Znaleziono 0 artykułów
15.11.2019

Karol Radziszewski: Cały ten queer

15.11.2019
Karol Radziszewski (Fot. Kuba Dabrowski)

Wystawa Karola Radziszewskiego „Potęga sekretów” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski jest jedną z pierwszych tak obszernych prezentacji kultury nieheteronormatywnej w instytucji publicznej w Polsce. Czy będzie ostatnią? Zanim nowy dyrektor, zapowiadający program „narodowo-religijnej odnowy sztuki”, przejmie tę galerię, rozmawiamy z artystą o sile coming outów, queerowej pamięci i proroczych rysunkach z dzieciństwa.

Przed nami siedem sal, dziesiątki dzieł – od obrazów po filmy – autorstwa bohatera wystawy, jak i zaproszonych przez niego gości. Są sztuka współczesna i wycieczki w przeszłość, eksperymenty, archiwalne śledztwa, setki dokumentów i przewodnik z opisami. Termin queer (pierwotnie: dziwny, osobliwy, odmienny) powtarzający się w kontekście wystawy, opisujący to, co wymyka się jednoznacznemu określeniu płci i tożsamości seksualnej, patronuje multimedialnej prezentacji twórcy, który sięga po najróżniejsze narzędzia i praktyki artystyczne. Urodzony w 1980 roku Karol Radziszewski, „nieukrywający swojej homoseksualnej tożsamości artysta” – jak o nim piszą, zaczynał wprawdzie jako absolwent malarstwa na warszawskiej ASP, ale od początku ciągnęło go w stronę filmów, fotografii, instalacji. Bywa kuratorem, kolekcjonerem i historykiem amatorem. Nie unika humoru i groteski, z lubością sięga zarówno do klasycznych tradycji artystycznych, jak i do kiczu popkultury. Nie dziwi więc tytuł podsumowującej jego działalność wystawy „Potęga sekretów” – niczym z romansidła albo pamiętnika nastolatki. 

Karol Radziszewski, „AIDS tapeta” 2012

Lubię hasła, które są wieloznaczne, i uważam, że pewna infantylność w tym tytule też jest jakoś queerowa – mówi Radziszewski. – Na najprostszym poziomie „potęga sekretów” kojarzy się z coming outem, ukrywaniem się, tożsamością. Ale zarówno mnie, jak i kuratorowi Michałowi Grzegorzkowi bardziej chodzi o nawiązanie do akcji ujawniania wielkich społecznych problemów, jak WikiLeaks czy Me Too, które w ostatnich czasach idą jak fala. To sekrety tłamszone latami i opresje, którym poddane były całe społeczne grupy: kobiety, mniejszości etniczne czy seksualne. 

Radziszewski zawsze lubił patrzeć na rzeczywistość z ukosa. Oglądać to samo co inni, tylko pod innym kątem, w innym oświetleniu. Dlatego sercem aktualnej wystawy jest queerowe archiwum, w tym – realizowany przez artystę od 2015 roku paradokumentalny projekt Queer Archives Institute, zgłębiający głównie historie i życiorysy z bloku wschodniego. Chodzi o znajdowanie wątków z przeszłości, na które można spojrzeć z odmiennej, bo queerowej perspektywy. Odnaleźć opowieści, które nie są łatwe do pochwycenia, o relacje, które nie są dopowiedziane. 

Zamiast retrospektywy

Wystawa początkowo miała być retrospektywą. – W styczniu kończę 40 lat. To miało być podsumowanie wieku średniego, ale postanowiliśmy z kuratorem trochę się temu wymknąć – wyjaśnia artysta. – Najbardziej znane moje prace wideo, jak „Kisieland” o twórcy pierwszego zinu gejowskiego Ryszardzie Kisielu, „America Is Not Ready For This” o Natalii LL, „Książę” o Grotowskim czy „Fag Fighters” o fikcyjnej gejowskiej guerilli, zostały przerzucone do programu filmowego kina w U-jazdowskim. Sama wystawa koncentruje się na archiwum i ostatnich pięciu latach mojej pracy.

Pojawi się m.in. „Poczet” queerowych bohaterek i bohaterów, czyli seria 22 obrazów, na których Radziszewski portretuje najwybitniejsze nieheteronormatywne postaci polskiej kultury. – To trochę queerowanie pocztu Matejkowskiego – śmieje się. – Zaczynam od polskich królów, w ten sposób pokazuję, że interesuję się nie tylko PRL-em, ale też nienormatywnością dawnej historii. Potem idę w kierunku XVIII, XIX wieku i dalej. Oprócz Gombrowicza, Andrzejewskiego, Iwaszkiewicza są choćby Narcyza Żmichowska i liczne Marie: Konopnicka, Dulębianka, Rodziewiczówna, Komornicka, Dąbrowska. Aż po Marię Janion, która kończy poczet jako żyjąca „królowa”.

Libuše Jarcovjáková, „T-Club (1983-1986)" (Fot. dzięki uprzejmości artystki)

W prezentacji artysty, zajmującego się dotąd męskością, kobiety pojawiają się chyba po raz pierwszy w takiej skali i na tak różnych poziomach. Od bohaterek pocztu po zaproszone artystki: 83-letnią diwę polskiej awangardy Natalię LL czy nagrodzoną na prestiżowym fotofestiwalu w Arles fotografkę z Pragi, Libuše Jarcovjákovą, której czarno-białe zdjęcia dokumentujące życie bohemy i środowisk gejowsko-lesbijskich w komunistycznej Czechosłowacji Radziszewski publikował w wydawanym przez siebie „DIK Fagazine”. 

Być królewną

Obok licznych świeżych prac Radziszewskiego z 2018 i 2019 roku zobaczymy jego osobiste archiwum z 1989 roku, swoisty pamiętnik tęczowego dorastania. – Gromadziłem swoje prace od szóstego roku życia – opowiada. – Dziesiątki szkicowników, szkolnych zeszytów wypełnionych rysunkami z datowaniem. Ciekawe, że najwięcej z nich pochodzi z przełomu 1989/1990, kiedy miałem dziewięć lat. Ujawnia się w nich cała moja queerowa kosmogonia. Królewny, które wyglądają jak drag queens, zamaskowana kobieta Zorro z uzi, projekty modowe, fotografie lalek. Te rzeczy odtwarzam dziś i cytuję w swojej sztuce, w przeskalowanej formie murali i obrazów. To, co teraz jest dla mnie najciekawsze, pojawiło się już wtedy. Potem tylko to rozwinąłem jako artysta.

To, co niegdyś ukryte, dziś – powieszone na ścianie w wielkim formacie – daje siłę. Na tym polega potęga uwolnionych sekretów i moc coming outu, bycia w zgodzie z samym sobą. Karol uważa, że paradoksalnie jest to może najbardziej polityczny moment wystawy. Oto nieśmiały dziewięciolatek w Białymstoku żyje sobie w bardzo konserwatywnym, bogobojnym otoczeniu. Nie wie jeszcze, że jest gejem (a kiedy za chwilę się dowie, to myśli, że jest jedyny na świecie, bo nikogo takiego nie zna i nie pozna, dopóki nie opuści Białegostoku). Jednocześnie następuje koniec komuny i wybuch wyobraźni chłopca, który nieświadomie rysuje te królewny oraz kreacje. I siebie samego jako królewnę, a innym razem jako ukrzyżowanego z psem – dodaje. – Proszę to śledzić na wystawie: ja to ten w okularach, tak siebie przedstawiałem. Miałem też wtedy własne lalki Barbie, ale to była wielka tajemnica, brat musiał przysiąc, że nikomu w szkole nie powie. 

Tak wygląda „potwór gender” w praktyce. Kiedy Karol był na agresywnie atakowanej białostockiej paradzie, słyszał kiboli wrzeszczących, że „u nas tego nie było, to wszystko z Zachodu przywiezione autokarami, to przez Unię Europejską”. – Jak widać, fakty są inne, trzeba się pogodzić, że gender samoistnie rośnie na podlaskiej glebie – śmieje się artysta. 

Hasztag Europa Wschodnia

Każda sala poświęcona jest innemu tematowi, jednak główne hasztagi wystawy według autora brzmiałyby: queer, archiwum, wschodnia i centralna Europa. A to dlatego, że są tu też prace dotyczące Białorusi i Ukrainy, które uważa za rejony bardzo inspirujące. Zobaczymy instalacje: „Invisible (Belarusian Queer History)”, która składa się z lokalnych „sekretów” z XX wieku, czy pokazana dotąd jedynie w Kijowie gablota z szufladami, w których znajdziemy historie krążące wokół ukraińskiego bohatera narodowego Tarasa Szewczenki.

Karol Radziszewski, „Maria Dąbrowska (1889-1965)” z cyklu „Poczet”, 2017 (Fot. dzięki uprzejmości artysty i Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie)

Jest sala o AIDS – traumie lat 80. – Także na poziomie wyparcia, sekretów, mitologii, tabu z tym związanego, aż po queerową śmierć – wyjaśnia. –Wyobrażenie sobie niereligijnego, niekatolickiego przejścia na drugą stronę. Dotyczyć tego będą nowe prace Natalii LL z serii „Dulce – Post Mortem”, po raz pierwszy wykonane przez nią z użyciem neonów.

„Potęga sekretów” polega też wreszcie na przywracaniu wymazywanych przez polską historię bohaterek, jak Ewa Hołuszko – pokazane zostaną fragmenty rozmowy, którą Radziszewski nagrał z transpłciową opozycjonistką, i jej gigantyczny portret. – To wielka bohaterka pierwszej Solidarności, która tylko dlatego, że dokonała tranzycji w 2000 roku, została wygumkowana z historii opozycji – mówi. – Na tej wystawie jest miejsce na przywracanie wątków, o które trzeba się upomnieć.

To praca „dla wspólnoty”. Tak samo traktuje włączenie w wystawę innych artystów i artystek. – Jak Beyonce robi album i umieszcza tam featuringi z gwiazdami, tak zaproszeni przeze mnie artyści dopełniają narracje, których nie dotknąłem albo nie czuję, że mam prawo mówić w tym imieniu – stwierdza Karol i dodaje, że oprócz wspomnianych wcześniej artystek pojawią się dzieła jego ulubionych twórców – Wolfganga Tillmansa czy AA Bronsona, jedynego żyjącego członka legendarnej kanadyjskiej grupy General Idea. On zresztą przyjedzie na wernisaż. Pokaże prace Ryszarda Kisiela i przygotowaną razem z Wojciechem Szymańskim rekonstrukcję erotycznej wystawy z lat 70. XX wieku, zorganizowanej przez Wojciecha Skrodzkiego, kuratora, który wyoutował się pod koniec swego życia.

Wystawa dla wszystkich

Czy bohater tego zamieszania nie obawia się zarzutów, że robi wystawę dla „środowiska”? – To jakby powiedzieć, że tylko większość ma prawo do reprezentacji w przestrzeni publicznej i do uznania, że jej komunikat może być ciekawy dla innych – odpowiada. – Przecież np. film o Henryce Krzywonos, jako kobiecie Solidarności, jest dla wszystkich, nie tylko dla kobiet, które się dowartościują faktem, że oprócz działaczy były też działaczki. Dlatego według mnie ta wystawa jest dla wszystkich. Jest atrakcyjna wizualnie i przyjazna dla publiczności, z wątkami historyczno-edukacyjnymi, a dopisek „dla widzów dorosłych” jest tam jedynie dlatego, że pokazujemy kilka magazynów erotyczno-gejowskich z lat 90. Mówimy z perspektywy mniejszości, ale dla większości, żeby mogła się dowiedzieć, poznać, zrozumieć. 

Na ile obecna prezentacja odnosi się do głośnej wystawy Karola Radziszewskiego „Pedały” z 2005 roku, która otworzyła temat homoseksualnej tożsamości w jego sztuce? Pokazał ją w prywatnym mieszkaniu, po niej otworzyły się przed nim galerie i instytucje. 
Opisywano ją jako pierwszą otwarcie homoseksualną wystawę w historii Polski – przypomina Karol. – Dla mnie wtedy, po coming oucie, najważniejsze było eksplorowanie mojej tożsamości homoseksualnego mężczyzny. Teraz interesuje mnie szersze spojrzenie, patrzenie choćby z perspektywy feministycznej czy oddanie głosu osobom trans, który w Polsce wciąż rzadko się słyszy. Musiałem dojść do takiej pewności siebie, jaką mam dziś, żeby stworzyć pole dla innych, niekoniecznie mówić o sobie. Temu służy Queer Archives Institute. To już nie jest „głos geja z Polski”, ale platforma spotkania. Dlatego po raz pierwszy w Polsce pokażę swoje historie mówione, wywiady ze starszymi osobami z całego świata, od Kijowa po São Paulo, które opowiadają o swoich nienormatywnych doświadczeniach i życiorysach.

Karol Radziszewski, „Powidoki”, kadr z filmu, 2018 (Fot. Materiały prasowe)

Teraz żyjemy życie 

Otwarcie „Pedałów” odbyło się na krawędzi tendencji kulturowych, gdy zaczynano mówić wprost o kwestiach tożsamości seksualnej. Teraz jesteśmy znów w trakcie jakiegoś przesilenia, w środku społeczno-cywilizacyjnego zderzenia. Co w tym kontekście znaczy obecna wystawa?
Mój coming out w 2005 też był w pewnym stopniu odpowiedzią na pierwszy rząd PiS i zakaz parady równości przez Lecha Kaczyńskiego – mówi Karol. – To sprowokowało mnie i wielu innych. Od tamtego momentu badania pokazują, że społeczeństwo jest coraz bardziej otwarte. Widzialność środowiska LGBT+ jest coraz większa, marsze równości są prawie we wszystkich miastach. Właśnie dlatego władza doszła do wniosku, że po migrantach to będzie najlepszy cel nagonki. A jednocześnie nie jest tak, że co pół roku otwiera się wielka queerowa wystawa w państwowych galeriach! Są jedynie pojedynczy artyści w zbiorowych pokazach. Może moja wystawa będzie na długo ostatnią, ale też jest jedną z pierwszych tak wielkich reprezentacji tych środowisk w dużej państwowej instytucji. Stanowi punkt, do którego będzie się można odnosić, nie przepadnie bez śladu. Pracujemy nad nią prawie dwa lata i nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, tak agresywnej nagonki, która się pojawiła i wpływa na nastroje społeczne. To na wielu poziomach ciekawy i dziwny moment, też w kontekście otwarcie homofobicznego dyrektora, który ma przejąć od nowego roku CSW po Małgorzacie Ludwisiak. Według planu będzie musiał przez trzy miesiące sobie radzić z wystawą, zanim ona się skończy.

Przyznaje, że na początku był bardziej konfrontacyjny. Żeby ratować siebie, musiał wchodzić w zwarcie z otaczającym światem, teraz chce dawać siłę innym, budować pozytywną alternatywę, do której można się odnosić nie tylko na zasadzie krytyki, ale tworzenia nowej narracji, mitologii. – Jeśli mam być tym czterdziestolatkiem z retrospektywą, to raczej dla uzyskania takiej pozycji, by móc powiedzieć: jest całe pole wolności, które można zagospodarować, a nie cały czas być w ping-pongu: czy rodzina zaakceptuje, czy religia pozwoli. To budowanie dla przyszłości. Być może niektóre pokolenia są już stracone, ale nie wszyscy młodzi są zainteresowani skrajną prawicą. Są tacy, którzy mają dużo większą wrażliwość społeczną. Na Instagramie, w necie, widać ogromną sferę queerowości w praktyce, w bawieniu się tożsamością. Wystawą „Potęga sekretów” odbijam się od tych wszystkich konfliktów. Trauma została już trochę przepracowana, jestem dojrzałym człowiekiem, który mówi: teraz żyjemy życie. 

*Karol Radziszewski „Potęga sekretów”, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, kurator: Michał Grzegorzek. 15.11.2019—29.03.2020.

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij