Znaleziono 0 artykułów
24.12.2021

Karol Grygoruk: Migracja nie zniknie, kiedy postawi się mur

24.12.2021
Francja, Fot. Karol Grygoruk| RATS Agency

Wyobraź sobie, że idziesz przez las, spotykasz kogoś i dajesz mu wodę. On nie pił od 24 godzin, krztusi się. Wiesz, że nie odmówi ci zdjęcia. Masz mocną scenę i dobrze „sprzedasz” materiał. Ale to bardzo niebezpieczna narracja – mówi Karol Grygoruk, fotograf i dokumentalista, który od sześciu lat zajmuje się tematem migrantów.

Kiedy w 2015 roku Europie przyszło zmierzyć się z kryzysem migracyjnym, nikt nie był na to przygotowany. Na ulicach zachodnioeuropejskich miast pojawiali się m.in. Irakijczycy, Syryjczycy i Nigeryjczycy. Nie mieli nic poza ubraniem, telefonem komórkowym i nadzieją. W ciągu roku, głównie do władz Niemiec, Węgier i Austrii, trafiło 1,2 mln wniosków o azyl.  – Pojechałem do Berlina poznać temat. Przyglądałem się akcji rozdawania śpiworów i nie pamiętam nawet, czy miałem ze sobą aparat. Przede wszystkim chciałem pomóc – tak Karol Grygoruk wspomina moment, w którym po raz pierwszy pomyślał, że to temat na projekt. Kolejne lata to podróże, podczas których badał szlaki migracyjne. Odwiedził Bośnię, hiszpańskie enklawy północnej Afryki, Wyspy Kanaryjskie i trudne do zliczenia obozy dla uchodźców w całej Europie. Nie spodziewał się, że wkrótce zacznie pracować też na Podlasiu, gdzie spędził dzieciństwo. W 2021 roku wieś, w której mieszkał jego dziadek, i las, do którego jeździł na harcerskie biwaki, też znalazły się na uchodźczej mapie.

Polska, Fot. Karol Grygoruk| RATS Agency

Bez epatowania: Wytłumaczyć, na czym polega kryzys

Zacznijmy od tego, że ja chyba nie lubię robić zdjęć – rzuca zaczepnie, ale rzeczywiście w pracy przez długi czas nie wyciąga aparatu. Jest dokumentalistą, a nie reporterem, nie musi łapać momentów akcji. Tę specjalizację zostawia innym. – Wyobraź sobie, że idziesz przez las, spotykasz kogoś i dajesz mu wodę. On nie pił od 24 godzin, krztusi się. Wiesz, że nie odmówi ci zdjęcia. Masz mocną scenę i dobrze „sprzedasz” materiał – mówi i dodaje: – Ale to bardzo niebezpieczna narracja, bo sprowadza wszystko do szybkich i prostych komunikatów. A jak mamy poradzić sobie z kryzysem migracyjnym, czy raczej kryzysem polityk migracyjnych, jeśli nie zrelacjonujemy i nie spróbujemy wytłumaczyć tego zjawiska? 

Fotografie Grygoruka pokazują codzienność: prowizoryczne obozowisko pod mostem w Brukseli, afgańską rodzinę pozująca na tle zwalonego pnia w Puszczy Białowieskiej, zniszczone klapki – być może jedyne buty kogoś, kto mieszka w namiocie na Wyspach Kanaryjskich. – Zależy mi na tym, by zmusić oglądającą osobę do „czytania” fotografii. Staram się tworzyć szerokie kadry wypełnione detalami, które zatrzymują wzrok – mówi o zdjęciach przypominających skomplikowane sceny rodzajowe. Gesty, przedmioty, spojrzenie – wszystko jest nasycone znaczeniem, uruchamia w głowie łańcuch skojarzeń i historii. Karol celowo wycisza fotografie, sięgając po biel i czerń. – Dzięki temu wszystkie zdjęcia z Polski, Grecji czy ze Szwajcarii stają się jedną wielowątkową, uniwersalną opowieścią.

Wyspy Kanaryjskie, Fot. Karol Grygoruk| RATS Agency

Mozaika życiorysów: Znaleźć pojedyncze historie

Przemytnicy mówią, że przejście przez polsko-białoruską granicę to jest „spacer przez las”. – To prawda. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, ten szlak należy dziś do najbezpieczniejszych – mówi Karol. – Wyobraź sobie przeprawę przez trasę idącą wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki: jedna łódź może pomieścić nawet do 120 osób. Z Gambii czy Senegalu na Wyspy Kanaryjskie płynie się nawet do 12 dni. Co piąta łódź nie dopłynie do celu, ginie bez śladu. Tylko czasem nieliczne szczątki wypłyną u wybrzeży Ameryki Południowej.

Przez polską granicę często chcą się przedostać całe rodziny z dziećmi, kobiety w ciąży. To nietypowe. Statystycznie uchodźca jest młodym mężczyzną. – Choć skrajna prawica stara się nimi straszyć, taka sytuacja ma proste i logiczne uzasadnienie. Kto, jak nie młody chłopak ma największą szansę dotrzeć do celu, a później znaleźć pracę, wysyłać pieniądze, żeby sprowadzić resztę? Czyli tych, którzy się złożyli i wspólnie zebrali pieniądze na jego podróż – tłumaczy Grygoruk, podkreślając, że wielu uchodźców zaczyna swoją wędrówkę od wielkiego długu i zobowiązania.

Grecja, Fot. Karol Grygoruk| RATS Agency

Musimy jednak pamiętać, że to wciąż uogólnienia i uproszczenia. Na szlaku każda historia jest inna. Ludzie uciekają przed wojną, biedą albo, tak jak my wszyscy, zwyczajnie marzą o lepszym życiu, które dobrze znają z internetu i zachodnich filmów – mówi Karol. – Tu nie ma reguł. Są tacy, którym udaje się przedostać szybko, i tacy, którzy są w drodze od wielu lat. Emeryci i studenci, profesorowie i pracownicy fizyczni, podróżujący samotnie albo z rodzinami, zdrowi i chorzy – opowiada.
W opowiadaniu o kryzysach humanitarnych najtrudniejsze okazuje się dotarcie do indywidualnej historii, odejście od schematu i pozornej reprezentacji. Największym wyzwaniem jest budowanie szczerej i odpowiedzialnej narracji, bez sensacji i klisz. – Wyobraź sobie następującą scenę: ponton pełny ludzi dopływa na plażę wyspy Lesbos. Podczas gdy aktywiści i aktywistki reanimują wycieńczonych pasażerów, chłopak, który miał szczęście, był w lepszym stanie, robi selfie z zachodzącym słońcem opatrzone tekstem: „Mamo, udało się” – mówi Karol. Nie ocenia. – Ten chłopak chce uspokoić bliskich, a może też otrząsnąć się z traumy – tłumaczy, ale też zastawia się, jak wielkie przełożenie wysłany do Afryki MMS będzie miał na wyobrażenie migranckiego życia przez jego bliskich. „Droga do Europy przetarta”, „Wystarczyło zaryzykować” – może brzmieć zniekształcony przekaz, tworzący mit bajecznego życia po drugiej stronie granicy. – Jako dokumentalista jestem odpowiedzialny za każdą fotografię, którą publikuję. Nie fotografuję dla najbliższej rodziny. Nie mogę iść na skróty.

Francja, Fot. Karol Grygoruk| RATS Agency

Bez happy endu: To nie migracja jest problemem, tylko zamykanie na nią oczu

Coraz częściej Karol, poznając ludzi w lesie czy obozie dla uchodźców, wymienia się kontaktami. – Bardzo chciałbym poznać dalsze losy ludzi, którzy podzielili się ze mną swoimi historiami. Planuję przejechać przez europejskie stolice i zobaczyć, jak sobie radzą i jak obchodzi się z nimi system – opowiada.

Ale systemu nie ma. Ten, komu udaje się przekroczyć granicę Unii Europejskiej w Polsce, Chorwacji czy Grecji, prze dalej na Zachód, bo według konwencji dublińskiej osoba ubiegająca się o azyl jest zobowiązana pozostać w kraju, w którym złożyła wniosek, aż do czasu jego rozpatrzenia. W praktyce to nawet dwa lata. Po przekroczeniu granicy Unii zaczyna się więc wyścig z czasem i służbami. – To życie w cieniu i strachu przed wylegitymowaniem. Z Polski musisz dotrzeć do celu, np. do Berlina – bo jest blisko, może mieszka tam daleka rodzina, znajdzie się dla ciebie jakiś kawałek podłogi. Albo do Brukseli, bo wszyscy mówią, że tam jest lepiej i można liczyć na pomoc organizacji pozarządowych. Fakty są takie, że nie starcza jej dla wszystkich. W ten sposób wiele osób z kryzysu uchodźczego wpada w kryzys bezdomności. Szukając lepszego życia dla siebie i rodzin, ląduje na ulicy, pod mostem, w pustostanach – mówi Karol.

Bośnia i Hercegowina, Fot. Karol Grygoruk| RATS Agency

Z Polski wszystkie drogi prowadzą do Niemiec. Policjanci z Frankfurtu nad Odrą deklarują, że co tydzień dociera do nich około stu osób proszących o azyl. – Opowiadano mi, że czasem, gdy ktoś dowiaduje się, że jest już w Niemczech, mdleje z wyczerpania. Niemieccy funkcjonariusze są jednak wyszkoleni i przyjaźni. Mówią normalnym tonem, uśmiechają się, a w samochodach mają foteliki dla dzieci – mówi. Nie odsyłają też migrantów do Polski.

A co dzieje się później? – I to jest właśnie najbardziej przygnębiający fragment tej historii. Coraz częściej, po wszystkich trudach i traumach tułaczki, dla migrantów nie ma przyszłości – mówi Karol.
Ludzie bez znajomości języka i środków do życia starają się przetrwać w tymczasowych obozowiskach lub na ulicach wielkich metropolii, a tymczasowość staje się codziennością. – Namioty ukrywane są w parkach, pod mostami, w pustostanach – opowiada. – Szukając takich miejsc, trafiłem m.in. do opustoszałych hal przemysłowych, które wietnamscy migranci ogrzewali, paląc śmieciami. W kłębach dymu puszczali sobie na telefonach piosenki karaoke i śpiewali. To był moment normalności.

Wyspy Kanaryjskie, Fot. Karol Grygoruk| RATS Agency

Ich twarzy prawie nie widać na zdjęciach Karola – bo w większości nie chcą być fotografowani. Są nieufni, wycofani i zrezygnowani. Walczyli o lepsze, a znaleźli się na dole drabiny społecznej, nie wiedzą, co wydarzy się jutro, nie potrafią zapewnić przyszłości swoim dzieciom.

Tu pojawia się prawicowy argument: „nie możemy przyjmować migrantów, bo nie mamy im nic do zaoferowania. Życie w takich warunkach jest cierpieniem dla nich i dla nas”. – W rzeczywistości wymierające zachodnioeuropejskie społeczeństwa bardzo ich potrzebują i muszą się otworzyć na migrację, żeby się rozwijać. Czas zakończyć ideologiczną rozgrywkę i granie kartą „ochrony zachodnich wartości” – mówi Karol i wyjaśnia: – To nie migracja jest problemem, tylko zamykanie na nią oczu i wypieranie problemu, który nie zniknie, kiedy postawi się mur albo zarządzi stan wyjątkowy. Czas uświadomić sobie pozycję przywileju i odpowiedzialność, którą wspólnie ponosimy jako społeczeństwo. W podlaskich lasach umierają dziś uchodźcy z Afganistanu czy Iraku. Irak? Afganistan? A gdzie były nasze wojska w ciągu ostatnich 20 lat? Kto odpowiada za destabilizację tych terenów?

 

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij