Znaleziono 0 artykułów
21.02.2019

„Kafarnaum”: Dzieci, które wolałyby się nigdy nie urodzić

21.02.2019
Nadine Labaki (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Nominowany do Oscara film Nadine Labaki, który można od jutra oglądać w kinach, nie powstałby, gdyby nie zdjęcie Alana Kurdiego, syryjskiego chłopca wyrzuconego przez morze u wybrzeży Turcji. – To dziecko zapłaciło najwyższą cenę za nasze błędy, głupie wojny i rządowe przepychanki. Co by nam powiedziało, gdyby mogło mówić? – pyta swoim „Kafarnaum” libańska reżyserka.

Po premierowym pokazie na festiwalu w Cannes, gdzie „Kafarnaum” Nadine Labaki zdobyło nagrodę jury, film otrzymał piętnastominutowe owacje. Opowieść o 12-letnim Zainie, mieszkańcu bejruckich slumsów, który pozywa własnych rodziców za to, że nie byli w stanie zapewnić mu godnego życia, walczy o Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

Jest pani pierwszą libańską reżyserką nominowaną do Oscara. To dla pani duże wyróżnienie?

To ogromny zaszczyt zarówno dla mnie, jak i dla całej libańskiej kinematografii. Liban jest małym krajem, nie mamy sprawnie funkcjonującego przemysłu filmowego ani odpowiedniego zaplecza dla producentów i reżyserów. To sprawia, że twórcom jest bardzo trudno realizować swoje projekty. Praca nad każdym filmem przypomina u nas wyprawę na wojnę [śmiech].

Kadr z filmu "Kafarnaum" (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Praca nad „Kafarnaum” także musiała być walką. Same przygotowania pochłonęły trzy lata. Żeby ukończyć film, musiała pani zastawić swój dom.

Ten film wiele mnie kosztował. Realizacja była obarczona ogromnym ryzykiem. Zaczynaliśmy praktycznie bez pieniędzy i spinaliśmy budżet dzięki wpłatom od inwestorów, którzy uwierzyli w nasz projekt.

Pracowaliśmy głównie z naturszczykami, czerpiąc z prawdziwych doświadczeń naszych bohaterów, pochodzących z wielodzietnych rodzin, zaniedbywanych, narażonych na przemoc od najmłodszych lat. Nie wyobrażałam sobie, by do takiego filmu zatrudniać profesjonalnych aktorów, bo zależało mi na jak najwierniejszym odwzorowaniu na ekranie autentycznych warunków życia tych ludzi. Część z naszych aktorów przebywała w Libanie nielegalnie, co narażało nas wszystkich na dodatkowe niebezpieczeństwo. Wielokrotnie członkowie naszej ekipy bywali aresztowani i omal nie zostali deportowani. Zdjęcia trwały pół roku, powstało 520 godzin materiału. Pod tym względem to było przeżycie porównywalne do wojny. To doświadczenie, które całkowicie odmieniło moje życie.

W jaki sposób?

Stałam się inną osobą. Gdy brutalna codzienność imigrantów i uchodźców jest tak dużą częścią twojego życia, nie możesz wrócić ot tak do swojej poprzedniej rutyny. Nie da się tego doświadczenia wymazać. Motywuje do działania, sprawia, że chcemy coś zmienić, dać tym ludziom szansę.

Spędziłam kilka lat w otoczeniu ludzi, którzy żyją na granicy przetrwania, walczą o jedzenie, godność, czasami nawet o prawo do istnienia. Wielu z nich nie ma wyrobionych dokumentów i w świetle prawa nie przysługuje im żadna pomoc, nie mają żadnych praw, o ubezpieczeniu medycznym nie wspominając. Od urodzenia są spychani na margines, bez możliwości wyrwania się z patologicznej biedy.

Może to brzmi naiwnie, ale intencją, która przyświecała mi podczas pracy nad „Kafarnaum”, była realna potrzeba zmiany, wstrząśnięcie widzem i zmuszenie go do podjęcia działania. Może ten film będzie iskrą, która wznieci ogień, i doprowadzi do poprawy sytuacji tych ludzi.

Kadr z filmu "Kafarnaum" (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

A co z iskrą, która popchnęła panią do realizacji tego filmu?

Złożyło się na to wiele różnych czynników. Mieszkając w Libanie, stykam się z problemem uchodźców na każdym kroku. Nasz niewielki, czteromilionowy kraj już wcześniej mierzył się z dużym kryzysem gospodarczym. W ostatnich latach przyjęliśmy półtora miliona uchodźców, to w tym momencie prawie połowa całkowitej liczby mieszkańców. Sytuacja jest bardzo trudna.

Każdego dnia docierają do nas historie dzieci zmuszanych do niewolniczej pracy, by wykarmić swoje rodziny, żyjących bez dokumentów, w ciągłym zagrożeniu. Mijamy je w drodze do pracy, na zakupy. Odwracamy głowy i biegniemy do swoich spraw. Chciałam zrozumieć, co dzieje się w ich głowach, jak dorastają ze świadomością, że są kompletnie niewidzialne.

Punktem zwrotnym stała się dla mnie słynna fotografia Alana Kurdiego, syryjskiego chłopca wyrzuconego przez morze u wybrzeży Turcji, która obiegła światowe media trzy lata temu. Pamiętam, że pomyślałam wtedy: „Gdyby to dziecko mogło mówić, co by nam powiedziało? Jak zwróciłoby się do dorosłych, którzy postawili je w tej sytuacji?”. Ten chłopiec zapłacił najwyższą cenę za nasze błędy, głupie wojny i rządowe przepychanki.

Kadr z filmu Kafarnaum (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Wtedy zaczęła pani pisać scenariusz?

Najpierw pojawił się pomysł na opowiedzenie historii z punktu widzenia dziecka. Później zabrałam się za gruntowną dokumentację. Scenariusz do tego filmu do pewnego stopnia pisało samo życie. Kiedy zaczynałam, nie miałam gotowego pomysłu na tekst. „Kafarnaum” to owoc spotkań z moimi bohaterami, poznawania ich sytuacji i wyzwań, z jakimi musieli się mierzyć.

W dzieciństwie sama przeżyła pani wojnę. Zna pani to doświadczenie z pierwszej ręki.

To z pewnością miało ogromny wpływ na moją wrażliwość i postrzeganie świata. Moje dzieciństwo było podszyte nieustannym lękiem i świadomością śmierci, która mogła nadejść w każdej chwili. Dorastałam w otoczeniu nieszczęścia innych ludzi – moich sąsiadów, rodziny, znajomych. Nie ma ani jednej libańskiej rodziny, która nie straciłaby kogoś na wojnie. Nikomu nie udaje się wyjść z tego bez szwanku – fizycznie i emocjonalnie.

Nie wiem, może moje doświadczenia sprawiły, że kiedy teraz widzę podobny bezmiar nieszczęścia w moim kraju, chcę działać. To nawet nie kwestia indywidualnego wyboru. Traktuję to jako mój nadrzędny obowiązek. Nie potrafię przejść obojętnie obok cudzego cierpienia. Ludzie pytają mnie, dlaczego wciąż chcę rozmawiać o wojnie i uchodźcach, a dla mnie to jest coś naturalnego. Jak oddychanie. Dziwne byłoby, gdybym o tym nie mówiła. Jestem zresztą na uprzywilejowanej pozycji, bo mogę wykorzystać mój status i mój zawód, by spróbować coś zmienić.

Kadr z filmu "Kafarnaum" (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Jak reagowały dzieci, kiedy pytała pani o ich doświadczenia?

Chciałam dogłębnie poznać tematy, które przedstawiałam w filmie. Odwiedzałam sądy rodzinne, zakłady poprawcze, obozy dla uchodźców. Musiało minąć wiele czasu, zanim dzieci, które w nich przebywały, otworzyły się przede mną. Odwiedzałam te same osoby wielokrotnie, spędzałam z nimi wiele tygodni, żeby zdobyć ich zaufanie i przekonać je, że nie chcę ich skrzywdzić.

Najbardziej zdziwiło mnie ich zakłopotanie. Dla tych dzieciaków to było dziwne, że ktoś chce po prostu się dowiedzieć, co myślą i czują. Bez osądzania, bez ukrytych podtekstów. Kiedy poczuły się komfortowo, zaczęły odpowiadać bez ogródek. One bardzo chcą być wysłuchane, ale nie wiedzą, jak się zachować, kiedy ktoś okazuje im zainteresowanie. Większość z nich nigdy nie zaznała rodzinnego ciepła, nie zna nawet swojej daty urodzenia.

Kadr z filmu "Kafarnaum" (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Jedna rzecz uderzyła mnie w tym filmie niezwykle mocno. Potrafię zrozumieć rodzica, który nie rejestruje narodzin dziecka w urzędzie, bo go na to nie stać. Nie umiem sobie jednak wyobrazić, jak można nie pamiętać dnia, ba, roku urodzin swojego syna czy córki.

To niestety bardzo powszechne. Większość spotykanych przeze mnie dzieci nie wiedziała, ile ma lat. Nie miała też żadnych dokumentów, które pomogłyby ustalić datę urodzin. Rodzice, którzy nie rejestrowali narodzin w urzędzie, z czasem po prostu… zapominali. Mówimy tu o rodzinach, w których wychowuje się po dziesięcioro dzieci. Z czasem po prostu – to zabrzmi strasznie – gubią się w obliczeniach i podają wyłącznie orientacyjne daty. Było dla mnie szokujące, że te dzieciaki nigdy nie świętowały urodzin. Nikt im nigdy nie powiedział: „Jesteś dla mnie ważny, dzień twojego przyjścia na ten świat jest świętem”.

Chciałam dać tym dzieciom przestrzeń, w której wyrażą swoją złość, frustrację, w której będą mogły powiedzieć otwarcie: „Nie rozumiem, po co przyszedłem na ten świat, skoro nikt mnie nie kocha ani o mnie nie dba”. Wiedząc, że jedyne, co je tu czeka, to przemoc, gwałt i niewolnicza praca, wiele z nich mówiło, że wolałoby się nigdy nie urodzić. Dlaczego karze się kogoś, kogo jedynym przewinieniem jest to, że przyszedł na świat?

Tak narodził się pomysł na historię nastoletniego chłopca Zaina, który pozywa rodziców za to, że nie byli w stanie zapewnić mu godnego życia. To w ogóle możliwe?

Nie, to wyłącznie zabieg symboliczny, podkreślający wymowę historii Zaina. Chciałam opowiedzieć o chłopcu, który znajduje w sobie siłę, by sprzeciwić się złemu traktowaniu, potrafi powiedzieć otwarcie, że nie zasługuje na takie życie.

Biorąc pod uwagę warunki, w jakich się wychował, sam fakt, że Zain potrafi okazać drugiemu człowiekowi ciepło, zakrawa na cud. Złamany i upokorzony chłopiec mówi w jednej ze scen wprost, że całe życie chciał być jedynie przyzwoitym człowiekiem. Warunki, w jakich przyszło mu żyć, niemal całkowicie przekreślają jego szanse na to, że kiedyś będzie potrafił funkcjonować w społeczeństwie i nauczyć się kochać.

Badania wskazują, że zaledwie 25 procent dzieci udaje się wyrwać  z patologii i zmienić swój los. Trzy czwarte z nich kończy, powielając błędy swoich rodziców. Ofiary stają się katami, trafiają do gangów albo od razu do więzienia. Zain należy do tej mniejszości, która znajduje w sobie siłę, by obrać inny kierunek w życiu.

Aktor wcielający się w Zaina, Zain Al Rafeea, syryjski uchodźca, którego poznała pani na ulicach Bejrutu, również odmienił swoje życie.

Kiedy go poznałam, Zain nie chodził do szkoły i dorabiał, imając się najróżniejszych drobnych zajęć. Dzięki inicjatywie UNHCR (uząd ONZ ds. uchodźców) chłopiec został przesiedlony z całą swoją rodziną do Norwegii, zaczął chodzić do szkoły. Jest niesłychanie bystrym dzieckiem, ma w sobie ten upór i waleczność, które przelał także na swojego filmowego bohatera. Zain w tym filmie nie grał, on po prostu był sobą.

Kadr z filmu "Kafarnaum" (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Podczas seansu „Kafarnaum” nie mogłam przestać myśleć o tym, co się stanie z tymi dziećmi, które będą miały mniej szczęścia niż Zain. Jak uchronić je przed powieleniem błędów ich rodziców? Jeśli nic nie zrobimy, ich życiowa porażka będzie naszą odpowiedzialnością. Nie będziemy mieli prawa ich osądzać, bo nie pomogliśmy im, kiedy jeszcze można było coś zrobić.

Istnieje wiele organizacji charytatywnych i programów wsparcia, które walczą o lepszą przyszłość tych dzieci, ale powinniśmy kłaść zdecydowanie większy nacisk na prewencję, a nie wyłącznie na radzenie sobie z konsekwencjami. Mówię tu o głębokich zmianach systemowych. Prawo musi się dostosować do obecnych warunków. Miliard (???) dzieci jest w podobnej sytuacji. One dorastają, stając się coraz bardziej sfrustrowane i nieszczęśliwe. Część z nich cierpi na poważne zaburzenia psychiczne, nie potrafi odczuwać emocji. Co z nich wyrośnie?

Nie mam gotowego rozwiązania, dlatego tym bardziej chciałabym zaprosić tym filmem do dyskusji wszystkich, którzy mogą przyczynić się do realnych zmian. Kiedy skończy się kampania promocyjna „Kafarnaum”, opadnie kurz po gali oscarowej, chciałabym zorganizować pokazy dla prawników i przedstawicieli rządu w Libanie. Zacząć dyskusję, do której zaprosimy zarówno polityków, jak i aktywistów. To jest mój kraj, miejsce, które znam najlepiej, tutaj chciałabym zacząć.

Wierzy pani, że kino może przyczynić się do realnej zmiany w prawie?

Tak. Oczywiście za każdym filmem stoją prawdziwi ludzie, którzy stają się propagatorami zmian. Najważniejsze dla mnie jest, że „Kafarnaum” już przyczyniło się do rozpoczęcia dyskusji na temat polepszenia sytuacji uchodźców w Libanie. Wszystko zaczyna się od słowa. Widzę, że coś drgnęło.

Nadine Labaki: aktorka i reżyserka. Urodziła się w Libanie w 1974 roku i dorastała w czasie wojny domowej wyniszczającej kraj. Absolwentka wydziału mediów na Uniwersytecie św. Józefa w Bejrucie. Nagradzana reżyserka wideoklipów zadebiutowała w 2007 roku filmem „Karmel”, który zdobył nagrodę jury młodzieżowego na festiwalu w Cannes. Kolejny film autorki, „Dokąd teraz?”, uznawany za najbardziej kasowy libański film w historii, otrzymał w Cannes wyróżnienie od jury ekumenicznego. Jej najnowszy film „Kafarnaum” zdobył m.in. nominację do Złotego Globu dla najlepszego filmu zagranicznego, nagrodę jury oraz nagrodę jury ekumenicznego na festiwalu w Cannes oraz walczy o Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

Małgorzata Steciak
Proszę czekać..
Zamknij