Znaleziono 0 artykułów
09.03.2023

Jakub Gierszał: Wewnętrzne wycieczki

09.03.2023
Jakub Gierszał (Fot. Bartek Wieczorek, Styl. Kacper Kujawa)

Zamiast marzyć, woli sięgać po swoje. I zawsze móc wybierać. Jakub Gierszał w 2023 roku pojawi się w nowych rolach.

– Czy zdarzają się frustracje? Tak. Czy pojawiają się sytuacje trudne? Pewnie. Czy zdarzają się rozczarowania? Oczywiście. Ale mam przywilej pracy w zawodzie, który wybrałem – mówi Jakub Gierszał. Wybór albo jego brak są ważne w fabułach filmów, których premiery zaplanowano na 2023 rok. W „Zadrze” (w kinach w styczniu) grany przez Gierszała raper Motyl musi zdecydować, czy wybaczyć tytułowej bohaterce – aspirującej do scenicznego sukcesu. W filmie „Doppelgänger. Sobowtór” (premiera jesienią) w reżyserii Jana Holoubka jest trudniej – bohater, peerelowski szpieg ukryty pod cudzą tożsamością, nie może wybierać, ktoś decyduje za niego. – Wielu z nas, w wyniku relacji rodzinnych czy układów społecznych, idzie po utartych schematach, zamiast sięgać po swoje. Towarzyszące pracy nad tą rolą uczucie zamknięcia, ograniczenia ruchów, pozwoliło mi zrozumieć, jak nie chcę funkcjonować – mówi aktor, choć wydaje się, że zrozumiał to już wcześniej.

Miał 22 lata, kiedy wystąpił w głośnym filmie Jana Komasy „Sala samobójców”. Studiował wtedy w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Wcześniej pojawiał się na ekranie, ale tym razem chodziło o główną rolę, a więc pracę kolidującą z nauką. Powiedział dziekanowi, że film jest dla niego priorytetem. On zaproponował mu indywidualny tok studiów. „Dzięki temu mogłem połączyć jedno z drugim. Takie zdecydowane postawienie przeze mnie sprawy pomogło mi w tej sytuacji” – mówił w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej”. Gdy „Sala samobójców” chwyciła, dostał wiele propozycji podobnych ról. Wszystkie odrzucił, nie chciał więcej grać neurotycznych nastolatków.

Pytam, skąd miał siłę, by odmawiać na zawodowym starcie.

– Nie wiązałem tego z siłą. Byłem z tą rolą bardzo utożsamiany i dowiadywałem się, czym takie utożsamianie skutkuje. Zdarzyło się na przykład, że dziewczyna w kryzysie postawiła ultimatum, że wyjdzie z zamknięcia pod warunkiem rozmowy ze mną. Nie mogłem brać takiej odpowiedzialności. No i bałem się, że wpadnę w szufladę, a chciałem testować różne rzeczy.

– A nie było lęku, że nikt nie zadzwoni?

– Lęk, że nie będzie już pracy, jest wpisany w zawód aktora. Wszyscy boimy się, że przyjdzie rola, która się nie spodoba i nie dostaniemy następnej propozycji. Jeśli ktoś mówi, że się tego nie boi, to po prostu kłamie.

On, jak dotąd, propozycje dostaje. Od debiutu w 2009 roku („Wszystko, co kocham” w reżyserii Jacka Borcucha) zagrał w 26 filmach, w tym dziewięciu zagranicznych, od 2018 roku pojawia się w popularnym serialu „Chyłka”.

Zwiedziona serią odmów po „Sali samobójców” wyobrażam sobie, że kaprysi, wybierając role. Jakub Gierszał jednak wydaje się twardo stąpać po ziemi, nawet jeśli niewydeptanym szlakiem. Nie lubi dopisywania aktorom szczególnych cech (do tego jeszcze wrócimy), nie sądzi, że akurat oni powinni dawać recepty na życie i unika, dość powszechnego wśród osób o znanych twarzach, narzekania na popularność. Nie przepada za mówieniem o sobie, szczególnie nie ma – jak określa – „ciągu na opowiadanie o sprawach prywatnych”, ale z wdzięcznością przyjmuje fakt, że pracuje. – W czasie, gdy nasi sąsiedzi przeżywają coś, co dla mnie jest nie do ogarnięcia, ja mogę normalnie żyć. Trudno w takiej sytuacji rozważać, co lubię, a czego nie – mówi. Co zatem z wybieraniem ról?

Jakub Gierszał (Fot. Bartek Wieczorek, Styl. Kacper Kujawa)

– Możliwość wyboru jest ograniczona przez liczbę projektów, które robi się w Polsce – Jakub swoim zwyczajem rozwiewa mit. Jeśli ma wątpliwości przy lekturze scenariusza, przekonują go reżyser lub reżyserka. Dzięki Agnieszce Smoczyńskiej znalazł się w obsadzie „Córek dancingu”, Maciej Sobieszczański namówił go na „Zgodę”, a Grzegorz Mołda do zagrania w „Zadrze”. – Opowiadali o projektach z taką pasją, że wiedziałem, że chcę z nimi współpracować.

W „Zadrze” dodatkowo nęcąca była muzyka. – Kiedyś słuchałem dużo hip-hopu. Dziś już mniej, z polskim rapem nie byłem specjalnie zaznajomiony, ale rola chłopaka, który ma projekt biznesowy i go realizuje wydała mi się ciekawa. No i fajnie było poudawać rapera.

Mówi „poudawać”, bo ceni w życiu dystans, ale budowanie roli to dużo więcej niż udawanie. Tutaj nasłuchał się rapu podrzucanego przez reżysera i odpowiedzialnego za muzykę Przemysława Jankowiaka, producenta związanego z zespołem Syny i raperem Włodim. Wysyłał im swoje nagrania i wspólnie wypracowali wiarygodnego gwiazdora hip-hopu. Kiedy w 2017 roku grał w słusznie nagradzanym „Najlepszym” (reżyseria Łukasz Palkowski) – filmie opartym na historii triatlonisty Jerzego Górskiego, który zanim zwyciężył w Double Iron Triathlon w Huntsville, wydobył się z dna narkotykowego nałogu – spotykał się z Górskim i w wielu źródłach dowiadywał, na czym polega uzależnienie.

– Każda rola to moja wewnętrzna wycieczka – mówi. – Siłą rzeczy postaci filtruję przez siebie, ale staram się grać w taki sposób, żeby nie była to opowieść o mnie. Nie jestem zwolennikiem metody, że wystarczy schudnąć, utyć, potrenować, bo to w rezultacie zamienia się w instagramowe coś i oddala od istoty aktorstwa.

– Która polega na tym, żeby grać, a nie udawać?

– Tak. I na tym, by nie tworzyć mitu wokół naszej pracy – wracamy do tego, że Jakub nie jest skłonny dopisywać aktorom misji. – Kiedy w dzieciństwie patrzyłem na aktorów, wierzyłem, że mają tajemną wiedzę. Tak nie jest. Procesy psychologiczne u aktorów nie są głębsze czy płytsze niż u innych ludzi. Różnica polega na tym, że człowiek, który nie jest aktorem, w naturalny sposób unika okazywania uczuć, chroni się przed tym, a aktor musi tę ochronną warstwę zrzucić, odsłonić wewnętrzny świat na użytek postaci i pokazać przed kamerą. Musi eksplorować świat emocjonalny i być może właśnie to jest w aktorach dla ludzi pociągające. Mnie pozostaje być świadomym uczuć.

Jakub Gierszał (Fot. Bartek Wieczorek, Styl. Kacper Kujawa)

Przeczuwając, że robi się za poważnie, zaraz żartuje: – Możliwe, że po prostu jestem zbyt słabym aktorem, żeby wyjść poza to.

Międzynarodowe gremia potwierdzają od czasu do czasu, że jest dobrym aktorem. Już w 2012 roku na festiwalu filmowym w Berlinie dostał nagrodę Shooting Star dla najbardziej obiecującego młodego aktora europejskiego, pięć lat później znalazł się na ułożonej przez redaktorów magazynu „Variety” liście „10 Europeans to Watch 2017”. Zagraniczni filmowcy zapraszają go do pracy, choć światowe zawirowania ostatnio pokrzyżowały trochę planów. – Sporo projektów nie wypaliło, ale widocznie musiało tak być. Może to nie był ten czas, może potrzebuję dowiedzieć się więcej o świecie czy o sobie, dorosnąć. Życie płynie w tajemniczym, nieznanym nam rytmie i trzeba nauczyć się słuchać tego rytmu, mieć wobec niego pokorę – mówi.

Jakub Gierszał urodził się w 1988 roku w Krakowie i zaraz wyjechał z rodzicami do Hamburga. Tata – aktor i reżyser teatralny został w Niemczech, mama wróciła do Polski, gdy Kuba miał 11 lat. Pytam, czy czasami nie żałuje, że nie został w Niemczech. – To był wybór moich rodziców, nie mój. Nie wiem, jak potoczyłby się los, gdyby zdecydowali inaczej, a gdybanie nie ma sensu. Często bywam w Niemczech, ale mój dom jest w Polsce – deklaruje. Z rodzinnego domu wyniósł kilka ważnych nauk. Na przykład, żeby postępować tak, by zawsze móc wrócić drzwiami, przez które wyszedł. Stara się, ale – przyznaje – zdarza się, że musi drzwi zatrzasnąć za sobą bez opcji powrotu. – Pogodziłem się, że są sytuacje bez wyjścia i nie wszyscy muszą mnie lubić.

Druga ważna nauka, którą swoim przykładem podsuwali mu tata i dziadek – ojciec mamy, była taka, żeby móc powiedzieć „nie”, słowem: mieć wybór, czuć niezależność. Tego trzyma się, ile sił. Trzecia to po prostu filmy. Oglądał je z pasją, która doprowadziła go do szkoły teatralnej. W decyzji o zostaniu aktorem istotnym motywem było to, by zobaczyć z bliska plan filmowy. Zobaczył i nie ogląda już filmów bezkarnie – zawsze analizuje, jak zostały zrobione. – Ale miłość do kina trwa – zapewnia. Czy ma jakieś filmowe marzenia? Chętnie spotkałby się w pracy z pochodzącym z Turcji niemieckim reżyserem Fatihem Akinem. Zasadniczo jednak zamiast marzyć, woli sięgać po swoje. Współprodukuje fabularny film „Ultima Thule”, w którym gra.

Gra też na pianinie. Muzyka jest dla niego przestrzenią bez słów, w której kotłują się emocje, dzieją niespodziewane rzeczy.

Ma pan zespół z kolegami?

– No, może będę miał – uśmiecha się. – Zobaczymy.

(Fot. Ina Lekiewicz Levy)

Tekst pochodzi ze styczniowo-lutowego wydania magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia pod linkiem

Aleksandra Boćkowska
Proszę czekać..
Zamknij