Znaleziono 0 artykułów
03.01.2023

Moja żona ma depresję

03.01.2023
(Fot. Getty Images)

Brak snu, płaczliwość, wycieńczenie organizmu. Terapia i farmakologia. Dorota od wielu lat cierpi na depresję nawracającą. Gdy pojawiają się nawroty, ponownie sięga po leki. Pozostaje też pod stałą kontrolą lekarza – opowiada mąż kobiety zmagającej się z depresją. Jak doświadczenie choroby wygląda z jego perspektywy?

Poznaliśmy się ponad 20 lat temu. Dorota chodziła do liceum, ja do technikum. Widywaliśmy się na osiemnastkach znajomych. Nasze pierwsze spotkania były pod wpływem alkoholu. Choć dużo imprezowałem, pamiętałem, że zawsze dobrze nam się rozmawiało. Wieczory spędzaliśmy na rozmowach telefonicznych. Dorota opiekowała się dziadkami, praktycznie z nimi mieszkała, więc miała mało czasu na spotkania na żywo. Od początku studiów też pracowała.

Podzielony dom

Dwukrotnie rozstawaliśmy się i wracaliśmy do siebie. Niezależnie od statusu związku wciąż do siebie dzwoniliśmy. Przyjaźń była podstawą naszej relacji. Coraz częściej wpadałem do mieszkania jej dziadków. Spotykaliśmy się też u rodziców Doroty i jej dwóch sióstr. Myślałem: miła, otwarta, normalna rodzina. Matka z ojcem wydawali się nierozłączni. Dużo żartowali i spędzali ze sobą czas. W dni powszednie ona zanosiła mu obiad do pracy, a w niedzielę za rączkę szli do kościoła. Dopiero po roku naszej znajomości Dorota powiedziała, że rodzice są po rozwodzie, bo ojciec pije i jak nie jest „zaszyty” [tzw. wszywka alkoholowa, czyli esperal, to środek stosowany w leczeniu alkoholizmu – przyp. red.], potrafi bez śladu zniknąć na kilka dni. Zdziwiłem się, bo nie przypominał zaniedbanego alkoholika, którego obraz miałem w głowie. Matka nie umiała zakończyć tej relacji i zamieszkać oddzielnie.

Dorota nie chciała wchodzić w relację znaną z domu. W ciągu siedmiu lat naszej znajomości odeszli dziadkowie, a Dorota odziedziczyła po nich mieszkanie. Gdy związaliśmy się ze sobą na stałe, postanowiliśmy wziąć ślub.

(Fot. Getty Images)

Nadmiar obowiązków

Wydawało mi się, że znamy się na wylot. Od razu ustaliliśmy podział obowiązków. Dorota była zdyscyplinowana. Tak samo jak bezczynności, nie lubiła bałaganu. Mama, ojciec i siostry bardzo często dzwonili z listą rzeczy do wykonania. Dorota bez większego zastanowienia wybiegała z domu, aby je załatwić.

Dorota była dobra dla wszystkich. Często do pomocy angażowała też mnie. Zacząłem to kwestionować. Czy naprawdę mamy rzucać wszystko? Czy oni nie mogą zrobić tego sami? – pytałem coraz częściej.

Dorota nie umiała stawiać granic. Nie stawiała ich też w naszej relacji. Kłóciliśmy się, a ona zamiast argumentować, wybuchała płaczem. Zazwyczaj poddawała się mojemu zdaniu, choć nie w przypadku rodziny. Nadal pozwalała, by żerowała na jej dobroci. Z czasem u Doroty pojawiły się problemy ze snem. Stała się apatyczna i bardziej płaczliwa. Gdy ktoś krzywo na nią spojrzał lub gorzej potraktował w pracy, zalewała się łzami. Gdy objawy stawały się coraz częstsze, Dorota poszła do psychiatry, który zdiagnozował depresję. Przepisał leki.

Choroba duszy i ciała

Przez pierwsze dwa lata małżeństwa i farmakologii wydawało się, że objawy się zminimalizowały. Co prawda Dorota nadal rzucała się w wir pomocy, ale też dużo wyjeżdżaliśmy, sami i ze znajomymi, imprezowaliśmy. Robiliśmy wszystko to, co robią nowożeńcy. Sytuacja pogorszyła się, gdy pojawiło się dziecko. Było chciane i planowane, a Dorota nie cierpiała na depresję poporodową, lecz przez kilka miesięcy po porodzie nogi bolały ją tak bardzo, że nie mogła leżeć. Okazało się, że gdy była w ciąży, ukąsił ją kleszcz. Zachorowała na boreliozę, która przez brak diagnozy przerodziła się w neuroboreliozę. Dopiero antybiotyki pomogły na dolegliwości, choć samą chorobę miała leczyć długimi latami.

Dziecko i borelioza skutecznie ograniczyły jej aktywności. Skończyło się wychodzenie, a grono znajomych się zmniejszyło. Nie zmieniły się oczekiwania rodziny. Starsza siostra, która wyprowadziła się do innego miasta, dzwoniła z instrukcjami, co Dorota ma zrobić w domu rodziców. Stan mojej żony się pogorszył, a objawy wróciły. Tym razem jednak zaczęliśmy od pogłębiania wiedzy o depresji. Wreszcie Dorota udała się na terapię do terapeuty zrzeszonego w Polskim Instytucie Ericksonowskim. Uczęszczała też na terapię grupową.

Terapeuta nie miał wątpliwości. Przyczyną zaburzeń psychicznych Doroty było dzieciństwo. Na spotkaniach przypomniała sobie ten okres. Nie tylko matka była współuzależniona, a jej córka uwikłana w konflikty małżeńskie rodziców. Postępowanie kobiety też odcisnęło swoje piętno na Dorocie. Raz mówiła, że ojciec jest dobry, a gdy sięgnął po butelkę, złorzeczyła. Kazała swoim dzieciom go pilnować i wpoiła, że trzeba o niego dbać niezależnie od tego, jaki jest.

Dorota spotkania terapeutyczne łączyła z farmakologią. Starałem się wspierać żonę na każdym etapie. Moim zdaniem przyznanie, że partner jest chory, jest najważniejsze. W domu dyskutowaliśmy po każdej terapii. Dorota odkrywała przede mną rodzinne historie, które niewątpliwie wpłynęły na jej stan. Tylko terapia spowodowała, że Doroty nie przygniotło to, że matka zapadła na stwardnienie boczne zanikowe i zostało jej tylko kilka lat życia. Nie ona też wzięła mamę do siebie, tylko zostawiła to jednej z sióstr. Mimo że aż do śmierci odwiedzaliśmy mamę, Dorota postawiła wyraźne granice. Pewnego dnia usłyszała: „Psycholog zabrał mi córkę”. Siostry zaczęły podchodzić do Doroty jak pies do jeża. Przestała być na każde zawołanie. Przed śmiercią matki ojciec związał się z inną kobietą. Utrzymujemy z nim relację, ale bez większej zażyłości.

(Fot. Getty Images)

Zmiana na lepsze

Terapia wpłynęła nie tylko na kontakt z rodziną, lecz także na nasz związek. Podczas kłótni Dorota nie chowała się już do pokoju i nie płakała, tylko wyciągała swoje argumenty, ścierała się ze mną. Wygrywała. Na początku nie podobało mi się, że przestałem być dominującą osobą, że nie mogę już narzucić jej swojego zdania. Żona merytoryczną dyskusją wyprowadzała mnie z równowagi. Początkowo było to dla mnie szokiem, jednak szybko zrozumiałem, że w taki sposób nasz związek ewoluuje. Nauczyliśmy się kompromisu.

Po dwóch terapiach, indywidualnej i grupowej, trwających łącznie dwa i pół roku, myśleliśmy, że wróciła do pełni życia. Zaprzestała też farmakologii. Po pięciu latach nastąpił nawrót. Ponowiły się brak snu, płaczliwość i stopniowe wycieńczanie organizmu. Dorota poszła do psychologa, który od razu skierował ją do psychiatry. Ten zdiagnozował depresję nawracającą. Gdy pojawiają się nawroty, musi z powrotem sięgnąć po tabletki. Pozostaje też pod stałą kontrolą lekarza.

Dorota nigdy nie ukrywała, że się leczy. Dlaczego miałaby się tego wstydzić? Dzięki terapii i leczeniu stała się wspaniałą matką, żoną, przyjaciółką, bez której nie wyobrażam sobie życia.

Wysłuchał Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij