Znaleziono 0 artykułów
25.07.2022

Love stories: Coco Chanel i Arthur „Boy” Capel

25.07.2022
Coco Chanel w 1935 roku (Fot. AF Archive/Mary Evans Picture Library/East News)

Przekonanie, że Arthur Capel stworzył Chanel, należy włożyć między bajki. Relacja łącząca arystokratę i projektantkę bardziej przypominała partnerski dialog niż patriarchalny romans. Ale pewnie nawet skłonna do przesady mademoiselle zgodziłaby się ze stwierdzeniem, że gdyby nie Boy, Coco by nie powstała. To on wprowadził ją w towarzystwo i przekazał fundusze niezbędne do wejścia w świat mody. W żałobie po ukochanym Chanel ubrała cały świat w czerń.

Perswazje

Autorka biografii „Coco Chanel. Życie intymne” Lisa Chaney powiedziała kiedyś, że Mademoiselle „z wrodzoną nonszalancją zamieszkiwała trzy wykluczające się wzajemnie światy: tu i teraz, pracownię haute couture oraz saloniki artystyczne”. W tym pierwszym – choć wcale nie tak przyziemnym – poznała księcia Westminsteru. – Bywało, że tuż przed porą kolacji wysyłał mi samolotem łososia złowionego w Szkocji – opowiadała przyjaciołom Coco, chyba za bardzo wierząc we własne bajki.

Pewne jest, że w jego rezydencji w Cheshire miała do dyspozycji 10 pokojówek i 38 ogrodników. To książę kupił jej dom w prestiżowej londyńskiej dzielnicy Mayfair i posiadłość na Riwierze Francuskiej. Czym go urzekła? – Przede wszystkim nie starałam się go usidlić. Jestem Francuzką. Angielki są zaborcze. Mężczyźni się nimi po prostu męczą. Ale proszę mnie nie oskarżać o obgadywanie Angielek. Ja obgaduję wszystkich – mawiała.

Urodę miała delikatną, sylwetkę chłopięcą. Była energiczna, stanowcza, bystra. Księcia nie zraziło nawet to, że w ciągu dziesięciu lat znajomości (1925–1935) konsekwentnie odrzucała jego oświadczyny. – Było kilka księżnych Westminsteru. Chanel jest tylko jedna – miała mu odpowiedzieć za piątym razem, a szafir, który jej wtedy ofiarował, wyrzucić za burtę jachtu. Wzięła od niego coś znacznie cenniejszego – popularną dla odzieży myśliwskiej tkaninę bouclé, którą przełożyła na kultowy dziś tweedowy żakiet.

Książę Dymitr Pawłowicz Romanow zainspirował z kolei brylantową kolekcję biżuterii Coco oraz przedstawił projektantkę Ernestowi Beaux odpowiedzialnemu za kompozycję perfum Chanel No. 5. Na liście jej kochanków figurowali też książę Walii Edward VIII i baron Hans Günther von Dincklage. Z kręgów artystycznych romansowała z ilustratorem Paulem Iribe, Salvadorem Dalím, Picassem czy poetą Pierre’em Reverdym. Przy nim, jako pierwszym, nie musiała ukrywać swojego pochodzenia, bo łączyło ich trudne dzieciństwo.

Wcześniej, gdy opowiadała o przeszłości, zamiast bolesnych realiów, wybierała fikcję. Wolała alternatywną rzeczywistość, w której była dobrze urodzoną panienką, a jej ojciec biznesmen wyjechał za ocean, aby zbić majątek. Prawda była inna. Po przedwczesnej śmierci matki wraz z siostrami została umieszczona w sierocińcu w Aubazine prowadzonym przez zakonnice. Głowy domu, drobnego kupca, mimo obietnic nigdy już nie zobaczyła. – Szybko zrozumiałam, że moje dzieciństwo było odwrotnością wszystkich dobrych rzeczy, w których lubuje się ludzka dusza. A wynikająca z podejrzliwości kontrola wyzwoliła we mnie niezależność ducha i rozwinęła potrzebę miłości, którą wszyscy dotychczas lekceważyli – mówiła. Wszyscy oprócz Boya. – Był jedynym mężczyzną, którego kochałam. Pokazał mi, co znaczy prawdziwe szczęście.

W 1963 roku (Photo by Michael Hardy/Daily Express/Hulton Archive/Getty Images)

Rozważna i romantyczna

W 1901 roku w wieku 18 lat Chanel z sierocińca w Aubazine zostaje przeniesiona do zakładu krawieckiego w Moulins. Za dnia szyje, wieczorami śpiewa w kabarecie w Grand Café. Na scenie dostrzega ją spadkobierca tekstylnej fortuny Etienne Balsan. I składa jedyną propozycję, jaką na początku XX wieku mógł złożyć niezamożnej dziewczynie z aspiracjami. Miała zostać jego kochanką. Chanel na propozycję przystaje. W Château de Royallieu poznaje uroki luksusu i zakochuje się w nim bez reszty. Bawi się na przyjęciach, do południa wyleguje w łóżku, zaczytuje w tanich powieściach. Wkrótce pojmuje, że nie jest jedyną księżniczką na zamku, a klucz do upragnionej niezależności to nie romans, a własne pieniądze. Dzięki funduszom pozyskanym od Etienne’a otwiera niewielki sklepik modystki i coraz odważniej wchodzi w świat socjety. W 1909 roku na jednym z towarzyskich spotkań w oko wpada jej Anglik. – Wyróżniał się. Był przystojny, bardzo opalony, nonszalancki. I te jego zielone oczy… Niemal od razu wiedziałam, że jestem w nim zakochana, choć nigdy wcześniej nie kochałam – wspominała pierwsze spotkanie z Boyem.

Starszy o niej o dwa lata Arthur Capel rzeczywiście jest inny od znanych jej arystokratów. Podczas gdy pozostali trwonią rodzinne fortuny, on, inwestując w kopalnie w Newcastle, dorabia się własnej. O jego przeszłości, tak jak w przypadku Chanel, wiadomo niewiele. Niektórzy szepcą, że jest synem bankiera, inni, że bogatego kupca okrętowego. Ale to bez znaczenia. Inteligencją, oczytaniem, szarmanckością Capel wkupuje się w grono elity. Tym, czym urzeka Etienne’a, onieśmiela Coco. – Nie zamieniliśmy słowa. Ale wystarczyło, żeby powiedział, że wyjeżdża do Paryża. „O której godzinie?”, odparłam. Żadna inna rozmowa nie była konieczna. Następnego dnia byłam na dworcu, spakowana.

W 1960 roku (Photo by FPG/Hulton Archive/Getty Images)

Mądrość i dowcip

Boya wyróżnia jeszcze jedno – wierzy w Chanel, na długo zanim ona uwierzy w siebie. Dlatego gdy początkująca modystka wyjawia mu plan otworzenia butiku z prawdziwego zdarzenia, ten bez zastanowienia wynajmuje lokal, daje jej środki na rozruch i zatrudnienie kogoś do pomocy. Na drzwiach wywiesza tabliczkę Chanel Modes i dla pewności składa w banku stosowną rękojmię. Po roku zyski są tak wysokie, że wsparcie Capela nie jest już konieczne.

Chociaż on tego nie oczekuje, Chanel spłaca dług ze sporą nawiązką. – Będę wiedziała, czy kocham cię naprawdę, dopiero kiedy nie będę cię potrzebowała – tłumaczy decyzję ukochanemu. – Musiałam sobie kupić wolność, opłacić ją za wszelką cenę. Pan Balsan i Boy litowali się nade mną, brali mnie za biednego porzuconego ptaszka – mówiła innym. – W rzeczywistości byłam drapieżnikiem. Arthur chyba podświadomie to przeczuwa, bo już w 1913 roku zachęca Chanel do modowej ekspansji. Przerzucenia się z projektowania wyłącznie kapeluszy na odzież oraz otwarcia butików w kurortach w Deauville, Biarritz, a następnie przy Rue Cambon 31 w Paryżu.

Miłość i przyjaźń

Mimo utartego przekonania, że Coco dom mody założyła w pojedynkę, Boy współtworzył ten sukces. Mademoiselle do ostatnich dni powtarzała, że to on zainspirował ją do uszycia trzyczęściowego kostiumu z dżerseju używanego wcześniej do wyrobu męskiej bielizny. To na wzór karafki jego ulubionej whisky skonstruowała sylwetkę flakonu Chanel No. 5. I to kamelie – kwiaty o płatkach w kształcie serc, które Capel posyłał jej na początku romansu – uczyniła symbolem marki. A żeby było jeszcze rzewniej, biografowie romantycy lubią między wierszami sugerować, że logo Chanel zbudowane z dwóch splecionych literek „C” to w rzeczywistości skrót od nazwisk kochanków.

Boy zaraził Coco pasją do pracy, książek i ludzi. – Ci z towarzystwa bawią mnie bardziej – powiedziała kiedyś. – Mają dowcip, takt, uroczą nielojalność, nonszalancję i zawsze wiedzą, kiedy przybyć i kiedy wyjechać, gdy staje się to konieczne. Sama tej ostatniej lekcji nie odrobiła.

W 1957 roku ze Stanleyem Marcusem (Photo by Shel Hershorn/Hulton Archive/Getty Images)

Duma i uprzedzenie

W to, że się pobiorą, wierzyła do marca 1918 roku, kiedy to po dziewięciu latach związku Boy oznajmił, że jest zaręczony. Miłosny zawód powinna przeczuwać już wcześniej. Najpierw Arthur coraz rzadziej bywał w ich wspólnym mieszkaniu, później wyjechał na wojnę. Wśród sanitariuszek spotkał lady Dianę Wyndham, owdowiałą córkę lorda, poznaną jeszcze w Londynie. Po ślubie Capel trafił do najwyższych kręgów brytyjskiej socjety. Został mianowany sekretarzem delegacji na konferencję pokojową w Wersalu i doradcą premiera Francji Georges’a Clemenceau. Mimo upokorzenia Chanel wolała nadal być jego kochanką niż nikim. – Był zbyt ambitny, by decydować się na ryzyko mezaliansu – tłumaczyła go.

Zacisnęła zęby, wyprowadziła się ze wspólnego mieszkania i za namową ukochanego wynajęła niewielki apartament oraz rezydencję za miastem. Później przyszedł kolejny policzek – lady Diana spodziewała się dziecka. Świat obu kobiet zatrzymał się 22 grudnia 1919 roku – Boy zginął w wypadku.

Od lewej: Constent Say, Arthur " Boy" Capel, Coco Chanel na plaży w 1917 roku (Photo by Apic/Getty Images)

Na śmierć i życie

Według relacji Etienne’a Balsana na wieść o śmierci Arthura Coco po raz pierwszy w życiu skamieniała. Kuliła się w rozpaczy, ale nie uroniła ani jednej łzy. Na pogrzeb nie poszła, a mimo prasowych doniesień, że Capel zginął w drodze na bożonarodzeniowe spotkanie z żoną, wolała wierzyć, iż jechał do Cannes wynająć dom, w którym to oni mieli spędzić święta. – Razem z nim straciłam wszystko. To, co nadeszło potem, nie było życiem szczęśliwym – mówiła.

Zaraz po śmierci Capela zamknęła się w wiejskiej posiadłości La Milanaise. Ściany i sufit sypialni kazała obciągnąć czarną tkaniną. Taką samą barwę zyskały zasłony, prześcieradła i kołdry. Ale ponieważ Chanel nie potrafiła siedzieć bezczynnie, zakasała rękawy i ze zdwojoną energią przystąpiła do pracy. Ze spadku, który Boy zapisał jej, Dianie i tajemniczej Włoszce, spłaciła dług zaciągnięty na kupno kamienicy przy Rue Cambon 31. W jej kolekcjach zaczęła dominować czerń. Mówi się, że cały świat pragnęła ubrać w żałobę po ukochanym.

Rozsądek i wrażliwość

W kolejnych latach mademoiselle wchodziła w liczne związki i jeszcze liczniejsze romanse, choć jak wskazuje dziennikarka Edmonde Charles-Roux, pod koniec życia do reszty zatraciła się w pracy. – Wychowałam się w samotności, ale i dziś – otoczona luksusem – jestem samotna. Zapłaciłabym, żeby nie być sama – puentowała Coco. Jej odczucia potęgowały pamiątki – ilustrowany egzemplarz „Pieśni nad Pieśniami” z wytłoczonymi na obwolucie inicjałami „A.C.” i mocno wygnieciony skrawek kartki, który zawsze trzymała w portfelu.

W dniu śmierci, 10 stycznia 1971 roku, podczas spaceru z asystentką minęła drzwi do kamienicy nieopodal Champs-Élysées, w której mieszkała na początku związku z Boyem. Zwolniła, spojrzała w niebo, uśmiechnęła się i szepnęła, że wita księżyc.

Nazajutrz na zwiniętej kartce papieru z jej portfela odkryto zanotowaną niewyraźnym pismem maksymę Josephine’a Péladana: „Życie, które toczymy na ziemi, zawsze jest odległe od tego, o którym marzymy. Bo prawdziwa egzystencja będzie trwać po śmierci”.

Pola Dąbrowska
Proszę czekać..
Zamknij