Znaleziono 0 artykułów
28.01.2022

Książka tygodnia: Piotr Oczko, „Pocztówka z Mokum”

28.01.2022
Piotr Oczko, „Pocztówka z Mokum” (Fot. materiały prasowe)

Za prawdziwość tej historii zaręczał sam Zbigniew Herbert – chodziło o tak zwaną holenderską tulipanową gorączkę. To bzik w rodzaju gorączki złota, ropy naftowej i innych tego typu gorączek, obiecujących rychłe dojście do milionów, chyba że po drodze sroga i ostateczna plajta wymusi samobójstwo. O legendach związanych z tym szaleństwem pisze Piotr Oczko. Ale w jego „Pocztówce z Mokum” przeczytamy znacznie więcej niż tylko o tulipanach. To piękny zbiór esejów.

Herbert – odwołując się do tulipanowej gorączki – posiłkował się nawet spisaną wówczas, za francuskim przekładem, wyceną jednej tulipanowej cebulki odmiany „Wice-Król”: „2 wozy pszenicy, 4 wozy żyta, 4 tłuste woły, 8 tłustych świń, 12 tłustych owiec, 2 beczki żyta, 4 baryłki przedniego piwa, 1000 funtów sera”. Przytoczony przez niego tekst był „co prawda literacki, ale wiarygodny”.

Tulipany dotarły do Holandii w 1562 r. Przywieźli je Francuzi żeglujący na trasie Antwerpia – Stambuł, gdzie rośliny te cieszyły się sławą i uwielbieniem. Stały się wyznacznikiem prestiżu i po dziś dzień są symbolem Holandii. Często okazywało się, że wyrosłe z cebulek kwiaty zmieniają kolor lub kształt płatków. Nie umiano sobie tego wytłumaczyć, a hodowcom zależało, by nowe cechy odnajdywały się w kolejnych generacjach. Dopiero od 100 lat wiadomo, że zmienność tulipanów powoduje złośliwy roślinny wirus.

W 1593 r. pewien profesor uniwersytetu w Lejdzie założył ogród botaniczny, w którym oczywiście miał tulipany. Złodzieje wykopali cebulki i tak zaczęto hodować kwiaty w całej Holandii, co doprowadziło do tulpengente – rzeczonej gorączki. Za kwiaty płacono krocie. Minęło kilkadziesiąt lat  samonakręcającego się szaleństwa i w 1637 r. podczas aukcji w Alkmaarze ponoć sprzedano cebulki za astronomiczną sumę 90 tys. guldenów. Aż rynek uległ przegrzaniu i tulipanowi spekulanci zaczęli topić się w holenderskich kanałach.

Holandia (Fot. Getty Images)

Tymczasem – pisze Piotr Oczko – to wszystko romantyczna blaga, zmyślony thriller. Co Herbert wziął za prawdę, jest w istocie fragmentem moralizatorskiej satyry. Nie było tulipanowego szaleństwa, a przynajmniej nie w tej skali, o jakiej opowiadają legendy. Przepiękne kwiaty kupowali najbogatsi, co uznawano za grzeszny i próżny luksus.

Chętnie wierzę Oczce, bowiem jego wiedza na temat Holandii jest dalece większa i głębsza niż impresje Herberta, kilkudniowego turysty do kraju tulipanów, wiatraków i – dalej posługujmy się stereotypem – rumianych dziewcząt, ubranych w białe koronkowe czepki, noszących saboty. A wnoszę to z książki „Pocztówka z Mokum”, gdzie przeczytamy znacznie więcej niż tylko o tulipanach.

To piękny zbiór esejów, bo i piękna dotyczy. Oczko rozbiera przed nami treść obrazów namalowanych przez dawnych holenderskich mistrzów (na wielu są również tulipany), tłumaczy ukryte symbole, a przez ich interpretację odnosi się do codziennego życia Holandii, przed wiekami i teraz. Z obrazów można dowiedzieć się, na czym stała holenderska medycyna, a to dzięki namalowanym przez największych (jest wśród nich oczywiście Rembrandt van Rijn) sekcjom zwłok. Obrazy pokazują też, czym była kalwińska moralność Holandii, bo są na nich sceny z burdeli, choć mało dosłowne, ale też opowieści o domach poprawczych dla upadłych dziewcząt i chłopców schodzących na złą drogę. Dzieła sztuki, które dzisiaj osiągają wartość wielu milionów dolarów, objaśniają holenderski rasizm tamtych wieków. Ale też graniczącą z obsesją skłonność do porządku, traktowanego jako jedna z najwyższych wartości – bo z jakiego innego powodu malarze przedstawialiby stragany ze szczotkami, portretowaliby sprzątaczki, panie domu trzymające miotły.

Są w książce Oczki – tłumacza, ale też historyka sztuki (choć w tym kierunku bez formalnego wykształcenia) – holenderskie kafle i wiatraki. Jest morze i wydzierane falom poldery. Tamy, kanały, łódki, flotylle statków handlowych, bowiem kiedyś Holandia byłą największą na świecie potęgą morską. Niemal sto procent fachowego języka żeglarzy wywodzi się z niderlandzkiego.

„Pocztówka z Mokum” to rzecz tak erudycyjna, że czapki z głów. Nadto Oczko kocha Holandię miłością pełną, bo wyrozumiałą. Kraj tulipanów, tam i wiatraków jest dla niego najlepszy do życia, choć nigdy nie przeprowadził się tam na stałe (powiada, że ze względu na wiek, ale w tej sprawie akurat mu nie wierzę). Ale też Oczko dostrzega pryszcze na nosie swojej miłości, opisuje je z nadzwyczajną czułością, bowiem miłość skazuje również na obcowanie z tym, co niepiękne.

Jeśli więc chcecie poznać Holandię, zanurzyć się w jej sztuce, architekturze, a także subtelnościach codziennego życia, przeczytajcie „Pocztówkę z Mokum” koniecznie. Dodatkowym bonusem niech będzie to, że zbiór esejów Piotra Oczki jest po prostu znakomitą prozą, a więc świetną lekturą.

Piotr Oczko, „Pocztówka z Mokum”, wydawnictwo Znak

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
Proszę czekać..
Zamknij