Znaleziono 0 artykułów
10.10.2021

It's a match: Ich troje – on, ona I jego dziecko

10.10.2021
Ilustracja: Izabela Kacprzak

Na Tinderze tatuśków zawsze przesuwałam w lewo. Nie dlatego, że nie lubię dzieci. Lubię, nawet chciałabym kiedyś mieć własne. Ale z opowieści koleżanek wiedziałam, że wiele relacji z „dzieciatymi” facetami ma z założenia status: to skomplikowane.  Nici ze wspólnych wakacji, w weekendy pobudka o siódmej, bo młody ma basen – zniechęcało mnie to do spotykania się z mężczyznami „plus jeden”.

Aż poznałam Krzyśka. Przystojny, inteligentny, ze świetnym poczuciem humoru, do tego muzyk – spełnienie moich nastoletnich marzeń o facecie z gitarą – starszy ode mnie o idealne pięć lat, ani za dużo, ani za mało. Z pisania na Tinderze szybko przeszliśmy do spotkania w realu. I zaiskrzyło, nawet bardzo. Pamiętam, jak pisałam przyjaciółce po pierwszej randce: – Nie chcę zapeszać, ale chyba w końcu trafiłam na kogoś sensownego.

Na drugą randkę zaprosił mnie do siebie na kolację. Gdy weszłam do mieszkania, poczułam apetyczny zapach curry. – Skąd wiedziałeś, że uwielbiam kuchnię indyjską?! – krzyknęłam, kierując się w stronę łazienki. Myjąc ręce, zauważyłam stojące w kącie dziecięce klapki. „Wow! Czyżby zapomniał mi o czymś powiedzieć?”. Trochę zrzedła mi mina i straciłam apetyt, ale postanowiłam zachować spokój. Po jedzeniu zaproponował, żebyśmy obejrzeli film. Gdy włączył laptopa, zobaczyłam na tapecie jego zdjęcie z chłopcem, na oko sześcio- albo siedmioletnim. „Co to za dziecko?” – spytałam. „Moje” – odparł z lekkim zakłopotaniem. „Oo, nie mówiłeś, że masz dziecko” – moja irytacja była coraz trudniejsza do ukrycia. „Nie chciałem cię wystraszyć” – odparł, wbijając wzrok w podłogę. Na usta cisnęły mi się złośliwe komentarze: no, to dopiero teraz mnie wystraszyłeś… Przełknęłam ślinę i pohamowałam się. „Trudno, najwyżej nigdy więcej się nie spotkamy” – pomyślałam. Nie pamiętam nawet, o czym był film, który oglądaliśmy. W połowie powiedziałam, że jestem zmęczona. Zaproponował, że odwiezie mnie do domu. „Nie trzeba, zamówię sobie Ubera”. Wyszłam i zaraz potem napisałam do przyjaciółki: „Ech, znowu niewypał”.

Myślałam, że skończy się jak inne znajomości z Tindera – po prostu żadne z nas więcej się nie odezwie. Ale nie zdążyłam nawet dojechać do domu, gdy dostałam SMS: „Przepraszam, wiem, że powinienem był ci od razu powiedzieć, ale bałem się, że uciekniesz, tak jak zdarzało się wcześniej. Bardzo chcę cię poznać. Byłoby mi bardzo przykro, gdyby to było nasze ostatnie spotkanie”. Nic nie odpisałam. Podobne SMS-y przychodziły przez następne dwa dni, aż w końcu napisał: „Dobrze, szanuję twój brak odpowiedzi. Nie będę już cię nękał. Wiedz tylko, że bardzo mi przykro, bo dawno nie czułem z kimś takiego flow. Życzę ci wszystkiego najlepszego”.

Zrobiło mi się głupio. Nie znam chłopaka ani jego sytuacji, a od razu go skreśliłam, bo nie powiedział mi na pierwszej randce, że ma dziecko. Poza tym, naprawdę go polubiłam i chciałam jeszcze się z nim spotkać. W końcu odpisałam, że zapominamy, co było, i idziemy na drugą randkę. 

Tym razem otwarcie opowiedział o swoich relacyjnych zawirowaniach. Z matką syna rozstał się dwa lata po jego narodzinach. – Nie dogadywaliśmy się, ciągle się kłóciliśmy, to było bez sensu. Młody mieszka z nią, a ja biorę go co drugi weekend i odbieram ze szkoły dwa razy w tygodniu. Kochany dzieciak, ma już siedem lat. Brakuje mi go, ale z drugiej strony, przy moim trybie życia i pracy nie mógłby mieszkać ze mną na stałe – mówił, a mnie mimowolnie zaczęły napływać do oczu łzy wzruszenia i poczułam się jak ostatnia egoistka. Przecież sama mam dużo własnych zajęć, potrzebuję czasu dla siebie, więc dlaczego miałoby mi przeszkadzać, że co drugi weekend spędzalibyśmy osobno?

Pierwsze trzy miesiące były „miodowe”. Wiedziałam, że we wtorki i czwartki ma syna, ale i tak codziennie dzwonił i pisał romantyczne SMS-y. W pozostałe dni przyjeżdżał po mnie po pracy, jechaliśmy na kolację albo do niego. W co drugą sobotę rano odwoził mnie, jadąc po syna, a potem wpadał w niedzielę wieczorem po odstawieniu go do matki. Pytałam, jak spędzili weekend i po cichu miałam nadzieję, że po jakimś czasie zaproponuje mi wspólne wyjście, abym mogła poznać jego syna. Napotykałam jednak na bierny opór. Mówił, że nie chce mieszać dziecku w głowie, póki nasza relacja jest ledwo „raczkująca”. Że miał już takie sytuacje, gdy przedstawiał synowi swoje partnerki, on się do nich przywiązywał, a potem one znikały bez słowa. Z jednej strony rozumiałam to, z drugiej, było mi przykro. Poza tym przyjaciele zaczęli zarzucać mi, że odkąd mam faceta prawie o nich zapomniałam. Rzeczywiście, byłam skupiona głównie na relacji z Krzyśkiem. Inni ludzie i sprawy poszły w odstawkę. Zamiast na jogę zaczęłam chodzić na ściankę, bo on chodził. Od trzech miesięcy nie byłam w kinie, bo on wolał oglądać filmy w domu. Mimo to, wciąż miałam wrażenie lekkiego chłodu z jego strony.  Im więcej czasu razem spędzaliśmy, tym bardziej dawał mi się on we znaki. Zauważyłam też, że za wszelką cenę stara się postawić na swoim. Gdy parę razy zaoponowałam przeciwko wybranej przez niego knajpie czy serialowi, ustąpił mi, ale przez resztę wieczoru siedział z kwaśną miną. Ale jednocześnie imponował mi wiedzą, męskością i było nam świetnie w łóżku. Gdyby tylko skrócił ten dystans…

Licząc, że może wspólny wyjazd nas zbliży, zapytałam, czy pojedzie ze mną na weekend do spa, dostałam od przyjaciółki zaproszenie. – Nigdy nie byłem w spa, chętnie. Zarezerwowałam termin i czekałam na wspólny wyjazd w piątek. Ale w czwartek wieczorem zadzwonił do mnie, że przeprasza, ale zupełnie zapomniał, że to jego weekend z synem. „Chyba żartujesz” – odpowiedziałam, nie kryjąc wściekłości.

No wybacz, wiem, jestem gapa. Pojedziesz sobie z koleżanką – odpowiedział. 

– Nie, nie będę na ostatnią chwilę obdzwaniać wszystkich znajomych, bo mój chłopak mnie wystawił – byłam coraz bardziej wściekła. – To kompletny brak szacunku z twojej strony. Nie traktujesz mnie poważnie – krzyknęłam i rozłączyłam się.

Potem dzwonił kilka razy i wysłał mi parę wiadomości. „Nie zachowuj się jak dziecko, czasem w życiu tak się układa, zwłaszcza jak masz dzieci. Dopóki nie masz swoich, nie zrozumiesz tego” – kiedy to przeczytałam, myślałam, że ze złości rzucę telefonem o ścianę. Jak on śmie?! Nie wytrzymałam. Napisałam mu litanię żali, którą zakończyłam zdaniem: „Nigdy nie będę dla ciebie na pierwszym miejscu, a chciałabym być przynajmniej ważna. Dla ciebie zawsze najważniejsze będzie, żeby było tak, jak ty chcesz. Mamy różne oczekiwania i hierarchię wartości. Nie chcę być w takim związku”.

Wysłałam wiadomość i nic. Następnego dnia też cisza. Miałam nadzieję, że będzie czekał na mnie pod pracą z kwiatami albo podjedzie wieczorem pod mój dom, przeprosi, powie, że mu na mnie zależy. Nic z tego. Po prostu więcej się nie odezwał. Czułam się fatalnie, jakbym kompletnie nic dla niego nie znaczyła. Liczyłam na to, że będzie walczył o mnie, że postara się to naprawić. Przez dwa tygodnie chodziłam jak struta. Ale potem zajęłam się pracą, zaczęłam więcej wychodzić, wróciłam na jogę, buty do wspinaczki wrzuciłam na dno szafy. Odezwałam się do przyjaciół, których trochę zaniedbałam przez ostatnie miesiące. 

Ilustracja: Izabela Kacprzak

Zrozumiałam, że nie chcę więcej wchodzić w relacje z kimś, kto za wszelką cenę musi zawsze postawić na swoim i dla kogo nigdy nie będę na pierwszym miejscu. Bo w głębi serca chcę czuć się dla mojego partnera najważniejsza. Może ktoś to nazwie egoizmem, ale przekonałam się, że nadmierny altruizm i jednostronne kompromisy są równie toksyczne, jak związek z apodyktycznym narcyzem. A taki właśnie był mój ekspartner. Wbrew temu, co mówił, problemem nie było jego dziecko, tylko przerośnięte ego

Wysłuchała Marta Krupińska
Proszę czekać..
Zamknij