Znaleziono 0 artykułów
23.05.2021

Kariera w modzie: Kasia Struss

23.05.2021
Kasia Struss dla Vogue Polska (Fot. Agnieszka Kulesza i Łukasz Pik)

Po maturze z rodzinnego Ciechanowa wyfrunęła w świat, by pracować dla międzynarodowych edycji „Vogue’a”, projektantów z czterech stolic mody i marek, takich jak Dolce & Gabbana, Gucci i Valentino. Dziś przez portal Models.com uznawana jest za ikonę branży. Bohaterka sesji w aktualnym numerze „Vogue Polska” opowiada o początkach kariery w modelingu, macierzyństwie i autorskiej marce kosmetycznej ala natural beauty.

Co było dla ciebie największym wyzwaniem w branży mody?

To, że każdy ocenia cię od stóp do głów. Powierzchowne traktowanie sprawiało mi trudność. Trzeba zbudować pewność siebie w oparciu o coś innego niż wygląd. Potrafić się do niego zdystansować. Jeśli wszystko bierzesz do siebie, można zwariować. W tych trudnych momentach potrzebujesz wsparcia. Zwłaszcza młode dziewczyny powinny otaczać się rodziną albo przyjaciółmi, kimś, komu ufają. W przeciwnym wypadku fotograf czy projektant może zdeptać ich pewność siebie. Świat mody bywa brutalny.

Woda sodowa może łatwo uderzyć do głowy?

Tak, bo szybko przychodzą duże pieniądze w bardzo młodym wieku. Niektóre dziewczyny zaczynają żyć ponad stan. Wtedy potrzebni są też doradcy. Ja na szczęście nie miałam pokusy wydawania, do tego miałam rewelacyjnych agentów, którzy traktowali nas jak rodzinę i uprzedzali „szybko przyszło, szybko poszło – inwestuj mądrze”.

Jak wybrać dobrego agenta?

Jeśli agent mówi, żebyś schudła i głodziła się albo zrobiła sobie operację plastyczną, zmień go. Oczywiście, nie należy ignorować dobrych rad dotyczących zdrowego trybu życia i cennych informacji o branży. Jeżeli jednak zauważysz, że agencja ma negatywny wpływ na twoje zdrowie fizyczne i psychiczne, nie ma co się zastanawiać, trzeba zmienić otoczenie. Na początku kariery agent decyduje za ciebie, dlatego wybór odpowiedniej osoby jest tak bardzo ważny. Ja od początku trafiałam na dobrych ludzi, a porady, jakie dostawałam, wiązały się głównie z imprezami. Na przykład, żeby nie chodzić do klubów przed sesją… Nowy Jork jest pełen pokus i najlepsze imprezy są w poniedziałki. Łatwo się w tym zagubić, więc doceniam troskę moich agentów.

Kasia Struss w Vogue Polska (Fot. Ellen von Unwerth)

Wykorzystałaś wszystkie szanse?

Tak, płynęłam na fali. Ale nie czułam żalu, gdy zaczęła opadać. W pewnym momencie czułam wypalenie zawodowe. Nowy Jork, a także praca modelki zaczęły mi się nudzić. Powoli zaczynałam dostrzegać brak sensu w tym, co robię zawodowo. Teraz już wiem, że podświadomość dawała mi znać, że czas na ciążę i zmiany. Posłuchałam siebie. Moje odejście z branży było niejako za obopólną zgodą – branża trochę ze mnie zrezygnowała, a ja z niej. Ale nie taka emerytura straszna! Od czasu do czasu udaje mi się jeszcze zapozować. Z racji tego, że jest to rzadka sytuacja, każdy pobyt na sesji jest wyjątkowy. Bardzo to doceniam. 

Jak zmienił się świat mody w ciągu ostatnich lat?

Gdy zaczynałam, świat mody był zdecydowanie mniej zróżnicowany. Wszyscy na wybiegach wyglądali tak samo. Dominowały szczupłe, wysokie, białe dziewczyny. Ta nowa różnorodność bardzo mi się podoba. Piękno ma wiele twarzy i rozmiarów, a propagowanie jednego określonego kanonu jest niezdrowe.

Z drugiej strony, teraz bardziej niż talent liczą się followersi i lajki. Wszystko dzieje się jeszcze szybciej, nowe twarze łatwo się nudzą, jest trudniej zbudować karierę od zera.

Zmienił się też system pracy. Kiedyś top modelki chodziły we wszystkich pokazach na tygodniach mody, po cztery pokazy dziennie. To wymagało kondycji. Castingi i fittingi trwały godzinami, często po nocach. Teraz modelki przeważnie robią jeden-pięć pokazów w całym miesiącu mody.

Dawniej więcej też było w branży rozrywek. Po pokazach odbywały się wielkie, huczne imprezy. Teraz, mam wrażenie, wszyscy się pilnują, a priorytetem jest relacja eventu w sieci zamiast rzeczywistej zabawy. Każdy wpada na imprezę na chwilę, robi selfie i wraca do domu. Myślę, jednak, że te stare dobre imprezy powrócą, bo po pandemii ludzie będą spragnieni kontaktów.

Polaroidy zza kulis pokazów mody (Fot. archiwum prywatne)
Polaroidy zza kulis pokazów mody (Fot. archiwum prywatne)

Myślisz, że polski rynek zmienił się po debiucie „Vogue’a”?

Oczywiście, to przecież biblia mody! Odkąd się dowiedziałam o istnieniu magazynu, chciałam znaleźć się na jego łamach. Każda modelka o tym marzy!

Tęsknisz czasem za Nowym Jorkiem?

Nie. To dla mnie zamknięty rozdział. Wciąż lubię spędzać tam kilka dni, żeby nasycić się energią miasta i moimi przyjaciółmi, a potem szybko wrócić do spokojniejszego miejsca. Nigdy nie miałam do końca umeblowanych mieszkań, ponieważ wiedziałam, że pewnego dnia będę to musiała transportować przez ocean. Zawsze traktowałam pobyt w Nowym Jorku tymczasowo. Było to wspaniałych 12 lat, nie mogę sobie wyobrazić lepszego miejsca do mieszkania w młodym wieku. Takiej energii miasta i ludzi nie ma nigdzie indziej.

Modelka musi przyzwyczaić się do ciągłych zmian?

Tak. Nie przeszkadzało mi to. Wyprowadzając się z Nowego Jorku, nie oglądałam się za siebie. Potem mieszkałam w Szwajcarii i bez żalu wróciłam do Polski. Wiem, że będę wracać i do Stanów, i do Szwajcarii, bo moja córka ma tam dziadków. Nie zapuszczałam nigdy korzeni za mocno. Dopiero po trzydziestce tryb życia staje się bardziej osadniczy. Mam małe dziecko, więc nie wyobrażam już sobie ciągłych podróży.

W jaki sposób zmieniło się twoje życie, odkąd zostałaś mamą?

Diametralnie! Nabrało barw i uczuć, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Wszystko nagle stało się bardziej magiczne. Choć mniej spontaniczne. Gdy pojawia się dziecko, wszystko trzeba dokładnie planować. Miejsca na spontaniczność jest znacznie mniej, a cierpliwość jest testowana na każdym kroku.

Gdyby nie Ala, nie powstałaby twoja marka kosmetyczna.

Tak, nazwa – ala natural beauty – pochodzi od jej imienia. Przesłanie też jest zgodne ze mną jako matką. Ciąża sprawiła, że zaczęłam podchodzić do życia bardziej holistycznie, zbliżyłam się do natury, zaufałam instynktom. I taka też jest filozofia naszej marki – minimalistyczna pielęgnacja, naturalne kosmetyki dla każdego bez podziału na wiek czy płeć, a także promowanie świadomego stylu życia. Wiadomo przecież, że piękna cera to nie tylko zasługa kosmetyków, lecz także całokształt naszego stylu życia. Dlatego moim celem było stworzenie platformy, która inspiruje, edukuje i sięga trochę głębiej. Przez wiele lat pracowałam w dosyć płytkiej, powierzchownej branży, dlatego aspekt duszy był bardzo ważny w procesie budowania mojej marki. Modeling okazał się dla mnie najlepszą szkołą życia. Czuję się ogromną szczęściarą. Dzięki pracy modelki mogę teraz spełniać swoje marzenia, za co jestem ogromnie wdzięczna losowi i ludziom, których spotkałam. Ale to Alice była głównym motorem napędzającym i największą inspiracją tego projektu.

Polaroid z Nowego Jorku (Fot. archiwum prywatne)

Dlaczego zdecydowałaś się założyć firmę?

Dojrzewałam do tej decyzji przez wiele lat. Po trzydzieste przyszedł odpowiedni moment. W modelingu brakowało mi niezależności. Moja kariera zawsze była w rękach kogoś innego. Nigdy nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość. A zawsze chciałam ulepić sobie niezależność. Chciałam także wykorzystać moje doświadczenie z pracy modelki i licznych podróży. Pielęgnacja naturalna była moją pasją od wielu lat, więc było to dla mnie oczywiste, że firma, którą założę, musi narodzić się z pasji.

Z marką startowałam w czasie pandemii, więc na początku miałam trochę obaw. Biznesy zamykały się, szliśmy więc trochę pod prąd. Premiera odbyła się online i tak to się zaczęło! Małymi kroczkami się rozkręcamy, a we wrześniu wychodzimy na szersze horyzonty i będziemy bardziej dostępni. Biuro i dział produkcji mam w moim rodzinnym Ciechanowie. Ja pracuję głównie z Warszawy. Pochłania mnie to bez reszty. Stresów jest więcej niż w pracy modelki. Czuję większą odpowiedzialność, bo zatrudniam ludzi, którzy na mnie polegają.

Gdy masz własną firmę, nie możesz się od niej odciąć, nawet w weekendy. To się pewnie zmienia, gdy biznes zaczyna kręcić się sam. Na początku ty musisz nim kręcić.

Poradziłabyś córce karierę modelki?

Na pewno bym jej tego nie zabroniła, jeżeli miałaby ochotę iść w tym kierunku. Ale nie będę jej do tego namawiać.

Masz ulubione sesje z dawnych lat?

Wspominam kampanię Stevena Kleina dla Dolce & Gabbana z 2007 r. To była filmowa sesja z ogromną ekipą. Zagrałam w niej kobietę wojowniczkę.

Jak ubierasz się na co dzień?

Lubię się stroić na imprezy, ale w codziennym życiu jestem zbyt leniwa na stylizacje. Nie podążam za trendami. Wygoda zawsze u mnie wygrywa, co nie znaczy, że moja garderoba świeci pustkami. Przez lata udało mi się uzbierać prawdziwe unikaty, często dostawałyśmy ubrania od najlepszych projektantów z wybiegowych showroomów. Trzymam je dla córki.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij