
(Fot. Getty Images)

Najwybitniejszy aktor swojego pokolenia, laureat Oscara za „Zjawę”, aktywista, który ratuje lasy w Amazonii. 25 lat temu Leonardo DiCaprio nie był jeszcze kolekcjonerem nagród, obrazów i supermodelek, tylko świetnie zapowiadającym się młodzieńcem. – Mam 21 lat, kilka całkiem dobrych filmów na koncie i fajne życie – mówił w połowie lat 90. Dziś świętuje 46. urodziny. 

Beverly Hills, 25 marca 1993 roku, premiera „Benny i Joon”. Leonardo DiCaprio, wówczas 19-letni, kibicuje swojemu kumplowi, Johnny’emu Deppowi, odtwórcy głównej roli w filmie. W tym samym tygodniu na ekrany wejdzie też „Chłopięcy świat”, w którym Leo gra nastoletniego syna przemocowego ojca (Robert DeNiro). A w ciągu najbliższych kilku lat dzieciak z hipisowskiej rodziny z Hollywood zagra chłopaka z niepełnosprawnością intelektualną w „Co gryzie Gilberta Grape’a?” (pierwsza nominacja do Oscara zdobyta w wieku zaledwie 20 lat), paryskiego poetę przeklętego Arthura Rimbauda w „Całkowitym zaćmieniu” Agnieszki Holland i uzależnionego od narkotyków koszykarza w „Przetrwać w Nowym Jorku”. Publiczność pozna go jako zagubionego buntownika, ale pokocha jako kochanka. W 1996 roku Baz Luhrmann zobaczył w Leo współczesnego Romea. – Ten chłopak ryzykuje życie, żeby poślubić dziewczynę, którą kocha – opowiadał wtedy aktor, jakby mówił o swoim koledze, a nie ikonicznej postaci literackiej stworzonej przez Williama Szekspira prawie 500 lat wcześniej. – Jeśli naprawdę wierzysz w miłość, zwłaszcza w tym wieku, niczego się nie boisz. To najpiękniejsza historia miłości i najpiękniejsza tragedia – dopowiadał. DiCaprio w utrzymanym w estetyce teledysku filmie płakał, strzelał i nosił hawajskie koszule. A dziewczyny zaczęły wieszać na ścianie plakaty z jego wizerunkiem. Romeo szybko ustąpił miejsca Jackowi Dawsonowi. „Titanic” Jamesa Camerona z 1997 roku, największy melodramat wszech czasów, aż do tego roku niepokonany na liście najbardziej kasowych przebojów w historii kina, katastroficzny wyciskacz łez, który stał się symbolem lat 90., był dla DiCaprio punktem zwrotnym. Z beniaminka artystowskiego kina stał się idolem nastolatek. Na przełomie tysiącleci nie potrafił się odnaleźć. Wybierał różnorodne projekty – od „Celebrity” Woody’ego Allena po „Człowieka w żelaznej masce” na podstawie powieści Aleksandra Dumasa – ale status amanta mu ciążył. Nie chciał być chłopcem z plakatu. Wkurzało go, że krytycy i publiczność chcą w nim widzieć nowego Jamesa Deana albo Marlona Brando. Wolał porównania do De Niro i Ala Pacino. – To mój pierwszy komercyjny projekt. Nie chcę robić więcej takich filmów – mówił po premierze „Titanica”. Ale nie miał zamiaru zrezygnować z kariery. Urodził się przecież w Hollywood, kino było mu pisane. – Na początku wydawało mi się, że musisz pochodzić z aktorskiej rodziny. Nie wierzyłem, że można po prostu zdobyć agenta, iść na casting i wygrać – mówił w starych wywiadach. Przed kamerę trafił jednak już w wieku 13 lat. Po kilku reklamówkach zaangażowano go do seriali „Roseanne”, „Spokojnie, tatuśku!” i „Dzieciaki, kłopoty i my”. Reszta jest historią.

– Nie wiem, co mnie czeka w przyszłości. Chcę grać, dopóki nie zwariuję – mówił w wywiadzie w połowie lat 90. W ciągu dwudziestu lat zdarzało mu się wariować – z miłości do najpiękniejszych kobiet świata, z rozczarowania, że musiał długo czekać na Oscara, ze złości, że prasa nie daje mu spokoju. Teraz gra legendy – Theodore’a Roosevelta, J. Edgara Hoovera i Gatsby’ego, u legend – Tarantino, Scorsesego, Nolana. Ale większość energii poświęca na ratowanie Ziemi. Przekazał 5 milionów dolarów na amazońską dżunglę, wyprodukował film „Lód płonie” o topnieniu lodowców, otwiera ekologiczny ośrodek wypoczynkowy na wybrzeżu Belize. Uważa, że nie można powierzyć losów Ziemi politykom. – Przemierzanie Amazonii to mistyczne przeżycie. Przez tysiące kilometrów dżungli nie widzisz cywilizacji – mówi DiCaprio o swojej fascynacji przestrzenią przyrody. Na odludziu czuje się teraz swobodniej niż na hollywoodzkich czerwonych dywanach.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij