Znaleziono 0 artykułów
06.10.2022

Pickup artists: Nauczyciele randkowania

06.10.2022
Kadr z filmu "Kocha, lubi, szanuje" (Fot. materiały prasowe)

Mali chłopcy uczą się, że seksualność to kluczowy obszar, w którym muszą się wykazać. Kiedy dorastają, nie tylko nie potrafią zarządzać swoimi emocjami, ale wręcz chcieliby mieć gotowy algorytm, który będzie pasował do każdej kobiety – mówi psychoterapeutka, seksuolożka, założycielka Instytutu Pozytywnej Seksualności, dr Agata Loewe-Kurilla.

Kim są pickup artists?

Trenerami podrywu. Oferują kursy mające nauczyć klientów „gry”, a ta z kolei ma doprowadzić do randki, a potem relacji z kobietą. Wielu mężczyzn, którzy czują się samotni i nierozumiani, na to właśnie liczy. Do trenerów przychodzą mężczyźni, którzy często czują się bezradni, poranieni, mają  poczucie utraty sprawczości w relacjach. Albo wręcz nigdy jej nie mieli. Trenerzy natomiast dzielą się na etycznych i nieetycznych.

Jakimi zasadami kierują się ci pierwsi?

Uczą bycia fair wobec siebie i innych. Mówią: „Zrób listę oczekiwań, zastanów się, co na tym etapie życia ma ci dać randkowanie, po co chcesz tworzyć relację”. Namawiają do szczerości wobec siebie, zastanowienia nad swoimi słabościami. Na przykład: za bardzo wkręcam się w kobiety z problemami, więc jeśli znów poznam dziewczynę, która na drugiej randce szczegółowo zacznie mi opowiadać o tym, jak skrzywdzili ją rodzice, zapali mi się czerwona lampka. Wiem, że to jest moja słabość i polecę za tym jak ćma do ognia. A przecież ostatecznie  zrani mnie ta relacja.

To są zasady, które powinny obowiązywać zawsze i wszędzie.

W ruchu pozytywnej seksualności są takie próby, żeby zaanektować zasady odpowiedzialności, transparentności oraz świadomej zgody do związków w ogóle, nie tylko tych poliamorycznych. Zwłaszcza że pary hetero przez nienazywanie najprostszych rzeczy często wpadają w konflikt. Dla wielu osób wchodzących w relację jest oczywiste, że na przykład każdy weekend będą spędzać z partnerem. Powiedzieliśmy sobie w poniedziałek, że jesteśmy razem, więc w czwartek idziemy do kina, w piątek na kolację i zaczynamy wspólny weekend! To nic, że on pół roku wcześniej zaplanował wyjazd w góry z kolegami. Albo ona z przyjaciółkami nad morze.

Określanie takich szczegółów na samym początku wydaje się ludziom mało romantyczne.

Znam osoby, które na portalach randkowych od razu piszą czego oczekują, na przykład: „Szukam kogoś, z kim będę miał seks. Nie szukam relacji”. Albo: „Zacznijmy się spotykać i zobaczymy, co dalej, ale musisz wiedzieć, że jestem w związku poliamorycznym”.

Uczciwie stawiają sprawę.

Ale i tak bywają sfrustrowane, ponieważ to nie przynosi dobrych skutków randkowych. Odbiorcy czytają czasem  ich przekaz jako manipulację. Ktoś wchodzi z nimi w relację, a potem mówi: „Wspominał, że ma dziewczynę, ale jak mogłam to potraktować poważnie?”. Albo: „Mówiła mi, że nie chce mieć dzieci, ale przecież wszyscy chcą mieć dzieci, co to jest w ogóle za gadanie, po prostu nie poznała jeszcze swojej połówki!”. Nazywanie różnych rzeczy na samym początku, nawet jeśli wydaje się sztuczne i śmieszne, może tylko pomóc. Tego uczą etyczni pickup artists.

Kadr z filmu "Okrucieństwo nie do przyjęcia" (Fot. materiały prasowe)

A nieetyczni?

Ich zasady są związane z dużym naciskiem na efekt, przy czym często nie chodzi o związek, tylko nawiązanie kontaktu z kobietą, zdobycie numeru telefonu albo seks. Ich sposób działania opiera się na technikach NLP – neurolingwistycznym programowaniu, czyli na tych samych mechanizmach, którymi posługują się sprzedawcy.

Takich jak zasada zwana techniką stopy w drzwiach?

Jeśli powiesz komuś coś miłego, jest większa szansa, że cię zapamięta. Jak kelner muśnie klienta w dłoń, stawiając przed nim talerz, ma szansę na większy napiwek. Kiedy zaczynałam studiować seksuologię, szukałam inspiracji w pismach typu „Cosmo” i pamiętam, że było w nich  mnóstwo rad ekspertów dla mężczyzn typu: „Twoje perfumy muszą zawierać piżmo”. Albo: „Twój zegarek musi mieć taki obwód, a mankiet taką długość, bo jak oprzesz o stół rękę w dany sposób, to ona dostanie komunikat – tu jest kasa i geny ojca twojego przyszłego dziecka”. Kiedy ona przeczyta coś takiego w piśmie dla kobiet, a on w gazecie dla mężczyzn, taki przekaz sprawi iluzję lustrzanego odbicia, w który obydwoje wpadną bezrefleksyjnie.

Myślisz, że to, co proponują trenerzy, działa?

Gdyby całkiem nie działało, nie zyskałoby aż takiej popularności. Znam wielu mężczyzn, którym w pewnym sensie pomoc trenerów uratowała życie, przynajmniej ich zdaniem. Zdarza mi się pracować z chłopakami z lękiem społecznym albo w spektrum autyzmu, z poczuciem izolacji, brakiem umiejętności społecznych, niemających dostępu do emocji – zarówno swoich, jak i innych ludzi. I oni naprawdę zmieniają się, słysząc konkretne rady typu: „Stary, idź do barbera, kup ładną koszulę, wyprasuj ją, zawsze noś czyste buty. Spójrz na siebie, i odpowiedz na pytanie – czy umówiłbyś się z tą osobą, którą widzisz w lustrze?”.

Ostro.

Pickup artists są szczerzy do bólu, zresztą dokładnie tak, jak eksperci w programach dla kobiet typu metamorfozy, w których uczestniczki słyszą: „Co ty na siebie włożyłaś, nie widzisz, że w tych paskach masz optycznie pogrubione biodra?”. Albo: „Ta fryzura sprawia, że masz twarz jak pełnia księżyca, natychmiast idź do fryzjera i zmień makijaż na taki, który podkreśli twoje kości policzkowe!”. Po raz kolejny widzimy, jak bardzo uwikłane są w te mechanizmy zarówno kobiety, jak i mężczyźni.

Pamiętasz konkretnego szczególnego klienta?

Miałam klienta zakochanego w kobiecie, której płacił za to, że spędzała z nim czas. Online. Przychodził do mnie na terapię, a jednocześnie korzystał z usług coacha podrywu, który kazał mu zmienić ubrania, ogolić się, zadbać o zęby. Kiedy mój klient rozmawiał z kobietą na komunikatorze, coach podpowiadał mu, co ma pisać – bo taką usługę, że ktoś formułuje za ciebie zdania, też można kupić.

Ale to może działać tylko na krótką metę – jeśli dojdzie do spotkania, kobieta przecież zorientuje się, że ma do czynienia z kimś innym.

Mówimy o pierwszym etapie, polegającym na podniesieniu poczucia własnej wartości – żeby mężczyzna w ogóle był w stanie podejść do obcej kobiety i z nią porozmawiać. Poproszenie o numer telefonu w świecie takiego chłopaka często graniczy z cudem. I to faktycznie można wytrenować, pytanie tylko, co dalej.  Ważna staje się intencja, z jaką wchodzi się w ten biznes. Działamy etycznie i chcemy pomagać mężczyznom, nauczyć ich czegoś wartościowego na temat emocji i relacji. Albo żerujemy na ich cierpieniu.

Kadr z filmu "Między słowami" (Fot. materiały prasowe)

Dlaczego mężczyźni potrzebują trenerów?

Po pierwsze: patriarchat krzywdzi nie tylko kobiety, lecz także mężczyzn, od najmłodszych lat uczonych utrzymywania hierarchii, dominacji, przemocy i braku kontaktu z emocjami. Jedyne grupy, w których mężczyźni rozmawiają o tym, co czują, to grupy zamknięte: anonimowych alkoholików, anonimowych seksoholików, grupy w zakładach karnych. Mężczyźni otwierają się wtedy przed sobą, ponieważ nie mają wyboru.

bell hooks w książce „Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości” pisze, że mężczyzna w naszej kulturze zmuszony jest do wyrugowania swojej emocjonalności. Jeśli tego nie zrobi, pomogą mu inni mężczyźni, niszcząc jego poczucie własnej wartości.

Zmienił się układ dynamiki w relacjach, a mężczyźni emocjonalnie nie są na to przygotowani. Okazuje się, że na stary skrypt, polegający na przedstawianiu męskości, nie ma już miejsca. Tymczasem mężczyźni wciąż dostają sprzeczny komunikat: „Bądź twardy i jednocześnie czuły, wrażliwy i silny”. Wszyscy postrzegają ich jako uprzywilejowanych, tymczasem w kontekście emocji są najbardziej zaniedbani.

W kontekście edukacji seksualnej też – z dziewczynkami rozmawia się przy okazji pierwszej miesiączki i antykoncepcji, oczywiście przez pryzmat lęku przed ciążą. W przypadku chłopców rodzice nie znajdują wyraźnego powodu, dla którego warto byłoby rozmawiać.

Chłopcy są bardzo osamotnieni w swoim dojrzewaniu, a wiedzę na temat seksu czerpią głównie z porno. Seksizm nadal kształtuje sposób, w jaki większość z nas myśli o relacjach erotycznych. Świetnie pokazała to Kristen Roupenian w opowiadaniu „Kociarz”, napisanym z perspektywy dziewczyny godzącej się na seks, którego nie chce. Wynika to między innymi z przekonania, że seks jest czymś, co się mężczyznom po prostu należy. Takie myślenie jest głęboko uwewnętrznione także w kobietach, trudno się go pozbyć.

Stąd też systemowe przyzwolenie na przemoc seksualną.

Mali chłopcy uczą się, że seksualność to kluczowy obszar, w którym muszą się wykazać. Kiedy dorastają, ich dramat polega na tym, że nie tylko nie potrafią zarządzać swoimi emocjami, ale wręcz chcieliby mieć gotowy szablon, algorytm, który będzie pasował do każdej kobiety. Wzór, który pomoże im stworzyć relację. Oni naprawdę często mają poczucie, że kobiety są z Wenus.

Jak o tym opowiadają w gabinecie?

Mówią: „Ona wybucha mi śmiechem w twarz, mimo iż mówię rzeczy, o których przeczytałem, że powinienem jej mówić. Poniża mnie, a ja nie mam pojęcia, co powiedziałem nie tak”. Z drugiej strony zdarza się, że kobiety traktują randki jak transakcję. Pamiętam, jak w Londynie umówiłam się z chłopakiem, który powiedział mi, że jestem pierwszą dziewczyną, która nie próbowała go wyciągnąć na kolację. Do tej pory musiał zagospodarowywać budżet na każdą randkę, ponieważ dla dziewczyn oczywiste było, że spotkanie może się odbyć tylko przy darmowym posiłku.

Smutne.

Mężczyźni czują się wykorzystywani, zwłaszcza ci, którzy myślą, że muszą coś kupić, zapłacić, żeby w ogóle mieć szansę kogoś poznać. Przypomina mi się książka Arlie Hochschild „Obcy we własnym kraju”, o tym, dlaczego biedni biali Amerykanie głosują na Trumpa. Myślę, że autorka pokazuje w niej ten sam rys psychologiczny mężczyzn, o których mówi się, że dominują, a oni czują się zapomniani, kompletnie niewidziani i porzuceni. No i potwornie sfrustrowani.

Podrywał cię kiedyś ktoś po treningu?

Na pewno! Ale ja jestem słabym przykładem, ponieważ mnie bawią ich teksty w stylu: „Gdzie się produkuje takie anioły?”. Jakoś mnie wzrusza, że ktoś chce się postarać w tak oldskulowy sposób. Ale wiem, że kobiety zwykle są obrażone, nie czują się podmiotowo w takim podrywie, i taką perspektywę też rozumiem. Dlatego myślę, że dobrze reagować na taki podryw jak na każdy inny, z szacunkiem. „Dzięki, że mnie podrywasz, bardzo mi miło, ale nie jestem zainteresowana”. Fajnie, gdyby ludzie się spotykali w dobrych interakcjach.

Marta Szarejko
Proszę czekać..
Zamknij