Znaleziono 0 artykułów
16.06.2021
Artykuł partnerski

Justyna Kopińska: Obraz kobiety w 2021 r. to siła, niezależność i piękno

16.06.2021
Justyna Kopińska (Fot. Zuza Krajewska)

W Polsce autorytet to mężczyzna. Doświadczona biegła sądowa mówiła mi, że mężczyzna po 40-tce to najlepszy świadek, bo kobietom i dzieciom się z założenia nie wierzy  – mówi nam Justyna Kopińska, wybitna dziennikarka i reportażystka. Wywiad z laureatką European Press Prize, w którym opowiada o kobiecej stronie swojej pracy, towarzyszy jubileuszowi 50-lecia słynnego sloganu reklamowego L'Oréal Paris „Ponieważ jesteś tego warta” oraz konkursowi „Moja odwaga, moja historia”.

Czym jest dla ciebie odwaga?

Odwaga wiąże się z przełamywaniem tematów tabu, stereotypów. Patrzę na to bardzo subiektywnie, przez pryzmat mojej pracy, dlatego podziwiam osoby z prokuratury, sędziów, którzy nie poddawali się naciskom i potrafili podjąć nie zawsze korzystne dla siebie decyzje. Moich kolegów policjantów, którzy specjalizują się w sprawach kryminalnych i każdego dnia mają kontakt z ludzkim cierpieniem. Podziwiam również to, że potrafią sobie poradzić z nadmiarem spraw.

W reportażach poruszasz trudne, często niebezpieczne tematy, spotykasz się z przestępcami. Czy zrezygnowałaś kiedyś z tematu z obawy o bezpieczeństwo swoje lub innych? 

Kiedyś zdarzyło się, że bohaterowie przygotowywanego przeze mnie reportażu dostawali groźby i poprosili o niepublikowanie materiału. Czułam się odpowiedzialna, więc mimo że wykonałam ogrom pracy, zrezygnowałam z publikacji. Sama nie odpuściłam nigdy. Nawet, gdy otrzymywałam groźby. 

Oddajesz głos osobom, których nikt nie chciał wcześniej wysłuchać. To trudne?

Pod względem technicznym rozmowa z ofiarami jest najłatwiejszą częścią mojej pracy, ale pod względem emocjonalnym –najtrudniejszą. Zazwyczaj te osoby mają wszystko dokładnie przemyślane, wiedzą, co chcą powiedzieć. Staram się nie zabierać im zbyt wiele czasu. Wysłuchanie historii to jednak tylko jeden procent pracy nad reportażem. Potem trzeba tę historię zweryfikować. Tutaj zaczyna się praca łatwa emocjonalnie, ale trudna pod względem technicznym. W polskich sądach właściwie na każdym kroku trzeba szukać sposobów, aby dostać informacje. Przypomina mi to czas, kiedy mieszkałam w Afryce. Tam bardzo często trzeba było mieć sposoby na drobne rzeczy. Na przykład nie przyjeżdżał jedyny w ciągu dnia autobus, a musiałam przemieścić się z miejsca na miejsce. Dzięki temu wróciłam do Polski ze świadomością, że nikt nie ma obowiązku dać mi to, co chcę. Nie było we mnie frustracji, jeżeli ktoś 10 razy odmawiał mi wglądu w dokumenty. Na wszystko starałam się znaleźć jakiś sposób.

W jednym z wywiadów powiedziałaś, że „musisz pokazać swoim bohaterom, że jesteś silna, bo to oni mają prawo do cierpienia, do płaczu”. Znając historie choćby z książki „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie”, w której opisujesz dramat podopiecznych Specjalnego Ośrodka Wychowawczego Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek w Zabrzu, trudno mi to sobie wyobrazić. Jak wygląda praca nad takim materiałem?

Pracując nad książką „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie”, musiałam znaleźć podopiecznych ośrodka w Zabrzu, których historie przemówią do polskiego społeczeństwa, bardzo katolickiego. Takich, którzy zdają sobie sprawę, jaką krzywdę wyrządziły im siostry, a jednocześnie traktują je jak matkę, która ich skrzywdziła – mają żal, ale nie nienawidzą. Rozmawiałam z wieloma osobami, które często nie potrafiły mówić o krzywdach, których doświadczyły. „Siostry biły?” – pytałam. „No biły” – słyszałam w odpowiedzi. Niektórzy wypierali się tego, co się im przydarzyło, niektórzy mówili wprost.

Z psychologicznego punktu widzenia ciekawie było obserwować, jak z takim ogromem zła radzą sobie mężczyźni, jak się komunikują, jak różnymi ścieżkami w życiu poszli. Zależało im, żeby wszyscy dowiedzieli się, że w ośrodkach katolickich dochodzi do przemocy. 

Nie daję sobie do tego prawa, ale dwa razy rozpłakałam się podczas pracy. Pierwszy raz po rozmowie z bohaterem „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie”, który opowiadał mi, jak był gwałcony w ośrodku, zgłaszał to siostrom, a one nie reagowały. Drugi podczas dokumentacji reportażu o przemocy na oddziale psychiatrycznym.

Jaka sprawa była dla ciebie najtrudniejsza z perspektywy kobiety?

Najtrudniejszym materiałem był dla mnie reportaż „Biała bluzka” o Monice Zbrojewskiej, wiceminister sprawiedliwości, którą łódzka drogówka zatrzymała w 2015 r. za jazdę pod wpływem alkoholu. Zbrojewska trafiła na okładki tabloidów i lokalnych gazet. W komentarzach wulgarnie komentowano jej wygląd, wyzywano. Wiceminister zbudowała swoje życie na jednym filarze. Skupiła się przede wszystkim na pracy i to doprowadziło do katastrofy. Zmarła tydzień po zatrzymaniu.

Rok 2015 był dla mnie niezwykle intensywny. Spędzałam wtedy w pracy ok. 18 godzin dziennie, także w weekendy. Wstawałam o świcie, do południa pisałam, potem do 15. dzwoniłam do sądów, policjantów, ekspertek i ekspertów. A jeszcze e-maile, przygotowania do wywiadów, spotkania, podróże. Miałam bardzo dobry oddźwięk po publikacji książki „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie”, płynęłam na fali. Po historii Moniki Zbrojewskiej nagle zorientowałam się, do czego to może doprowadzić. 

Po tym intensywnym okresie i śmierci mojej mamy, zdarzała mi się bezsenność. Myślę, że organizm wysyłał mi sygnały, żeby zwolnić. Nauczyłam się odpoczywać. Spędzam czas z bliskimi, czytam dobre książki, oglądam wartościowe filmy, podróżuję, strzelam i biorę udział w zawodach. Tak, aby mieć te inne niż praca filary. 

Od wielu kobiet i koleżanek, które pracują w sądach i są ogromnie zapracowane, słyszałam, że takich osób jak Monika Zbrojewska jest w Polsce mnóstwo. 

Justyna Kopińska (Fot. Zuza Krajewska)

W książce „Z nienawiści do kobiet” piszesz, że najlepszy świadek to mężczyzna po 40-tce, bo kobietom i dzieciom się po prostu nie wierzy, wciąż traktuje się z przymrużeniem oka.  Skąd bierze się to systemowo gorsze miejsce kobiet?

Znajome policjantki mówiły mi, że gdyby zostały zgwałcone, nie poszłyby na policję. Widzą, jak traktuje się zgwałcone kobiety praktycznie na każdym etapie sprawy i jak to się kończy. Przestępstwa wobec kobiet i dzieci są traktowane bardzo łagodnie. Zapytałam jednego z sędziów, dlaczego ma wątpliwości, że czyn to gwałt. Powiedział mi off the record, że sprawca użył prezerwatywy, więc nie było gwałtu. Nie miało znaczenia, że przystawiał kobiecie nóż do szyi. 

Po reportażu „Elbląg odwraca oczy” o sprawie Aleksandry, tłumaczki, która została zgwałcona podczas konferencji medycznej, zgłosiło się do mnie wiele kobiet, których oprawców nie dosięgła sprawiedliwość. Opowiadały, jak to jest mijać na ulicy człowieka, który je skrzywdził i pozostaje bezkarny. Oprawca wiedzie normalne życie, ma pracę, rodzinę, a one tkwią w traumie i każdego dnia przeżywają wszystko od nowa. 

Wielu moich rozmówców powtarzało, że w Polsce nie ma sprawiedliwości, mają poczucie, że silniejszy zawsze wygrywa. Nie ma nastawienia na zrozumienie drugiego człowieka, na łagodność, na czułość. Ponadto nadal dość często postrzega się kobiety jako mniej stabilne emocjonalnie.

Czy obraz kobiety się zmienia? 

Tak. Obraz kobiety w 2021 r. to siła i niezależność. To bardzo duży postęp. Kobiety nie chcą być kojarzone tylko z gotowaniem i dbaniem o domowe ognisko. Widzę w Polsce także mężczyzn, którzy chcą równości, którym zależy na tym, aby kobiety zarabiały tyle samo, aby były niezależne. Chcą, aby kobiety były z nimi z miłości, a nie dlatego, że ich potrzebują.

Odwaga kobiet jest coraz częściej dostrzegana przez twórców. Mija moda na piękno wykreowane przy pomocy wielu specjalistów. Kate Winslet, odtwórczyni głównej roli w serialu „Mare z Easttown”, zabroniła retuszowania jej ciała, nalegała na nieusuwanie zmarszczek z plakatów reklamujących serial. Takie, wydawałoby się naturalne dla aktorki zachowanie, jeszcze kilka lat temu uznano by za nietypowe. Wielu aktorów uległo walce o zatrzymanie czasu. To się zmienia. Odbiorcy sztuki coraz częściej podkreślają, jakie znaczenia ma dla nich prawdziwość postaci.

Dziennikarz TVN24 Piotr Jacoń na łamach magazynu „Replika” mówił o swej transpłciowej córce. Materiał dziennikarski i komentarze w licznych gazetach dotarły do ogromnej liczby osób. Wiktoria Jacoń to jeden z przykładów siły kobiet w 2021 roku. Odwagi w państwie, w którym prominentni politycy mówią, że LGBT to nie ludzie.

Zwraca się uwagę na rolę kobiet w społeczeństwie oraz podkreśla wykreowane przeciwko nim schematy. Pytania po gwałcie „czy wypiła pani jeden kieliszek wina czy dwa”, „jaki miała pani makijaż”, „jak wyglądał członek gwałciciela” zdarzają się coraz rzadziej. A przestępcy wiedzą, że niezależnie od decyzji sądu, są jeszcze media, które mogą nagłośnić ich czyn. Ważną rolę w tym procesie odgrywają ułatwienia w komunikacji między ludźmi. Kobiety mają odwagę, by mówić o molestowaniu i przemocy seksualnej, solidaryzują się w grupach na social mediach dotyczących dyskryminacji. Coraz częściej podnosimy dywany, pod którymi skrywały się liczne tajemnice.   

Jesteś aktywna w mediach społecznościowych, chętnie wchodzisz w interakcje ze swoimi czytelnikami. Lubisz rozmawiać z ludźmi w internecie? 

Bardzo! Kiedy ostatnio zapytałam na Facebooku, kto jest mordercą w serialu „Mare z Easttown”, pod postem pojawiły się setki komentarzy. Podobną dyskusję wywołało kiedyś pytanie o serial „Od nowa”. Moja znajoma śmiała się wtedy: „Tyle ważnych rzeczy dzieje się w kraju – strajki kobiet, pandemia, a najważniejsi ludzie w Polsce kłócą się u ciebie na profilu o to, kto zabił!”.

Bardzo lubię to, że na Facebooku mam ludzi z tak różnych środowisk. Są osoby, które były wychowywane w ośrodkach, które każdego dnia walczyły o przetrwanie. Z drugiej strony, są sędziowie, prawnicy, Adam Bodnar. Wszyscy bardzo fajnie wchodzą ze sobą w interakcje. W poście urodzinowym napisałam, że na profilu wytworzyła się bardzo ładna atmosfera, całkowicie w kontrze do tematyki moich książek. 

Dostajesz negatywne komentarze i wiadomości? 

Nie. Naprawdę! Może ludzie myślą, że po tych reportażach i spotkaniach z mordercami wystarczy jeden e-mail i rozpadnę się na kawałki? 

Po publikacji książki „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie” dostałam ogrom wiadomości. Wszystkie z podziękowaniami i przemyśleniami. Tylko jeden pan zapytał, dlaczego nie napisałam „Czy Bóg wybaczy Romanowi Polańskiemu?”. To był rok 2014, miałam jeszcze dużo energii, weszłam z nim w polemikę i wymieniliśmy bardzo dużo e-maili. Prawie go przekonałam, a on na końcu napisał, że był zdziwiony, że mu w ogóle odpisałam.

Z jakiego swojego dokonania jesteś najbardziej dumna?

Z tego, że po reportażu o siostrze Bernadetcie zmieniono prawo w Polsce. Zwiększono ochronę w ośrodkach tego typu. Jestem wdzięczna politykom, że zaprosili mnie wtedy do konsultacji. Stworzono wytyczne dla nauczycieli, jak mają reagować w sprawach molestowania i przemocy w różnych instytucjach. Pojawiło się zrozumienie, że przemoc można zatrzymywać na wcześniejszym etapie.

Druga rzecz, z której jestem niezwykle dumna, to European Press Prize. Bardzo chciałam, żeby moje reportaże były uniwersalne i rozumiane nie tylko w Polsce. To, co mówili jurorzy, było dla mnie wielkim zaszczytem.

Napędzają cię sukcesy czy raczej porażki?

Przysłowia „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” i „Cierpienie uszlachetnia” zdecydowanie nie są o mnie. Nie lubię porażek i cierpienia. Czuję się wtedy osłabiona, nie mogę się skoncentrować, a moja praca wymaga stuprocentowego skupienia. Oczywiście zawsze staram się, aby wszystko wyszło na tip-top. Jeżeli mam napisać reportaż, który normalnie pisałabym trzy miesiące, osłabiona będę pisać go rok.

Napędzają mnie e-maile od czytelników, ich reakcje i przemyślenia. Trochę także uczucie, że może coś się zmieniło. Że oprawca nigdy więcej nie zaatakuje. Ale z drugiej strony, nadal myślę o księdzu pedofilu, który więził i gwałcił 14-latkę, i boję się, że reportaż osłabił możliwości jego kolejnego ataku, ale nie ograniczył do zera. To gdzieś tam we mnie rezonuje, chciałabym, żeby to wszystko było takie…

Sprawiedliwe?

Właśnie, a to niestety nie zawsze wychodzi.

Jesteś perfekcjonistką. 

Jeżeli mam coś zrobić źle, to wolę tego nie robić wcale. Ale tylko w pracy. Mój przyjaciel jest zły, gdy nie udają mu się muffinki. Ja bym się tym zupełnie nie przejmowała. Mogę podać rozlatujące się muffinki i dla mnie to jest OK. W życiu prywatnym lubię luz. 


Wypromowane przez L'Oréal Paris hasło „Ponieważ jesteś tego warta” dało kobietom na całym świecie wsparcie, by niezależnie od oczekiwań innych i społecznej presji pozostać sobą. Od ponad 50 lat inspiruje kobiety do tego, aby odważnie zabierały głos, realizowały się w sferze prywatnej oraz zawodowej, tak jak bohaterka naszego wywiadu. Ciekawi jesteśmy, z czym Wam dzisiaj kojarzy się odwaga, jak ją wyrażacie, co was motywuje do działania. Dlatego zapraszamy do udziału w konkursie L'Oréal Paris i „Vogue Polska” „Moja odwaga, moja historia”.

Co należy zrobić, aby wziąć udział w konkursie?

Powiedzcie nam, jak interpretujecie odwagę. Czym jest dla was pewność siebie? Skąd czerpiecie poczucie własnej wartości? Czy źródło tej dumy tkwi w życiu zawodowym, prywatnym, a może w połączeniu tych dwóch sfer? Jaki swój gest czy decyzję same byście doceniły? Napiszcie o tym, z czego cieszycie się na tyle, że pragniecie o tym powiedzieć głośno. Pokażcie historie, które staną się inspiracją dla innych kobiet. A my najlepsze prace opublikujemy w papierowym wydaniu „Vogue Polska” oraz na stronie Vogue.pl.

Zgłoszenia o długości od 3 do 5 tys. znaków ze spacjami możecie nadsyłać za pośrednictwem formularza zamieszczonego poniżej.

Regulamin konkursu dostępny pod linkiem.

Na zgłoszenia czekamy do godz. 23.59 30 czerwca 2021 r.

 
Katarzyna Pietrewicz
Proszę czekać..
Zamknij