Znaleziono 0 artykułów
09.04.2023

Marki, które powinna znać każda fanka The Row

09.04.2023
Beaufille / Fot. materiały prasowe

„Dyskretny luksus”, który z estetyki staje się powoli popkulturowym fenomenem, znajduje odbicie w kolekcjach na wiosnę–lato 2023. I to pod różnymi postaciami – raz bywa bardziej elegancką niż wcześniej odsłoną minimalizmu, kiedy indziej wyrafinowanym casualem czy normcorem podniesionym do rangi cały czas praktycznej, ale jednak cenniejszej niż przed laty mody. Nie kończy się też wyłącznie na kolekcjach The Row, choć przyjęło się patrzeć na markę jak na sztandarowy przykład quite luxury. Od awangardowego Petera Do po romantyczne Beaufille, przedstawiamy pięć marek, które powinna znać każda fanka marki sióstr Olsen.

Peter Do: Nowa tradycja

Peter Do / Fot. Spotlight. Launchmetrics / Agencja FREE

O Do można mówić jako o cudownym dziecku świata mody. Projektowania w duchu minimalizmu uczył się pod okiem Phoebe Philo w Celine, wygrał prestiżowy konkurs LVMH Prize, a po debiucie w 2019 r. miał na koncie zlecenia od najbardziej prestiżowych internetowych platform z modą luksusową. Kupcy rzadko kiedy ufają „świeżakom” – w wypadku Do mieli jednak przeczucie, że jego potencjał nie wyczerpie się po jednym sezonie, a będzie systematycznie rosnąć.

Kilka lat później Do stał się jednym z czołowych orędowników surowej estetyki, którą plasowano w opozycji do postpandemicznej ekstrawagancji i maksymalizmu. Odnosił się do ascetycznego minimalizmu z lat 90., eksperymentował z awangardą, w której można było się dopatrywać nawiązań do twórczości Antwerpskiej Szóstki, stawiał na androgyniczność. Jego kolekcja na wiosnę–lato 2023 jest pierwszą w pełni uniseksową. Choć pod względem konstrukcji ubrania bywają skomplikowane, w rzeczywistości stanowią esencję nowego ready-to-wear: wygodnego i wyrazistego, ponadczasowego i luksusowego, równie funkcjonalnego, co fotogenicznego.

Beaufille: Sztuka kontrastów

Beaufille / Fot. materiały prasowe

O tym, że fundamentem marki Beaufille jest zwinna gra przeciwieństw, mówi już jej nazwa, która z języka francuskiego oznacza „przystojną dziewczynę” (przymiotnik beau określa w nim rzeczowniki rodzaju męskiego). Siła przeplata się w niej z eterycznością, a opanowanie z romantyzmem, jest niedosłowna i nieprzewidywalna, pełna artystycznych środków, z których można korzystać na różne sposoby.

Beaufille to wspólny projekt sióstr Chloe i Parris Gordon oraz przestrzeń, w której mogą czerpać ze swoich odmiennych upodobań i doświadczeń. To, co ich różni, w ciągu kilku lat pozwoliło im wypracować wspólny wizualny język, dlatego dziś Beaufille to doskonały przykład nowoczesnej marki zakorzenionej w tradycyjnym rękodziele. Minimalistycznej, lecz nieoczywistej, skupiającej się na nienagannej konstrukcji i starającej się łączyć ponadczasowy design z zaskakującymi detalami.

Tove: Forma i funkcja

Tove / Fot. Spotlight. Launchmetrics / Agencja FREE

To także dzieło duetu, tym razem jednak nie sióstr, lecz przyjaciółek. Brytyjki Camille Perry i Holly Wright poznały się podczas pracy w Topshopie, gdzie pierwsza przewodziła zespołowi buyerów, a druga – projektantów. W 2019 r. założyły własną markę – marzyły, by była odzwierciedleniem ich wieloletnich doświadczeń i obserwacji, a także indywidualnych potrzeb. Krótko po debiucie musiały jednak stawić czoła ogromnemu wyzwaniu, jakim była pandemia koronawirusa.

Na okres ten patrzą jednak jak na bezcenną lekcję. Mimo popularnych wtedy projektów z gatunku loungewear pozostały wierne swojej wizji, która opierała się na tworzeniu eleganckich, ale i dyskretnych ubrań, idealnych do tego, by stylizować je na różne sposoby od rana do wieczora. Intuicja ich nie zawiodła, bowiem w kolejnych falach pandemii coraz więcej było kobiet, które w modzie szukały nie tyle fantazji i ucieczki (choć o tych projektanci także pamiętali), ile namiastki „starej” rzeczywistości, którą kojarzyły z wolnością, brakiem ograniczeń i niepohamowaną wizualną ekspresją. Projekty Perry i Wright spełniały te oczekiwania, w 2020 r. trafiły więc do Net-a-Porter – brytyjski sklep podpisał z projektantkami roczną umowę na wyłączność.

Trzy lata później mają nie tylko wierną rzeszę fanek, lecz także pierwszy pokaz zorganizowany w ramach tygodnia mody w Londynie.

Bite Studios: Moda z misją

BITE Studios / Fot. materiały prasowe

Nazwa marki nie ma nic wspólnego z gryzieniem. To skrótowiec, który po rozwinięciu i przetłumaczeniu na polski oznacza mniej więcej „stworzone przez niezależnych myślicieli z myślą o ekologicznym postępie” (ang. By Independent Thinkers for Evironmental Progress).

Nazwa ta świetnie odzwierciedla założenia brandu stworzonego w Szwecji przez małżeństwo Williama Lundgrena i Veronikę Kant. Jest konceptem odpowiedzialnym i świadomym, a także obalającym mity dotyczące tego, jak może wyglądać moda tworzona w zgodzie z zasadami zrównoważonej produkcji. Pod tym względem proces kreatywny nie ma dla pary ograniczeń – ich tworzone z poszanowaniem środowiska projekty są piękne i luksusowe, nie widać w nich potyczek między ekologią a designem.

Gdy jednak Lundgren i Kant zaczynali w 2016 r., tendencja była bardziej zerojedynkowa – by w pełni skupić się na modzie zrównoważonej, projektanci byli zmuszeni robić to kosztem designu. I odwrotnie – gdy pragnęli prezentować światu wyrafinowane i okraszone luksusowymi detalami formy, funkcjonowali poza centrum ekonurtu. Bite było więc pod tym względem prekursorem. Lundgren i Kant udowadniali, że można projektować świadomie i czuć się artystycznie spełnionym, szyć zjawiskowe ubrania z ekologicznych tkanin, a z czasem stosować ideę sustainability nie tylko w zakresie produkcji, lecz także relacji z klientem, spełniając tym samym ważną, edukacyjną rolę.

Savette: Współczesne dziedzictwo

Savette / Fot. materiały prasowe

To przypadek, w którym uczeń dogonił mistrza. Twórczyni Savette, pochodząca z Los Angeles Amy Zurek przez kilka lat pracowała w dziale akcesoriów The Row. Dziś torebki jej projektu są równie pożądane jak te z kolekcji sióstr Olsen i tak samo uosabiają ducha „dyskretnego luksusu”.

Ten ostatni towarzyszył zresztą Zurek od dziecka. W wywiadach często opisuje ówczesny styl swojej mamy, która nosiła mokasyny Tod’s i torebki Kelly Hermesa, a także akcesoria Gucci i Goyarda. – Zanim dowiedziałam się, od jakich są marek, dostrzegłam w nich perfekcję i harmonię proporcji – mówiła w rozmowie z „W Magazine”. – Łatwo wyczuwało się w nich wyrafinowanie i luksus, nawet jeśli nie miało się pojęcia o ich metce lub cenie.

Dziś tak właśnie mówi się o jej torebkach. Nie mają logo ani rozpoznawalnego wzoru, posiadają klasyczne fasony, które wyrażają pogardę, z jaką Zurek odnosi się do chwilowych trendów. Są jak współczesne memorabilia, które pasują do wielu stylizacji i które, niczym rodzinne pamiątki, można przekazywać z pokolenia na pokolenie.


(Fot. David Abrahams)

O marce The Row przeczytacie w kwietniowym wydaniu magazynu „Vogue Polska” z dwiema okładkami do wyboru. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

Michalina Murawska
Proszę czekać..
Zamknij